Rozdział trzydziesty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Calico z niepokojem patrzyła na paczki dostarczone do jej pokoju. Potępieniec, zawieszony między jawą a snem, wręczył podarunki i bez słowa wyszedł. Nastolatka rozdarła szary papier. Zamarła wpatrzona w to, co wybrała dla niej Huera.

Spodziewała się czegoś okropnego, co dobitnie podkreśli, jak bardzo kwatermistrzyni jej nie znosiła. Tymczasem suknia balowa była przepiękna. Sięgająca do ziemi. W subtelnym kolorze stonowanej bieli. Rękawy, część gorsetu i spód ubrania w barwie zgaszonego błękitu, przywodzące na myśl chłodne, północne morza. Calico najbardziej zachwyciły długie, falbaniaste rękawy i złote nici, wspaniale kontrastujące i układające się w fantazyjne sploty. Gdy przymierzyła suknię, przekonała się, że jej ramiona i obojczyki zostały subtelnie odsłonięte. Halka była zwiewna i delikatnie rozkloszowana. Nie ograniczała ruchów w żadnym stopniu.

Pantofle, pasujące kolorystycznie do sukni, miały niewielki obcas. Calico bez trudu mogła w nich chodzić. Dziewczyna przez chwilę przechadzała się po pokoju, nim w końcu usiadła przy toaletce i sięgnęła po szczotkę. Czesała cienkie, jasne pasma, by następnie upiąć je w kok. Długa szpilka z masy perłowej idealnie pasowała do sukni, a dwa swobodnie puszczone kosmyki przy skroniach dodały fryzurze urokliwej niefrasobliwości.

- Całkiem nieźle. A myślałam, że do tej gęby nic nie będzie pasować - mruknęła, oglądając się z każdej strony.

Gdy jeden z potępieńców zaczął przechadzać się po skrzydle dla służby, głośno bijąc w dzwony, Calico wiedziała, że nadszedł czas. Natychmiast ruszyła w stronę wielkiej sali, w której miał odbyć się bal. Zamarła, stojąc na progu. Pomieszczenie było teraz ogromne. Pod sufitem unosiły się błękitne, złote i srebrne świetliste iluzje ryb i wodnych ssaków. Marmurowe kolumny subtelnie oplatał ciemnozielony bluszcz. Wypolerowane, jasne posadzki lśniły jak nigdy przedtem. Suto zastawione stoły niemal uginały się od pełnych półmisków. Pieczone kuropatwy, kremowe zupy, zawiesiste, mięsne sosy, słodkie puddingi oraz surowa, oprawiona zwierzyna. Oprócz tego prosięta z rusztu, małże w białym winie, puszyste biszkopty, przekładane owocowymi masami i skąpane w słodkich polewach. Kruche ciastka, marcepanki, budynie. Gdzie indziej stały wazy pełne grzybów i ziół, których Calico nigdy wcześniej nie widziała. Mięsa z mackami, dziwaczne galarety, słodycze o fantazyjnych kształtach. Mieszanina aromatów uderzała do głowy, sprawiając, że miało ochotę zasiąść przy stołach i nigdy od nich nie odejść.

- Margo, Kypris i Huera mają witać gości - parsknął nieopodal Illian.

Stał oparty o jeden z filarów i wesoło zagadywał Korinka. Staruszek, wbity we frak, nie wydawał się podzielać entuzjazmu demona.

- Nawet nie wiem, jak powinienem się zachowywać - lamentował. - Nie powinienem tu być, jestem za stary i...

- I dostałeś polecenie, aby tu być - odparł Illian.

Zobaczył Calico i machnął ręką, aby podeszła. W odświętnym, czarnym ubraniu i nałożoną iluzją wyglądał oszałamiająco. Koszula z głębokim wcięciem podkreślała umięśnione, gładkie ciało. Demon dostrzegł spojrzenie dziewczyny i uśmiechnął się złośliwie.

Nie minęło kilkanaście minut, nim w sali zaroiło się od stworzeń wszelkiej maści. Calico dostrzegała ludzi, demony, insektoidalne stworzenia, humanoidalne ptaki i gady. Huera, Kypris i Margo wprowadzali je do pomieszczenia, subtelnie wskazując miejsce do siedzenia. Potępieńcy nosili tace z sokami i alkoholami, częstując napitkiem wchodzących.

- Wiesz, gdzie mamy usiąść? - zapytała nastolatka Illiana.

Demon skinął głową w konkretnym kierunku. W kącie sali, w oddaleniu od gości, przygotowano niewielki stolik dla służby.

- On niczego od nas nie chce...? - dopytywała Calico z niedowierzaniem.

Widząc, że demon potwierdza, ruszyła zająć miejsce.

- Myślisz, że to wszystko skończy się jakąś masakrą? - zapytała cicho, gdy Illian usiadł obok niej.

Zaśmiał się, wzruszając ramionami w odpowiedzi. Po kilkunastu minutach Kypris zasiadł naprzeciw Calico. Nieudolnie próbował podtrzymywać rozmowę, w końcu jednak dał się wciągnąć w wynurzenia Korinka na temat bolących stawów. Margo była wyraźnie zawiedziona, widząc przydzielone jej miejsce. Usiadła obok starca, pofukując ze złością i ignorując wszelkie próby nawiązania kontaktu. Przybyła i Huera, następnie Seki. Nigdzie nie było widać Łowczego.

- Ciekawe, kiedy wpadnie szef - rzucił Illian.

- Nieco szacunku, nie rozmawiasz o jakiejś wiejskiej dziewce do obłapiania - warknęła kwatermistrzyni.

- Fakt, daleko mu do ponętnej dziewki.

Kobieta poczerwieniała na twarzy. Wszystko mogłoby się naprawdę źle skończyć. Jolene spadła im jak z nieba. Pojawiła się nagle z szelmowskim uśmiechem na ustach.

- SIEMA - rzuciła głośno. - Usiądę z wami, co? - Nie czekając na pozwolenie, klapnęła obok Seki.

- Każdy ma tu wyznaczone miejsce. - Huera wstała wymownie, gotowa wskazać pomocnicy Mammona jej miejsce.

- No, wiem - odparła dziewczyna. - Dlatego przyszłam tutaj. W ogóle, gdzie Łowczy? Nie przyjdzie?

- Ciuszki miał przyciasne - odparł Illian.

- Co, chciałaś z nim zatańczyć? - dodała Calico.

- Pewnie, mam za dużo kończyn i za mało do stracenia. - Jolene wstała, wykonała niezgrabny obrót, udając, że pląsa.

- Tu nie jest twoje miejsce. - Kwatermistrzyni nie odpuszczała.

- Huera, dżizus, chyba mnie nie wygonisz? Zresztą, co, mam cały czas być przy Mammonie? Usiadł z Azelem, to niech siedzi.

- Co to jest "dżizus"...? - wtrącił Kypris.

- I tak nie zrozumiecie - westchnęła teatralnie Jolene, nakładając sobie porcję galaretki na talerz.

- Nie wolno jeść, póki nie przyjdzie pan domostwa - warknęła Huera.

- No, ale przecież tam siedzi. - Jolene mało kulturalnie wskazała łyżką.

Jak na zawołanie odwrócili głowy. Na podwyższeniu, które dotychczas było całkowicie puste, pojawił się złoty tron. Likurg zasiadał na nim, rozparty wygodnie i spod zmrużonych oczu obserwował zgromadzonych. Na jego kolanach siedziała przepiękna, jasnowłosa sukkuba. Praktycznie półnaga, mająca na sobie krótką, prześwitującą i niezwykle opiętą suknię z jasnego tiulu. U stóp demona wczepiony był młody, również jasnowłosy, inkub. Likurg jedną dłonią oplatał talię nieznajomej, drugą natomiast gładził loki młodzieńca.

Margo wyglądała, jakby jej ktoś w twarz splunął. Kypris pozostawał zdumiewająco obojętny.

- A oni to skąd...? - mruknął Illian.

Likurg niedbałym gestem zmusił sukkubę do zejścia z kolan i wstał. Pomieszczenie przeszył ogrom mocy, zmuszając gości do odwrócenia się w stronę źródła. Demon rozparł skrzydła i przemówił. Nie otwierając ust, a jego słowa wyrywały się w głowach wszystkich zebranych.

- Witajcie moi drodzy. Raduje mnie wasze tłumne przybycie. Dzisiaj rozpocznie się nowa era. Zapomnijcie o Wyjącym Orszaku, zapomnijcie o podzielonym inferno. Przyłączcie się do mnie, a nigdy nie zobaczycie, jak płoną wasze światy! Jedzcie, tańczcie, bawcie się i radujcie. Bo choć tylko ja dostąpiłem wzniesienia, tak i wy możecie być ze mną na szczycie!

Gromkie oklaski wypełniły salę. Calico również przyłączyła się do braw. Tylko Illian skrzyżował ramiona i wymownie patrzył na Likurga. Całą swoją postawą chciał wyrazić absurdalną butę. Pan domostwa nawet na niego nie zwrócił uwagi, upajając się uznaniem, które otrzymał od innych.

- Zacznijmy ucztę - rzucił w końcu.

Zasiadł na złotym tronie, a urocze, demonie bliźnięta padły mu do stóp. Margo patrzyła na to wszystko ze szczerym żalem. Była piękna. Nawet ledwie wstrzymując się od płaczu i posyłając dookoła fałszywe uśmiechy. Tylko nerwowe dźganie widelcem pieczonego pasztecika zdradzało jej prawdziwe emocje.

- Wybacz, ale już wychodzę - rzuciła do Korinka, który chciał opowiedzieć kolejną anegdotę. - Dobrej nocy.

Wstała z krzesła i subtelnie przysunęła je do stołu.

- Nie wolno ci odejść - wtrąciła Huera, przeszywając sukkubę wzrokiem.

- Czyżby...? - parsknęła kpiąco Margo. - To patrz.

Kwatermistrzyni chwyciła ją za rękę. Demonica wyrwała się, potykając o jedno z krzeseł. Złapała równowagę, jednak kilkoro gości zaczęło się przyglądać.

- Margo, nie rób chlewu - rzucił Illian, krojąc kawałek pieczeni.

- Spierdalaj. Ktoś taki jak ty nie będzie... - Nie dokończyła.

Demon wymownie wskazał coś w pomieszczeniu. Odwróciła głowę i dostrzegła, że drzwi zostały zastawione przez dwóch kamiennych strażników, którzy wymownie spletli ze sobą długie, drzewcowe bronie. Tylko przejście do łaźni i toalet było niepilnowane.

Sukkuba wydęła gniewnie wargi i usiadła.

- Będzie nas tu przytrzymywał na siłę? - fuknęła.

- Zapewne nikt nie może wyjść przed nim - odparł Illian.

Zerknął na Likurga. Ten znów trzymał na kolanach blondynkę. Niektórzy z gości podchodzili do złotego tronu, zamieniali z gospodarzem kilka słów i gnąc się w ukłonach, przekazywali podarunki. Odbierał je inkub, odkładając na stale rosnący stos.

- A ciebie to nie rusza?! - warknęła Margo do Kyprisa.

Pokręcił głową, zajęty smakowaniem jednego z trunków.

- Jesteście chorzy. Wszyscy! Nie wiem, jak możecie...

- Margo, nie rób chlewu - rzuciła wesoło Jolene. - Idź potańczyć, czy coś.

Na parkiecie, w bocznej części pomieszczenia, stworzono niewielkie podium. Kilkudziesięciu skrzypków, harfiarzy, wiolonczelistów i flecistów wygrywali melancholijne, powolne kompozycje. Margo wstała gwałtownie i ruszyła w stronę jednego z potępieńców, niosącego kieliszki szampana.

- Obstawiamy: narobi chlewu czy zaleje się w trupa? - zapytał Illian.

- A to trzeba wybierać? Podejrzewam, że jedno i drugie naraz - odparła Jolene. - Jakie pieruny, nie ma tu rolad wołowych...

- Co to są "rolady wołowe"? - Dał się sprowokować Korink.

- Matkobosko, toż to kulinarny cud! Takie zawijańce, w środku ogóreczek, musztarda. Podaje się je z modrą kapustą i kluskami ślą...

- Wymyślasz słowa - wtrącił Illian. - Nie ma czegoś takiego.

- Nie wymyślam! W moim świecie...

- Wymyślają słowa. - Nie odpuszczał demon.

- Jak wszędzie, kurwa, ale rolady wołowe to...

- Ale jak tam się ogórki wkłada? W mięso...? - zaczął dopytywać Kypris.

- No, takie małe puloki zawija. Pizdryczki na palec w rozklepanym mięsie.

- Mówiłem, kurwa, wymyślasz słowa.

- Niczego nie wymyślam, ciulu głupi.

- O, o, właśnie! A nie mówiłem?!

- I wy tak na trzeźwo...? - wtrąciła Calico.

- No, bo wymyśla jakieś pierdoły.

- Niczego nie wymyślam!

Kypris niepewnie łypał to na jedno, to na drugie. Huera z gniewu poczerwieniała na twarzy, Korink w milczeniu analizował skład gulaszu.

- Jak w ogóle zaczęłaś służyć u Mammona? - zapytała nastolatka.

Jolene, wyraźnie urażona i zniesmaczona, oderwała spojrzenie od Illiana i westchnęła głośno.

- Doceniam taktyczną zmianę tematu, ale...

- Nie, naprawdę. Interesuje mnie to.

Jolene zmarszczyła nos, niczym naburmuszone dziecko, ale odpowiedziała.

- To było dawno temu... W moim świecie Całun jest znacznie stabilniejszy. Niemal nikt nie używa tam magii, więc gdy mój dar zaczął dawać w kość, to... cóż, myślałam, że oszalałam.

Calico w skupieniu zaczęła słuchać i dała znać, aby rozmówczyni kontynuowała opowieść.

- Wiesz, jak to jest. Najpierw przenosiłam się tylko astralnie, myślałam, że to sny. Potem szłam w jakieś miejsce i pojawiałam się kilka metrów dalej. Niezły pierdolec. Mammon powiedział, że wyczuł to. Ma specjalną aparaturę, dostosowaną do wykrywania dzieci chaosu. I zaczął mnie testować...

- W jaki sposób?

- No, wiesz. Jak Mammon się kimś interesuje, to robi podchody. Może z tobą współpracować, albo cię kupić. U mnie zaczęło się niewinnie. W sklepie, w którym pracowałam, tajemniczy nieznajomy zostawił pełen portfel. Oddałam go. Kiedy indziej komuś idącemu przede mną wypadały pieniądze. Coś w tym stylu. A potem przyszedł on, na pełnej kurwie, i zaproponował współpracę. Wiedział, że zawsze zwracałam cudzy hajs. Wytłumaczył, o co chodziło. Wtedy też odmówiłam. Do czasu aż mignęłam do innego świata. Nie umiałam się stamtąd wydostać, nie rozumiałam swojej mocy. Mammon znalazł mnie i tam, a ja pojęłam, że już nie chcę wracać do marnego życia, które wiodłam. Nie narzekam. Tylko czasami rolad szkoda.

- Nie ma czegoś takiego, jak...

- Illian, zamknij się na chwilę - burknęła Calico. - Nie zawarłaś z nim paktu?

Jolene pokręciła głową.

- Nie było potrzeby. Chciałam zostać i mu pomagać.

- Wybaczcie, że przerywam, moje panie - mruknął wesoło Illian. - Ale właśnie Margo robi chlew.

Sukkuba wykłócała się z jednym z gości. Trzymała w dłoni pusty kieliszek szampana i wymachiwała nim przed twarzą rozgniewanego mężczyzny.

- Jezu, on ją chyba zatłucze... - jęknęła Jolene, wskazując Likurga.

Demon obserwował byłą faworytę i zacisnął nerwowo dłoń. Illian zerknął na pozostałych, jakby oczekując, że zareagują. Nikt nie ruszał się z miejsca. Inkub spróbował dać znać Calico, aby wstała. Pokręciła głową w odpowiedzi. Posłał dziewczynie pełne rozczarowania spojrzenie i podszedł w stronę Margo. Rezolutnie zaczął mówić, wymownie stając między demonicą a nieznajomym. Sukkuba powiedziała coś ponad jego ramieniem. To rozwścieczyło mężczyznę, który naparł na Illiana. Ten uniósł pokojowo dłonie, delikatnie go odpychając, następnie zwrócił się do Margo. W odpowiedzi sukkuba z całej siły cisnęła kieliszek u jego stóp i odeszła w stronę łaźni. Przez chwilę Illian rozmawiał z nieznajomym, po czym znów wrócił na miejsce, uprzednio poszukując Margo wzrokiem.

- Cóż, i tak spotkają ją konsekwencję takiego zachowania - rzuciła Huera.

- Mogłaś podejść do niej wcześniej - odparł demon.

- Nie było takiej potrzeby. Zresztą, nie dostałam polecenia. Każdy powinien się przekonać, gdzie jest miejsce byłych faworytów.

- Nie sądziłem, że aż tak jej nie lubisz - mruknął Illian. - Kiedyś się z nią trzymałaś.

- Kiedyś. To było jeszcze w czasach, kiedy cokolwiek tu znaczyła. - Kwatermistrzyni pstryknęła palcami.

Potępiona dusza, która się pojawiła, natychmiast została odesłana do sprzątania resztek szkła.

- W ogóle, o co poszło? - zapytała Calico.

- Nic takiego. - Illian ewidentnie nie chciał kontynuować tematu.

Zaczął z każdej strony oglądać kolorowe ciasteczka. Wszyscy przy stole służących domostwa jedli w ciszy. Przerwało ją dopiero przemówienie młodego inkuba, który wstał z posadzki. Odsunął się od nóg Likurga i odezwał, wzmacniając głos zaklęciem.

- Przyszła część na nową rozrywkę! Proszę, usiądźcie na swoich miejscach i rozkoszujcie widokami.

Na to wezwanie Margo wróciła do stolika. Zignorowała wymowne spojrzenia, którymi obdarzali ją towarzysze.

- Daj spokój, rozchmurz się nieco... Nie powinnaś się przejmować czymś, na co nie masz wpływu - zaczął Illian.

- Prosiłam cię o pomoc? Albo radę? Nie? Więc się do mnie nie odzywaj.

Demon wzruszył ramionami i wziął z tacy mocnego, kolorowego drinka na bazie wódki. W końcu pojawiła się zapowiedziana atrakcja. Niezwykle ponętna, ruda kobieta stanęła na scenie.

Jasne, migotliwe iluzje zgasły i tylko kandelabry rozświetlały salę, nadając jej nowego klimatu. Muzyka się zmieniła. Stała się hipnotyzująca, prym zaczęły wieść flety i harfy. Wybrzmiewała w nich tęsknota, namiętność i pożądanie. Kobieta uderzyła stopą w drewnianą podłogę. Gdy uniosła ręce, długie rękawy nadzwyczaj skromnej sukni zdawały się być skrzydłami motyla. Wyjątkowo nieuchwytnego i kuszącego. Nieznajoma wykonała obrót i wygięła w tył. Wyprostowała, głośno tupnęła i przyspieszyła. Poruszała biodrami, obiecując raj. Krótka suknia odsłaniała stanowczo zbyt wiele, gdy dziewczyna pochylała się, opadała na kolana i błyskawicznie wstawała. Sterczące sutki prześwitywały przez tkaninę. Tancerka chwyciła za kieliszek z białym winem i wylała sobie na piersi.

- Żałosna, wulgarna tandeta - mruknęła Margo, z pogardą patrząc na nieznajomą. - Sama potrafiłabym zatańczyć lepiej.

- Ach, tak? - Głos, który wydawał się wybrzmiewać z ciemności. - Więc to pokażesz.

Likurg podszedł do ich stolika całkowicie niespodziewanie. Calico przeszedł dreszcz na myśl, że mógłby mignąć do nich.

- Ty także wystąpisz - zwrócił się do Illiana.

- Zabawy nigdy dość, prawda? Choć nie przygotowałem repertuaru - mruknął inkub.

Zawołał potępienca, a ten podał mu kolejną szklaneczkę alkoholu. Pan domostwa nie odpowiedział. Przechadzał się w cieniu, między gośćmi. Sukkuba wydawała się zdumiewająco zdeterminowana. Gdy tylko ruda tancerka zeszła ze sceny, zbierając gromkie brawa, Margo śmiało ruszyła naprzód. Szepnęła coś do dyrygenta i stanęła na wprost gości. Rozłożyła masywne skrzydła. Pstryknęła palcami, a wokół niej zalśnił ognisty krąg. Iluzjonistyczne płomienie oplatały jej ciało, a ona uśmiechała się tajemniczo. Wysunęła lewą nogę naprzód i zakołysała biodrami. Złota suknia z głębokim wycięciem zdradzała wiele, jednocześnie sprawiając, że widownia najbardziej chciała dostrzec to, co zakryte.

Muzyka, najpierw powolna, dostosowana do ruchów sukkuby, gwałtownie przyspieszyła. Margo oderwała fragment tkaniny z ubrania i przewiązała nim oczy. W dłoni zalśniła iluzja miecza, a ogniste kręgi zamieniły się w dwa węże. Demonica tańczyła z ostrzem i jednocześnie unikała atakujących gadów, nieustannie próbujących kąsać jej nogi. Swobodne ruchy, subtelny dotyk po ciele. Palce, zaciskane na złotym materiale. Lekko rozchylone usta. Ruda tancerka krzesała iskry, lecz to dla Margo widownia chciała spłonąć

Nagle sukkuba opadła na kolana, udając, że przebija się mieczem. Jednocześnie muzyka ucichła, a ogniste węże przeniknęły ciało demonicy i zniknęły. Publiczność przez chwilę milczała, zanim wynagrodziła występ nader entuzjastycznymi oklaskami.

Illian dostrzegł młodzieńca, który wpatrywał się w Margo z nabożnym uwielbieniem. Złośliwy uśmiech zakwitł na twarzy demona. Sięgnął po kolejny kieliszek, opróżnił go szybko i podszedł do nieznajomego. Zaczął coś wesoło opowiadać, głową wskazując na schodzącą ze sceny Margo. Następnie wyjął jedną z serwetek z najbliższego stołu i rysując coś po niej palcem, zanurzonym w winie, podał chłopakowi.

Rozpoczął się występ nowych faworytów Likurga. Mało subtelnie wpadali sobie w ramiona, a ich ekstatyczne, powolne ruchy, sugerujące kopulację, nie były w stanie przyćmić niedawnego widowiska. Choć i oni znaleźli swoich fanów.

Margo łypnęła w stronę złotego tronu i z rozczarowaniem dostrzegła, że był pusty. Usiadła na swoim miejscu, starając się ignorować podpitego, głupkowato wyszczerzonego Illiana. Nie minęło kilka chwil, nim podszedł do niej młodzieniec. Ściskał w ręku serwetkę. Sama wizja odezwania się do sukkuby wyraźnie go stresowała.

- D-dzień dobry - powiedział. - C-czy chciałaby m-m-może pani napić się ze mną?

Margo uniosła brew i krytycznie zerknęła na nieznajomego.

- Nie, dziękuję - odparła, przeszukując wzrokiem salę.

- R-rozumiem. To może później?

- Może - rzuciła znacznie ostrzej.

- T-to da mi p-pani pieczątkę?

Margo była szczerze zdziwiona.

- Jaką pieczątkę?

- No, na ...ks - mruknął niewyraźnie.

- Nie dosłyszałam, jaką pieczątkę?

- Bo byłem miły dla pani, i... - Nie dokończył.

Nerwowo położył serwetkę na stole przed rozmówczynią. Jolene, odczytując co jest na niej napisane, ryknęła śmiechem.

Złotawe litery, stworzone z iluzji, układały się w dwa zdania. "Byłem miły dla pani Margo pięć razy. Poproszę seks". Illian niezdarnie narysował także tabelkę z pięcioma pustymi polami.

- Rozchmurz się, Margo, przecież to śmieszne - parsknął wesoło.

O ile on, Jolene i Calico nie mogli ukryć rozbawienia, sukkubie nie było do śmiechu. Skrzywiła się z pogardą.

- Zejdź mi z oczu - warknęła, zwijając serwetkę i wciskając ją w ręce chłopaka. - A ty... Cóż, doceniam dowcip. Mam szczerą nadzieję, że będę w stanie się odwzajemnić.

- Daj spokój, to tylko niewinny żart - wtrąciła Jolene.

Demonica nie odpowiedziała. Sięgnęła po kolorowego drinka i przez chwilę sączyła go przez zaciśnięte wargi. Nieznajomy odszedł. Illian wyglądał jak zbesztane dziecko. Niezręcznie się uśmiechnął, po czym sięgnął po tacę z ciastami. Nałożył na talerz największy kawałek i zaczął jeść. Gdy kolejni tancerze zaczęli schodzić ze sceny, przyszła jego kolej.

- Cóż, jeden dla kurażu - parsknął, opróżniając na szybko kieliszek.

Margo nie spuszczała z niego oka. Na jej twarzy gościł mściwy grymas. Gdy tylko demon stanął na scenie, użyła całej mocy, aby ściągnąć z niego iluzję. Wstawiony, nie spodziewał się ataku.

W jednej chwili rezolutnie szczerzył zęby, gotowy do opowiedzenia zabawnej anegdoty, w drugiej został odarty z oszałamiającego wyglądu. Makabrycznie okaleczone skrzydła, blizny na twarzy, ułamany róg. Część gości skrzywiła się z obrzydzenia. U innych odraza mieszała się z litością i zaskoczeniem.

Widział to.

Przez chwilę z przerażeniem wodził wzrokiem po sali. Po chwili przymknął oczy, wziął głęboki wdech i zaśmiał się.

- Co, to? - Wskazał fragment rogu. - Chcecie wiedzieć, co mnie tak poharatało? Moi drodzy, nigdy nie mieliście ochoty zaszaleć?

Zacmokał wymownie. W jego ruchach było coś urokliwego, karykaturalnego i jednocześnie przepełnionego pewnością siebie.

- Spójrzcie na to - jęknął subtelnie.

Gwałtownie zaczął zdzierać z siebie koszulę. Materiał trzasnął, a Illian zaczął machać nim triumfująco, odsłaniając umięśnioną klatkę piersiową. Demon bez cienia zażenowania ściągnął i spodnie. Stojąc w samej bieliźnie pstryknął palcami, rzucając nowe zaklęcie. Koronkowe pończochy, bordowy gorset i ostry makijaż zaczęły zdobić ciało oraz twarz inkuba.

- Bo on tak przycisnął mnie do ściany, choć wcale nie był pijany! - krzyknął, jednocześnie nakazując orkiestrze, aby dostosowała się do jego frywolnych, szybkich ruchów.

- Potem uwięził w domku dla lalek! Bawcie się, pijcie, chlejcie, obłapujcie, bo jak przyjdzie po was, to... - Illian subtelnie zwiesił głos, mrugając zalotnie do publiczności. - Nie poprzestanie na wyrywaniu skrzydełek!

Inkub kolejno nakładał, to ściągał z siebie iluzje. W jednej chwili pokazywał wszystkim swoje blizny, by je błyskawicznie zakrywać. Większość zebranych już nie była pewna, co jest prawdą, co fałszem i czy aby cały występ nie został zaplanowany znacznie wcześniej.

Illian głos miał czysty, wręcz stworzony do śpiewu. Wiedział, które słowa akcentować, kiedy nabierać wdech oraz wypuszczać powietrze. A poruszał się tak, jakby przez całe życie świat był dla niego wyłącznie sceną.

- Nie znajdziecie tu odkupienia. Więc tańczmy na stole, odsłaniajmy pindole! Nikt za nami nie zapłacze, a to wszystko gó... nic niewarte!

Chwycił za jedno z wolnych krzeseł, wyciągnął na środek sceny i zasiadł na nim bokiem. Machnął długimi, zgrabnymi nogami, niczym zawodowa kokietka. Przesadnie wstydliwie zakrył szeroko otwarte usta.

- Nie wrócę więcej do domu, bo zostały po nim zgliszcza. Och, jak ty mnie rozpalasz! Skąd ten płomień, malutki? - jęknął w stronę insektoidalnego stworzenia, siedzącego nieopodal.

Margo sięgnęła po kolejne kieliszki z wódką. Wypiła jeden za drugim, wpatrując się w inkuba.

- On nawet, gdy przegrywa, to i tak wygrywa - burknęła cicho.

- Prawda - przyznała w myślach Calico. - I nie zniszczysz tego, suko.

Sukkuba splotła palce, przechyliła głowę i melancholijne patrzyła przed siebie. Po jej wściekłości nie zostało śladu. Był tylko smutek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro