25. Zakazana miłość

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Musiałam jak najszybciej pogadać z Fredem. To nie mogło czekać. Gdy tylko zajęcia się skończyły, wybiegłam za Fredem, który nawet nie czekając na brata i wyszedł z Pokoju Życzeń. Szybkim krokiem przemierzał korytarze, jakby przed czymś uciekał. Jeśli przede mną, to mu się nie uda.

Wołałam za nim, ale się nie zatrzymywał.

— Fred! Fred! Musimy pogadać!

Nadal nie reagował.

— Do jasnej cholery, Fred, zatrzymaj się!

Nareszcie zatrzymał się i odwrócił się gwałtownie.

— Czego chcesz? — zapytał tak nieprzyjemnym tonem, że aż mnie na chwilę zatkało. Nigdy jeszcze tak się do mnie nie odezwał.

— Musimy poważnie porozmawiać.

— Jeśli, jak wszyscy, chcesz wiedzieć, dlaczego mój patronus zmienił formę, to ci nie powiem, bo sam tego nie wiem.

— Ale ja wiem — odrzekłam, Fred jakby znieruchomiał, a między nami zapadła okropna cisza.

— Co ty pleciesz?

— Jesteś we mnie zakochany, Fred.

— Co?! — zaśmiał się chłopak. — Nie jestem. Czego ty się nawdychałaś?

Próbował wmówić mi, że się mylę, ale ja znałam prawdę. Jego własny patronus go zdradził.

— Fred, nie kłam.

— Nie kłamię. Odczep się.

Muszę wyznać mu mój sekret, w przeciwnym razie ciągle będzie się wypierał. Chciał odejść, ale zagrodziłam mu drogę.

— Nie, nie odczepię się. Wiem, że kłamiesz i wiem, że jesteś we mnie zakochany. A wiesz skąd to wiem? — wzięłam dużo powietrza w płuca, robiąc krótką pauzę. — Jestem animagiem, Fred, przemieniam się w lisa.

Twarz Freda skamieniała, a jego ciało znieruchomiało, jakby został spetryfikowany.

— J-jak to? — wydukał ze zdziwienia.

— Zostałam nim zanim was poznałam — odpowiedziałam krótko, bo to nie był czas na opowiastki.

Fred się otrząsnął. Zamknął mocno powieki i pomasował sobie czoło, jakby rozbolała go głowa.

— Cholera. Tak, tak, masz rację. Jestem w tobie zakochany. Przyznałem to, zadowolona?

— Fred... — powiedziałam zmartwiona widząc go takiego rozbitego.

— Tak, wiem. ,,Dziewczyna brata". Totalnie... to rozumiem.

Ze smutną miną oddalił się. Ja stałam i nie wiedziałam co zrobić.

Teraz już zrozumiałam, dlaczego Fred nie chciał powiedzieć, co go gryzie. A jeśli ja o tym nie wiedziałam to George tym bardziej. Jak mam teraz zachowywać się wobec Freda wiedząc, że nie widzi we mnie tylko przyjaciółki? Może  lepiej by było w ogóle tego nie wiedzieć?

***

— To zastanawiające, że patronus Freda się zmienił. Pytałem go o to mówił, że nie ma pojęcia. Masz pomysł jaki może być tego powód? Al? Ally? Black, słuchasz mnie?!

Podwyższony ton i kuksaniec od Georga sprowadził mnie na ziemie.

— Tak, bardzo zastanawiające — odpowiedziałam niemrawo.

— Wszystko w porządku? — zapytał się biorąc do buzi kolejne winogrono. Przez chwilę zapomniałam, że zrobiliśmy sobie piknik na błoniach. — Od wczoraj jesteś jakaś zamyślona.

— Emm... to stres. Ciągle myślę o SUM-ach. Co raz bliżej egzaminy i nie wiem czy jestem wystarczająco przygotowana.

Jakie idealne kłamstwo, Black. Po prostu piękne. Bez zająknięcia skłamałaś swojemu chłopakowi.

— A SUM-y. Nie martw się, kochanie. Jesteś mega zdolna. Zdasz to z palcem w... sama wiesz.

Zaśmiałam się. On to potrafił mnie rozśmieszyć.

— Sama nie wiem. Mimo, że się staram to mam większe braki niż pozostali.

Chciałam dopowiedzieć jeszcze coś, ale George pocałował mnie niespodziewanie.

— Zdasz to, wierzę w ciebie.

— Dziękuję.

Aż mi się ciepło zrobiło na sercu. Jednak nie sprawiło, że przestałam myśleć o Fredzie.

— Wracając do tematu — zaczął — masz pomysł, jaki jest powód, że patronus Freda się zmienił.

Zrobiło mi się gorąco. Dobrze, Al, sprawdźmy, jak dobrą aktorką jesteś.

Lekceważąco wzruszyłam ramionami.

— Sama Hermiona powiedziała, że to może być przez silne emocje. Smutek, miłość.

— No tak, ale ostatnio nic przykrego go nie spotkało. Przynajmniej nie na tyle, żeby jego patronus zmienił formę.

— To co uważasz? — zapytałam.

— Uważam, że ma kogoś na oku. Ale w to też nie chce mi się wierzyć, bo gdyby tak było, to by mi powiedział.

— Może myśli, że go wyśmiejesz.

— Proszę cię, mówisz jakbyś mnie nie znała.

— Mi się wydaje — zaczęłam. To co chciałam powiedzieć może być ryzykowne — że to może chodzi o coś w ogóle innego.

— Co masz na myśli?

— Wiesz, nie odczuwamy tylko smutku czy uczucie zakochania. Mogą to być inne emocje. Gniew, frustracja. To czuję widząc Umbridge.

George się zastanowił.

— W sumie to ma sens. Ale inni też nienawidzą landryny, a ich patronusy się nie zmieniły.

Kurde, racja, co by na to odpowiedzieć.

— Cóż, może na zmianę formy patronusa składają się czynniki, które nie są nam jeszcze znane. Doskonale wiesz, że wyczarowanie cielesnego patronusa nie jest łatwą strawą, wielu dorosłych czarodziejów tego nie potrafi i może przez to nikt nie zgłębiał specyfiki tego zaklęcia.

Weasley spojrzał na mnie zaskoczony.

— Kurcze, o tym nie pomyślałem. Ale ja mam inteligentną dziewczynę — ucałował mnie w czoło.

Uśmiechnęłam się nieśmiało. W sumie sama byłam pod wrażeniem, że na poczekaniu wymyśliłam coś, co ma sens.

— Dopiero teraz to sobie uświadomiłeś? — zażartowałam śmiejąc się.

— Lubię twój śmiech — powiedział delikatnie pocierając kciukiem wierzch mojej dłoni. Jego głos był jakiś rozmarzony. Wcześniej taki nie był. — I nie tylko, lubię twoje oczy, lubię sposób w jaki się złościsz i to jak uczysz się do eliksirów... Kocham cię, Alsephino Black.

O cholera, powiedział to! Na prawdę to powiedział! On jako pierwszy powiedział te słowa. Nie sądziłam, że kiedykolwiek usłyszę takie słowa. Serce zabiło mi mocno. Ucieszyłam się słysząc to. Musiałam mu coś na to odpowiedzieć. Ale czy ja czułam to samo co on? Z pewnością mi na nim zależało i to bardzo. Z jednej strony nie chciałam mówić czegoś, czego nie jestem w stu procentach pewna, ale z drugiej jeśli nie odpowiem, będzie niezręcznie i nastanie napięta atmosfera. Nie chciałam go zranić.

— Też cię kocham, George.

Pov's Fred

Serio, nie zamierzałem się zakochiwać. Zwłaszcza w dziewczynie brata. Tylko najgorsze, że Alsephina podobała mi się już wcześniej, ale nic nie zrobiłem, bo byłem w tedy jeszcze z Angeliną, a George z każdym dniem zbliżał się do Black.

Spieprzyłem sprawę i nawet nie mam z kim o tym porozmawiać. Moim powiernikiem zawsze był mój brat.

Jak ja mam teraz funkcjonować, zachowywać, gdy oni będą obok? Zwłaszcza, że Al zna prawdę. Ja i George nie zamierzamy kończyć szkoły, ale za nim je opuścimy minie jeszcze trochę czasu. Nie wiem jak ja to wytrzymam.

I chodziłem tak zamyślony, aż poczułem, że na kogoś wpadłem.

— Auć! — niższa i drobniejsza ode mnie postać upadła na posadzkę. Po chwili zorientowałem się, że to Katherine.

— O kurcze, przepraszam, nie patrzyłem, gdzie idę — pomogłem jej wstać.

— Nic nie szkodzi. Przyzwyczaiłam się, że często zdarzają mi się wypadki, będę miała najwyżej jakiegoś siniaka — zaśmiała się, otrzepała się z niewidzialnego kurzu, poprawiła szary sweterek od mundurku i blond grzywkę.

— Wszystko w porządku? — zapytałem dla pewności.

— Tak. A ty, jak się trzymasz? — zapytała z troską.

Zmarszczyłem brwi na jej pytanie. Dlaczego pyta się jak się miewam?

— Co masz na myśli? — blondynka westchnęła.

— Wiem o twoich uczuciach do Al.

— Powiedziała ci?! — zareagowałem automatycznie w dodatku podniesionym głosem.

— Teoretycznie to nie. Po tym co Hermiona mówiła na GD i po tym jak Al powiedziała mi o swojej rzadkiej zdolności, nie było trudno się domyślić.

— Dobra, ale mam nadzieję, że nikomu innemu nie mówiłaś?

— Żartujesz sobie?! Al to moja przyjaciółka. Myślisz, że działałabym na jej niekorzyść? — powiedziała zburzona.

— Racja, przepraszam. Po prostu po tym wszystkim jestem non stop zdenerwowany. Tak bardzo starałem się, żeby o moich uczuciach nikt się  nie dowiedział i co, wszystko na marne.

— Rozumiem i co teraz zamierzasz zrobić?

— Sam nie wiem — opowiedziałem bezradnie.

— Ale chyba nie zamierzasz powiedzieć o tym Georgowi?

— Na brodę Merlina, nie. Przecież on patrzyłby na mnie jak na rywala. A tego bym nie przeżył. Chociaż nie lubię też ukrywać przed nim czegokolwiek. Ale milczenie jest lepszą opcją. Mniejsze zło.

— Większe czy mniejsze, zło zawsze będzie złem, ale rozumiem, na twoim miejscu zrobiłabym to samo. Wiem, że musi być ci ciężko. Ale musisz ruszyć dalej, jakoś o niej zapomnieć. Fakt, to niemożliwe, zważając na to, że codziennie się widzicie, ale zrozum, Al nie zostawi Georga dla ciebie.

Nie powiem, zabolało to co powiedziała, ale taka była prawda.

— Szczerze, myślałem, że jak poznała prawdę, to tak zrobi. Wiem, to podłe, co mówię, bo to wiąże się z złamaniem Georgowi serca, ale jakoś w głębi serca wierzyłem, że Al czuje coś do mnie.

Przez chwilę staliśmy w ciszy i analizowałem swoje słowa.

— Cholera jasna, jestem najgorszym bratem na świecie. Powinienem się cieszyć z ich szczęścia a nie unosić się zazdrością.

— Może jakbyś znalazł kogoś innego — dziewczyna zaczęła rozmyślać.

— Myślisz, że nie próbowałem. Będąc jeszcze z Angeliną to nie myślałem o niej tylko o Al.

— Czekaj... to ty od tak dawna durzysz się w niej?! — zapytała, a ja pokiwałem głową. — Jakim cudem ty to przetrwałeś?

— Wcześniej chyba udawało mi się to wypierać. Albo uczucia nie były tak silne jak teraz. Sam już nie wiem.

— Rozmawiałeś o tym z Alsephiną?

— Niewiele.

— A powinniście. Ja może ekspertem od miłości nie jestem, ale powinniście, nie wiem, coś ustalić, obgadać, wyjaśnić, bo dla was obojga, nie jest to łatwa sytuacja.

— Tak, chyba trzeba tak zrobić. Dzięki, Kath, że mogłem ci się wyżalić. Nie miałem komu.

— Nie ma sprawy — uśmiechnęła się przyjaźnie. —  Muszę już lecieć. Trzymaj się.

Pov's Katherine

Od pamiętnej imprezy Malfoy nie daje mi spokoju. Ciągle za mną łaził i chciał wiedzieć, o co mi chodzi. Serio, tak ciężko się domyśleć? Naprawdę muszę mu przypomnieć jak bardzo mnie zranił?

— Katherine, porozmawiaj ze mną! — krzyknął za mną, gdy szybkim krokiem próbowałam uciec, ale kiedy usłyszałam jego błagalny ton, to nie miałam siły już go unikać, ale dalej byłam zła.

Odwróciłam się z impetem i spojrzałam na niego wściekle.

— Po co?! Czemu miałbyś chcieć rozmawiać z mieszańcem?!

— Co?! Co ty gadasz?

— Nie udawaj idioty — w sumie nie musiał, bo już nim był — słyszałam twoją rozmowę z Greengrass w bibliotece. I po co było to wszystko? U mnie, podczas świąt byłeś miły dla moich rodziców i dla mnie. Nawet dałeś mi prezent i wolałeś spędzić czas ze mną niż z Pansy i w tedy nie przeszkadzał ci mój status krwi. Jesteś żałosny.

Po jego minie można było zobaczyć skruchę, ale zignorowałam to. Chciałam odejść lecz on złapał mnie za ramię.

— Wiem, przepraszam. Wcale nie uważam cię za kogoś gorszego, bo jesteś pół krwi.

— Tak? — powiedziałam przeciągle, nie wierząc w jego słowa. — Astorii mówiłeś coś zupełnie innego.

— Wiem, ale to dlatego, że nie chciałem, żeby nas że sobą kojarzono.

Poczułam jakby ktoś dał mi twarz. Nie wiem czemu, ale zachciało mi się płakać, nie chciałam jednak po sobie tego poznać.

— Czyli się mnie wstydzisz? Boisz się, co twoi kumple pomyślą, gdy zobaczą, że zadajesz się ze mną. Świetnie, właśnie dowiodłeś, że jesteś jeszcze większym tchórzem niż myślałam.

Poszłam sobie nie dając mu możliwości powiedzenia czegokolwiek. Już nie byłam smutna tylko wściekła, ale głównie na siebie. Ja głupia myślałam, że Malfoy nie jest taki zły jak go piszą i możemy się zaprzyjaźnić. A okazał się dwulicowy.

Zeszłam do lochów, gdzie miałam mieć eliksiry i z przykrością przypomniałam sobie, że mam zajęcia razem ze ślizgonami.

Weszłam do sali, gdzie była już większość uczniów. Wzrokiem wypatrzyłam Lunę, koło której usiadłam.

— Dzisiaj pracujemy w parach? — zapytała Luna, gdy ja wyciągałam rzeczy.

— Tak. Mam nadzieję, że Snape nas nie rozdzieli.

Gdy lekcja się zaczęła, profesor Snape wszedł do sali. Nawet na nas nie patrząc usiadł do swojego biurka.

— Dobrze, tak jak zapowiadałem, dzisiaj pracujemy w parach. Ale żeby nie było za łatwo, to nie będziecie pracować w parach takich jak zawsze.

To żem wykrakała. Snape rozwinął zwój pergaminu i zaczął wyczytywać pary. Siedziałam jak na szpilkach wyczekując z kim będę w parze. Może być każdy tylko nikt ze ślizgonów.

— ... panna Snow z panem Malfoy'em.

Serio?! No gorzej trafić nie mogłam. Podniosłam rękę, gdy skończył czytać.

— Przepraszam, panie profesorze, czy mogłabym zrobić eliksir z kimś innym? My z panem Malfoy'em nie przepadamy za swoim towarzystwem.

Nie krępowałam się mówić przy całej grupie, a niech słyszą. Trochę naciągnęłam mówiąc, że nie przepadaliśmy za swoim towarzystwem, tylko ja nie przepadałam za nim.

Snape spojrzał na mnie nieprzychylnie.

— Układając pary, nie brałem pod uwagę jakichkolwiek zmian, więc nie, macie zrobić eliksir razem. Może nauczysz czegoś pana Malfoy'a.

Świetnie, cu-do-wnie. Niechętnie wzięłam swoje rzeczy i dosiadłam się do blondyna. Otworzyłam podręcznik na odpowiedniej stronie i zaczęłam czytać.

— To co robimy?

— Zamknij się, czytam przepis i ty też powinieneś — odpowiedziałam oschle. Chłopak westchnął, ale zrobił to, co zasugerowałam.

Gdy przeczytałam skrypt i dowiedziałam się mniej więcej, o co chodziło, odłożyłam książkę dalej i przygotowałam sobie stanowisko. Chciałam jak najszybciej zacząć i mieć to za sobą.

— Dobra, ja przygotowuje kolce jeżozwierza, a ty możesz przygotować róg z jednorożca.

— Dobra — zgodził się.

Patrząc w podręcznik sięgnęłam po moździerz, ale moja ręka zetknęła się z dłonią Malfoy'a i szybko odsunęłam kończynę, spoglądając na chłopaka.

— Weź, ja wezmę inny — rzekł i wziął z półki kolejny moździerz.

Pracowaliśmy w ciszy, ale czułam, że Draco chce coś powiedzieć. Jednak milczał i dobrze, ja nie chciałam go słuchać.

Eliksir był ciężki do wykonania, więc starałam się wykonywać czynności starannie. Ale musiałam też patrzeć, co Draco robił, bo jak on coś sknoci, to będziemy musieli zaczynać od nowa. Na szczęście, nie zauważyłam u niego błędów. Na razie.

— Znajdź syrop z ciemiernika i dodaj osiem kropli.

Malfoy bez słowa wykonał wykonał moje polecenie. Dziwne, może nie chciał jeszcze bardziej mnie zdenerwować. Potem ja dodałam sproszkowany kamień księżycowy. Najgorsze było mieszanie. Trzeba mieszać odpowiednią ilość razy w kierunku ruchów zegara, a potem odwrotnie. I mieszać nie za szybko ale i nie za wolno. Masakra.

— Okey, najpierw ja będę mieszać potem ty — rzekłam, a on kiwnął głową.

Zaczęłam mieszać, ale to zadanie było zaskakujące trudne, gdyż blondyn swoim spojrzeniem wywiercał we mnie dziurę.

— Katherine — szepnął, żeby nauczyciel nas nie usłyszał — podczas świąt niczego nie udawałem. Na prawdę cię lubię. Co mam zrobić, żebyś mi uwierzyła.

Spojrzałam na niego wymownie.

— Może przestań udawać. Jeśli na prawdę jestem dla ciebie przyjaciółką, to mów to każdemu, a nie mi mówisz jedno a innym co innego.

— Coś jeszcze?

— Skup się na razie na tym.

Jakoś nie byłam przekonana do jego zapewnień. Spojrzałam na kociołek. Cholera jasna, eliksir.

— Kurwa, zagadałeś mnie i teraz nie wiem, ile razy zamieszałam.

Draco przejął ode mnie pałeczkę i mieszał teraz w przeciwnym kierunku. Wskazałam na niego palcem.

— Módl się, że pomimo tego że mnie zgadałeś, eliksir wyjdzie dobrze.

Lekcja wkrótce miała się skończyć, więc profesor Snape przystąpił do ocenienia pracy w każdej z par. Nasz eliksir był gotowy i  w miarę przypomniał ten z podręcznika, ale nie dam ręki uciąć, że wywar spełniłby swoją funkcję.

Snape podszedł do naszego kociołka jak zwykle z surową miną. Obejrzał, powąchał i popatrzył jeszcze raz.

— Eliksir nie wyszedł wam tak jak powinien...

Wiedziałam, zabije Malfoy'a.

— Ale wyszedł wam najlepiej z całej grupy, więc dostajecie Zadowalający.

Ooch, kamień z serca. Udało się pomimo małej wtopy.

Wyszłam z sali już mniej zła na Malfoy'a, ale nie miałam zamiaru zadawać się z nim, jeśli nadal miał zamiar postępować tak jak dotychczas.

— Katherine — złapał mnie za przedramię zatrzymując mnie — przemyślałem to co mi powiedziałaś i obiecuję, że się zmienię.

Po tych słowach odszedł, zostawiając mnie w niemałym zaskoczeniu. Draco Malfoy chce się zmienić? Chłopak, który został wychowany w przeświadczeniu o wyjątkowości osób czystej krwi. Wątpię, że temu podoła. Ale cóż, zobaczymy.

_________________________________________

Przepraszam was za tą długą nieobecność. Ale teraz jest najgorszy moment. Zaliczenia i zbliżająca się sesja. W wolnej chwili piszę, ale są to małe partie tekstu, dlatego to tak długo trwa. Pozdrawiam cieplutko.

Opublikowane: 24.05.2022

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro