4. Tajemniczy jego mość
– Postradałeś zmysły, Łapa?! To bardzo nieodpowiedzialne – krzyknął Lunatyk, gdy dowiedział się o tym, co chciałam zrobić.
– Mówiłeś to samo dwadzieścia lat temu i nic się nie stało – odpowiedział mu Syriusz trochę znudzonym tonem.
– Ale to w tedy była inna sytuacja.
– Wystarczy, że Alsephina będzie ostrożna, a nikt się nie dowie.
– Właśnie, a po za tym to był mój pomysł, a nie Syriusza – włączyłam się do dyskusji.
– Wiesz, zostanie animagiem nie jest takie proste. Jakikolwiek błąd może mieć poważne konsekwencje i trzeba przyrządzić bardzo skomplikowany eliksir?
– Przecież byłeś niezły z eliksirów, Lunek – oznajmił Syriusz.
– O nie, nie proś mnie, żebym go przyrządził. Nie narażę twojej jedynej bratanicy na niebezpieczeństwo. Syriusz, gdyby Ministerstwo się dowiedziało, Alsephina trafiłaby do Azkabanu. Chcesz takiego losu dla niej?
Syriusz spoważniał i nic już nie odpowiedział, a milczeniem przyznał Remusowi rację.
– Remusie, wiem z czym to się wiąże, ale mam was przy sobie. Wy wiecie o animagach wszystko. Wiem, że dzięki wam nie zdradzę swojego sekretu... bardzo proszę – powiedziałam podchodząc do niego i wlepiając swoje błagalne oczy.
Patrzył na mnie przez chwile swoim stanowczym spojrzeniem i nagle westchnął.
– Tobie nie umiem odmówić – uśmiechnęłam się ucieszona, że się zgodził – ale nie mamy wszystkich składników.
– To nie jest żaden problem – rzekł Syriusz. – Znajdziesz je na Pokątnej. I zabierzesz ze sobą Alsephinę. Niech przy okazji kupi sobie pierwszą różdżkę.
Byłam ogromnie podekscytowana, gdy obudziłam się, następnego ranka. Remus obiecał zabrać mnie na ulicę Pokątną. W końcu będę miała przyrząd, dzięki któremu będę mogła czarować, ale nie tylko to wprawiło mnie w dobry nastrój. Pierwszy raz będę w miejscu pełen magii, magicznych rzeczy i osób podobnych do mnie.
Po śniadaniu poszłam na górę się szykować. Zastanawiałam się, czy moje ubrania nie będą się za bardzo wyróżniać? Czarodzieje nie ubierają się tak jak mugole. W końcu uznałam, że nie nie będę się tym przejmować.
– Gotowa? – zapytał Remus, który jak ninja pojawił się w progu mojego pokoju.
– Chwilka – odrzekłam, usiadłam na łóżku, aby założyć buty. – Już.
– Świetnie, więc chodźmy.
Razem zeszliśmy na dół. W przedpokoju Syriusz wsunął mi do ręki garść złotych monet.
– Co to za dziwne pieniądze? – to z pewnością nie były funty.
– Złote galeony, pieniądze używane przez czarodziejów.
– To chyba dość dużo jak na zakup różdżki – powiedział Lupin zapinając guzik swojej peleryny.
– Możliwe – odrzekł mu Syriusz – ale może Alsephina będzie chciała coś jeszcze kupić, a ja nie będę skąpić mojej bratanicy.
Mrugnął do mnie, a ja się uśmiechnęłam.
– Dziękuję, Syriusz. Czemu nie pójdziesz z nami? No wiesz... pod postacią psa. – Jest ciągle poszukiwania jako zbieg z Azkabanu, ale w zwierzęcej formie go nie rozpoznają.
– Chciałbym, ale mam kilka rzeczy do zrobienia – posmutniałam trochę, ale wujek mnie przytulił. – Dobrze idźcie i uważajcie na siebie.
– Zabawne że ty to mówisz – powiedział uszczypliwie Remus.
***
– To jak dostaniemy się na Pokątną? – zapytałam, gdy znacznie oddaliliśmy się od domu. – Tylko nie mów, że dzięki teleportacji, bo nie chcę zwracać śniadania. Był zbyt dobry.
Remus zaśmiał się na moje słowa.
– Możesz byś spokojna, dostaniemy się tam w bardzo bezpieczny i mugolski sposób. Na piechotę. Mam nadzieję, że lubisz spacery.
Szliśmy dobry kawałek, cały czas rozmawiając. Lupin opowiedział mi o swojej rodzinie i wczesnych latach w Hogwarcie. A ja słuchałam z zaciekawieniem. W pewnym momencie przerwał, mówiąc:
– Jesteśmy prawie na miejscu.
Spojrzałam przelotnie na ulicę. Nigdy nie byłam w tej części Londynu. Przed sobą, z daleka zobaczyłam stary, drewniany szyld z napisem Dziurawy Kocioł.
– Idziemy do pubu?
– Tak jakby.
Remus otworzył drzwi i wpuścił mnie jako pierwszą.
Znalazłam się niedużym pomieszczeniu. A przynajmniej tak mi się wydawało. Przez wielki bar i ciasno rozmieszczone stoły i krzesła. Było tu sporo ludzi.
– Dziurawy Kocioł – zaczął Lupin – to jedyny z nielicznych miejcie gdzie styka się świat mugoli z magicznym. Ale też jest jednocześnie restauracją i motelem.
– Remus, co cię sprowadza do Dziurawego Kotła? – nagle zaczepił nas wielka, serio ogromna postać. Jakim cudem nie zobaczyłam jej wcześniej?
– Witaj, Hagridzie – odpowiedział wilkołak. – Przyszedłem tu, żeby pokazać Alsephinie, jak dostać się na Pokątną.
– A kim, u diabła, jest Alsephina?
– Em... to ja – uniosłam rękę niepewnie.
– A niech mnie pioruny biją. Nie zauważyłem cię, wybacz. Skąd ją wziąłeś, Remusie?
– Możesz mi wierzyć lub nie ale to bratanica Syriusza.
– Na brodę Merlina, Alsephina Black, córka Regulusa Blacka?!
– Hagridzie, ciszej! – uciszył go Lupin.
– Och, przepraszam. W końcu to wielka nowina. Nie wiedziałem, że Regulus i Sophii mieli dziecko – zwrócił się do mnie. – Miło cię poznać, Alsephino, ja nazywam się Rubeus Hagrid, uczę w Hogwarcie i jestem pół-olbrzymem.
Pół-olbrzym? To wiele wyjaśnia.
– Również miło mi ciebie poznać.
– Miło było się spotkać Hagridzie, ale musimy iść – powiedział Lupin.
– Och, no jasne. Ale lepiej ją pilnuj Remusie, dzisiaj na Pokątnej jest duży ruch.
Pożegnaliśmy się z Hagridem i wyszliśmy na małe podwórko, znajdującym się na tyłach pubu. Stanęliśmy przed ceglaną ścianą. Remus wyciągnął swoją różdżkę i stukną nią w kilka cegieł. I nagle wszystko rozsunęło się, ukazując długą, brukowaną ulice. Ruszyłam na Remusem, oglądając się dookoła. Po jednej i drugiej stronie znajdowały się różne sklepy, a ludzie w długich pelerynach i szpiczastych czapkach chodzili wszędzie bez ładu i składu. Było tu gwarno, ale tętniło życiem.
– Najpierw pójdziemy kupić składniki – oznajmił Lupin.
Po przejściu kilkuset metrów zatrzymaliśmy się przed jednym ze sklepów. Weszliśmy do środka. Lokal był wypełniony wieloma, dziwnymi roślinami, dziwnymi substancjami i tym podobne.
– Zostań tu i najlepiej niczego nie dotykaj – powiedział bardzo powoli, żeby mieć pewność że jego komunikat do mnie doszedł. – Zaraz wracam.
– Tak jest, szefie.
Podszedł do lady i zaczął rozmawiać ze sprzedawcą.
Szybko znudziło mnie czekanie, więc zaczęłam iść wolnym krokiem, a wzrokiem wiodłam po całym asortymencie. Nagle na kogoś wpadłam. To był jakiś chłopak, któremu wypadły z rąką rzeczy.
– Oj, przepraszam – powiedziałam przejęta i zaczęłam pomagać mu zbierać. – Nie patrzyłam, gdzie idę.
Chłopak podniósł na mnie wzrok i nagle znieruchomiał, ale po chwili odezwał się.
– Em... nic-nic nie-nie szko-ko-dzi. Przyzwyczaiłem się do-do wypadków – jąkał się dużo i zrobił się cały czerwony.
Wstaliśmy z kucek i wtedy zauważyłam, że był dość wysoki, miał ciemne włosy i brązowe oczy. Wyglądał na mojego rówieśnika.
– Cześć, jestem Neville. A ty?
– Alsephina – usłyszałam za sobą głos Lupina. – Nie powinnaś tak znikać. Martwiłem się.
– Przepraszam Remusie, chciałam zobaczyć, co tutaj jest.
– Profesor Lupin? – rzekł zdziwiony chłopak. – Miło pana znowu widzieć.
– Ciebie też, Neville. Co u ciebie słychać?
– A bardzo dobrze. Ostatnio udało mi się wyhodować tuzin mandragor.
– O to świetnie. Widać, że zielarstwo to twoja pasja.
– Dziękuję... – zarumienił się jeszcze bardziej. Nie sądziłam, że taką purpurę można przybrać na twarzy. Chłopak spojrzał na mnie, chcąc chyba coś do mnie powiedzieć, ale w tym samym momencie, doszedł do nas krzyk jakiejś kobiety.
– Neville! Idziemy!
– To chyba twoja babcia – zauważył trafnie Lunatyk.
– Tak, to ona... lepiej do niej dołączę, bo mnie tu zostawi – szybko się ulotnił.
– My też musimy już iść – powiedział do mnie Remus i ruszył do wyjścia.
– Neville zwrócił się do ciebie per profesor. Uczysz w Hogwarcie? – zapytałam, gdy wyszliśmy ze sklepu.
– Uczyłem. Odszedłem, gdy uczniowie dowiedzieli się... no wiesz czego.
Dowiedzieli się, że jest wilkołakiem. Było mi szkoda Remusa. Syriusz mi powiedział, że wilkołaki często wykluczane są z społeczeństwa czarodziejów. Fakt, wilkołaki są niebezpieczne i mogą skrzywdzić, ale oni nie prosili się o taki los. Dobrze, że miał przyjaciół, którzy akceptowali go takim jaki był.
Tym razem szliśmy dłuższy kawałek. Gdy stanęliśmy pod sklepem z różdżkami, nie mogłam ukryć podekscytowania.
– Nie znajdziesz lepszej różdżki niż u Ollivandera – oznajmił mój towarzysz.
Weszliśmy do środka i od razu podszedł do nas mężczyzna już w podeszłym wieku z odstającymi, siwimy włosami. Tą fryzurą przypominał Einsteina.
– Witam u Olivandera! Nie zdam tej twarzyczki, więc z pewnością przyszłaś po swoją pierwszą różdżkę.
– Zgadza się.
– To jak cię zwą?
– Alsephina Black.
– Black? – zdziwił się i spojrzał pytająco na Lupina.
– Córka Regulusa Blacka i Sophii Carrow – rzekł Remus.
– Ach, no oczywiście... zdaje mi się jakby to wczoraj weszli tu twoi rodzice kupić swoje pierwsze różdżki – powiedział, chodząc po sklepie i szukając. – Aha! – krzyknął nagle, wyciągnął jedno w wielu podobnych pudełek, otworzył je i wręczył mi ją. – Sprawdźmy, czy ta będzie odpowiednia.
Wzięłam ją do ręki. Nie wiedziałam co z nią mam zrobić, ale szybko domyśliłam się, że trzeba nią machnąć, czy coś w tym stylu. Gdy tak zrobiłam, lampa naftowa na biurko Olivandera stułka się.
– O nie, nie. Na pewno nie ta.
Wszedł na drabinę i przyniósł mi jedną, która znajdowała się prawie że pod sufitem.
– Może ta?
Wzięłam do ręki różdżkę i zrobiłam to samo co z pierwszą. I nagle szaty Remusa zaczęły się palić. Próbował ugasić płomienie, ale na marne.
– Alsephina, zakończ to.
– Ale nie wiem jak.
– Finite icantatem – rzucił Ollivander, a ogień ustał, a ubranie Lunatyka było nietknięte.
– Przepraszam, Remusie.
– Nie szkodzi.
– Definitywnie to nie ta – mówił Ollivander jakby do siebie.
Wypróbowałam jeszcze kilak różdżek, ale żadna jeszcze nie była tą odpowiednią.
– A może żadna do mnie nie pasuje – powiedziałam tracąc zapał.
– Nonsens – rzekł sprzedawca – na pewno jakaś różdżka cię wybierze.
– Panie Ollivander – odezwał się Remus – Alsephina próbowała już wiele podobnych do siebie różdżek. Może trzeba wypróbować coś innego.
Staruszek zamyślił się na chwilę.
– Coś innego, mówisz?
Po tych słowach poszedł w głąb pomieszczenia, znikając nam z pola widzenia. Spojrzałam na Lupina zaniepokojona, ale on posłał mi pocieszający uśmiech i puścił mi oczko zapewniając, że nie mam się czego obawiać.
Ollivander wrócił z kolejnym pudełkiem i wyciągnął z niej kolejny magiczny patyk. Była dość długa, cała czarna z połyskiem, a rączak była zakończona głową węża.
– To najbardziej wyjątkowa różdżka jaką stworzyłem, bo połączenie tego drewna i tego rdzenia jest niespotykane. Proszę spróbować.
Nie pewnie wzięłam różdżkę do ręki i nagle poczułam uderzenie gorąca w palcach. Machnęłam nią, a lampa, którą zepsułam, powróciła do wcześniejszej formy.
Sprzedawca różdżek otworzył szerzej oczy, a Remus otworzył buzię z wrażenia.
– Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego – powiedział cicho Ollivander, ale z podziwem. – No, panno Black, coś mi się wydaje, że tą różdżką dokonasz wielkich rzeczy.
Po zapłaceniu, wyszliśmy ze sklepu. Remus zachowywał się dziwnie.
– Remusie, coś nie tak? Nie cieszysz się, że już wracamy?
– Alsephino – zatrzymał się i spojrzał na mnie poważnym wzrokiem. – Czy ty wiesz, co właśnie się stało? Rzuciłaś zaklęcie Reparo na lampę Ollivandera, niewerbalnie. – Ostatnie słowo zaakcentował.
– A to coś złego?
– Teoretycznie nie, ale jeszcze nigdy nie spotkałem, żeby tak młoda czarownica rzuciła prawidłowo zaklęcie i to jeszcze bez użycia słów. Wiele czarodziejów uczy się tej metody latami. Jesteś potężniejszą czarownicą niż nam się zdawało.
– Kogo moje oczy mają wątpliwą przyjemność widzieć – usłyszeliśmy koło siebie nowy, nieznany głos.
Podniosłam wzrok i zobaczyłam mężczyznę z czarnymi włosami jak heban, ciemnymi oczami, bladą cerą i haczykowatym nosem, ubrany w czarne szaty.
– Ciebie też miło widzieć, Severusie. – Lupin przywitał go skinieniem głowy.
– Kim jest twoja młoda towarzyszka? – mężczyzna o imieniu Severus wbił we mnie swoje chłodne spojrzenie.
– To jest...
– Alsephina Black – wyprzedziłam Remusa.
Facet w czerni spojrzał na Lupina z niedowierzaniem.
– Remusie, nie mów, że to jest to o czym myślę...
– Nie, nie jest córką Syriusza – uspokoił go wilkołak, a twarz Severusa znowu stała się obojętna.
Czy ten koleś kiedykolwiek się uśmiechał?
– Jeśli ojcem nie jest Syriusz – mówił wolno, cały czas patrząc na mnie – to jest nim świętej pamięci Regulus. Uderzające podobieństwo. Widzę, że zakupiłaś swoją pierwszą różdżkę. Można wiedzieć jaki rdzeń?
– Emm...
Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć, Ollivander nie udzielił mi o niej informacji.
– Masz napisane na pudełku – wywrócił oczami.
– Ach racja – spojrzałam na pudełko i przeczytałam. – Tarnina, włókno ze smoczego serca, dwanaście i pół cala, elastyczna.
– Różdżka z tym rdzeniem jest zdolna do ekstrawaganckiej magii i jest idealna do praktykowania... czarnej magii.
Jego słowa wzbudziły we mnie silny niepokój. Czarna magia? Brzmi mrocznie i niebezpiecznie. Jeśli ta różdżka mnie wybrała, to znaczy, że jestem zdolna do tego rodzaju praktyk?
– Nie strasz mi jej, Severusie. Sam twój widok jest już wystarczająco przerażający.
***
Gdy wróciliśmy do domu, Lupin wziął się za przygotowanie eliksiru. Syriusz i ja mu towarzyszyliśmy.
– Ja było na Pokątnej? – zapytał mnie Syriusz, gdy Remus był skupiony na rozcieraniu w moździerzu jakiś ziół.
– Fajnie, spotkałam Hagrida, Nevilla i Severusa.
– Snape?! Ach, współczuje – zaśmiał się. Odnoszę wrażenie, że on i jego przyjaciel go nie lubią.
– On mówił, że moja różdżka jest idealna do czarnej magii.
– Al, mówiłem, że nie musisz się przejmować jego słowami. Wiele czarodziejów ma różdżki z tym rdzeniem – wtrącił Remus.
– Ale ja chcę wiedzieć!
– Zgadzam się z Remusem, nie ma powodów do obaw. Fakt czarna magia istnieje i jest bardzo niebezpieczna, ale w Hogwarcie jej nie uczą. Używają ją śmierciożercy. Jeśli dobrze pójdzie to nie poznasz żadnego czarnomagicznego zaklęcia.
– Dużo ich jest?
– Och, pewnie cała masa, ale trzy z nich, są niezwykle okrutne. Pierwsze Imperius, zaklęcie umożliwiające przejęcie kontroli nad umysłem innej osoby, drugie klątwa Cruciatus, zaklęcie torturujące i ostatnie Avada Kedavra, znane też pod nazwą Klątwa Śmierci.
Przełknęłam ślinę. To straszne, że magią można też zabić...
– Są to zaklęcia niewybaczalne – włączył się Lunatyk. – Użycie któregokolwiek z nich grozi dożywociem w Azkabanie.
– Ale zaklęcie, które rzuciłam u Ollivandera nie było czarnomagiczne, Remusie?
– Skądże. Reparo to bardzo powszechne zaklęcie, używane przez każdego.
– Udało ci się rzucić zaklęcie? – zapytał uradowany Syriusz.
– I to nie werbalnie – dodał jego przyjaciel. – A inną różdżką próbowała mnie podpalić.
Syriusz roześmiał się głośno.
– Szkoda, że tego nie widziałem. Ale w takim razie jesteś zdolniejsza od ojca i matki. Musimy konieczne zapisać cię do Hogwartu.
– Pójdę do Hogwartu?!
– Też pytanie, oczywiście, ale jeszcze nie w najbliższym roku. Musisz nadrobić, wiedzę z poprzednich lat. Wybaczcie mi, muszę coś załatwić.
Syriusz opuścił kuchnię, ja patrzyłam jak Remus kolejno wrzuca składniki do kociołka i miesza.
– Chciałabym zmienić się w jakieś fajne zwierzę. Na przykład wilka albo rysia. Tak rysie są ekstra.
Remus zaśmiał się na moje słowa.
– Muszę cię rozczarować, czarodziej nie ma wpływu na to, w co się przemieni.
– Ale spekulować zawsze można.
– Dobrze, eliksir jest prawie gotowy.
– Czemu prawie?
– Bo teraz najtrudniejsza część leży po twojej stronie. Proszę to liść z młodej mandragory, musisz włożyć sobie go pod język i pod żadnym pozorem nie połykać. Później wrzucić go i coś swojego do eliksiru. Wypić i gotowe.
– Po pierwsze, coś mojego?
– Kawałek paznokcia lub twój włos.
– Po drugie, długo muszę to trzymać?
– Miesiąc.
– Miesiąc?!
– No niestety.
– Nie da się tego jakoś przyśpieszyć?
– Jeśli chcesz już na zawsze pozostać w formie pół-człowiek pół-zwierzę to możesz nawet teraz to wypić.
– To może poczekam ten miesiąc – powiedziałam i włożyłam sobie liść do ust.
– Tak myślałem.
***
*Miesiąc później*
Wreszcie nadszedł ten dzień. Byłam bardzo podekscytowana. Mam nadzieję, że wszystko dobrze pójdzie.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
– Proszę.
Powiedziałam, a do mojego pokoju wszedł Remus.
– Gotowa na swoją pierwszą przemianę?
– I to jeszcze jak. A gdzie Syriusz?
– Zaraz ma bardzo ważne spotkanie i musi się przygotować.
Nie spodobała mi się ta informacja. Chciałam, żeby oboje tu byli.
– Dobra zaczynamy. – Lupin postawił kociołek na podstawce i podłożył pod nim palnik gazowy. Eliksir zaczął się podgrzewać. – Al, twoja kolej.
Wyjęłam liść z ust i wrzuciłam do do naczynia. Wzięłam szczotkę do ręki i wyjęłam z niej jeden czarny włos. Zamieszałam mieszaninę i zaczekałam, aż składniki się wchłoną. Gdy tak się stało, przelałam roztwór do szklanki. Wzięłam ją do ręki i spojrzałam na Remusa.
– Pamiętaj do dna.
Kiwnęłam głową. Substancja miała nieciekawy kolor i galaretową konsystencje. No będzie ciekawe.
– Wasze zdrowie – powiedziałam i wypiłam.
– I jak?
– Specyficzny smak, ale nie było źle.
– Dobra, to teraz zaklęcie. Pamiętasz co mówić?
Kiwnęłam głową. Wyjęłam różdżkę i wycelowałam ją w siebie.
– Amato Amino Animato Animagus!
– Czujesz się inaczej?
– Nie zbyt...
– W takim razie spróbuj się przemienić.
A jaki to zrobić? Nikt nie udzielił mi instrukcji. Wzięłam głęboki oddech, skupiłam się na sobie i na tym co chciałam zrobić. Nagle poczułam coś dziwnego i otworzyłam oczy. Ale nie widziałam już tak jak wcześniej, dostrzegałam tylko kilka kolorów. Remus wydawał się jakiś wyższy. Patrzył na mnie zachwycony. Podeszłam do lustra i zobaczyłam łapy, długi puchaty ogon i małe, szpiczaste uszy. Jestem lisem!
Wskoczyłam na łóżko i zaczęłam skakać z radości, a Lupin śmiał się i klaskał w dłonie. To uczucie było niesamowite!
– Brawo, Al, świetna robota!
Zmieniłam się z powrotem w człowiek. Podbiegłam i całej siły uściskałam Remusa.
– Dziękuję za wszystko. Muszę powiedzieć Syriuszowi. Nie uwierzy mi.
Wybiegłam z pokoju i skierowałam się schodami na dół. Gdy byłam już prawie na parterze, zatrzymałam się w półkroku. Zobaczyłam Syriusz w towarzystwie jakiegoś wysokiego staruszka z długą, siwą brodą i w szarobłękitnych szatach. Wyglądał na jakąś ważną osobistość. Nic dziwnego, biła od niego wielka moc.
Syriusz zaprosił gościa do salonu i zamknęli za sobą drzwi.
Kim on był?
____________________________________________________________
Zgadnę wasze myśli: ,,To już czwarty rozdział, a nadal nie ma bliźniaków!" Tak jak wiem, też na tym ubolewam, ale musicie uzbroić się w cierpliwość.
Dziękuję za komentarze, to daje mi motywacje.
Opublikowane: 10.02.2021
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro