14. GD łamie dekret nr 24

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z nową nadzieją w sercu wróciliśmy z Hogsmaede. Podobał mi (i nie tylko mi) się pomysł, żeby Harry uczył nas obrony przed czarną magią. Mamy jeden, wspólny cel i to nas wszystkich zbliży do siebie. Jednak nasz zapał zgasł, gdy zobaczyliśmy nowy dokument ustanowiony przez profesor-landrynę-Umbridge. Wszyscy razem z innymi podeszliśmy bliżej, a Hermiona zaczęła czytać.

NA POLECENIE

WIELKIEGO INKWIZYTORA HOGWARTU

niniejszym rozwiązuje się wszystkie uczniowskie organizacje, stowarzyszenie, drużyny, grupy i kluby. Za organizację, stowarzyszenie, drużynę, grupę lub klub uważa się regularne spotkania trojga lub większej liczby uczniów. O pozwolenie na założenie nowej organizacji, stowarzyszenia, drużyny, grupy czy klubu można się stara i Wielkiego Inkwizytora (Profesor Umbridge). Żadna uczniowska organizacja, stowarzyszenie, drożyna, grupa lub klub nie mogą istnieć bez wiedzy i zezwolenia Wielkiego Inkwizytora. Każdy uczeń, który samowolnie utworzy organizację, drużynę, grupę czy klub lub wstąpi do takowej, zostanie wydalony ze szkoły.

Powyższe zarządzenie wydano na podstawi Dekretu Edukacyjnego Numer Dwadzieścia Cztery

Podpisano: Dolores Jane Umbridge, Wielki Inkwizytor

— I co teraz? — zapytała Katherine, gdy Hermiona skończyła czytać.

— Nic — odparła hardo Granger — i tak to zrobimy.

— Wyrzucą nas, jeśli nas przyłapią — przypomniała jej Ginny z niepokojem.

— Jeśli znajdziemy odpowiednie miejsce do ćwiczeń, to nas nie przyłapie, a nawet gdyby tak się stało, to też dobrze. Niech wie, że zagraliśmy tuż pod jej nosem.

— Kim jesteś i co zrobiłaś z Hermioną Granger? — zapytał żartobliwie Ron.

***

Następnego dnia wszyscy myśleli nad miejscem do ćwiczeń. Ktoś zaproponował Wrzeszczącą Chatę, ale Harry od razu powiedział, że tam jest za mało miejsca. To był mój pierwszy rok w Hogwarcie i nie znałam zamku tak dobrze jak inni, więc nie mogłam im za bardzo pomóc.

— Jesteś pewna, że tu znajdziemy to czego szukamy? — zapytałam sceptycznie odkładając kolejną księgę na bok.

— Tak, tu masz książki, z których dowiesz się wszystkiego na temat całego Hogwartu. Może znajdziemy jakąś przydatną wskazówkę — odpowiedziała mi szeptem Katherine kartkując strony.

Wzięłam kolejną grubą cegłę wzdychając. Lubiłam książki. Lubiłam je czytać. Ale tym razem miałam wrażenie, że tracimy tylko czas.

Po pół godzinie egzaminowania zakurzonych ksiąg, Katherine również się poddała.

— Chyba serio nic tu nie znajdziemy — rzekła niezadowolona.

Cisnęło mi się na usta ,,A nie mówiłam", ale powstrzymałam się.

— Chodź my coś zjeść — dodała po chwili.

— Jestem za.

Pozbierałyśmy nasze rzeczy i wyszłyśmy z biblioteki.

W drodze do Wielkiej Sali zobaczyliśmy biegnących gryfonów: Harry'ego, Hermionę, Rona i Nevilla.

— Hej, gdzie wy tak lecicie? — krzyknęłam za nimi.

— Neville, coś znalazł! — okrzyknęła Hermiona.

— Chodźcie z nami — zachęcił Ron.

Z Katherine rzuciłyśmy porozumiewawcze spojrzenia i pobiegłyśmy za nimi.

Zdyszani po szybkim wchodzeniu po schodach znaleźliśmy się na siódmym pietrze.

— To było gdzieś tutaj — powiedział Longbottom prowadząc nas korytarzami. Zatrzymał się, ale oprócz kamiennych ścian i kolumn nic nie było.

— Neville... ale tu nic nie ma — powiedziałam widząc konsternacje przyjaciół.

— Wiem, ale po prostu pomyślcie, że musimy znaleźć miejsce do ćwiczeń.

Zapanowała cisza. Skupiłam się i po chwili na jednej ze ścian zaczęły pojawi się duże, dwuskrzydłowe drzwi.

— O cholera! — powiedział zszokowany Ron.

— Tak, robi wrażenie — przyznał Harry.

Neville pchnął drzwi i weszliśmy za nim do środka. Naszym oczom ukazała się duża sala, a wielki żyrandol pod sufitem zaświecił się, jakby wyczuł naszą obecność.

— Cudownie Neville, znalazłeś Pokój Życzeń! — powiedziała uradowana Hermiona.

— Jaki pokój? — zapytał Ron najwidoczniej nierozumiejący o czym mówi szatynka. On w ogóle mało co ogarniał.

— Inaczej pokój ,,Przychodź-Wychodź", pojawia się, gdy ktoś naprawdę tego potrzebuje.

— A jakby komuś naprawdę chciało się pic? — dopytał rudzielec. — Zmęczyłem się tym bieganiem.

Po chwili po prawej naszej stronie pojawiła się umywalka z kranem i trysnęła z niej strumień wody. Chłopak od razu rzucił się do napełnienia swoich ust zimną wodą. Hermiona westchnęła.

— Nie mam do niego siły, ale tak ten pokój działa.

— Czyli co — podjęłam — mamy idealne miejsce do nauki.

— Na to wygląda — powiedział Harry. — Trzeba tylko poinformować resztę.

***

Następnego dnia wszyscy zainteresowani prawdziwą nauką przed czarną magią, zjawili się w Pokoju Życzeń i wpisali się na listę obecności stworzoną przez Hermionę. Szatynka zaczarowała pergamin z naszymi imionami tak, że kto zdradzi nasze miejsce spotkań spotka go niemiła niespodzianka.

— Patrząc po nazwiskach są wszyscy ci, którzy byli w barze Pod Świńskim Łbem — powiedziała Katherine patrząc na pergamin, który w tej chwili trzymałam ja.

— Przydałaby się nam jakaś nazwa — powiedziała Hermiona do całej grupy. — To da nam poczucie, że tworzymy zespół.

Wszyscy pokiwali głowami na znak zgody.

— Może Świta Pottera? — rzucił od razu jakiś krukon, a ja z bliźniakami prychnęliśmy ze śmiechu, bo ta nazwa brzmiała żałośnie.

— Ja bym wolał ,,Ministerstwo Magii To Sami Kretyni" — powiedział Fred.

Co prawda to prawda. Ale za długie jak na nazwę grupy tajnego stowarzyszenia.

— Miałam na myśli — powiedziała Hermiona rzucając Fredowi nieprzychylne spojrzenie — taką nazwę, która nie będzie się innym z niczym kojarzyć, żebyśmy mogli je używać poza spotkaniami.

— Grupa Defensywna? — podsunęła Cho. Nie wiem, o co chodzi z tą laska, ale zawsze gdy na nią spojrzę, to wpatruje się w Harry'ego jak na jakieś bóstwo. — W skrócie GD, nikt się nie połapie.

— Tak, GD jest dobre — włączyła się Ginny — ale jako skrót od ,,Gwardia Dumbledore'a", bo właśnie tego obawia się ministerstwo.

— Mi się podoba pomysł Ginny — powiedziałam od razu.

— Mi też — dodała Katherine.

— Nam też! — powiedzieli jednocześnie bliźniacy.

— Okey, okey — uspokoiła nas Hermiona. — Kto jest za GD?

Znaczna większość podniosła ręce.

— Przegłosowane... cudownie — rzekłam zadowolona i u góry na pergaminie zapisałam: GWARDIA DUMBLEDORE'A.

— Świetnie — rzekł Harry — jeśli to mamy już za sobą, to możemy przystąpić do ćwiczeń. Pomyślałem, że zaczniemy od Expeliarmusa. Podstawowe zaklęcie, ale bardzo przydatne.

— Daj spokój! — żachnął się Zachariasz Smith krzyżując ręce. — Myślisz, że Expeliarmus pomoże pokonać Sam-Wiesz-Kogo.

Przewróciłam oczami. Ten gość strasznie mnie irytował. Ciągle tylko narzekał.

— W czerwcu to zaklęcie uratowało mi życie — powiedział mu ostro Harry. — Ale jeśli uważasz, że to poniżej twojej godności to możesz wyjść.

Puchon nie ruszył się z miejsca. Uśmiechnęłam się dumnie w stronę Pottera. Nieźle mu przygadał.

— Dobrze — powiedział już łagodniej i zwrócił się do nas. — Dobieramy się w pary i ćwiczymy.

Wszyscy się go posłuchali. Byłam w parze z Katherine. Pokój wypełnił się okrzykami wypowiadanego zaklęcia. Blondynka wystawiła swoja różdżkę, ale mocno zaciskała na niej palce, żeby utrudnić mi zadanie. Ale dobrze. Lubię wyzwania.

Expeliarmus!

Nic się nie stało. Co mnie nie zdziwiło. Innym też nie szło za dobrze. Harry chodził między nami i korygował błędy, jakie ktoś popełniał.

— Skup się bardziej — poradziła łagodnie partnerka i to zdanie mi przypomniało mi moje lekcje z Lupinem. Zawsze przypominał mi o tym, żebym się bardziej skoncentrowała.

Wzięłam głębszy wdech i spojrzałam uważniej na różdżkę dziewczyny.

Expeliarmus!

Różdżka wyrwała się z ręki blondynki i poszybowała w moją stronę i zdecydowanym ruchem złapałam ją do lewej ręki. Zobaczyłam zdziwienie na twarzy krukonki.

— Brawo!

— To było bezbłędne, Al — podszedł do nas Harry z uśmiechem zadowolenia.

— Dzięki.

— Trzymaj tak dalej.

Harry poszedł dalej, a ja oddałam Katherine różdżkę mówiąc, że teraz jej kolej. Dziewczyna wypowiedziała zaklęcie, ale zamiast mnie rozbroić, uderzyła w stos książek stojący za mną.

— Musisz lepiej wycelować — powiedziałam, a ona kiwnęła głowa, na znak że rozumie. Powtórzyła inkantację i tym razem moja różdżka poszybowała gdzieś w bok. — Nieźle, Snow.

— Zdolniachy z was — nagle za moimi plecami pojawili się bliźniacy.

— A wy zamiast ćwiczyć tracicie czas na gadanie — powiedziałam zaczepnie.

— My już umiemy to zaklęcie — powiedział pewny siebie Fred.

— Ach, tak? Udowodnijcie — skrzyżowałam ręce zadzierają lekko głowę.

Obaj wyjęli różdżki, Fred wycelował w Zachariasza, który był po drugiej stronie sali, a George w Rona, który był kilka metrów od nas.

Expeliarmus! — rzucili jednocześnie, a różdżki puchona i młodszego Weasley'a wymknęły się im z rąk. Zdezorientowane miny chłopaków były bezcenne. Zdecydowanie znali to zaklęcie i posługiwali się nim perfekcyjne. Dobrze, że nie chcieli zrobić zakładu, bo bym przegrała.

— I co ty na to, Black? — George rzucił mi cwaniacki uśmieszek.

— Głupi zawsze ma szczęście — rzekłam, a Katherine prychnęła ze śmiechu. Nie chciałam pokazać, że ich umiejętności zrobiły na mnie jakiekolwiek wrażenie, bo ich ego by wzrosło, a i tak było większe niż Hogwart.

Po kilku minutach Harry ogłosił koniec spotkania. Wszyscy byli trochę rozczarowani, że tak szybko się skończyło. Ale Umbridge ustaliła, że o dziewiątej, nikt z uczniów nie może przebywać na korytarzach, więc trzeba było wracać do pokoi. Popatrzyłam na twarze przyjaciół. Chyba każdy był zadowolony z lekcji z nowym nauczycielem. Ale mnie najbardziej cieszyło, że wzięliśmy sprawy we własne ręce.


_______________________________________________________________________

Tym razem trochę krótszy...

Opublikowane: 17.06.2021

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro