12. Coś się skończyło

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zapytałyśmy już Harry'ego, Rona, Ginny, Navilla, Seamusa, Deana, Lee Jordana no i oczywiście bliźniaków, ale nikt nie widział dziennika ojca.

Poszłyśmy do Wielkiej Sali, bo tam było teraz najwięcej osób, których moglibyśmy zapytać. Ze znajomych twarzy zauważyłam bandę Malfoya z liderem na czele i Adriana. Hermionie nie podobał się pomysł pytania się ich, ale nie kłóciła się.

— O, patrzcie kto idzie — powiedziała złośliwie Pansy, gdy zauważyła, że się do nich zbliżaliśmy — ta szlama Granger.

— Zamknij się, Parkinson — warknął Adrian.

— Cześć, wam — zaczęłam niepewnie. — Szukam dziennika. Widzieliście go może? — zapytałam spoglądając na Draco i Adriana.

— Piszesz pamiętnik? Jak uroczo. — Pansy zaśmiała się złośliwie.

— Nie twój interes, a po za tym czy ja mówię do ciebie? Nie wydaje mi się.

— Ja go nie widziałem — odparł blondyn nawet na nas nie patrząc.

— Ja też, ale mogę pomóc wam w poszukiwaniach — zaproponował szatyn.

— Nie, nie ma trzeba, nie chcę sprawiać kłopotu.

— Ale to nie będzie żaden kłopot. Jak wygląda?

— Emm... nieduży, oprawiony w czarną skórę, a z tyłu ma inicjały R. A. B.

— Dobra, poszukam go i popytam się innych.

— Dzięki — uśmiechnęłam się do niego, a on do mnie.

Odeszliśmy od nich, a Hermiona przybliżyła się do mnie mówiąc szeptem.

— Uważasz, że nie powinnaś była mówić im o dzienniku. Nie wolno im ufać.

Uwielbiałam Hermionę, ale denerwowało mnie, że ona była do nich taka uprzedzona, tylko dlatego że byli w Slytherinie.

— Hermiona, muszę pytać kogo się da. A sama widziałaś, Adrian zaproponował, że mi pomoże, więc chyba to nie był zły pomysł — odpowiedziałam również szeptem.

— Bo mu się podobasz.

Nawet jeśli to prawda, to i nawet lepiej. Jeśli mnie naprawdę lubi to, podejmie jakieś kroki, aby odnaleźć dziennik.

— Hej, wam — przed nami pojawiła się Katherine uśmiechając się do nas. Ucieszyłam się na jej widok, ale w obecnej sytuacji nie mogłam wysilić się na podobny gest. — Co robicie?

— Szukamy dziennika Regulusa — odpowiedziała szatynka — zgubił się.

— Tak — potwierdziłam jej słowa — widziałaś go może?

— Niestety nie, a kiedy zniknął?

— Dzisiaj zauważyłam, że go nie mam.

— O kurczę — wyglądała na przejętą. — Jeśli coś będę wiedziała, to cię poinformuję.

— Dzięki — uśmiechnęłam się blado, bo już któryś raz usłyszałam podobną odpowiedź od innych.

Popytaliśmy się jeszcze kilku krukonów i grupkę puchonów, ale bez rezultatu.

— Jeśli nikt go nie widział, to znaczy, że ktoś go ukradł — powiedziała Hermiona, gdy wychodziłyśmy na korytarz. — Bo w innym przypadku, ktoś musiał go wiedzieć — postawiła akcent na słowo ,,musiał".

— No tak — przyznałam jej rację — ale kto mógłby to zrobić i po co?

— Nie wiem.

Odwróciłam się słysząc, jak ktoś nawoływał mnie imieniem. W naszym kierunku biegł o dziwo Adrian.

— Mogę z tobą pogadać? — zapytał, a potem przeniósł wzrok na moją przyjaciółkę.

— A to ja pójdę, wypracowanie z eliksirów samo się nie zrobi — powiedziała Granger i pośpiesznie ruszyła w stronę wielkich schodów.

— O co chodzi? — zapytałam chłopaka.

— Wiem, że jesteś zajęta szukaniem dziennika, ale może chciałbyś iść kiedyś razem na spacer.

Skamieniałam. Byłam kompletnie zszokowana. Czy on zapraszał mnie właśnie na randkę? Nie to tylko spacer, tylko... spacer. Ale we dwójkę! Na brodę Merlina, co ja mam mu odpowiedzieć?!

— Eee... Yyy... ehh... t-tak, chętnie — odpowiedziałam jąkając się.

Adrian uśmiechnął się.

— Może w najbliższy weekend?

— Tak, jasne, może być — zgodziłam się.

— Super, to jesteśmy umówieni — uśmiechnął się jeszcze raz i poszedł w stronę lochów.

Przez chwilę jeszcze stałam w bezruchu. Czy to stało się naprawdę czy tylko mi się przyśniło. Jednak Hermiona miała rację. Chyba muszę zapamiętać, że ona nigdy się nie myli.

O Boże, jestem umówiona! Z chłopakiem!

Pov's Fred

Po grze w butelkę miałem małą kłótnie z Angeliną. Znowu zrobiła scenę zazdrości, choć obiecała mi, że już nie będzie tak robić. To już staje się coraz bardziej uciążliwe. Nie wiem, na co ja czekam. Miałem z nią zerwać zaraz na początku roku, ale cały czas to odkładałem.

Ale nie to martwiło mnie najbardziej. Wczoraj Al, powiedziała mi, że zaginął dziennik jej ojca i bardzo się tym przejąłem. Może nie potrzebnie, bo w końcu to tylko dziennik, ale widok jej zmartwionej twarzy sprawił, że chciałem jak najszybciej odnaleźć przedmiot i jej oddać. Razem z Georgiem przeszukaliśmy kilka miejsc, ale ani śladu.

Po lekcjach szedłem w stronę wierzy Gryffindoru. Obok mnie nie było Georga, bo dobijał targu z jednym gościem z Huffelpuffu. Cieszę się, że nasze produkty zaczynają cieszyć się coraz większym zainteresowaniem.

Skręcając w prawo spotkałem Angelinę. A dokładniej mówiąc, to się zderzyliśmy. Książki, które niosła w rękach, wypadły jej na posadzkę. Gdy wspólnie zaczęliśmy je zbierać, mój wzrok padł na notes, który z jakiegoś powodu wyglądał znajomo. Wstając z kucek, wziąłem go do ręki i spojrzałem na tylną okładkę.

R. A. B.

Ale przecież to dziennik ojca Alsephiny! Skąd on się u niej wziął? Po chwili zrozumiałem.

Spojrzałem gniewnie na dziewczynę, a ona miała przerażony wzrok.

— Co to jest? — zapytałem bez sensu, bo doskonale wiedziałem, co trzymałem w ręku.

 — Fred — zaczęła powoli — ja ci to wyjaśnię.

— Co ty mi chcesz wyjaśniać? — zapałem krzycząc, bo już nie mogłem opanować wściekłości, która się we mnie zebrała. — Wszytko jest jasne jak słońce. Ukradłaś to Alsephinie. I co niby chciałaś z nim zrobić, co?

— Fred...

— Odpowiadaj!

— Spalić...

— Powaliło cię? Ty masz świadomość, co ty zrobiłaś? To nie jest jej pamiętnik tylko dziennik jej zmarłego ojca! To jedyna pamiątka, która po nim pozostała, a ty chciałaś go zniszczyć?! Rozum ci odebrało?!

Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem taki wściekły.

— Ale ty w ogóle nie dajesz mi dojść do słowa! — rzekła desperacko, a w jej oczach pojawiły się łzy.

— Nie daje ci dojść do słowa, bo nie ważne co teraz powiesz, nie będzie miało to dla mnie znaczenia. Dlaczego? Bo przekroczyłaś granice. To koniec, Angelina. Z nami koniec.

Wyminąłem ją.

Angelina wołała, żebym nie odchodził, żebym jej wysłuchał, ale ja nie chciałem nawet jej widzieć. Robienie scen zazdrości i to... to było za wiele. Angelina była zazdrosna o Alsephinę i postanowiła w ten sposób jej dokuczyć. Ża-ło-sne.

Ja sam dopuszczałem się drobnych kradzieży, fakt. Ale ukraść coś, co ma wartość sentymentalną? Nie mogłem uwierzyć, że ona mogła zrobić coś takiego.

Nie chciałem o tym myśleć, chciałem jak najszybciej oddać Al dziennik. Ale nie było jej w pokoju wspólnym ani w Wielkiej Sali. Od Hermiony dowiedziałem się, że jest nad jeziorem z koleżanką.

Poszedłem tam od razu.

Towarzyszką Alsephiny była jakaś krukonka z blond włosami. Nie znałem jej za bardzo, ale to chyba ona zdobywała co roku największą liczbę punktów dla swojego domu.

Gdy byłem kilka metrów od nich, usłyszałem, że Alsephina śpiewa. Przystanąłem i zacząłem słuchać.

At first sight I felt the energy of sun rays
I saw the life inside your eyes
So shine bright, tonight you and I
We're beautiful like diamonds in the sky
Eye to eye, so alive
We're beautiful like diamonds in the sky
Shine bright like a diamond
Shine bright like a diamond
Shining bright like a diamond
We're beautiful like diamonds in the sky
Shine bright like a diamond
Shine bright like a diamond

Na brodę Merlina, jak ona cudownie śpiewa. I w ogóle jest taka piękna... znaczy piosenka, tak, chodziło mi o piosenkę, heh...

Siedziały przy brzegu i rozmawiały ze sobą. Poczułem minimalną ulgę słysząc śmiech brunetki. Dobrze, że ktoś poprawił jej humor.

Podszedłem do nich. Dziewczyna, która była z Al, przedstawiła mi się.

— Fred, coś się stało? — zapytała Black widząc moją nietęgą minę. — Gdzie podział się ten twój uśmiech?

— Odzyskałem dziennik...

Wyciągnąłem rękopis z torby, a na twarzy brunetki pojawiły się ulga, wdzięczność i zdziwienie.

Pov's Alsephina

Byłam trochę przygnębiona tym, że mimo poszukiwań dziennik nie został odnaleziony. Na szczęście była Katherine, która postanowiła poprawić mi humor. I byłam za to jej wdzięczna. Poszłyśmy na jezioro. Mimo chłodnego wiatru, było całkiem przyjemnie siedzieć nad brzegiem, pod wielkim dębem. Rozmawiałyśmy głównie każda o sobie, żeby lepiej się poznać.

— Czekaj, ty tak na poważnie? — zapytał niedowierzając. — Wymykasz się do Zakazanego Lasu, żeby spotkać się z centaurami?

— No oczywiście. Jak wiesz moim ulubionym przedmiotem jest astronomia i jest taka dziedzina jak astrologia, czyli wróżenie z ciał niebieskich. Mówią, że w gwiazdach jest zapisana przyszłość każdego z nas. Czy to nie jest fascynujące?

— Tak, to bardzo ciekawe, ale jeśli wyczytasz z gwiazd, że czeka mnie rychła śmierć, to mi nie mów. Wolę żyć w niewiedzy.

Blondynka zachichotała.

— Jak sobie życzysz. A jakie jest twoje hobby?

— Ja uwielbiam śpiewać —  odpowiedziałam uśmiechając się. — Marry i Paul często mówili, że mam talent.

— O, to zaśpiewaj mi coś — nie miałam ochoty śpiewać, ale ona zrobiła błagalną minę. — Proszę.

— Okey, okey.

Zamyśliłam się, przywołując w myślach swój śpiewnik i przypominając sobie tytuły. Gdy znalazłam tę odpowiednią, przypomniałam sobie melodię, rytm i zaczęłam śpiewać.

Shine bright like a diamond
Shine bright like a diamond Find light in the beautiful sea
I choose to be happy
You and I, you and I We're like diamonds in the sky
You're a shooting star I see
A vision of ecstasy
When you hold me, I'm alive We're like diamonds in the sky
I knew that we'd become one right away
Oh, right away
At first sight I felt the energy of sun rays I saw the life inside your eyes
So shine bright, tonight you and I
We're beautiful like diamonds in the sky
Eye to eye, so alive We're beautiful like diamonds in the sky
Shine bright like a diamond
Shine bright like a diamond
Shining bright like a diamond We're beautiful like diamonds in the sky
Shine bright like a diamond
Shine bright like a diamond
Shining bright like a diamond We're beautiful like diamonds in the sky
Palms rise to the universe
As we moonshine and molly Feel the warmth, we'll never die
We're like diamonds in the sky
You're a shooting star I see
A vision of ecstasy When you hold me, I'm alive
We're like diamonds in the sky At first sight I felt the energy of sun rays
I saw the life inside your eyes
So shine bright, tonight you and I
We're beautiful like diamonds in the sky Eye to eye, so alive
We're beautiful like diamonds in the sky
Shine bright like a diamond
Shine bright like a diamond Shining bright like a diamond
We're beautiful like diamonds in the sky
Shine bright like a diamond
Shine bright like a diamond

Skończyłam śpiewać i spojrzałam na blondynkę, żeby zobaczyć jej reakcję. Patrzyła na mnie z otwartymi ustami.

— Właśnie zaśpiewałaś, najpiękniej na świecie, moją ulubioną piosenkę — rzekła uradowana.

— Serio?!

— Tak! I uważam to za znak. Było nam przeznaczone się spotkać.

Obie zaczęłyśmy się śmiać. Jeśli prawdą jest, że nasze drogi miały się przeciąć, to muszę być wdzięczna losowi, że zesłał mi taką przyjaciółkę jak Katherine Snow. Udało jej się mnie rozśmieszy i choć na chwilę mogłam zapomnieć o moim zmartwieniu.

Usłyszeliśmy za sobą kroki, więc odwróciliśmy się. Fred właśnie szedł w naszą stronę. Zmartwiłam się, bo na jego twarzy nie było uśmiechu, a on zawsze był uśmiechnięty i radosny.

— Cześć, Fred.

— Cześć, dziewczyny.

— Ja cię znam — zaczęła blondynka z uśmiechem — ale ty pewnie mnie nie kojarzysz, jestem Katherine.

— Kojarzę — powiedziałem zgodnie z prawdą. — Miło mi poznać cię oficjalnie.

— Fred, coś się stało? — zapytałam zmartwiona. — Gdzie podział się ten twój uśmiech?

— Odzyskałem dziennik — wyciągnął go z torby i wręczył mi — ale nie uwierzysz, kto go ukradł...

__________________________________________________________________________

W rozdziale miała być inna piosenka, ale zdecydowałam się na tę, bo idealnie pasuje do Katherine. Wiecie, drogocenna jak diament. I brawo dla tych, co od razu domyśleli się, kto ukradł dziennik.

Opublikowano: 24.05.2021

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro