17. Gryfon, który stchórzył

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Biegłam, biegłam ile sił w nogach. Słone łzy płynęły po policzkach jak małe rzeczki pełne bólu. Jak ja mogłam być taka naiwna?! Przecież w mugolskich szkołach chłopcy zawsze mi dokuczali i co, tu miało się coś zmienić? Jak widać, nie. Nadal jestem obiektem drwin. Byłam zakładem...

Nawet nie wiem, kiedy zdyszana dobiegłam do chatki Hagrida. W swoim ogródku hodował wielkie dynie. Tak wielkie, że można było się za nimi skryć i nikt by cię nie zauważył. Ja z pewnością nie chciałam być teraz widziana przez kogokolwiek.

Schowałam się i usiadłam na wilgotnej ziemi opierając się plecami o twardą powłokę rośliny. Dopiero wtedy pozwoliłam sobie na szloch. Szloch, który brzmiał jak u małej, przestraszonej dziewczynki. Jednak o dziwo szybko przestałam płakać, a smutek powoli ustępował. A w zamian pojawił się gniew. Byłam wściekła na Pucey'a za to, co zrobił. Zakpił ze mnie! Ze złości podniosłam kamień z ziemi i cisnęłam go w mało znaczącym kierunku.

— Wo, spokojnie, bo przez ciebie już nie będę taki piękny — powiedział George uchylając się przed pociskiem.

— Oj, przepraszam, nie wiedziałam, że ktoś za mną będzie szedł.

— Myślisz, że zostawiłbym cię samą w takim stanie? — usiadł koło mnie i posłał mi uśmiech, ale po chwili spoważniał. — Jak się czujesz?

— Jak idiotka.

— A nie powinnaś, Adrian to dupek i tyle.

Z frustracji wstałam i zaczęłam chodzić w tą i z powrotem.

— Nie, George. Ty nic nie rozumiesz — zaczęłam gestykulować, zawsze tak miałam, gdy wiele emocji mną szargały. — On mnie wykorzystał do jakiegoś głupiego zakładu. Dałam się tak łatwo omamić, zmanipulować. A kim najprościej manipulować? Idiotami i półgłówkami. Tak więc... jestem idiotką.

— Nie, Al. Mylisz się — chłopaka też wstał i złapał mnie za ramiona. — Posłuchaj, ty po prostu masz dobre serce. Chciałaś nawiązać z kimś relację jak każdy normalny człowiek. Tylko trafiłaś na nieodpowiednią osobę. Zdarza się. Ale nie powinnaś się przejmować, bo wokół siebie masz masę ludzi, dla których jesteś ważna. Ja i Fred, Syriusz, Remus, Hermiona, Katherine i jeszcze wielu, wielu innych.

Spuściłam głowę.

— Masz rację... ale — nie wiedziałam jak mu wyjaśnić to co czułam — kiedyś w piątej klasie był chłopak, który mi się podobał. Był jedną z niewielu osób, które ze mną rozmawiał. Zbliżał się dzień zakochanych i miałam nadzieję dostać od jego przyjacielską walentynkę. Ale on wysłał go innej. Później przestał się do mnie odzywać z niewiadomego powodu. A teraz... ta sytuacja z Pucey'em. Mam wrażenie, że nie jest mi pisana miłość.

— Co ty w ogóle gadasz?! Twoja miłość jest bliżej niż myślisz.

— Skąd możesz o tym...

Nie dane mi było skończyć, bo George objął dłońmi moją twarz i zakrył wargami moje! George Fabian Weasley właśnie mnie pocałował! Nie wiem dlaczego, ale zamknęłam oczy i odwzajemniłam pocałunek. Ku mojej radości a zarazem przerażenia chłopak ponownie musnął moje wargi. Miałam motyle w brzuchu. To uczucie było cudowne a zarazem dziwne i drażniące.

Kiedy odsunęliśmy się od siebie, zobaczyłam jak jego oczy się błyszczały. Błyszczały się jak nigdy indziej. A na moje policzki wpłynął zdradziecki rumieniec. Patrzyliśmy się na siebie przez dłuższą chwilę.

— Ja... ja... — byłam tak oszołomiona gestem chłopaka, że nie wiedziałam co powiedzieć. — Przepraszam.

Powiedziałam i zrobiłam coś głupiego, ale tylko to przyszło mi w tamtej chwili do głowy, uciekłam.

***

Musiałam komuś o tym powiedzieć, bo w przeciwnym wypadku wybuchnę od tych emocji. Jednak Hermionę nigdzie nie było. Ginny raczej woli nie słuchać o tym, że jej brat całował jej przyjaciółkę. Została mi Katherine. Tylko gdzie mogła by być?

Na korytarzu zaczepiłam jakiegoś krukona i zapytałam się, czy ją widział. Dowiedziałam się, że jest w swoim dormitorium. Świetnie, jak ja mam się dostać do pokoju wspólnego Ravenclawu?

— Muszę koniecznie się z nią spotkać — powiedziałam chłopakowi. — Możesz podać mi wasze hasło?

Chłopak głośno się zaśmiał.

— My nie mamy hasła. Żeby dostać się do pokoju, trzeba rozwiązać zagadkę Sfinksa. A nie jest to takie proste.

Co?! Jaką zagadkę?! I jaki Sfinks?! Czemu życie daje mi ciągle pod górkę?

Mogłam iść do Sowiarnii i stamtąd wysłać jej wiadomość, ale to zajęłoby więcej czasu. A po za tym mogłabym po drodze napotkać tego Weasley'a.

Skierowałam się do wieży krukonów. Przy wejściu faktycznie stał Sfinks. Gdy podeszłam bliżej kamienny posąg otworzył oczy i przemówił.

— Aby wejść musisz odpowiedzieć na moją zagadkę. Co było pierwsze feniks czy płomień?

Co? Cholera myślałam, że zapyta o to samo co Edypa.

Dobra, Al uspokój się, może jak się zastanowisz to rozwiążesz tą łamigłówkę. Rusz te swoje szare komórki!

Z książki ,,Magiczne zwierzęta i jak je znaleźć" przeczytałam, że feniksy mogą żyć wiecznie, bo mają zdolność reinkarnacji. Stawały w płomieniach i odradzały się z popiołów jako pisklęta. Ale jak ta informacja miała mi pomóc? Ciekawe czy krukoni zawsze znają odpowiedź na zagadki Sfinksa.

Feniksy żyją wiecznie — myślałam sobie w głowie — bo cały cas odradzają się z popiołów. Tak w kółko... w kółko...

Tak! Już wiem! Na brodę Merlina, jestem genialna.

— Koło nie ma początku ani końca — odpowiedziałam z dumą.

— Odpowiedź poprawna.

Posąg znieruchomiał, a w zamian pojawiło się wejście. Ha, udało się! Rozejrzałam się i szybko dojrzałam Snow, która siedziała przy kominku i czytała jakaś wielką księgę.

— Katherine! — krzyknęłam, a dziewczyna aż podskoczyła ze strachu.

— Al?! Jak ci się udało cię tu dostać?

— Sama się zastanawiam — zaśmiałam się nerwowo — ale to teraz nie ważne. Nie uwierzysz, co się stało.

Katherine zaciekawiona odłożyła książkę i usiadła wygodniej na sofie.

— Mów.

Zaczęłam opowiadać ze wszystkimi szczegółami. Kto, gdzie i jak. Po prostu wszystko. Najpierw akcję nad jeziorem a potem pocałunek Georga.

— Co zrobiłaś?! — zapytała zszokowana i lekko oburzona, gdy skończyłam mówić. Kilkoro krukonów spojrzało w naszym kierunku przez jej gwałtowną reakcję.

— Ja wiem, to było głupie. Ale zrozum, to była pierwsza taka sytuacja w moim życiu, nie wiedziałam co robić. A po za tym kiedy się poznaliśmy, ja i George byliśmy przyjaciółmi.

— Zdarza się, że w przyjaźniach damsko-męskich któryś z przyjaciół się zakochuje. Pocałunek wszystko komplikuje. Ale ważne jest teraz, żebyś się uspokoiła.

Kazała mi wziąć kilka głębokich wdechów. Na szczęście pomogło.

— Po tym jak uciekłam, nie mam odwagi do niego podejść — powiedziałam, gdy mój głos się uspokoił.

— Wiem, rozumiem — powiedziała łagodnie i mnie przytuliła. — Jestem pewna, że się wszystko ułoży — może i się ułoży, ale już nie będzie tak samo, ale żadna z nas nie chciała tego przyznać. — A i jeszcze jedno pytanie. Malfoy?

Katherine nie mogła uwierzyć, że Draco zrobił coś bezinteresownego i w sumie ja też.

— Tak. To on zaciągnął bliźniaków nad jezioro i powiedział mi o zakładzie.

— No nieźle. Ciężko mi to przyznać, ale gdyby nie on, to Pucey dopiąłby swego.

— Racja, będę musiała mu podziękować.

Następnego dnia, na pierwszej lekcji, którą były eliksiry, usiadłam obok Hermiony i chłopaków.

— Słyszeliśmy, o tym co się stało — rzekła szeptem. Oczywiście, że słyszeli. Plotki w Hogwarcie roznoszą się szybciej niż Ron zjadał pieczone udka. — Jak się trzymasz?

— Jakoś — rzekłam bez emocji, ale prawda była taka, że ciągle o tym myślałam, a najbardziej o tym pocałunku.

— Jak on mógł ci to zrobić?! Gdy go spotkam, dastanie ode mnie takie lanie — odezwał się tym razem Harry z zaciśniętymi pięściami.

Nagle do sali wszedł Adrian i przykuł naszą uwagę. Nie wyglądał najlepiej. Miał podbite oko, spuchnięty policzek i rozciętą wargę. To była chyba sprawka Freda i Draco. Nie wiem czemu, ale uśmiechnęłam się. Dostał za swoje.

— Chyba już nie będziesz musiał — rzekł Ron, widząc w jakim stanie jest ślizgon.

Musieliśmy zakończyć nasze rozmowy, bo Snape rozpoczął właśnie lekcję.

Po dwóch godzinach dogoniłam Draco na korytarzu.

— No cześć, co tam? — powiedział, gdy go zatrzymałam.

— Ja... chciałam ci podziękować, co dla mnie zrobiłeś. Gdyby nie twoja interwencja, to dalej tkwiłabym w toksycznej relacji.

— Nie ma sprawy, Al. W końcu jesteśmy rodziną. Tylko gdybym wiedział o tym zakładzie wcześniej, nie dopuściłbym, żeby Pucey chociażby się do ciebie zbliżył.

Moje kąciki ust drgnęły ku górze. To było miłe z jego strony.

— I tak dużo zrobiłeś.

— Alsephina możemy pogadać? — koło nas pojawił się Adrian. To nie był już ten sam pewny siebie chłopak. Fred i Draco dali mi lekcję pokory.

Nie zdarzyłam nawet otworzyć ust, a Malfoy już stanął między mną a brunetem.

— Po tym co się wydarzyło, myślisz że ona ma ochotę z tobą rozmawiać?! — prychnął. — Lepiej się zmywaj, chyba że chcesz drugie limo do kolekcji.

Położyłam dłoń na ramieniu blondyna, żeby go uspokoić.

— Draco, spokojnie. Chodźmy stąd.

Chłopak odpuścił i poszliśmy dalej.

— Jeśli nadal będzie cię zaczepiać, poinformuj mnie o tym — rzekł blondyn, a ja kiwnęłam głową.

Trochę trudno mi pojąć zachowanie kuzyna. W jednej chwili obraża moich przyjaciół, a w drugiej broni mnie przed tymi, co nie chcą dla mnie dobrze. Dlatego też nie wiem, czy mam być do niego pokojowo, neutralnie czy wręcz wrogo nastawiona.

Jednak to nie to było moim największym problemem. Problemem był George Fabian Weasley i nasz... pocałunek.

_________________________________________________________

Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału. Ale sporo działo się w ostatnim czasie oraz wiele myśli kołatało mi się w głowie. Nie wiem, kiedy będzie następny rozdział, ale plus jest taki, że już go zaczęłam.

Opublikowano: 22.07.2021

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro