15. Smak porażki

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez następny tydzień chodziłam na lekcję w bardzo dobrym nastroju. I to wszystko przez spotkania GD, które dodawały siły na zajęciach z Umbridge. Tuż pod jej nosem robiliśmy to czego ona i ministerstwo najbardziej się bało. Na jej wykładach nie robiłam tego, co kazała tylko odrabiałam zadnia domowe, żeby w wolnej chwili ćwiczyć zaklęcia obronne. Na ostatnich spotkaniach wszyscy zrobili postępy. Neville w końcu rozbroił Hermioną. Luna zrozumiała, że jak będzie bujać w obłokach, nie będzie podtrawiła skutecznie się bronić. Ginny udało się rzucić zaklęcie redukujące. Ja do perfekcji opanowałam Expeliarmusa. Katherine nauczyła się odpowiednie użyć zaklęcia spowalniającego. Jednym słowem... wszystko zaczęło się układać.

Ale to co dobre nie trwa wiecznie...

I tym razem nie było wyjątku od zasady...

Przez dekret ustanowiony przez Wielkiego Inkwizytora przestały istnieć wszystkie drużyny quidditcha. Na szczęście Umbridge została w jakiś sposób ubłagana i pozwoliła Gryffindorowi utworzyć na nowo drużynę. Ta wieść poprawiła humor Harry'emu, Ronowi i bliźniakom, którzy od razu zaczęli ciężko trenować do pierwszego meczu, który miał być ze ślizgonami.

W Wielkiej Sali panowało większe poruszenie niż zwykle. Wszyscy żyli dzisiejszym meczem w tym roku. Podzielałam nastój innych. Jeszcze nie miałam okazji podziwiać żadnego meczu quidditcha, a dzisiaj zobaczę moich przyjaciół w akcji. Chciałam życzyć zawodnikom szczęścia, ale gdy pojawiłam się przy naszym stole, okazało się, że nie ma żadnego z nich.

— Gdzie jest cała drużyna? — zapytałam dziewczyn siadając do śniadania.

— Już na boisku — odrzekła się Hermiona. — Przygotowują się.

— Ehh... — wydałam z siebie dźwięk niezadowolenia. — Kurcze, chciałabym życzyć im powodzenia.

— Spoko, jak szybko zjesz, to jeszcze zdążymy ich złapać — powiedziała Ginny, a ja od razu wzięłam się za jedzenie.

— Hej, dziewczyny — do naszego stołu dosiadły się Luna i Katherine. Obie miały na policzkach trochę farby w barwach Gryffindoru.

— O, będziecie nam kibicować? — zapytałam miło zaskoczona przeżuwając duży kęs tosta.

— Oczywiście — odparła Katherine — komuś trzeba, a nie zamierzam kibicować tej tchórzofretce.

— Tchórzo... co? — zapytałam zdezorientowana.

— Ach, zapomniałam — zreflektowała się blondynka. — Rok temu Moody za karę przemienił Malfoy'a we fretkę.

— Co?! — żachnęłam się i roześmiałam się głośno. — Szkoda że tego nie widziałam!

— Oj tak, to było piękne.

— Ja kibicuję gryfonom, bo mają realną szansę na wygraną — powiedziała łagodnym głosem Luna, a wszystkie spojrzałyśmy na nią i zapanowała chwila ciszy.

— Dzięki, że wierzysz w naszą drużynę, Luna — odezwałam się jako pierwsza posyłając jej przyjacielski uśmiech, który odwzajemniła.

Po szybkim śniadaniu Ginny i Luna poszły na trybuny, a ja z Hermioną i Katherine poszłyśmy spotkać się z naszą drużyną. Ale zanim to się stało, wpadliśmy na drużynę ślizgonów. Byli już gotowi do gry.

— Jesteście gotowe na przegraną, dziewczyny? — zapytał z drwiącym uśmieszkiem Malfoy.

— Na waszą przegraną? A i owszem — rzuciłam ciętą ripostą, a dziewczyny zaśmiały się.

— Jesteś zbyt pewna siebie, Black — rzekł prowokująco Warrington.

— Właśnie, zapomniałaś, że gra dzisiaj Weasley. Jest tak zestresowany, że przepuści każdego gola, dzięki niemu wygramy — dodał Draco, a reszta jego drużyny zaśmiała się.

— Odczep się od Rona, Malfoy — powiedziała wściekła Hermiona.

— Jak śmiesz do mnie mówić... szlamo.

Już chciałam się rzucić na blondyna i zrobić mu jakąś krzywdę. Nikt nie będzie obrażał moich przyjaciół, ale dziewczyny przytrzymały mnie.

— Nie, Al, nie warto, serio — szepnęła mi Hermiona.

— Chodźmy stąd — powiedział Warrington i drwiąco spojrzał na naszą trójkę.

Zaczęli się oddalać, ale Adrian stał w miejscu, a Draco powiedział na odchodne.

— A ty, Snow — zwrócił się do blondynki — powinnaś kibicować zwycięzcom, czyli nam.

Katherine w odpowiedzi pokazała mu środkowy palec. Ale jej gest go nie zraził, bo posłał jej cwaniacki uśmiech.

— Ugh... jaki arogant — skomentowała go z grymasem na twarzy.

Chciałam jej coś na to odpowiedzieć, ale Adrian złapał mnie za rękę i odciąg mnie kawałek od dziewczyn.

— Umówisz się ze mną jak wygram? — zapytał prosto z mostu opierając się o swoją miotłę.

— Dobra — odpowiedziałam. Musiałam się zgodzi, bo chłopak już mnie zapraszał, a ja odmówiłam. — Ale w takim razie musisz się postarać.

Chłopak rozpromienił się.

— Zrobię co w mojej mocy, żeby wygrać.

Ślizgon pobiegł do swojej drużyny, a dziewczyny posłały mi wymowne spojrzenia.

— Och, nie patrzcie tak na mnie i chodźcie do naszych.

Kiedy weszliśmy do namiotu, gdzie była cała drużyna, wszystkie spojrzenia spoczęły na nas.

— O hej, dziewczyny, co wy tu robicie? — zapytał Harry.

— Przyszłyśmy życzyć wam powodzenia — powiedziałam i spojrzałam na chłopaków i... kurcze to tak dobrze można wyglądać i sportowych strojach?

— Wiedziałem, że będziemy mogli liczyć na wasze wparcie — powiedział George z szerokim uśmiechem.

— To co buziak na szczęście? — zapytał się Fred, który zakładał na przedramiona ochraniacze.

— Ehh... ja spasuję — odrzekła Hermiona i odeszła do Rona i Harry'ego.

— Nie wiesz, co tracisz, Granger — zaśmiał się George i nastawił się do mnie policzkiem.

Bez większego zastanowienia dałam mu buziaka. Podeszłam do Freda, ale napotkałam wrogi wzrok Angeliny, a jej koleżanki też nie były zbyt zadowolone, że tu byłyśmy.

— Nie zwracaj na nią uwagi — szepnął Fred, gdy się do niego nachylałam. Łatwo mu mówić. To tylko jego ex. Nie ma się czym przejmować.

Pocałowałam jego w policzek i znowu spojrzałam na kapitana drużyny. Gdyby wzrok mógł zabijać, już leżałabym martwa.

Z grzeczności życzyłyśmy dziewczynom powodzenia i zbierałyśmy się do wyjścia, ale nagle odezwał się Harry.

— A my to co? My też potrzebujemy szczęśliwego buziaka.

— Nie zapomniałybyśmy o was.

Po ucałowaniu rudzielca i okularnika, w końcu poszłyśmy na trybuny. Czułam na twarzy chłodne powietrze, a wiatr targał mi włosy. Spojrzałam w niebo. Było szare, całkowicie pokryte chmurami.

— Nie najlepsza pogoda na mecz — zauważyłam.

— Tak, Harry będzie miał trudności w złapaniu znicza — rzekła Hermiona i potarła dłonie, żeby je rozgrzać.

— Już idą! — krzyknęła Ginny i wskazała gdzieś palcem. — Gryfoni górą! — prawdziwy z niej kibic.

Na boisko weszły obie drużyny. Tłum zaczął krzyczeć i klaskać. Kapitanowie uścisnęli sobie ręce, zawodnicy dosiedli swoich mioteł, pani Hooch dmuchnęła w gwizdek i gra się rozpoczęła.

Obserwowałam z zapartym tchem jak czternastu zawodników. Mimo że kibicowałam swoim, to musiałam przyznać, że przeciwnicy byli dobrzy. Nie minęło dużo czasu, a Ron przepuścił już trzy gole. Było źle, bardzo źle. Nasi ścigający nie mieli nawet szans zbliżyć się do jednej z trzech pętli oponenta.

— ... Katie Bell mija Pucey'a, podaje do Angeliny — cały mecz komentował Lee Jordan. — Johnson mija Warringtona, już mknie w stronę bramek ślizgonów... I JEST! GOL DLA GRYFFINDORU! Trzydzieści do dziesięciu dla ślizgonów.

Wszyscy, którzy kibicowali gryfonom, zaczęli głośno wiwatować. Jest jeszcze szansa na to, że wygramy.

Gra była zacięta. Co chwilę ścigający odbierali sobie kafla, a jak ktoś się zbliżał, pałkarze z przeciwnych drużyn skutecznie ich powstrzymywali. W pewnym momencie zobaczyłam jak Adrian sprytnie ominął Rona i zdobył gola. Ślizgoni ryknęli z radości. Czterdzieści do dziesięciu dla Slytherinu. Po tej akcji chłopak podleciał w moją stronę i powiedział dumnie.

— Ten gol był dla ciebie.

Uśmiechnęłam się rumieniąc się przy tym i sekundę później coś uderzyło chłopaka w plecy i poleciał kilka metrów w dół. Okazało się, że to George posłał tłuczek w stronę Pucey'a.

— Ups... to było niechcący! — krzyknął do niego. Jakoś nie chciało mi się wierzyć, że zrobił to przez przypadek. 

— Mogłeś bardziej mu przyłożyć, brat! — zaśmiał się jego bliźniak. — Będzie miał tylko siniaki.

— Chłopaki! — krzyknęłam do nich udając oburzoną zachowaniem bliźniaków.

— Sorki Al, ale sama wiesz, że quidditch to brutalna gra — zaśmiali się obaj i polecieli dalej.

Miałam świadomość, że ta gra nie jest dla cieniasów. Ale byłam na sto procent pewna, że Adrian dostał tłuczkiem specjalnie. Tylko dlaczego? I tak straciliśmy gola.

— Nic ci nie jest?! — krzyknęłam do bruneta, który wzniósł się na miotle.

— Tak, trochę plecy bolą, ale to nic — posłał mi uśmiech i poleciał kontynuując mecz.

Z dziewczynami kibicowaliśmy naszym. Modliłam się, żeby Ron nie przepuścił już żadnej piłki. Dopingowałyśmy dziewczynom, które walczyły o dominację na boisku, podziwiałam siłę bliźniaków, gdy odbijali tłuczki w widowiskowy sposób. Byli naprawdę dobrzy. I... wkurzałam się na to, że Harry jeszcze nie złapał znicza! Co on robił do cholery!

— Ciągle się na nich gapisz — zauważyła Katherine z uśmieszkiem, kiedy Fred mocno odbił tłuczka w stronę Warringtona.

— Nie, wcale nie — odpowiedziałam speszona, jakby ktoś przyłapał mnie na czymś niestosownym.

Nagle koło mojej głowy zatrzepotały złote skrzydełka malutkiego znicza, a po tym przelatującego Harre'go tuż nad naszymi głowami.

— Dalej Harry! — krzyknęłam w tym samym momencie co Ginny.

Harry gonił znicza. Mało mu brakowało, żeby go dosięgnął, ale nagle nie wiadomo skąd pojawił się Malfoy i zrównali się ze sobą. Gnali z zawrotną prędkością. Z zapartym tchem obserwowałam jak obaj rywalizują o wygraną, którą miał im dać złoty znicz. Obaj wyciągnęli ręce w stronę piłeczki. To działo się bardzo szybko. Jeszcze trochę i... tak! Harry złapał znicza! Dosłownie sekundę wcześniej, zanim zrobił to Malfoy.

Kibice Gryffindoru ryknęli z radości! Tak! Wygraliśmy!

ŁUUP!

Tłuczek ugodził Harry'ego i spadł z miotły. Na szczęście nie był za wysoko, więc upadek nie był zbytnio groźny. Usłyszeliśmy głośny gwizdek pani Hooch.

— Idziemy! — zażądała Hermiona i wszystkie cztery biegiem ruszyłyśmy za nią na murawę, gdzie lądowali zawodnicy.

Gdy byłyśmy już blisko, usłyszałyśmy rozmowy.

— Nic ci nie jest? — zapytała Angelina Harry'ego.

— Nie — odpowiedział, ale ja widziałam, jak masuje sobie obolałe ramię.

— To ten bydlak Crabbe. Odbił tłuczka w momencie, gdy zauważył, że złapałeś znicza. Co za niesportowe zachowanie!

Draco wylądował obok nich. Był blady z wściekłości, ale uśmiechnął się szyderczo.

— Uratowałeś tyłek Weasley'owi, co? Jeszcze nigdy nie widziałem tak beznadziejnego obrońcy. No ale czego się spodziewać, cała ta rodzina to banda, mieszkających w chlewie, nieudaczników.

Fred i George zesztywnieli na dźwięk jego słów, a to nie wróżyło nic dobrego. Angelina wzięła Freda pod ramie. A ja szybko chwyciłam Georga na wszelki wypadek.

— Olej go, niech sobie powrzeszczy, nie może pogodzić się z przegraną.

— Ale ty lubisz Weasley'ów, co nie, Potter? — mówił dalej. — Tylko nie pojmuję, jak wytrzymujesz ten smród, ale w końcu wychowałeś się wśród mugoli, więc tobie nawet ta rudera Weasley'ów nieźle pachnie...

Bliźniacy i Harry, chcieli się rzucić na niego, ale ścigające trzymały Freda, ja z Katherine trzymaliśmy Georga za ramiona, a Hermiona z Ginny przytrzymywały rozgniewanego do czerwoności Harry'ego.

— Padło ci na mózg, wiesz? — powiedziała rozgoryczona Katherine, ale chłopak ją zignorował.

— A może ty po prostu pamiętasz, Potter, jak cuchnął dom TWOJEJ matki i ten chlew Wesley'ów przypomina ci...

Nieświadomie rozluźniłam uścisk nie wierząc w to, co właśnie usłyszałam i George od razu to wykorzystał i wyswobodził się i z impetem rzucił się na blondyna. Harry'emu też udało się wyrwać się dziewczynom i ruszył do pomocy młodszemu bliźniakowi. Kompletnie zapomnieli, że wszyscy nauczyciele ich obserwują. Obaj chcieli zadać mu ból. I nie dziwię się, sama z chęcią bym mu przyłożyła. Fred, który był lepiej pilnowany, próbował wyrwać się dziewczynom, ale bez skutku.

— Paście mnie, zabije gnoja!

George bił Malfoy'a z całych sił rzucając przy tym przekleństwa.

— Harry! George! Przestańcie! — krzyknęłam na całe gardło, bo cały tłum swoim rykiem zagłuszał wszystko. Dziewczyny były przerażone całą tą sceną.

Impedimento! — zaklęcie rzucone przez profesor McGonagall, która zeszła z trybun, odrzuciło chłopców na kilka metrów.

— Co wy wyprawiacie, Potter, Weasley? Jeszcze nigdy nie widziałam takiego zachowania.

— Malfoy nas sprowokował — burknął Harry.

— Sprowokował was?! Przegrał właśnie mecz i nic dziwnego, że chciał was sprowokować. I co on wam takiego powiedział...

— Obraził naszych rodziców — warknął George. — I matkę Harry'ego.

— A wy zamiast poczekać na panią Hooch — wskazała na nauczycielkę latania, która właśnie pomagała Malfoy'owi wstać — rzuciliście na niego we dwóch?! Macie oboje tygodniowy szlaban.

— Ekhem.

Wszyscy odwrócili się w stronę dźwięku, który już każdy z nas dobrze znał. Dolores Umbridge właśnie wkroczyła do akcji. No super, jeszcze jej tu brakowało.

— Widzę, że masz jakiś problem Minerwo. Może ci pomogę — powiedziała jadowitym głosem, a jej zielony płaszcz jeszcze bardziej upodabniał ją do ropuchy,

— Nie trzeba, już wyznaczyłam im karę.

Umbridge zaśmiała się sztucznie.

— Za takie zachowanie zasłużyli sobie na coś więcej niż szlaban.

— Przykro mi Dolores, ale jestem opiekunką ich domu i liczy się tu moja opinia.

— Minerwo — podeszła do niej wolnym krokiem, jakby rozkoszowała się tą sytuacją — ale ja jestem Wielkim Inkwizytorem i musisz pogodzi się z faktem, że moja opinia też się liczy. Właśnie dostałam od ministra nowe rozporządzenie — wyciągnęła zwój pergaminu i zaczęła czytać. — Dekret Edukacyjny Numer Dwadzieścia Pięć...

A niech się wypcha tymi swoimi dekretami.

— ... Wielki Inkwizytor odtąd będzie miał prawo w podejmowaniu decyzji w zakresie wymierzania kar, nakładania sankcji i pozbawiania przywilejów uczniów Hogwartu. Podpisano: Korneliusz Knot, Minister Magii, Order Merlina pierwszej Klasy.

Zwinęła pergamin i uśmiechnęła się do nas jadowicie. Bałam się tego, co zaraz powie.

— A zatem... stosowną karą dla tych dwojga — wskazała na Harry'ego i Georga — będzie dożywotnia dyskwalifikacja z rozgrywek w quidditcha.

Zobaczyłam jak na twarzach chłopaków pojawia się zdziwienie a potem gniew. W oczach Georga zobaczyłam zawód i smutek. Widziałam jak zaciskał pięści ze złości.

— Dyskwalifikacja? — powtórzył Harry.

— Dożywotnia? — dodał George.

— Tak, panowie. Dotyczy to was obojga. I uważam, że dyskwalifikacja obejmie też twojego brata bliźniaka panie Weasley, bo jestem pewna, że gdyby nie koleżanki, to i on rzuciłby się na pana Malfoy'a. Miotły zostaną wam skonfiskowane i przekazane mnie. Reszta drużyny może grać. To wszystko. Do widzenia.

Gdy ropucha opuściła boisko, inni też zaczęli się rozchodzić wolny krokiem. Widziałam wielki smutek w oczach bliźniaków i Harry'ego. Chciałam do nich podbiec i przytulić, ale chyba nic by to nie dało. Wiem, że teraz chcą pobyć sami.

Zobaczyłam Malfoy'a z zakrwawionym nosem. Na jego widok wezbrała się wie mnie nienawiść. To wszystko jego wina.

Podeszłam do niego szybkim krokiem i sprzedałam mu tak siarczysty policzek, że jego głowa przekręciła się na bok.

— Nauczyłbyś się w końcu przegrywać. I jak mogłeś mówić takie rzeczy?! Serca nie masz?

Gdy obiecał, że nie powie swoim rodzicom o moim istnieniu, pomyślałam, że nie jest taki zły jak wszyscy o nim mówią, ale teraz... nie wiem co o nim myśleć.

Katherine dala mu z liścia w drugi policzek i powiedziała.

— Jesteś tak zadufany w siebie, że nie mogłeś powstrzymać się o poniżania innych? Już to mówiłam, ale się powtórzę: dupek z ciebie.

Blondynka wzięła mnie pod rękę i w ponurych nastrojach odeszliśmy od niego.

Mimo że mecz wygrał Gryffindor, to czułam czuła gorzki smak u ustach, jakbyśmy jednak to my ponieśli porażkę. W rzeczywistości tak właśnie było.

_________________________________________________________________________

Miałam dodać rozdział wczoraj, ale nie był skończony, a nie chciałam pisać go na szybkiego i dawać wam coś, z czego nie jestem zadowolona. Na kolejny nie będziecie musieli tyle czekać.

Opublikowano: 27.06.2021

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro