Ostatnie, wspólne święta

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jak to mówią — wszystko się kiedyś musi skończyć. Wcześniej, czy później, koniec i tak nadejdzie i niestety zazwyczaj przychodzi on w mgnieniu oka. Tak jest w przypadku zakończenia wspólnej nauki z moją klasą.

Koniec jednego z etapów naszego życia — szkoły podstawowej — a co za tym idzie wspólnych zabawnych chwil, wspólnego szczęścia z tych samych wydarzeń, wspólnych wygłupów, okresu dzieciństwa, prezentów kupowanych sobie nawzajem na mikołajki oraz wspólnych świąt i Wigilii zbliża się nieubłaganie.

A przecież niedawno zaczynaliśmy wspólną naukę, poznawaliśmy się, docieraliśmy, przeżywaliśmy wspólne porażki, wspólne sukcesy, wspólne zabawne chwile, ale i smutne, wspólne przypały, pochwały, radości, żale, święta, Wigilie.

Oh, gdy przypominam sobie klasowe Wigilie, to aż łezka w oku mi się kręci. To zdecydowanie były najmilsze chwile z nimi.

Tylko w tym jednym, jedynym, wyjątkowym dniu chłopaki byli zawsze potulni i mili, jak baranki, a nie gburowaci i nadęci, jak barany. Tak jakby akurat w tym dniu zamieszkał w nich duch świąt, a przecież do prawdziwej Wigilii jeszcze daleko, prawda? Skoro tak, to skąd u nich taka troska? Czy kiedyś się dowiem? Chyba już nie będę miała okazji.

A co z dziewczynami? W tym wyjątkowym dniu wszystkie dziewczyny zazwyczaj nie patrzyły nawzajem na swoje ubrania, nie oceniały, przymykały oko, gdy któraś z nich miała podobną bluzkę lub buty, nawet pożyczały sobie kosmetyki.

W tym dniu wszyscy się zmieniali, czyli cuda istnieją, bo jak inaczej wytłumaczyć to, że nagle żaden chłopak nie dokucza dziewczynie, a dziewczyna tej drugiej?

A teraz gdy siedzę na tym krześle i przyglądam się wszystkim, tak mi się wydaje, że ich nie doceniałam. Przecież podczas klasowej Wigilii to są normalne nastolatki. Ładnie ubrani, kulturalni, mili, weseli, uśmiechnięci, ale jednak poważni, jakby zamyśleni. Czyżby myśleli o tym, co ja? Że to ostatnia wspólna Wigilia? Możliwe, w końcu oni też mają serca i uczucia, pomimo tego, że rzadko to ukazują.

Jestem już uświadomiona, że za raptem niecałe pół roku rozejdziemy się w różne strony, ale jednak jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić. Jak my sobie poradzimy? Do jakich szkół średnich pójdziemy? Czy spotkamy się jeszcze?

Wydaje mi się, że tylko ja wiem, co chcę robić w przyszłości i do jakiej szkoły chcę iść. Reszta to chyba olała albo po prostu nie chcą dopuścić do swoich myśli tego, że to już koniec, że trzeba podjąć decyzję, która zaważy na ich dalszym życiu. Nikt już nie zrobi tego za nich tak, jak pracę domową.

A co będzie z naszą wychowawczynią? To starsza osoba, która zbliża się do sześćdziesiątki. Czy odejdzie razem z nami, tylko że na emeryturę? Nie mam pojęcia, ale to bardzo prawdopodobne, my ją wykończyliśmy. Pomimo tego przez całe pięć lat, przez które była naszą wychowawczynią, chciała dla nas, jak najlepiej. Nazywała nas swoimi dziećmi, choć tu bardziej pasowałoby określenie — wnuki.

Wigilia z nią jest niesamowita. Przynosi opłatek, kolędy, ubiera białe rajstopki, czerwoną spódniczkę, białą bluzeczkę, czyli jej obowiązkowy strój i jest po prostu miło. Rozmawiamy z nią na luzie, słuchamy kolęd, śpiewamy, jemy, składamy sobie życzenia, dzielimy się opłatkiem. Atmosfera jest cudowna. Szczególnie teraz, gdy jest to nasza ostatnia wspólna Wigilia.

— Patrycja, idziesz z nami podzielić się opłatkiem z innymi? — pytają nagle dziewczyny, wyrywając mnie z zamyślenia, a ja kiwam głową i ruszam za nimi jakby w transie.

Dzielenie się opłatkiem— nie wiem jak u innych, ale u nas to coroczna tradycja. Chodzimy po klasach i dzielimy się opłatkiem głównie z nauczycielami, ale zdarza się, że również z pracownikami szkoły, a nawet z innymi uczniami. Jest to przyzwyczajenie, a jednak wywoływanie uśmiechów na czyiś twarzach się nam nie nudzi.

— Ej, coś ty taka zamyślona? — pyta nagle Sandra. Patrzę na nią z lekkim smutkiem i zadumą.

— Wiecie co? Uświadomiłam sobie, że to nasze ,,Ostatnie, wspólne święta".

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro