9. Zadanie od Dumbledora

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po zakończonej uczcie wyszłam z bliźniakami z Wielkiej sami z zamiarem pójścia do Wieży Gryffindoru. Jednak drogę zagrodziła nam profesor McGonagall.

— Panno Black, dyrektor Dumbledore prosi cię do swojego gabinetu. Natychmiast.

Popatrzyłam na chłopaków z niepewnością w oczach. Oni uśmiechnęli się jakby chcieli mnie tym zapewni, że nie mam się czego obawiać.

Minerwa zaprowadziła mnie na drugie piętro i zatrzymała się dopiero przy wielkim złotym gargulcu. Kobieta szepnęła jakieś słowo, którego nie zrozumiałam, a posąg zaczął obracać się wokół własnej osi, odkrywając przy tym kręte schody prowadzące w górę.

Weszłam po stopniach, aż doszłam do prostych, drewnianych drzwi. Zapukałam.

— Wejść — usłyszałam z drugiej strony, wiec weszłam do środka. — O witaj, panno Black.

— Dobry wieczór, panie dyrektorze. Chciał mnie pan widzieć?

— Tak, chcę przekazać ci kilka informacji.

Wskazał dłonią na miejsce, naprzeciwko siebie. Niepewnie usiadłam na drewnianym krześle.

— Jak wiesz — zaczął — jesteś pierwszą osobą, która zaczyna naukę tu później niż inni. Wiem, że Syriusz i Remus uczyli cię wszystkiego, co sami potrafią. Regularnie informowali mnie o twoich postępach. Po tym co mi mówili, wnioskuję, że jesteś bardzo zdolną czarownicą, ale mimo to obawiam się, że będziesz odstawać od swoich rówieśników.

— Chce pan, powiedzieć, że będę miała dodatkowe lekcje?

— Myślałem o tym, ale uczniowie na piątym roku przystępują do SUM-ów, do których potrzeba dużo przygotowań, więc dodatkowe lekcje mogłyby spowodować przeciążenie. Ale jeśli twoje wyniki będą słabe, dodatkowe lekcje będą koniecznością.

Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem. Będzie ciężko dorównać innym, którzy mieli więcej czasu na naukę czarów i rozwijaniu innych umiejętności magicznych.

— Dam z siebie wszystko, dyrektorze.

— Mam taką nadzieję. Osobiście uważam, że dodatkowe lekcje nie będą ci potrzebne, ale mówię ci, żebyś wiedziała — zamilkł, ale jego twarz pokazywała, że miał do mnie jeszcze jakąś sprawę. — Jest jeszcze jedna spawa jaką chcę poruszyć.

Jego tajemniczy głos przyprawił mnie o gęsią skórkę. Musiała być to poważniejsza sprawa.

— Jak pewnie wiesz, wiele lat temu twój ojciec zdradził Voldemorta i chciał go powstrzymać. Czarnego Pana ogarnęła chęć zemsty, której ofiarą została twoja matka. Ale jej śmierć nie ugasiła jego żądzy zemsty. Jako że nikt nie wiedział o twoim istnieniu, to dawało ci bezpieczeństwo. Ale teraz już wiele osób wie o tobie. Jeśli on dowie się, że po świecie chodzi córka Regulusa, będzie chciał cię dopaść.

Przeraziłam się. Nie sądziłam, że mogłabym być celem największego czarnoksiężnika na świecie.

— A niby jak miałby się dowiedzieć? — zapytałam z lekko drżącym głosem.

— Dzieci śmierciożerców mogą przekazać im taką informację, a oni przekażą ją do Voldemorta. A w tedy będziesz w niebezpieczeństwie.

Dzieci śmierciożerców. Znam pewną rodzinę, która była bardzo blisko z Czarnym Panem.

— Draco Malfoy?

— Tak — kiwnął głową z powagą. — Musisz przekonać go, żeby nic nie mówił rodzicom o twoim istnieniu.

— Obawiam się, że może być trochę za późno, profesorze.

— Co masz na myśli? — zapytał wyraźnie zaciekawiony, ale w jego głosie było ziarno niepokoju.

— Podczas wakacji spotkałam Draco na Pokątnej i powiedziałam, że jestem jego kuzynką. — Dumbledore przymknął oczy i pogłaskał swoją długą brodę. Moje wyznanie chyba go zmartwiło. — Ale mi nie uwierzył. Powiedział, że jestem szlamą, która podaje się za kogoś innego.

— To trochę komplikuje całą sytuacje. Dobrze, w takim razie musisz dowiedzieć się, czy młody Malfoy wspominał coś o tobie swoim rodzicom. I musisz to zrobić to jak najszybciej się da.

Nie musiał dwa razy mówić. Stawką było moje życie.

Gdy weszłam do pokoju wspólnego Gryffindoru, wiele osób wlepiło we mnie swoje ciekawskie spojrzenia. Spróbowałam nie zwracać na to uwagi i podeszłam do bliźniaków.

— O czym gadałaś z Dumbledorem? — zapytał George.

— A o niczym ważnym. Mówił, że muszę przyłożyć się do nauki, żeby dorównać innym z mojego rocznika, bo inaczej będę miała dodatkowe lekcje — postawiłam nie mówić im wszystkiego. Nie chciałam ich martwić, a po za tm trochę nierozsądne by było mówić o moim zadaniu, gdy wokół było tyle uczniów.

— Nie martw się, poradzisz sobie — rzekł Fred uśmiechając się pokrzepiająco.

— A jeśli będziesz miała jakiś problem z jakimś przedmiotem, to my ci pomożemy.

Już rozchyliłam usta, żeby podziękować za oferowaną pomoc, ale w tym samym momencie koło nas rozległ się śmiech.

— Zabawne. Wy i pomoc z nauce? Naprawdę bardzo zabawne — powiedziała Hermiona, która jakby znikąd się pojawiła.

— Uważasz nas za takich tępaków? — zapytał Fred z udawaną urazą.

— Nie, tępi nie jesteście, ale leniwi owszem. Z SUM-ów dostaliście nie więcej niż powyżej oczekiwań.

— Tak dla twojej wiadomości  — zaczął dyplomatycznym tonem George —  to naszym zdaniem powinniśmy ze wszystkiego dostać P, bo sam fakt że przyszliśmy na egzamin, był powyżej oczekiwań.

Ja i Hermiona roześmiałyśmy się na jego słowa. Gdy się obie uspokoiłyśmy szatynka zwróciła się do mnie.

— Tak przy okazji przyszłam ci powiedzieć, że przed chwilą byłam w moim dormitorium i był tam twój kufer, to oznacza, że będziemy razem dzielić pokój! Czy to nie super? — powiedziała z szerokim uśmiechem.

— O, to cudownie! — podzieliłam jej entuzjazm.

Gdy dziewczyna wspomniała o pokojach, to dopadło mnie zmęczenie. To był intensywny dzień i dobrze, by było, gdybym poszła spać.

***

Patrzyłam na swoje odbicie w szkolnym mundurku. Wyszyty herb Gryffindoru majestatycznie prezentował się na mojej piersi. Poprawiałam ostatni raz włosy i byłam gotowa.

Spojrzałam na łóżko Hermiony. Było idealnie pościelone. Chciałam z nią iść na śniadanie, ale ona wstała o wiele wcześniej o de mnie.

W pokoju wspólnym spotkałam bliźniaków, którzy jak się okazało czekali na mnie.

— No wreszcie przyszłaś.

— Właśnie, myśleliśmy, że nigdy z tamtą nie wyjdziesz?

— Czekaliście na mnie? — zapytałam ze zdziwieniem.

— Tak i od tego czekania zrobiłem się głodny, chodźmy na śniadanie.

W Wielkiej Sali przysiedliśmy się do Herry'ego, Rona i Ginny.

— Cześć Al — odezwała się rudowłosa. — Jak się masz?

— Dobrze, ale byłoby lepiej, gdy inni ciągle się na mnie nie gapili — powiedziałam spoglądając na grupkę puchonów, którzy słysząc moje słowa odwrócili głowy.

— To zrozumiałe, wzbudzasz zainteresowanie — powiedział Harry. — Niedługą przestaną.

— Mam taka nadzieję. Jaką lekcję mamy pierwszą?

— Obrona przed czarna magią — opowiedział Ron.

Z Umbridge. Będzie ciekawie.

Gdy skończyłam jeść, wzięłam swoją torbę i wstałam.

— Gdzie się wybierasz? — zapytała Fred.

— Na lekcję? — powiedziałam tonem jakby to było oczywiste.

— Poczekaj, odprowadzimy cię.

— Po co?

— Głupie pytania zadajesz — odrzekł George. — Zamek jest wielki, zgubisz się.

W sumie miał rację. Ta szkoła to jeden wielki labirynt.

Powinnam być im wdzięczna, że mi pomagają, choć wcale nie muszą.

Ale coś mi zaczęło nie pasować, gdy zbyt długo chodziliśmy po korytarzach.

— Chłopcy, zaprowadzicie mnie pod klasę czy dalej będziemy chodzić w kółko? Mijamy ten obraz trzeci raz — wskazałam na rycinę, która przestawiała czyjąś podobiznę i krzyżowałam ręce na piersi.

— Myślałem, że nie zauważy — powiedział Fred.

— Mówiłem ci, że się połapie — zawtórował mu drugi bliźniak.

Przymknęłam oczy, kręcąc głową z niedowierzaniem. Oni są niemożliwi.

— Zaprowadźcie mnie na lekcję albo wszystko powiem McGonagall.

— Od kiedy jesteś kapusiem? — zapytał George.

— Właśnie? My się z takimi nie zadajemy — oznajmił Fred.

— To nie zmuszajcie mnie, żebym na was donosiła.

Bliźniacy spojrzeli na siebie porozumiewająco. Coś czułam, że wygrałam tę rozmowę.

— Chodź. — Fred machnął ręką i we trójkę skręciliśmy w nowy korytarz.

Gdy przeszliśmy kilkanaście metrów, w końcu zobaczyłam drzwi do sali przed przed czarną magią. Przed wejściem stało jeszcze kilkoro uczniów, a wśród nich był Draco Malfoy.

Czas przystąpić do zadania, które przydzielił mi Dumbledore.

— Dzięki, chłopaki, widzimy się na przerwie — powiedziałam nie patrząc na nich i zaczęłam iść w kierunku blondyna — Malfoy!

Chłopak spojrzał na mnie, zrobił przerażone oczy i zniknął za drzwiami sali.

Czy on właśnie się mnie przestraszył? Nic nie wyciągnę od niego teraz. Będę musiał poczekać do końca lekcji.

Weszłam jako ostatnia do sali. Wszystkie miejsca były zajęte, oprócz jednego. Było wolne koło jakieś blondynki w ostatniej ławce.

Dziewczyna jakby wyczuła, że ktoś stoi za nią i odwróciła się. Uśmiechnęłam się widząc znajomą twarz. To była Katherine, którą poznałam w pociągu. Ruchem ręki pokazała, żebym zajęła miejsce obok niej.

— Cześć — powiedziałam radośnie, kładąc torbę na ziemi.

— No hej, myślałam że zaspałaś czy coś. Jeszcze chwila a byś się spóźniła pierwszego dnia.

— Bliźniacy chcieli zrobić mi mały dowcip. Chodziliśmy w kółko jak idioci.

— Ach, słynni bliźniacy Weasley. Największe rozrabiaki w Hogwarcie. Często ich żarty denerwują innych. Jak ty z nimi wytrzymujesz?

— Cóż, trzeba pokazać im, że nie dasz sobie w kaszę dmuchać. W tedy nie będą żadnym uciemiężeniem.

— Zapamiętam to.

Pogadałyśmy jeszcze chwilę, dopóki nie przyszła nauczycielka. Znowu była ubrana cała na różowo.

— Dzień dobry, dzieci — pisnęła słodkim głosikiem.

Skrzywiłam się na dźwięk jej głosu, strasznie był irytujący. Nie wiem, czy na siłę próbowała być miła, czy po prosu tak miała.

— Zaliczenie Standardowych Umiejętności Magicznych, czyli powszechnie znane pod nazwą SUM-y. To pierwszy poważny egzamin podczas waszej nauki tutaj.

Machnęła różdżką, a stos książek znajdujący się na jej biurku, wzbił się w powietrze i po kilku minutach każdy miał przed sobą podręcznik do obrony przed czarną magią.

Otworzyłam książkę na losowej stronie i co mnie zdziwiło, był tam sam tekst. Inaczej wyglądały książki, z których uczył mnie Lupin.

— Poprzednio lekcje tego przedmiotu były prowadzone w bardzo chaotyczny sposób. Pewnie ucieszycie się, że Ministerstwo opracowało przyjemny i staranny podręcznik do obrony przed czarną magią.

Hermiona podniosła rękę.

— Tak?

— Jest tu coś o użyciu zaklęć obronnych?

Dobre pytanie. Też chciałam o to zapytać.

— O użyciu zaklęć? — zaśmiała się profesor. — Nie widzę potrzeby używania zaklęć na moich zajęciach.

— Żadnej magii nie będzie? — zapytałam równocześnie z Ronem.

— Będziecie uczyć się o zaklęciach w całkowicie bezpieczny sposób. Ministerstwo uważa, że wiedza teoretyczna wystarczy wam do zaliczenia egzaminów końcowych, a w każdej szkole o to chodzi.

— A jak teoria a nas przygotować do życia poza szkołą? — zapytał lekko zirytowany Harry.

— Po za szkołą nic wam nie grozi. Kto twoim zdaniem chce skrzywdzić dzieciaczki takie jak wy?

— Hmm... no nie wiem, może Lord Voldemort?

Oho, Harry stąpasz po cienkim lodzie.

Po klasie rozniosły się szepty. Każdy kto wierzył, w to co piszą w ,,Proroku codziennym", uważał, że Potter jest obłąkany lub kłamał.

— Wyjaśnijmy coś sobie — zaczęła Umbridge do klasy — ktoś chce wam wmówić, że wielki czarnoksiężnik wrócił zza grobu, ale to nie jest prawda.

— Co za bzdura — szepnęła do mnie Katherine.

— Chwila, to ty mu wierzysz? — zapytałam ze zdziwieniem. Myślałam, że oprócz bliskich Harry'ego nikt mu nie wierzył.

— Oczywiście, pewna rodzina mugoli w tajemniczych okolicznościach zaginęła tego lata. Jeśli nie porwali ich kosmici, to z pewnością śmierciożercy musieli maczać w tym palce.

Ciarki przeszły mi po plecach po tych słowach. Cała ludzkość może paść ofiarą Voldemorta. Pomyślałam o moich adopcyjnych rodzicach. Oby byli bezpieczni. W sumie zaklęcie Obliviate dawało im pewną ochronę.

— To nie prawda, widziałem go, walczyłem z nim! — Harry dalej kłócił się z nauczycielką.

— Szlaban, panie Potter!

— Czyli według pani, Cedric Diggory zmarł na własne życzenie?

— Cedric Diggory zmarł w wyniku zbiegu okoliczności.

— Nie prawda. Został zamordowany. Voldemort go zabił. Przecież pani to wie!

— Dosyć! Przyjdzie pan, panie Potter, do mnie po zajęciach.

— Zołza — mruknęła blondynka obok.

— Przydało by się jej coś powiedzieć — uważam, że zbyt surowo potraktowała Harry'ego

— Co kombinujesz?

— Zobaczysz — uśmiechnęłam się chytrze.

Podniosłam rękę do góry.

— Jeśli ty też masz zamiar odpowiadać kłamstwa tak jak pan Potter, to możesz już opuścić rękę.

— Nie, pani profesor, chciałam pani zadać dwa pytania. Nie związane z lekcją.

— No dobrze, mów — westchnęła ciężko.

Wstałam, żeby dobrze mnie widziała.

— Czy uważa pani, że każdy zasługuje na miłość?

Umbridge wydawała się być zbita z tropu, a uczniowie odwrócili się do mnie wyraźnie zaciekawieni. Nikt nie spodziewał się takiego rodzaju pytania.

— Tak, każdy zasługuje na miłość — odpowiedziała niepewnie. — Ale co to ma...

— Dobrze, a dwójka zakochanych osób często daje sobie, buziaki, pocałunki, prawda?

— No tak, prawda.

— To gdzie jest pani dementor?

Po całej klasie przebieg pomruk podziwu, a niektórzy zaśmiali się głośno. Katherine i Hermiona spojrzały na mnie nie dowieszając, u tej drugiej zobaczyłam też oskarżycielski wzrok.

— Jakie to było inteligentne, naprawdę na poziomie — powiedziała sarkastycznie Umbridge, wyraźnie urażona. — Ty też zarobiłaś na szlaban, panno Black.

Trudno, ale było warto. Jej mina była bezcenna. Usiadłam z powrotem, a na twarzy miałam pełen satysfakcji uśmiech.

— To było mocne — rzekła Katherine akcentując każde słowo.

Po lekcji od razu ruszyłam za Malfoy'em. Szedł razem ze swoimi kumplami i ciemnowłosą dziewczyną. Może teraz uda mi się z nim pogadać.

— Malfoy!

Zatrzymał się, a ja ich dogoniłam.

— Czego?

— Możemy pogadać? — spojrzałam na trójkę ślizgonów. — Na osobności.

— Idźcie, spotkamy się później – powiedział do swojej świty.

— Ale, Draco — zaczęła dziewczyna.

— Powiedziałem, idź.

Dziewczyna spojrzała na mnie wrogo i powiedziała mu na odchodne.

— Tylko nie spóźnij się na eliksiry.

— O to się nie martw, Pansy — powiedział beztrosko, a potem zwrócił się do mnie. — O czym chcesz gadać?

— Powiedziałeś coś o mnie rodzicom? — zapytałam prosto z mostu.

— Co? — odrzekł jakbym mówiła w innym języku.

— Spotkaliśmy się na Pokątnej tego lata i powiedziałam, że jestem twoją kuzynką. Wspomniałeś później o tym rodzicom?

— Nie, zapytałem matki, czy mam kuzynów w moim wieku, a ona powiedziała, że nie. Nic o tobie nie wspominałem.

Kamień z serca.

— A czemu cię to interesuje?

— Mogłabym cię prosić, żebyś nie mówił im o mnie?

— A co za to będę miał? — skrzyżował ręce na torsie.

No tak Draco Malfoy nic nie robi bezinteresownie. Chciałam mu odpowiedzieć, ,,ty zawsze chcesz coś w zamian", ale to nie był czas na kłótnie.

— Proszę, to ważne.

— Jeśli powiesz, o co chodzi, to może nic nie wspomnę rodzicom.

Westchnęłam. Chyba nie miałam innego wyjścia.

— Mój ojciec, Regulus Black był śmierciożercą, ale zdradził Sam-Wiesz-Kogo. A on powrócił i dobrze o tym wiesz. Jeśli dowie się o moim istnieniu, będzie chciał mnie dopaść, aby się zemścić — powiedziałam na jednym wydechu. Twarz chłopaka niewiele zdradzała, ale chyba się nad czymś zastanawiał.

— Okej, rozumiem, w takim razie nic nie powiem.

— Dzięki — rzekłam z wyraźną ulgą. Nawet trochę się zdziwiłam, że od razu się zgodził. 

— A i przepraszam za to jak cię nazwałem. Taka obraza w stronę kogoś, kto jest czystej krwi jest jak cios prosto w twarz.

Wow, nie sądziłam, że sam z siebie mnie przeprosi.

— Było minęło.

Draco spojrzał gdzieś za mnie i pośpiesznie odszedł, żegnając się krótkim ,,cześć". Odwróciłam się, kawałek dalej stała za mną  Katherine.

— Czego od ciebie chciał? — zapytała od razu.

— Niczego. To ja miałam do niego sprawę.

— O, a jaką? — zacisnęłam usta na znak, że nie mogłam powiedzieć. Lubiłam ją, ale znamy się od dwóch dni. To nie jest odpowiedni moment, żeby zwierzać się ze wszystkiego. — Okey, czaje. Nie chciałabym być wścibska. Każdy ma jakieś tajemnice, a my dopiero co się poznałyśmy.

— Cieszę się, że to rozumiesz.

Gdy po wszystkich lekcjach pojawiłam się w Wielkiej Sali, Fred i George uściskali mnie z całych sił. Co mnie trochę zdziwiło.

— Jesteśmy z ciebie tacy dumni! — krzyknął Fred, a ja nie wiedziałam, o co mu chodzi.

— Teraz shipujemy Umbridge z dementorem. Idealna para — dodał George. — Nieźle jej przygadałaś.

Widzę, że wieści szybko rozchodzą się po Hogwarcie.

— Tak, nieźle — rzekła Hermiona kładąc swoje ciężkie książki na stół. — Też za nią nie przepadam, ale jednak to nauczycielka i należy jej się odrobina respektu.

— Hermiona przypomnij mi, kto na pierwszym roku podpalił szatę Snapa? — zapytałam retorycznie, na co bliźniacy zaśmiali się, a szatynka zarumieniła się.

— To było w obronie Harry'ego.

— Tak, tak, winny się tłumaczy — palnął George.

Usłyszeliśmy chrząknięcie. Koło naszego stołu znalazła się profesor McGonagall.

— Panno Black, proszę na słówko.

Czas na reprymendę. Odeszłam z nią kawałek.

— Słyszałam, co powiedziałaś do profesor Umbridge. Nie pochwalam takiego zachowania. Powinnam odebrać ci za to punkty, ale nie będę karać wszystkich za twoje wybryki i tak już masz szlaban. I następnym razem ugryź się w ten niewyparzony język.

— Tak jest, pani profesor.

— No a teraz zrób minę, jakbym zbeształa się od góry do dołu, bo ona patrzy się w tę stronę.

Nie było trudno to zrobić, bo naprawdę zaczęłam żałować tego, co powiedziałam do Umbridge. Byłam tu krótko, a już zrobiłam pierwsze, złe wrażenie. Niektórym może się wydawać, że moje zachowanie było oburzające albo infantylne. I całkowicie to rozumiem, ale sposób w jaki mówiła do Harry'ego na lekcji.... Po za tym Harry podczas uczty powitalnej opowiedział mi, że ona była na jego przesłuchaniu i głosowała za jego wydaleniem ze szkoły i to chyba przelało moją czarę goryczy.

____________________________________________________________________

Kto obserwuje mój profil pewnie widział powiadomienie, gdzie pisałam, że musiałam zrobić przerwę od pisania. Ale wróciłam!!! Jenak nie na dobre, jestem po pierwszych maturach, a teraz czekają mnie rozszerzenia, które odbędą się za kilka dni. Trzymajcie za mnie kciuki.

Opublikowano: 06.05.2021

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro