Rozdział XII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[pow. Fornal]

Dni zaczynają płynąć szybciej. Każda minuta spędzona z nią, to kolejny krok do nieba. I jej, i mojego. Staram się być przy niej ciągle, mając świadomość, że niedługo chodząc wokół po pokoju będę szukał jej dotyku i głosu, a w odpowiedzi otrzymam tylko ciszę, i ból jej odejścia.

Zostało 6 dni. Codziennie staram się spełnić jakiekolwiek marzenie. Chcę by była najszczęśliwszą osobą na świecie. Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej.

Jednego marzenia boję się spełnić. Po prostu nie potrafię, gdy słowa z trudem chcą przechodzić przez zablokowane jak niemowie gardło. I nie jest to skutkiem stresu. To przez łzy trzymane na siłę, by nie pokazać swojej bezsilności. Nie potrafię inaczej.

Jest lekko po północy. Idziemy po plaży wysłuchani w morskie fale, a nasze dłonie splatają się ze sobą. W tym momencie jestem sobą, jestem spełniony.

Dzięki szumowi morza spokój przemawia przez moją głowę. Dopełnia go fakt, że czuję delikatną dłoń szatynki splecioną z moją.

Patrzę się w dół, i spotykam się ze wzrokiem dziewczyny. Uśmiecha się do mnie delikatnie, jakby chciała powiedzieć mi "Spokojnie, wszystko w porządku". Tak, w tej chwili wszystko wydaje się perfekcyjne.

Rozglądam się wokół. Patrzę na morze. Nocą ten widok jest niesamowity. Brzeg wody jest przezroczysty. W oddali przenika wodę sama ciemność. Morze wraz z każdym centymetrem staję się coraz bardziej czarne. Linia widnokręgu stała się niewidoczna. Pokrywa się wraz z czarnym gwieździstym niebem.

Karolina wchodzi do wody. Puszcza moją rękę, i idzie trochę dalej.

Stoi w wodzie prawie że do pasa. W mojej głowie pojawiają się lekkie zaniepokojenia.

Nie ma żadnych fal.

Mimo to, boję się. Wiedząc, że w każdej chwili śmierć może mi odebrać czuję strach. Co jeśli w tym momencie odejdzie w pustkę? Co jeśli odejdzie w tą ciemność, i opuści mnie? Niech to nastanie jak najpóźniej...

Atakująca widząc moją zaniepokojoną minę wraca do brzegu morza. Staję na przeciwko mnie, i łapie mnie za rękę

Idziemy ciut dalej od brzegu.

Rozkładamy koc, i siadamy wpatrując się w ciemność i pustkę.

Kładę się, a Karolina leży trzymając głowę na moim torsie. Przyglądam się, patrząc w niebo. Czy ona też zostanie gwiazdą? Czy będzie świecić na naszym niebie? Jeśli tak, to będzie najjaśniejszą gwiazdą. Najpiękniejszą. Będzie sobą.

W oczach pojawiają się łzy. Zostało tak mało czasu. Niedługo już odejdzie, i stanie na firmanencie nieba, patrząc i opiekując się mną z góry.  Pojedyncza łza przejeżdża po moim policzku. Nie wytrzymuje. Łza spływa po łzie, a ja wtulam się w atakującą.

-Proszę cię, zostań ze mną jak najdłużej. Ja potrzebuję cię tutaj. Nie przytulę gwiazdy. Gwiazda nie będzie tobą.

-Tomek, gwiazda nie będzie mną, ale obiecuję ci, że to ja będę gwiazdą, twoją.- mówi, a z jej oczu również wylatują łzy.

6 dni...

_***_

Witajcie kochani!

Tak wiem, rozdział był wczoraj, ale był krótki więc wstawiam kolejny *też krótki* 😅

(Wyniki konkursu w kolejnym rozdziale,
kto nie widział zapraszam pod
poprzedni rozdział)

Jak się podoba rozdział? Piszcie w komentarzach 💋

A dziś po raz drugi- kto pyta nie błądzi!❤

Możecie zadawać pytania, będzie mi bardzo miło! Tu, lub w wiadomości prywatnej 😊

Buziaki!

Mth💋

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro