31. Depresja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po rozmowie z Remusem, dopadł mnie ogromny smutek. Cała nadzieja jaką jeszcze miałam wyparowała. Nie chciało mi się żyć, a co za tym idzie, nie chciało mi się też śpiewać, a w końcu tak bardzo to kochałam. Siedziałam ciągle w swoim pokoju. Czasami coś czytałam, ale głównie leżałam w łóżku przykryta kołdrą. Lupin próbował mnie jakoś rozweselić, zaplanować nam czas. Doceniałam jego starania, ale nie mogłam znaleźć w sobie siły na nic. Remus przygotowywał posiłki i wołał mnie do kuchni. Nie dojadałam do końca a czasami w ogóle nic nie mogłam wcisnąć. Jednak sam fakt, że we dwójkę siedzieliśmy przy stole, dawał mi poczucie braku samotności. Sama jego obecność mi pomagała.

Gdy były zebrania zakonu, zamykałam się w pokoju. I tak nie mogłabym w nich uczestniczyć. Czasami po zebrania podsłuchiwałam jak wychodzili. Kilka krotnie słyszałam: "A jak ona się czuje?". Remus zawsze odpowiadał: "Źle" albo "Bez zmian".

Jednak dzisiaj jak wstałam musiałam się ogarnąć do kupy, bo dziś pełnia księżyca. Lupin nie ma  już eliksiru tojadowego, a przygotowanie go jest bardzo trudne i długotrwałe, więc na tą noc musimy przenieść się do lasu. Ja pod postacią lisa mam go pilnować. Początkowo Lupin nie chciał się zgodzić, abym z nim szła. Uważał to za niebezpieczne i nie chciał zrobić mi krzywdy. Jednak udało mi się postawić na swoim.

Właśnie zmierzamy do największego lasu oddalonego od domów i ludzi. Spojrzałam na zegarek. Do pełni pozostało kilkanaście minut. Weszliśmy do lasu i od razu weszłyśmy w jego gęstwinę. Było ciemno, więc zapaliliśmy światło w naszych różdżkach.

— Chyba jesteśmy wystarczająco daleko od skraju lasu — powiedział Remus po kilkuminutowym spacerze. — Ile mamy czasu?

Oświetliłam zegarek.

— Pięć minut.

— Dobrze, jakieś ostatnie słowa zanim stracę rozum i kontrolę?

Szczerze nie wiedziałam, co powinnam powiedzieć w takiej sytuacji.

— To nasza pierwsza wspólna pełnia. Będę cały czas obok.

Lupin posłał mi lekki uśmiech. Nie chciał tego przyznać, ale cieszył się, że nie musi być w tej nieprzyjemnej chwili sam.

Schowałam swoją różdżkę. Zamknęłam oczy i pomyślałam o tym aby się przemienić. Po sekundzie z człowieka stałam się lisem. Ciągle było dla mnie niesamowite to że mogę przemienić się w zwierzę. Będąc pod postacią lisa zmysły mi się wyostrzyły. Widziałam w ciemności i słyszałam więcej niż będąc sobą.

Gdy nastała pełnia, Lupin zaczął się przemieniać. Pierwszy raz mogłam być światkiem czyjejś przemiany i był to przerażający widok, aż krew zmroziła mi się w żyłach, ale było w tym coś fascynującego.

Już nie było łagodnego Remusa tylko groźne i mogące zabić stworzenie. Gdy spojrzał na mnie  swoimi oczami wilkołaka, obleciał mnie strach. Strach, którego jeszcze do tej pory nie czułam. I przez to chwilowo chciałam uciec, ale nie, obiecałam że będę przy nim, choćby nie wiem co. Tak jak on był przy mnie.

***

Odsypiałam nocną eskapadę, kiedy do mojego pokoju wszedł Remus. Otworzyłam zaspane oczy i spojrzałam na niego.

— Wszystko gotowe — oznajmił.

— Co? Mieliśmy to zrobić jutro! — ożywiłam się nagle.

— Tak, ale udało się zrobić to wcześniej.

Wyskoczyłam z łóżka jak oparzona.

— Daj mi chwilę i będę gotowa.

— Spokojnie, Al, nie ma się co śpieszyć. W sumie mogłem pozwolić ci jeszcze pospać, ale pomyślałem, że chciałabyś zrobić to jak najszybciej.

— No prawda, jestem padnięta, ale dobrze że mnie obudziłeś. Przecież trzeba to zrobić.

— Tak, to ja będę czekał na dole — wyszedł zamykając za sobą drzwi.

Otworzyłam na oścież szafę i zaczęła przewalać wszystkie swoje ubrania. W końcu znalazłam, zwykłą, prostą, czarną sukienkę z białym kołnierzykiem. Sięgała mi prawie do kolan. Założyłam czarne trzewiki i przystąpiłam na ogarniania mojej twarzy. W lusterku zobaczyłam ciemne wory pod oczami. Będę musiał później znowu iść spać. Poczesałam włosy. Postanowiłam się lekko pomalować, mimo że nie za bardzo miałam na to ochotę. W Hogwarcie, makijaż zawsze był na twarzy i często dość wyrazisty, a teraz? Nie widziałam w tym sensu. Teraz mało co miało dla mnie sens.

Kiedy doprowadziłam się do względnego porządku, wyszłam do ogrodu, gdzie był wykopany dół i otwarta trumna w beżowym kolorze. Podeszłam do Lupina i Stworka, którzy stali przy trumnie.

— Zaczynamy? — zapytał cicho, a ja kiwnęła głową.

Remus do pustej trumny włożył różdżkę Syriusza oraz zużytą talię  kart do Eksplodującego Durnia. Wiedziałam, że to była ulubiona gra Syriusza za czasów szkolnych.

— Teraz twoja kolej — powiedział.

Ja położyłam zdjęcie, na którym są Harry, Remus, Syriusz i ja. Zrobiliśmy je w ostatnie święta. Ciężko było mi z tym rozstać. Na tej fotografii wyglądaliśmy jak rodzina. Drugą rzecz  drżącymi rękami zdjęłam ze swojej szyi. Naszyjnik, który dostałam od Syriusza na urodziny. Mieliśmy włożyć rzeczy, które najbardziej nam się z nim kojarzy. A naszyjnik na pewno był taką rzeczą. Gdy ułożyłam ów biżuterię do trumny, nie mogłam powstrzymać łez. Od razu poczułam rękę Remusa na ramieniu.

— Stworku — zaczęłam — możesz zamknąć trumnę.

Stworek zamknął wieko trumny i po chwili obserwowałam jak trumna była opuszczana w dół. Kiedy była już na samym dole, wzięłam garść ziemi i rzuciłam, podobnie zrobili Remus i Stworek. Gdy trumna była całkowicie zakopana, Remus postawiła wcześnie zakupiony nagrobek i zaczął zaklęciem ryc litery. Po kilku minutach można było przeczytać Syriusz Orion Black III ur. 3 listopada 1959 roku; zm.18 czerwca 1996 roku. Stworek podał mi wieniec z kwiatów i ozdobiłam nim grób.

I już. Właśnie symbolicznie pochowałam swojego wuja.

Jeszcze przez kilkanaście minut stałam z Remusem przed grobem w absolutnej ciszy. Nagle usłyszał pociąganie nosem. Zauważyłam że Lupin miał łzy w oczach. Byłam tak zajęta sobą, że nie zdałam sobie sprawy, że on też cierpi. Stracił ostatniego przyjaciela jakiego miał.

— Jak się trzymasz? — zapytałam.

— Staram się nie płakać. On by tego nie chciał.

Tak, z pewnością by nie chciał.

— Wejdźmy już do środka. Została ostatnia sprawa do wyjaśnienia — powiedział.

Zmarszczyłam brwi nie wiedząc o co chodzi. Ja sprawa?

Usiedliśmy w salonie.

— Znalazłem to w pokoju Syriusza — rzekł po długiej chwili ciszy i wyjął z kieszeni marynarki kopertę.

— Co jest w środku?

— Własnoręcznie spisany testament Syriusza.

Wciągnęłam gwałtownie powietrze. Dlaczego wujek spisał testament? Spisanie ostatniej woli kojarzył mi się z bardzo starymi osobami, którzy wiedzieli, że wkrótce odejdą, a Syriusz nie był stary i zginął nagle.

— Przeczytałem go i ty jako jego bratanica też powinnaś znać treść — wyciągnął pergamin z koperty i rozłożył.

— Zanim zaczniesz czytać —powiedziałam szybko. — Czemu spisał tak szybko testament?

— Nie jestem pewny, ale na pewno nie chciałby, żeby dom trafił w ręce Bellatrix lub Narcyzy.

Całkiem logiczne. Lupin podał mi pismo i zaczęłam czytać po cichu.

Ja, niżej podpisany, Syriusz Orion Black III,

chciałbym, aby po mojej śmierci (starczej lub nagłej) cały mój majątek, czyli dom przy Grimmaund Place, władza nad skrzatem domowym Stworkiem i pieniące znajdujące się w Banku Gringotta przejęła moja bratanica Alsephinie Andromedzie Black.

Podniosłam wzrok znad kartki, spoglądając na Remusa

— Przepisał wszystko na mnie — rzekłam zszokowana. Nie musiał, mógł tylko część albo wszystko przepisać na Harry'ego.

— Zapewnił ci byt po zakończeniu Hogwartu.

— Cieszy mnie to, ale... to duża odpowiedzialność. Nie wiem czy dam radę prowadzić dom i gospodarować tymi pieniędzmi.

Remus uśmiechnął się delikatnie. Wstał i usiadł koło mnie, obejmując ramieniem.

— Jesteś mądrą dziewczyną, nauczysz się wszystkiego. A w razie czego ja ci we wszystkim pomogę.

— Dziękuje, Remusie — przytuliłam go. Po powrocie do domu, był dla mnie wielkim wsparciem i zadeklarował, że w razie potrzeby mogę na niego liczyć.

— Uczcijmy kiliszkiem wina to, że jesteś nową panią tego domu.

_________________________________________

Przyznam się, wzruszyłam się pisząc ten rozdział.

4/6

Opublikowano: 03.01.2023

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro