3. Lunatyk, Glizdogon, Łapa & Rogacz

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy otworzyłam oczy, szybko podniosłam się do pozycji siedzącej. Znajdowałam się swoim nowym pokoju. Uśmiechnęłam się do siebie. To nie był sen. Spojrzałam na obraz mojego ojca.

– Dzień dobry, tato.

Odpowiedziała mi cisza, ale byłam na to przygotowana. Przebrałam się z piżamy w coś wygodnego i wyszłam z pokoju. Wzdrygnęłam się, bo nie sądziłam, że pierwsze co zobaczę rano będzie Stworek.

– Dzień dobry, panienko Black – powiedział kłaniając się mi.

– Dzień dobry Stworku, pokażesz mi, gdzie jest łazienka.

Przydałoby się umyć zęby. Nie chcę nikogo zabić swoim nieświeżym oddechem.

– Łazienka znajduje się tutaj, panienko Black – wskazał na drzwi, naprzeciwko mojego pokoju.

O będę miała blisko. Super.

Po porannej toalecie czas coś zjeść. Schodząc schodami przywitałam się z portretem babci.

– Dzień dobry, kochana.

Będąc już na dole, weszłam do kuchni i zastałam Syriusza w obecności jakiegoś mężczyzny. Miał płowe włosy, lekki zarost pod nosem i trzy równoległe blade blizny przebiegające przez jego twarz.

O czymś rozmawiali, ale zamilkli, gdy tylko się pojawiłam. Nieznana postać spojrzała na mnie. A w jego spojrzeniu zobaczyłam zdziwienie i niedowierzanie.

– Och, Alsephina, już wstałaś – odezwał się wuj. Podszedł do mnie i przytulił na powitanie. – Al, z przyjemnością przedstawiam ci mojego najlepszego przyjaciela, Remusa Lupina.

– Emm... dzień dobry.

– Gdy Syriusz powiedział mi o tobie to nie mogłem uwierzyć, ale jednak stoisz tu, teraz przede mną. Pewnie już słyszałaś, że jesteś podobna do ojca, ale jak na ciebie patrzę to widzę Sophii.

Powiedział nowo poznany i od razu poczułam do niego sympatię.

– Chciałbym ci coś wręczyć – odezwał się ponownie.

Podszedł do mnie i wręczył mi zdjęcie. Ale niezwyczajne. Postacie, które na mim były poruszały się, śmiały się i machały do obiektywu. Mogłam tu dojrzeć szóstkę młodych ludzi ubranych w długie czarne szaty. Stali na zielonej trawie, na tle jakiegoś zamku.

– To jedyne zdjęcie naszej paczki. Ten okularach to James Potter – wskazał palcem na pierwszą osobę po prawej i przesuwał stopniowo w lewo. Ta rudowłosa piękność to Lily Evans później już Potter. Oboje niestety nie żyją. Obok Lily stoję ja. Dalej, tego to pewnie rozpoznajesz, to Syriusz, a obok niego twoja matka.

Dziewczyna, którą młody Syriusz przytulał, była średniego wzrostu i szczupła, miała brązowe włosy, ciemne oczy, oliwkową karnację i śnieżnobiały uśmiech. Nie dziwne, że rozkochała w sobie braci Black.

– Była bardzo piękna – powiedziałam, patrząc na nią z zachwytem.

– Nie łatwo się z tobą nie zgodzić. – Remus uśmiechnął się delikatnie.

– A kim jest ostatnia osoba? – zapytałam o stojącego obok Sophii chłopaka. Był niskiego wzrostu i pyzatą twarz.

– Ktoś o kim nie warto wspominać – tu głos Remusa stał się ostry i smutny.

– A gdzie to zdjęcie zostało zrobione? Co to za zamek?

– Nie wiesz co to za miejsce? – zapytał Lupin zdziwiony, a ja przytaknęłam. – Łapa, powiedziałeś, że jej rodzice byli czarodziejami, ale nie wspomniałeś, gdzie się tego wszystkiego nauczyli?

– Jakoś nie znalazłem na to czasu. – Syriusz wzruszył ramionami, rozstawiając talerze na stole.

– Łapa? – zdziwiłam się, słysząc jak Remus zwrócił się do przyjaciela.

– To moje przezwisko z czasów szkolnych, w końcu zamieniam się w psa – wytłumaczył Syriusz.

To ma sens.

– Zdjęcie zostało zrobione, na błoniach Hogwartu, szkoły magii i czarodziejstwa – oznajmił Lupin.

– Co? Istnieje szkoła magii? Obłędnie. Ach, teraz mam jeszcze więcej pytań!

– Na wszystkie ci odpowiemy, ale teraz czas na śniadanie – przerwał nam Syriusz, zapraszając nas do stołu.

Chciałam zwróciłam fotografię Lupinowi, ale on go nie przyjął.

– Nie, zatrzymaj go sobie. Potraktuj to jak prezent ode mnie.

Posłał mi ciepły uśmiech, odpowiedziałam mu tym samym i w trójkę zasiedliśmy do stołu. Starałam się nie zadawać pytań podczas posiłku, ale to było silniejsze ode mnie.

– Wujku, wszyscy czarodzieje umieją się zamieniać w zwierzęta?

– Nie, czarodziej, który ma tę zdolność, nazywany jest animagiem. A żeby nim zostać, trzeba przejść prze kilka etapów. Nie wielu z nas się na to decyduje, bo później taki animag musi zarejestrować się w Ministerstwie Magii - po chwili dodał. - Nie mówię, że ja to zrobiłem.

– Rozumiem, że Ministerstwo Magii sprawuje władzę nad społecznością czarodziejów tak samo jak rząd nad państwem, mam rację?

– Dokładnie – rzekł Remus.

– A co jeśli, animag się nie zarejestruje, a Ministerstwo się dowie?

– W tedy ta osoba trafia do... – głos Syriusza ugrzązł w gardle.

– Azkabanu – dokończył za niego Lupin. – To więzienie dla czarodziejów, jedno z najbardziej strzeżonych miejsc w świecie magii. Pilnowany przed dementorów, paskudne istoty.

–  Ach, to dobrze, że tam nie trafiłeś – powiedziałam do Syriusza.

Na twarzy wujka pojawił się grymas, a między naszą trójką zapadła niezręczna cisza.

–  Powiedziałam coś nie tak?

– Niestety, Al, mylisz się – zaczął powoli i cicho Remus. – Syriusz był więźniem w Azkabanie... przez dwanaście lat.

– Co? Ale za co?

Nie chciało mi się wierzyć, że człowiek tak dobry i hojny jak Syriusz, zrobił coś złego i trafił do więzienia.

– Chyba czas opowiedzieć smutną historię o Huncwotach.

***

Gdy Stworek wziął się za sprzątanie po śniadaniu, ja, Syriusz i Remus przenieśliśmy się do salonu. Usiadłam na jednej z kanap, bardzo wygodnej, muszę przyznać. A wujek i jego przyjaciel rozsiedli się na drugiej naprzeciwko mnie. Jestem ciekawa, co zamierzali mi powiedzieć.

– Remusie mogę opowiedzieć tą historię, to wiąże się ze zdradzeniem twojej tajemnicy – powiedział Syriusz.

– Tak, Alsephina powinna wiedzieć o nas wszystko.

– No dobrze – westchnął brunet i zwrócił się do mnie. – Wszystko zaczęło się w Hogwarcie. To tam Poznałem Remusa, Jamesa Pottera i Petera Pettigrew.

– James to ten ze zdjęcia – przypomniałam sobie – ale Peter Pettigrew?

– On też jest na zdjęciu, które ci dałem. Stał obok Sophii. Nie sądziłem, że będę zmuszony o nim wspominać.

– Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Robiliśmy innym dowcipy. Często pakowaliśmy się w kłopoty, ale Lily i Sophii jak tylko potrafiły wyciągały nas z opresji. To były nasze najlepsze czasy. W pewnym momencie ja i James zauważyliśmy, że Remus od czasu do czasu wymyka się w nocy z naszego dormitorium. Dość długu udało mu się przed nami ukrywał, że jest wilkołakiem.

Wilkołakiem?! To one istnieją? Jedyne wilkołaki jakie znam to te z filmów. Magicznym świat nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.

– Ukrywałem prawdę przez długi czas – wtrącił Remus – bo bałem się, że moi przyjaciele odrzucą mnie, gdy dowiedzą się prawdy.

– Ale tak się nie stało. Co więcej, znaleźliśmy sposób, aby Remus nie musiał być sam podczas pełni. Cała nasza trójka została animagami. W zwierzęcej postaci mogliśmy w bezpieczny sposób mu towarzyszyć.

– Bezpieczny?! – włączył się Lupin. – Zawsze było ryzyko, że mogłem coś wam zrobić.

– Oj, czepiasz się szczegółów – rzucił Syriusz i od razu wrócił do kontynuowania historii. – James zmieniał się jelenia, a Peter w szczura. Po tym jak pierwszy raz się przemieniliśmy, nadaliśmy sobie ksywki...

– Wasza historia jest naprawdę interesująca – przerwałam mu – ale miałeś opowiedzieć, jak trafiłeś do Azkabanu.

– No właśnie to robię. Cierpliwości trochę – powiedział żartobliwie posyłając mi uśmiech.

Mam nadzieję, że przejdzie do rzeczy. Nie należę od cierpliwych osób.

– Po zakończeniu szkoły James i Lily się pobrali. Urodził i m się syn, Harry, którego jestem ojcem chrzestnym. Urodził się w tym samym roku co ty. Byli bardzo szczęśliwi, że mają dziecko. Ale ich sielanka nie trwała długo. Bowiem to były nie za ciekawe czasy. Był pewien czarnoksiężnik, tak potężny i niebezpieczny, że wielu bało się wypowiedzieć jego imię. On i jego poplecznicy, śmierciożercy, sieli postrach w naszym świecie. On chciał zabić małego Harry'ego. Jednak my o tym wiedzieliśmy i dzięki zaklęciom Potterowie mogli się ukryć. Nikt nie wiedział o ich kryjówce tylko Strażnik Tajemnicy, którym był Peter Pettigrew. James chciał, żebym to ja nim został, ale to byłoby zbyt oczywiste. Dlatego zaproponowałem, żeby Strażnikiem został Peter. Tak też się stało. Myśleliśmy, że są bezpieczni. Jednak Peter nazywający się naszym przyjacielem, okazał się być śmierciożercą i wydał Potterów Voldemortowi.

Nie znałam tego Petera i nie wiedziałam co nim kierowało, ale zdrad przyjaciół? To okropne. Moim zdaniem, to najgorsza rzecz ją można zrobić. Patrząc po twarzach Syriusza i Lupina było widać, że nie łatwo im o tym mówić.

– Gdy Voldemort zjawił się w domu Potterów zabił Jamesa i Lily. Jednak jakimś cudem Harry przeżył, a sam Czarny Pan zniknął. Kiedy ta informacja do nas dotarła, rzuciłem się w pogoń za Pettigrew. Dopadłem go, ale zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, on wywołał eksplozję zabijając przy tym dwunastu mugoli. Odciął sobie palec i zmienił się z szczura, żeby myślano, że to ja go wysadziłem. Znalazłem się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. Oskarżyli mnie o zabicie Petera i tych ludzi. Zostałem zesłany do Azkabanu.

Syriusz został skazany za coś czego nie zrobił. Jego przyjaciele zostali zamordowani i nie miał możliwości ich pożegnać, zabrali mu wolność na dwanaście lat. Niewiarygodne. Zapadła grobowa cisza. Spojrzałam na parę przyjaciół. Oboje mieli nietęgie miny. Musiałam jakoś rozładować atmosferę.

– Dobrze wiedzieć, że nie jesteś seryjnym mordercą. – Syriusz i Remus zaśmiali się pod nosem. – Ale jeśli Azkaban to najlepiej strzeżone miejsce, to jak udało ci się uciec?

– Cóż, bycie niezarejestrowanym animagiem okazało mieć więcej korzyści. Dementory nie wyczuły mnie pod postacią psa. Udało mi się koło nich przejść. Będąc już na wolności chciałem odnalazłem przyjaciela i chrześniaka. Dopiero gdy tu wróciłem i przeczytałem list od twojej matki, w którym dowiedziałem się o tobie. Ruszyłem na poszukiwanie ciebie. I tak dochodzimy do obecnej chwili.

– Tak mało wiem o magicznym świecie.

– Nie przejmuj się – odparł przyjaznym głosem Lupin. – Dopiero drugi dzień wiesz o istnieniu magii. Będziemy mieli dużo czasu, żeby wszystko nadrobić. Z każdym pytaniem możesz się do mnie zwrócić. Ale na ten moment muszę was przeprosić, moje rzeczy same się nie rozpakują.

Wstał z kanapy i wyszedł z salonu. Mój wzrok padł na ściany tego pokoju. Znajdowała się na nich coś w rodzaju tapety. Znajdowały się na nich czyjeś podobizny i od każdej odchodziły jakieś rozgałęzienia. Podeszłam bliżej i zobaczyłam imiona jak Orion, Regulus, Bellatrix, Narcyza i Andromeda. Ale były też pojedyncze czarne punkty.

– Co to takiego? – zapytałam odwracając się do Syriusza.

– To, moja droga, jest drzewo genealogiczne szlachetnego rodu Blacków.

Szlachetnego. Brzmi poważnie.

– Tu są wszyscy nasi przodkowie.

– Kim jest Andromeda? – zapytałam, byłam ciekawa, w końcu nosiłam jej imię.

– Była moją kuzynką. Najlepiej ją wspominam z całej trójki. Miała jeszcze dwie siostry, Narcyzę i Bellatrix.

–  A ty? Gdzie jesteś?

Na twarzy Syriusza wtargnęła mina niezadowolenia. Powoli podniósł rękę, wskazując na czarny punkt.

– Moja matka wypaliła tu dziurę, gdy uciekłem z domu. Wydziedziczyła mnie.

– Uciekłeś z domu?! Dlaczego?

– Nie dogadywałem się z rodzicami... mieliśmy różne poglądy, no i nie czułem się tu jak w domu. Mam nadzieję, że to się zmieni – powiedział spoglądając na mnie wzrokiem pełnym nadziei.

Rozłożył ręce na boki, a ja od razu się przytuliłam. Mimo że tyle nieprzyjemności go spotkało, to czułam przyjemne ciepło bijące od niego.

– Syriusz?

– Tak?

– Długo o tym myślałam i tak samo jak ty... chcę zostać animagiem.

___________________________________________________________________

Dziękuję za tak dobre przyjęcie tego ff. Cieszy mnie bardzo, że wam się podoba ^-^

Opublikowano: 03.02.2021

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro