Rozdział dwudziesty ósmy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


- Wszystko już jest gotowe. Oprócz właściwego portalu, przygotowałem także sporo zaślepów. Nie są skoordynowane, nie mam pojęcia, dokąd poprowadzą. Wiem jednak, że jeśli ludzie postanowią przez nie przejść, nie wrócą - powiedział Kypris, nachylony nad mapą, leżącą na stole w hallu domostwa.

- Doskonale - mruknął Likurg.

Sugestywnie zacisnął dłoń na ramieniu demona i posłał mu tak pożądliwe spojrzenie, że Calico odwróciła głowę, zawstydzona tym, co właśnie zobaczyła. Margo, siedząca w kącie pomieszczenia, parsknęła głośno.

- A co mają robić ci, co zostaną? - zapytała, a głos jej drżał od niekontrolowanej złości.

- A na co masz ochotę, moja droga? - odparł Likurg, obojętnie spoglądając na sukkubę. - Jeśli będzie doskwierać ci brak towarzystwa, jestem pewien, że zawsze znajdziesz chętnych, aby go dostarczyli.

Huera z pogardą zerknęła na Margo. Kypris, z reguły obojętny i zdystansowany, uśmiechnął się kpiąco. Łowczy skierował głowę najpierw w stronę pana domostwa, następnie w kierunku jego faworyty, jakby nie był pewien, co właśnie usłyszał. Sukkuba chwyciła w dłonie długie, lśniące włosy i zaczęła je gładzić nerwowo.

- A jeśli znów zostaniemy zaatakowani pod twoją nieobecność? - rzuciła.

- "My"? - Likurg zaśmiał się ostentacyjnie. - Moja droga, zapewniam cię, że jesteś tu bezpieczna. Jednak w razie ponownego ataku, do którego mam nadzieję, nigdy więcej nie dojdzie, możesz zrobić to, co zrobiłaś ostatnio. Czyli po prostu przespać całą sytuację i pozostać na długo w błogiej nieświadomości.

Margo spąsowiała na twarzy.

- Och, rozumiem - westchnął Likurg, splatając palce. - Ty naprawdę czujesz się tutaj samotna i próbujesz odnaleźć swoje miejsce. Poproszę inkuba, aby wytłumaczył ci kilka spraw, bazując na własnym doświadczeniu. Zapewniam, może to być dla waszej dwójki nieprawdopodobnie bogata wymiana zdań. Illianie...

Pan domostwa rozejrzał się po zebranych. Ostentacyjnie powoli, przesuwając wzrokiem z jednej twarzy na drugą.

- Jaka szkoda, nie ma go tutaj - mruknął w końcu. Zrobił teatralną, nieprawdopodobnie przesadzoną, smutną minę. - Nie został zaproszony, bo nie weźmie udziału w nadchodzących wydarzeniach. I wiesz, co zrobił, moja droga Margo? Niezaproszony, nie przyszedł. Niesamowite, prawda?

Sukkuba wykręcała palce z nerwów. Zacisnęła usta.

- Po prostu chciałam posłuchać o tym, co planujesz - odparła cicho.

- Więc masz ku temu okazję. Postaraj się jednak nie przerywać.

Margo uniosła dumnie głowę. Wstała z krzesła, poprawiła długą, złotą suknię z szerokim wycięciem na biodrze i ukłoniła się z gracją.

- Lepiej już pójdę - rzuciła w przestrzeń.

- Och, moja droga, zostań. - Likurg uśmiechał się szeroko.

Sukkuba pokręciła głową, ruszając w stronę wyjścia.

- Powiedziałem, żebyś została.

Ton głosu demona był tak oziębły i stanowczy, że Margo zamarła w pół kroku. Odwróciła się, jej wzrok - zaledwie na chwilę - prześlizgnął się po zebranych, zupełnie jakby oczekiwała, że ktokolwiek pomoże. Ostrożnie, stąpając na palcach, dystyngowanie i powoli, wróciła na miejsce.

- Doskonale - skwitował Likurg, odprowadzając spojrzeniem faworytę. - Na czym skończyliśmy...?

Demon zerknął na Kyprisa, czekając, aż ten mu przypomni.

- Portale - mruknął w odpowiedzi. - Tutaj... - Wskazał palcem miejsce na mapie. - Jest ten właściwy. Uruchomię go, gdy dasz znak. W tym samym czasie aktywne staną się zaślepy.

Likurg znów poklepał rozmówcę po ramieniu.

- Cóż, skoro tak, to wszystko pozostaje jasne. Łowczy, wyruszysz już dzisiaj, jako pierwszy. Pamiętaj: nikt ma cię nie zauważyć i zbieraj informację. Za dwa dni, na pół godziny przed samym południem, udasz się do prawdziwego portalu. Dopilnujesz, aby Huera i Seki Ina przeszły bez problemu. Wmieszacie się w tłum i udacie na dziedziniec. Ja przeniosę się wraz z Calico. Nie powinno minąć wiele czasu, nim dojdzie do zdrady i ataku. Wtedy będziecie wiedzieć, co robić. Pytania?

Calico zerknęła po zebranych. Otworzyła usta, zaraz jednak je zamknęła, wyraźnie zawstydzona. Likurg dostrzegł jej wahanie.

- Tak...? - zapytał, przeszywając ją żółtymi oczami.

- No, ten... Skoro spodziewamy się zdrady, to po co tam idziemy?

Kypris uśmiechnął się kpiąco. Brew Likurga wymownie poszybowła w górę. Następnie pan domostwa westchnął wymownie.

- Czyżbyś jeszcze się nie nauczyła, że zawsze odpłacam się właściwie? Wynagradzam i karzę, gdy należy to zrobić. A dla zdrajców jest tylko jedna kara. Zresztą, gdy ją ujrzysz, zachwycisz się i jednocześnie zadrżysz z trwogi. Same niebiosa zatrzęsą się, a niewierni zawyją z rozpaczy. Coś jeszcze...?

Calico pokręciła głową. Za to Kypis przemówił.

- Też mógłbym pójść - rzucił spokojnym, na pozór obojętnym, tonem. - Przydałbym się.

- Nie. Bardziej przydasz się tutaj. Twój najnowszy projekt wydaje się wielce zajmujący. Powiedz dziewczynie. - Wymownie wskazał na Calico. - Aby ci pomogła, póki jeszcze nie wyruszyliśmy.

Kypris uprzejmie skinął głową, słysząc odpowiedź. Likurg dał znać wszystkim, aby odeszli. Margo ledwie wstrzymywała się, aby nie wybiec. Łowczy wyruszył tuż za nią i równie szybko zniknął, rozwiewając się w ciemności. Seki zrównała się z Huerą, mówiąc coś cicho. Likurg zmierzył wzrokiem pozostałą w hallu dwójkę i również odszedł. Calico zastygła, wpatrzona w rozwiniętą mapę. Przedstawiała ze szczegółami stolicę Yumiru.

Mojego kraju - pomyślała dziewczyna. Wodziła wzrokiem po dzielnicach świątynnych, mieszkalnych, pałacowych. Pionowe i poziome kreski układały się w przeróżne wzory, niekiedy oddając chaotyczność budowy, kiedy indziej odzwierciedlając harmonię planu architektonicznego miasta. Czarne punkty, którymi Kypris oznaczył portale, zdawały się nastolatce niezwykle makabrycznymi łzami.

Syn Baphometa chrząknął wymownie. Podszedł bliżej i ostrożnie zwinął mapę.

- Chyba go słyszałaś? Masz mi pomóc - rzucił.

- Słyszałam. Co konkretnie mam zrobić? - Dziewczyna skrzyżowała ramiona i nieufnie patrzyła na rozmówcę.

Kypris, zaskoczony jej reakcją, podrapał się po policzku. Na niezwykle jasnej, porcelanowej skórze, zostały na chwilę czerwone ślady paznokci.

- Prowadzę pewien projekt badawczy - zaczął. Zawahał się. Szybko jednak odzyskał rezon. Wyprostował, dumnie zadzierając głowę. - Opisuję wszystkie niezwykłe istoty, które przedzierają Całun. W szczególności skupiam się na najpotężniejszych z nich.

- Czyli Spustoszycielach...?

- Twój gatunek tak ich nazywa. Dla uproszczenia przyjmijmy, że to "Spustoszyciele". Ponoć miałaś już z nimi styczność. Opowiesz mi o nich. O ich wyglądzie, zachowaniu, cechach charakterystycznych.

- Po co ci to...?

Kypris zmrużył czerwone oczy.

- Do celów badawczych. Czy to nie oczywiste?

Calico wzruszyła ramionami i poszła w stronę wyjścia. Demon był szczerze zaskoczony jej zachowaniem.

- Przecież ON kazał ci pomóc - fuknął, ruszając za dziewczyną.

- No, wiem. To chodźmy do biblioteki czy coś... - odparła, nie zatrzymując się.

Kypris pospiesznie dogonił ją.

- Myślę, że najwygodniej będzie w moim pokoju. Mam tam wszystkie arkusze oraz pierwowzór encyklopedii.

- Nie wolno mi tam wchodzić. - Widząc niezrozumienie na twarzy rozmówcy, sprecyzowała. - Nie wolno mi przebywać w skrzydle dla faworytów. Nie zgadniesz dlaczego - parsknęła wesoło. - Więc weź swoje zabawki i znajdź mnie w bibliotece. I tak chciałam poprzepisywać nieco run na zaklęcia.

Ruszyła naprzód, a demon wydawał się zdumiony jej zachowaniem. Jeśli liczył na to, że status nowego faworyta sprawi, że każdy mieszkaniec domostwa będzie na jego usługi, srodze się zawiódł.

* * *

Kypris przyszedł, trzymając w rękach grubą księgę, kilka pergaminów i wyrwanych stron notatnika. Kałamarz chwiał się na pokaźnym stosie, gdy demon powoli odkładał wszystko przy stoliku Calico. Dziewczyna zrobiła nieco miejsca i z ciekawością patrzyła. Choć zdecydowanie największe zainteresowanie wzbudzała w niej wizja rozlanego tuszu, chlustającego po stole, podłodze i starannie zapisanych stronach.

Gdy nic takiego się nie stało, westchnęła z rezygnacją. Kypris zaczął układać przedmioty. Po chwili poprawił je, aby na pewno leżały przed nim idealnie równo.

- Więc... - zaczęła Calico, wymownie wpatrzona w demona.

Rozmówca sięgnął po pióro ze złotą stalówką i zwitek papieru.

- Zacznij opowiadać o Spustoszycielach. Kiedy i gdzie ich spotkałaś. Jak wyglądali, jak się zachowywali, jakim mogą być typem kategorii.

- Typem kategorii...?

Kypris machnął dłonią.

- Sam je przydzielę.

Calico z ciekawością sięgnęła po grubą księgę, którą przyniósł demon. Ten parsknął ze złością i chwycił za przedmiot, niczym największy skarb, którego przysięgał strzec.

- Przecież ci tego nie zjem. Tylko pokaż, co tam już przygotowałeś - fuknęła.

Demon zawahał się. Objął pierwowzór encyklopedii, by po chwili przesiąść się na krzesło obok dziewczyny. Położył książkę na stole, poprawił, aby była idealnie między nimi i otworzył.

Calico dostrzegła nieprawdopodobnie wytworne, nieco pochylone w lewo, pismo. Zdobione uroczymi pętelkami, zamaszystymi liniami i podkreśleniami pojedynczych słów. Oprócz tego były rysunki. Piękne przedstawienia obrzydliwości, które Kypris albo widział, albo tylko o nich słyszał. Liczne detale na ciałach potworów oraz strzałki i dodatkowe informacje na temat wypustek, kolców jadowych, szponów. Charakterystyka zachowania monstrów i występowanie.

- To jest... - Calico nie dokończyła.

Czuła jednocześnie dreszcz na widok pracy Kyprisa, jak i niepokojący zachwyt. Demon był szczerze zadowolony. Zatrzymał się na jednej stronie, gdzie wykaligrafował napis: "Prześladowcy". Przewrócił kartkę, a oczom Calico ukazał się rysunek mężczyzny z proporcjonalną głową kruka. Nagi tors był pokryty ciemnymi piórami. Masywne, szponiaste ramiona szeroko rozłożone. Napięte mięśnie igrały w światłocieniu. Czerwone oczy onieśmielały i hipnotyzowały jednocześnie.

Kypris stworzył liczne adnotacje. "Ekstremalnie niebezpieczny". "Unikać starcia, jeśli do niego dojdzie, dążyć do oślepienia potwora". "Jest w stanie przywołać kruki, które atakują oczy przeciwnika". Oprócz tego była też długa notatka, której Calico nie zdążyła przeczytać.

- Ten jest jednym z pierwszych, którego opisałem - westchnął z dumą Kypris.

- I co taki prześladowca robi? - zapytała Calico, nie odrywając oczu od makabrycznego rysunku.

- Prześladuje...? - odparł Kypris. Widząc, że dziewczyna parsknęła śmiechem, również się uśmiechnął. - Spustoszyciele, o podgatunku prześladowcy, w makabryczny sposób podążają za swoimi ofiarami. Mają nawet ulubione typy. Ten... -

Kypris przerzucił kilka stron, pokazując ilustrację nabrzmiałego stwora. Z wygiętym kręgosłupem do tyłu, stąpał po ziemi na cienkich, pajęczych nóżkach. Z pyska, stanowiącego większą część ciała i okropnie przypominającym ludzką twarz, wyrastała zgrubiała kończyna. Niczym jelenie poroże, rozwarstwiała się na wiele stron. Te jednak układały się w klatkę, pokrytą gdzieniegdzie błoną, w której było zamknięte ludzkie dziecko.

- Uwielbia młode humanoidów. Upatrzone, zamyka w tym czymś. Ponoć czasami próbuje je karmić. Najczęściej ofiara umiera z głodu i pragnienia. A ten tutaj...

Kypris wrócił do krukowatej istoty.

- Upatruje sobie marzycieli. Samotników, nieco oderwanych od rzeczywistości. Przyciąga go sztuka. Niech taki odludek zacznie coś tworzyć... Prześladowca najpierw obserwuje. Staje się cieniem na granicy widzialności. Szeptem. Koszmarem w snach. Niekiedy ofiara się budzi, a on stoi tuż stoi nad nią. Po czym rozwiewa się w ciemność. Nie krzywdzi. Jeszcze. Następnie zaczyna przynosić makabryczne podarunki. Zabija najbliższe osoby z otoczenia ofiary. Na samym końcu przychodzi i po nią. Niektóre z tych stworów gwałcą, potem zabijają. Czasami bawią się znacznie dłużej, nawiedzając miesiącami, a nawet latami. Inne, gdy już wejdą w bezpośredni kontakt z ofiarą, natychmiast zabijają. Wydłubują oczy, a z czaszki robią trofeum.

- Definitywnie nie powinieneś opowiadać tego dzieciom przed snem - mruknęła Calico.

Kypris znów się delikatnie uśmiechnął. Wertował księgę, pokazując Calico "pasożyty", "insektoidy", "stworzenia roju", "manipulatorów", "gigantów". Mnóstwo stworów, poszeregowanych na wiele sposobów. Dziewczyna dostrzegła istoty podobne do tych, które napotykała. Wzdrygnęła się i pobladła. Kypris nie zwrócił na to uwagi. Czując się w końcu docenionym, sięgnął po luźne kartki, gotowy do sporządzania notatek.

Calico zaczęła opowiadać. Najpierw o pierwszym Spustoszycielu, napotkanym dawno temu. Przed powstawaniem wyrw na świecie i zanim w jej życiu pojawiły się demony, potwory, pakty i mnóstwo śmierci. Niekiedy przerywała, wpatrzona w przestrzeń przed sobą. Kypris był cierpliwy. Zapisywał wszystko, wstrzymywał się z zadawaniem pytań, dopóki nastolatka całkiem nie zakończyła opowieści. Wtedy zaplanowane kwestie wypłynęły z ust demona. Zaczął nawet szkicować. Calico z niepokojem patrzyła na to, co wyłania się z kartki. Potem opowiedziała o Spustoszycielce i "jej" dzieciach. Kypris jednego stwora przydzielił do kategorii "prześladowców", drugiego do "pasożytów". Nastolatka uważnie obserwowała długie, smukłe palce demona. W końcu westchnęła głośno i odchyliła do tyłu na krześle.

- Miałeś mnóstwo styczności z tym gównem - mruknęła w końcu.

- Bardzo rzadko widywałem je na żywo. Stworzenie tego, co mam obecnie, zajęło mi dziesięciolecia. Najczęściej bazuję na rozmowach z istotami, które napotkały te potwory.

- Musiałeś zatem mieć wielu rozmówców.

- To byli z reguły goście mojego ojca, którzy przemierzali przez różne światy.

- Och... - Calico nie była pewna, czy powinna kontynuować ten temat. Kypris dostrzegł jej wahanie.

- Nic się nie stało. Podjąłem właściwą decyzję, której nie żałuję. Mój ojciec był zdrajcą, a ja zawsze trzymam ze zwycięzcami.

Calico tylko pokiwała głową w zadumie. Twarz demona była niczym maska i rozmówczyni nie miała pewności, czy Kypris mówił szczerze. Chciała wierzyć, że nie. Że skazanie na śmierć - a być może i zabicie - własnego ojca wpłynęło na młodego demona. Że Likurg stworzył sobie potężnego wroga, którego na dodatek uczynił ulubieńcem. Chciała w to wierzyć. I nie mogła zarazem.

* * *

Sądny dzień dla stolicy Yumiru nadszedł zastraszająco szybko. W jednej chwili Calico opowiadała Kyprisowi o Spustoszycielach, by w następnej przenieść Likurga na obrzeża miasta. Demon rozprostował ramiona i z ciekawością rozejrzał się po gwarnych ulicach.

- Cóż, tu się rozstaniemy - mruknął do dziewczyny. Ta z niepokojem zmarszczyła brwi.

- Nie mogę iść z tobą?

- Nie ma takiej potrzeby. Zresztą, otrzymasz inne zadanie.

Wyjął z kieszeni fragment poczerniałego, zmurszałego korzenia. Roślina wciąż pulsowała mocą

- To zaprowadzi cię do znanych terenów. W pobliżu rezyduje dzieciolubny stwór, mam nadzieję, że kojarzysz. Na moje wezwanie przekażesz, że wszystko jest gotowe. Mając przedmiot, który pozwolił ci przenieść się tutaj oraz korzeń i stabilną wyrwę, stworzysz przejście. Z rozerwanego Całunu, przez jamę pasożyta, wprost do miasta.

Calico znieruchomiała.

- Nigdy czegoś takiego nie robiłam i...

- I sobie poradzisz - westchnął demon, machając lekceważąco dłonią. - Zresztą, będę mógł ci pomóc przez to.

Stuknął w rubin, umieszczony w obroży dziewczyny. Następnie delikatnie pogładził policzek Calico. Wzdrygnęła się, lecz nie cofnęła.

- A gdy wszystko pójdzie zgodnie z planem, zastanowię się nad czym, czy nie ulokować cię w lepszej części domostwa. I nie udzielić specjalnych... - Sugestywnie zawiesił głos. - Przywilejów.

Nastolatka przełknęła nerwowo ślinę. Likurg szybko stracił zainteresowanie rozmówczynią.

- Mam... iść do tego potwora sama? - zapytała, a głos jej zadrżał.

Demon przypomniał sobie o drobnym szczególe.

- Łowczy cię znajdzie. Idź w stronę południowej bramy. - Wymownie wskazał kierunek. - Obecnie powinien być gdzieś w pobliżu Seki i Huery. Wie o następnym zadaniu, bez trudu cię wytropi. A gdy tak się stanie, zabierzesz go do wyrwy. Nie patrz tak, karnis's dopilnuje, aby nic ci się nie stało.

Zaśmiał się gardłowo, jakby zmuszenie Łowczego do pilnowania człowieka było najlepszym dowcipem wszechczasów.

- Zatem do zobaczenia, moja droga. Bądź czujna na wezwanie i nie wahaj się wykonać poleceń. Bo inaczej cię do tego zmuszę. W ten czy inny sposób. Wszak wszyscy do mnie należycie. - Uśmiechnął się uroczo i poklepał dziewczynę po ramieniu. Następnie ruszył przed siebie, wesoło pogwizdując.

Calico poszła w przeciwną stronę. Nerwowo oglądała się za siebie. Nawet nie wiedziała, kiedy znalazł ją Łowczy. Zmaterializował się w jednym z zaułków nieopodal i wymownie wskazał, aby podeszła. Milczał. Dziewczyna ostrożnie musnęła jego przedramię. Więcej nie potrzebowała.

Pojawili się w samym środku obskurnej, zapadniętej ruiny świątyni, którą zajmowała Spustoszycielka, przejmująca dzieci. Głośna gromadka o mętnych spojrzeniach zebrana była wokół ogromnego, pulsującego serca, wrośniętego w podłoże. Trzymali się za ręce, skołtunieni, wychudli chłopcy i dziewczęta. Okrążali mięsny ochłap, pogrążeni w dziwacznej, śpiewnej modlitwie.

- Czy już? Czy już się dokonało?!

Bardzo drobne dziecko wyszło z ciemności. Calico nie potrafiła stwierdzić, jakiej jest płci. Jasne włosy były okrwawione, oczy podpuchnięte i od dawno nieludzkie.

- Migające mięso! - zaskowyczyło na widok nastolatki.

Dziewczyna zrobiła krok w tył. Łowczy wysunął się naprzód, oddzielając ją od stworzenia.

- Pamiętaj o umowie - warknął, łypiąc na dziecko.

- Ale to takie nuuuuudne... - jęknęło, przeciągając samogłoskę. - Na dodatek jestem...

- Głodne. Tak. Wiem.

Karnis's zaczął materializować własne kończyny, by po chwili rozwiewać je w niebyt. Choć pozostałe dzieci nie przerywały modlitw, jedno, najmniejsze, nie odrywało od Łowczego oczu.

- Jak smakujesz? - zapytało rezolutnie.

- Nadzwyczaj gorzko.

Nagle cienista kończyna rozrosła się i z hukiem opadła tuż przy Calico. Dziewczyna drgnęła wystraszona. Fragment ciała Łowczego oddzielał ją od dziecka, które skradało się w jej stronę. W dłoni trzymało długi, wyszczerbiony nóż.

- To tylko zabawa - fuknęło.

- Nie zbliżaj się do niej. - Łowczy nastroszył się, gotowy do ataku. Kolce wysunęły się z ciała, rogi powiększyły, a w oczach zapłonęła żądza mordu.

- Żeby karnis's bronił człowieka! - zaśmiało się szczekliwie dziecko. - Już zapomniałeś, jak przed wiekami zarzynali twoich? Ten skowyt do dzisiaj jest mi pieśnią.

Łowczy stał się jeszcze większy. Rozrośnięty do gargantuicznych rozmiarów, strącił grzbietem kilka zawieszonych pod sufitem ludzkich zwłok.

- Spokojnie, spokojnie - zachichotała dziewczynka, siedząca nieopodal na truchle dorosłej kobiety. - Po prostu mnie ciekawi, jak funkcjonujesz.

Karnis's milczał, a cienista esencja pulsowała wokół niego i Calico. Dziecko wciąż próbowało zagadywać to Łowczego, to nastolatkę.

- Przegrałaś życie, stara kurwo - westchnęło wesoło, wpatrzone w Calico.

Widząc, że słowa nie wywołały pożądanej reakcji, dziewczynka zaczęła kopać leżące zwłoki. Pozostałe dzieci wciąż odprawiały ekstatyczne modły.

- Zrób to.

Polecenie Likurga gwałtownie wyryło się w głowie Calico. Było na wskroś obezwładniające. Dziewczyna uniosła dłonie i skupiła się. Moc stabilnej wyrwy była teraz banalnie prosta do ujarzmienia. Połączenie tego z wiedzą, jak stworzyć przejścia między światami dało druzgocące efekty.

- Już...? Już...? - skowyczała podekscytowana dziewczynka. - Wejdziemy do ludzkiego miasta?!

Otwarty teleport był nadzwyczaj wymowną odpowiedzią. Horda wygłodniałych dzieci zaczęła w niego wbiegać. Pojawiały się i inne stworzenia, przechodzące przez istniejącą wcześniej wyrwę. Gniazdo Spustoszycielki stało się kanałem przerzutowym dla potworów.

Łowczy, gdy tylko dostrzegł, że przejście jest gotowe, cienistymi mackami oplótł Calico w pasie. Uniósł, podsadzając na belkę stropową, tuż przy wiszących ciałach. Te ściął jednym ruchem. Sam również się przeniósł. Przysiadł i ze zwieszonym łbem patrzył na przebiegające stwory. Większość natychmiast wchodziła w kolejny, prowadzący do miasta, portal. Jeśli jakaś bestia wahała się, bądź spoglądała w górę, Łowczy natychmiast ją zabijał.

Część dzieci, opętanych przez Spustoszycielkę, dziwacznymi rytuałami wzniosło barierę. Odgradzała je i mięsiste, pulsujące serce od wszystkiego dookoła.

- Jak długo mamy tu zostać? - zapytała Calico.

- Morda, padlino - odparł Łowczy.

Zabójczy przemarsz zdawał się nie mieć końca. Dziewczyna zachwiała się, niebezpiecznie wychylając na belce. Karnis's czujnie i na wskroś pogardliwie, otoczył ją cienistą esencją. Calico utknęła w dziwacznym kokonie, który sięgał powyżej pasa.

Wyrwy powoli zaczęły się kurczyć, a makabryczne istoty przestały przechodzić tak tłumnie. W końcu, z przejścia po drugiej stronie, wyłonił się Likurg. Lekceważąco machnął dłonią, a niewielki stwór, który spróbował go zaatakować, z ogromną siłą uderzył w barierę Spustoszycielki. Zadygotał spazmatycznie i zdechł. Demon okrył się mocą i zszedł z drogi pojedynczym maruderom. Spojrzał w górę, a gdy dostrzegł Calico i Łowczego, uśmiechnął się subtelnie oraz uprzejmie skinął głową na powitanie. Następnie wygładził starannie pomadowane włosy. Na rękawie białej koszuli znajdowałą się krew. Likurg z niesmakiem dotknął plamy, wzdychając cicho. Znów spojrzał w górę, wskazał na wyrwy i dał dziewczynie znać, aby przestała podtrzymywać przejście do miasta. Posłusznie wykonała rozkaz. Jednocześnie stabilne przejście, odłączone od chwiejnej mocy, przestało wypluwać z siebie potwory.

Spustoszycielka, wciąż podtrzymując barierę, podesłała kilkuletniego chłopca na powitanie.

- To jest fantastyczna zabawa - westchnął. - Czuję ich smak. Jest wspaniały...Ile mięsa...

Z twarzy Likurga nie schodził subtelny uśmiech. Powoli podszedł do stabilnej wyrwy, przez chwilę podziwiając niezwykły mrok, który znajdował się po drugiej stronie.

- Współpraca z tobą to przyjemność - mruknął, odwracając się w stronę pulsującego serca.

Chłopiec zachichotał.

I wtedy Likurg zaatakował. Nagle, bez ostrzeżenia. Nawet mięsień na twarzy mu nie drgnął.. Przesłał tak ogromną falę mocy, która doszczętnie zniszczyła barierę. Część dzieci została zmiażdżona. Inne, pokaleczone, boleśnie próbowały podnieść się z ziemi. Łowczy nie zwlekał. Jego cieniste kończyły wbiły się w odsłonięty organ. Z przebitego serca trysnęła ciemna, gęsta krew. Karnis's na tym nie spoczął. Chwytał w paszczę dogorywające dzieci, oderwane od więzi z pasożytem. Przegryzał je na pół. Szarpał za nabrzmiałe, żylaste macki, oplatające zniszczone serce.

- Ale już cię nie potrzebuję.

Likurg wciąż się uśmiechał. Zerknął na Calico i tym samym spokojnym, uroczym tonem, rzucił:

- Wracamy do domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro