18. Porozmawiajmy o... nas

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez całe trzy dni unikałam bliźniaków, a w szczególności Georga. Weekend spędziłam na nauce. W końcu w tym roku są SUM-y, a ja chciałam dobrze je zdać. Zobaczyłam, ile materiału miałam w plecy i trochę tego było. Na szczęście miałam obok Hermionę i Katherine, które z chęcią mi pomagały. Z nimi szło to o wiele szybciej. Oceny, które dostałam od początku roku, nie były tragiczne, więc dodatkowe zajęcia raczej nie będą mi potrzebne.

Właśnie przerabiałam z dziewczynami działanie eliksiru tojadowego, wiggenowego i zapomnienia. Snape chyba upadł na głowę, karząc nam napisać o każdym co najmniej trzy rolki pergaminu. Dobrze, że Hermiona umie lać wodę i te strony jakoś się zapełniały.

— Mam już dość — rzekłam, gdy skończyłam ostatnie wypracowanie. — Gdybym miała napisać jeszcze jedno zdanie, to ręka by mi odpadła.

— Przesadzasz — mruknęła Hermiona zbierając swoje rzeczy. — Na dziś koniec nauki.

Dzięki Bogu. Czuję, jak mózg mi się przegrzewa od nakładu wiedzy.

— Widzimy się za godzinę — szatynka zniżyła głos. — Dzisiaj jest GD.

— Czekaj to dziś środa? — zapytałam zszokowana.

— Tak, nie mów, że zapomniałaś — gryfonka przybrała surowy ton.

— Eee... jakoś mi wyleciało z głowy. To przez natłok zajęć — skłamałam, bo tak na prawdę nie nauka zaprzątała mi myśli tylko pewien rudowłosy chłopak. — Ale nie martw się, przyjdziemy.

— To dobrze, bo nie wszyscy opanowali to zaklęcie, które nam ostatnio pokazywałaś. Do później — rzekła i pośpiesznie wyszła z biblioteki.

— Po twojej minie wnioskuję, że nie chcesz tam iść — stwierdziła Katherine, która składał książki na stos.

— Mam swoje powody. Przecież wiesz.

— Al — blondynka wstała i spojrzała na mnie natarczywie — ja rozumiem, dlaczego unikasz bliźniaków, ale dłużej tak się nie da. Musisz stawić temu czoła, znowu być ich towarzyszką, przyjaciółką.

Żeby to było takie proste...

— Dzisiaj mnie zaczepili i pytali o ciebie — od razu się wyprostowałam słysząc jej słowa. — Szczególnie George się martwił. Nie musisz z nimi gadać, ale przynajmniej się im pokaż, żeby wiedzieli, że wszystko z tobą w porządku.

Ciężko westchnęłam. Miała rację. Nie mogłam tego dłużej ciągnąć. Po za tym tęsknię za nimi.

— Jak zwykle masz rację.

— No a jak, nie bez powodu jestem w Ravenclaw — zaśmiała się, a ja przewróciłam oczami.

Rozmowa z Katherine trochę mnie podbudowała, więc w lepszych nastrojach wyszliśmy z biblioteki. Wesoło gawędziłyśmy, gdy szliśmy korytarzem. Jednak na naszej drodze pojawił się Adrian Pucey.

— Alsephina, możemy pogadać?

Merlinie, kiedy on da mi święty spokój?

— Kath, zostawisz nas na chwilę? — zapytałam, przeszywając ślizgona wzrokiem.

— Jasne. Poczekać na ciebie? — kiwnęłam głową. To nie będzie długa rozmowa.

Blondynka oddaliła się na kilka metrów. Była na tyle blisko, że ją widziałam, ale na tyle oddalona, że nie usłyszałby nic z naszej rozmowy.

Szatyn już otwierał usta, żeby zacząć mówić, ale nie dałam mu dojść do głosu.

— Słuchaj, nie interesuje mnie, co chcesz mi powiedzieć. Zraniłeś mnie, nawet nie wiesz jak bardzo. I nie interesują mnie twoje przeprosiny, jeśli z nimi przychodzisz. Są one zbędne, bo nigdy bym ich nie przyjęła. Myślałeś, że kolejny raz pokarzesz kolegom jakim jesteś maczo, ale wiesz co, zadarłeś z nieodpowiednią dziewczyną. Jestem Alsephina Black. Gorszego wroga nie mogłeś sobie wybrać.

Nie wiedziałam, skąd wykrzesałam siebie tyle siły i gniewu.

— A i jeszcze jedno. Spójrz na mnie.

Adrian niepewnie podniósł na mnie wzrok. Zamachnęłam się i moja ręka z charakterystycznym plaśnięciem spoczęła na jego policzku. Siła z jaką wyprowadziłam cios, obróciła głowę chłopaka w bok.

— A to za to, co robiłeś mi i innym dziewczynom.

Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Nigdy nie podniosłam na nikogo ręki. Pewnie było to spowodowane tym, jak bardzo mnie poniżył i uznałam, że zasłużył.

Katherine spojrzała na mnie zszokowana tym, co zrobiłam.

— To było... jestem dumna — uśmiechnęła się szeroko.

***

— Wreszcie jesteście — odezwała się Hermiona, gdy razem z Kath zjawiłyśmy się w Pokoju Życzeń.

— Coś nas zatrzymało — rzedła blondynka i spojrzała na mnie uśmiechając się chytrze.

— Dobrze, jak wszyscy już są, to możemy zaczynać — odezwał się głos Harry'ego. — Al, możesz jeszcze raz pokazać niektórym zaklęcie, o którym mówiliśmy tydzień temu?

— Jasne.

Podeszłam do grupki, która nie potrafiła rzucić zaklęcia ochronnego. Próbowałam wytłumaczyć im najlepiej jak mogłam oraz pokazałam jaki ruch różdżką powinni robić, aby wyszło dobrze. Próbowałam ignorować fakt, że wzrok bliźniaków przeszywał mnie na wskroś. Było mi trochę wstyd, że przyjaźnię się z nimi, a nawet się z nimi nie przywitałam. Po dwudziestu minutach moi chwilowi podopieczni załapali, o co chodzi.

Potem Harry przystąpił do objaśnienia nam podstaw pojedynkowania się i zaprezentował nam kilka przydatnych zaklęć. Muszę przyznać, Potter był świetnym nauczycielem. Przynajmniej lepszym od Umbridge.

— Dobra, wszystko jasne? To teraz wasza kolej. Ustawcie się. A żeby to ćwiczenie było bardziej dynamiczne będziecie zmieniać pary. Na mój znak jedna osoba z pary przesuwa się w lewo, obraca się o sto osiemdziesiąt stopni i pojedynkuje się z kimś innym.

Oryginalnie, Harry coraz pewniej czuje się w roli nauczyciela. Tylko błagam, żebym nie trawiła na Georga.

Na początku byłam w parze z Katherine. Byliśmy na podobnym poziomie, więc nasza potyczka była wyrówna. Nie wiadomo, kto by tu wygrał. Godna z niej przeciwniczka.

— Zmiana! — zawołał Harry, a ja zrobiłam krok i obróciłam się. Teraz pojedynkowałam się z Luną.

Z uznaniem muszę przyznać, że Luna potrafiła rzucać bardzo silne zaklęcia. Jednak często traciła koncentrację, a ja to wykorzystałam. Trzeba wykorzystywać słabości przeciwnika. Gdy dojrzałam swoją szanse, szybko rzuciłam zaklęcie rozbrajające.

— Zmiana! — głos Pottera ponownie wypełnił salę. — Świetna robota, Al. Trzymaj tak dalej. — pochwalił mnie, a ja się uśmiechnęłam.

Przesunęłam się tak jak poprzednio i uśmiech zszedł mi z twarzy. Przede mną stał Fred.

— Zazwyczaj dziewczyny inaczej reagują na mój widok — zaśmiał się. — Dawno się nie widzieliśmy, Black.

No ciekawe dlaczego?

— Byłam zajęta — odrzekłam krótko i rzuciłam w niego drętwotą. W końcu mamy się pojedynkować a nie ucinać pogawędki.

— Nie wątpię, ale brakowało nam ciebie — zwinnie uchylił się przed zaklęciem. — Dużo cię ominęło. Pracowaliśmy nad nowymi wynalazkami i zrobiliśmy kawał Filchowi, Umbridge i niektórym ślizgonom.

No tak, co innego mogliby robić bliźniacy Weasley.

— Jakim cudem jeszcze was nie wydalono? — mój sarkastyczny ton wywołał uśmiech na twarzy rudzielca.

— Wiesz, zadaję sobie to pytanie już siódmy rok — rzucił we mnie zaklęciem, przed którym obroniłam się zaklęciem tarczy. — To chyba przez ten nasz urok osobisty — tak, tak, na pewno i jeszcze jacy skromni, pomyślałam.

Jego uśmiech jest chyba zaraźliwy, bo też zaczęłam się uśmiechać. Rzuciłam na niego Expulso i chłopak odleciał na kilka metrów. Nie sądziłam, że dam z nim radę, w końcu uczył się magi dłużej niż ja. Fred wstał i zaczął masować obolałą głowę.

— Dobrze widzieć nareszcie twój uśmiech, Black.

Po jakiejś dłuższej chwili pojedynki zakończyły się i był czas na indywidualne ćwiczenia. Pomagałam Padmie i Ginny z różnymi czarami, gdy podszedł do mnie George.

— Możemy pogadać? — zapytał niepewnie.

Wiedziałam, że prędzej czy później do tego dojdzie. Nie mogę go unikać w nieskończoność i nie mogłam też w żaden sposób go spławić. Nie potrafiłam mu odmówić, ale tak bardzo bałam się tej rozmowy. Powiedziałam dziewczynom, że zaraz wracam i odeszłam z Georgiem na bok.

— O co chodzi? — zapytałam ze skrzyżowanymi ramionami, jakby ten gest miał mi dać poczucie bezpieczeństwa.

— Nie uważasz, że powinniśmy omówić to, co się stało między nami? Mam sporo pytań.

Co mu odpowiedzieć? Merlinie, jak ja się stresuję.

— Dobra — odpowiedziałam. — Co chcesz wiedzieć?

— Chociażby to, czemu po pocałunku uciekłaś?

Słysząc z jego ust słowo ,,pocałunek" spięłam wszystkie mięśnie. Nie sądziłam, że to będzie mnie kiedyś dotyczyło.

— A jak myślisz?! W szkole od zawsze mi dokuczano i wyśmiewano, a na dodatek ta akcja z Pucey'em. Przestraszyłam się, okey?! Potraktowałeś mnie inaczej niż ci inni i... i... nie wiedziałam, jak powinnam zareagować! To było dla mnie nowe!

Byłam zdziwiona swoim wybuchem. Emocje, które kołatały się we mnie od kilku dni, w końcu znalazły ujście.

— I przez to unikałaś mnie i Freda?

— Między innymi. Jak ochłonęłam, było mi po prostu głupio, że jak tchórz uciekłam. Przepraszam.

— Nie przepraszaj. Myślałem, że uciekłaś, bo tak słabo całowałem.

Oboje zaczęliśmy się śmiać, co rozładowało napięcie między nami.

— Poczułaś coś jak cię pocałowałem? — zapytał po chwili, a mnie zamurowało. Co ja miałam powiedzieć?

— Tak — przyznałam zgodnie z prawdą. — A ty?

— Już od dłuższego czasu — uśmiechnął się drapiąc się po karku, a ja otworzyłam oczy ze zdziwienia. Nie wiedziałam o tym. Może dlatego, że widziałam w nim tylko przyjaciela. — To co zrobimy z faktem, że czujemy coś do siebie?

Czemu on zadaje tak ciężkie pytania?

— Nie wiem, George. Uważam, że to dzieje się trochę za szybko i może powinniśmy na razie...

— ... pozostać przyjaciółmi? — przerwał mi.

— Tak. A potem zobaczymy.

Widziałam smutek na jego twarzy. Chyba mu zależało. Ale nie chciałam robić niczego przeciwko sobie. Chciałam dać nam nawzajem czas. Na zastanowienie się. Czy to co czujemy do siebie nie jest ulotne.

— Nie ma sprawy, Al. Poczekam.

I przytulił mnie. Trudno opisać, jak przyjemnie było znowu znaleźć się w jego ramionach.

_________________________________________________________________________

Jak tam wakacje, kochani? Mam nadzieję, że dobrze.

Opublikowano: 09.08.2021

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro