Rozdział 20. Dziura w planie.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


– Chyba zaraz padnę! – westchnęła Nora, gdy razem z resztą towarzystwa wracali właśnie z treningu.

      Mieli za sobą kolejny męczący bieg wokół ośrodka oraz rozgrzewkę w postaci godzinnego robienia pompek. Byli więc kompletnie wykończeni. Nora od początku podejrzewała, że trening na gwardzistę będzie się przede wszystkim opierał na wyćwiczeniu u nich odpowiedniej sprawności fizycznej, ale nie sądziła, że aż do tego stopnia. Choć mięśnie już bolały ją nieco mniej niż w pierwszych dniach, to jednak dalej ból im towarzyszył. Było to spowodowane tym, że profesor nie zwalniał tempa i coraz bardziej podnosił poziom, ilekroć dostrzegał, że zaczęło im już iść za łatwo.

      – Jak chcesz, to padaj, tylko nie myśl, że to ja cię będę zbierać z ziemi – wtrąciła Oksana, ocierając spocone czoło, do którego dłoń mimowolnie się kleiła.

      – Oj moje panie, wszyscy jesteśmy zmęczeni. Cyryl ostatnio nie lituje się nad nami. – Al wcisnął się między nie i obie otoczył swoimi wielkimi ramionami.

      – A czy kiedykolwiek się nad nami zlitował? – Zauważyła Nora, a przyjaciel niechętnie przyznał jej rację w tej kwestii.

      Zbliżali się do głównych drzwi ośrodka, lecz nim zdążyli chwycić za klamkę, te otworzyły się, a ze środka zaczęła wychodzić cała masa rekrutów. Zdezorientowani przyjaciele odsunęli się na bok, by zrobić przejście całemu korowodowi swoich rówieśników, którzy pędzili, jakby ich coś goniło.

      – Co się dzieje, do diaska? – zagadała Oksana jednego z nich, łapiąc go za ramię w żelaznym uściskiem. Zrobiła to tak gwałtownie, że rekrut omal się nie wywrócił.

      – Wzywają nas na arenę, to coś pilnego. Nic więcej nie wiem! – wyjaśnił wystraszony, gdy mocniej zacisnęła chwyt. Szybko się jej wyrwał i ruszył dalej za tłumem, zerkając ukradkiem za siebie, czy aby na pewno dziewczyna go nie goni.

      – Ładną wyrobiłaś sobie reputacje – skomentowała Nora, po czym została zgromiona groźnym spojrzeniem Oksany.

      – Zamiast niepotrzebnie mielić ozorem, chodźmy za nimi – odparła, a przyjaciele zgodnie przystali na ten pomysł.

      Gdy ostatnie przebłyski słońca zniknęły za ceglanym murem, weszli do areny, zajmując miejsca na trybunach. Na środku, tuż przed klatką czekał na nich już dyrektor wraz z dwójką nauczycieli. Wyczekiwali momentu, kiedy wszyscy zajmą miejsca, a gwar ucichnie. Wtedy dopiero zabrał glos.

      – Mamy do oznajmienia dwie wieści. Pierwszą i na tę chwilę najważniejszą jest to, że po ośrodku grasują nowo narodzone zmory – oznajmił dyrektor i choć sama wieść nie była raczej dobra, nie wyglądał na zmartwionego.

      Wśród młodzieży przemknął szmer niedowierzania. Nikt nie był w stanie w to uwierzyć, w końcu byli w ośrodku szkolącym przyszłych gwardzistów, dzikie zmory to ostatnie czego spodziewano się zastać w okolicy, a co dopiero w samym ośrodku. Wszystkie wątpliwości jednak zostały rozwiane, gdy pojawił się również Rufin.

      Starzec wniósł na arenę niewielką, ale solidnie wyglądającą klatkę, nie większą od zwykłego pudełka. W jej środku szamotała się miniaturowa, jeszcze w pełni nieopierzona zmora, piszcząc i gryząc pręty swoim uzbrojonym z kły dziobowatym pyskiem. Co poniektórzy wstali z miejsc lub nachylali się w jej stronę, by lepiej się przyjrzeć. Dyrektor widząc, jakie wywołało to poruszenie, klasnął w dłonie, by przywołać wszystkich do porządku. Kiedy tak się stało, kontynuował.

      – Są jeszcze młode, a już zdążyły wyrządzić nieliczne szkody. Podjąłem decyzję, by wykorzystać tę sposobność do zdobycia przez was niezbędnej praktyki. Otóż pierwszorocznym przypadnie zaszczyt złapania tych stworzeń. Tak złapania, nie unicestwienia – podkreślił, dalej spokojnym głosem, widząc oburzenie na większości twarzach. – To pierwszy taki przypadek, kiedy zmora złożyła jaja poza górą Pandory. Nie ma tu dla nich do tego odpowiednich warunków, tym bardziej złapane osobniki musimy przekazać gwardii w celach badawczych.

      Nora nie mogła odwrócić wzroku od młodej zmory. Właśnie uzyskała niezbite potwierdzenie, że nie jest wariatką. Nie sądziła jednak, że stanie się to tak szybko. Poprawiła się na siedzisku, szurając nogami. Przez nowy napływ ekscytacji, nie mogła spokojnie usiedzieć w miejscu.

      Druga wieść okazała się nie mniej interesująca od pierwszej. Dyrektor ogłosił w końcu zapowiadany wcześniej podział na drużyny. Pierwszoroczni zostali podzieleni na czteroosobowe grupy i o dziwo Nora trafiła do jednej ze swoimi przyjaciółmi. Co prawda miała mieszane uczucia względem Oksany, ale obecność Alana i Kalidy w jednej drużynie pocieszyła ją na duchu. Patrząc na wszystkie osiem powstałych drużyn, nie trudno było się domyślić, że dyrektor postanowił nie utrudniać rekrutom życia i dobrał ich, biorąc pod uwagę, zawarte do tej pory przyjaźnię. W końcu lepiej się można zgrać z przyjacielem niż wrogiem, choć jeszcze nie tak dawno uważała za takowego Oksane. Kto wie, może dzięki wspólnej pracy, w końcu na dobre będą mogły nazwać się przyjaciółkami? Czas pokaże.


***


Po tych niespodziewanych nowinach zebrali się w pokoju Nory i Oksany, by przedyskutować wszystko na spokojnie. Teraz będąc ochrzczonymi mianem drużyny numer cztery, zabrali się za obmyślanie planu poszukiwań.

      – Więc, z tego, co udało się profesorom wywnioskować ze znalezionych skorup jaj, zmor wykluło się łącznie dziewięć. Czyli nie licząc tej już złapanej przez nauczycieli, mamy po jednym potworku na drużynę, czy to nie jest aż zbyt idealne? – stwierdziła Oksana. Siedziała Alanowi na kolanach, zajmując jej łóżko, gdy Nora z Kalidą okupowały drugie.

      – Bardzo szybko też zorganizowali nam klatki i nas umiejscowili – dodała Nora, przeglądając mapę ośrodka. Każdej z drużyn przydzielono inny sektor, im przypadły łaźnie oraz przebieralnie. Żeby nieco im ułatwić robotę i by dać też co robić drugiemu rocznikowi, im powierzono patrolowanie zewnętrznych terenów ośrodka, by w razie potrzeby przepędzali zwory z powrotem do budynku.

      – Naprawdę myślicie, że specjalnie sprowadzili te zmory? Mnie tam się zdaję, że po prostu nawalili z pilnowaniem matki i teraz próbują wyjść z tego z twarzą – wtrącił się chłopak, nieco sceptyczny ich przypuszczeniom.

      – Jakkolwiek by to nie wyglądało, to mamy co robić. – Nora oddała Kalidzię mapę, gdy nagle rozległ się dźwięk dzwonu. Czas na ciszę nocną, poszukiwania zaczynały się od jutra rana, powinni więc do tego czasu się wyspać. Al zdjął Oksanę ze swoich kolan i razem z Kalidą wyszli, życząc im dobrej nocy. Zostały więc same.

      – Hej... Czy ty i nasz Al, to coś poważnego? – zapytała Nora, nie mogąc pozbyć się uśmiechu z twarzy. Jeszcze nie tak dawno wątpiła w to, by ta dziewczyna uległa podrywom Alana, a tu proszę, najwyraźniej była w błędzie.

      – Jeszcze jedno słowo, a coś czuję, że skrzywdzę cię prędzej niż później – ucięła dalszą dyskusję na ten temat i w pośpiechu zakryła się kołdrą po samą głowę. Nora wzruszyła ramionami i zgasiła światło, pozwalając, by ciemność otuliła przestrzeń.


***


Znowu śniła. Chociaż już dawno zdała sobie sprawę, że to coś więcej niż tylko sny. Była zmorą i choć nie panowała nad tym, co robiła, doskonale widziała jej oczami. Otaczał ją mrok na ogromnej przestrzeni. Blade światło księżyca wpadało do środka przez okna, oświetlając jej drogę. Pomknęła przed siebie, pomiędzy nogami stołów i krzeseł. Kawałek dalej dostrzegła uchylone drzwi, a światło wydobywające się ze środka było zbyt kuszące, by je zignorować. Przecisnęła się więc przez niewielką szczelinę i niemal od razu weszła cichaczem pod wielki kuchenny stół. Ledwo zdążyła się schować, gdy okrążyły ją dwie pary ludzkich stup.

      – Fidelis już do reszty zgłupiał na starość! Żeby kazać dzieciom buszować po ośrodku i na własną rękę polować na zmory?! To będzie cud, jeśli wszyscy ujdą z życiem – odezwał się podburzony męski głos.

      – Drogi przyjacielu, spójrz na to z szerszej perspektywy. Młodzież nabierze doświadczenia, nauczą się pracy w zespolę i uświadomią sobie powagę zagrożenia – uspokajał go wyraźnie starszy towarzysz.

      – Tymi bestiami powinni się zająć doświadczeni gwardziści i to od zaraz! Gdy to plugastwo urośnie, cena jaką zapłacimy za jego błędne decyzje, będzie znacznie większa, niż kilka odgryzionych palców! – Mężczyzna przystąpił z nogi na nogę, powodując, że zmora cofnęła się do krawędzi. Wyczekiwała, aż będzie mogła uciec.

      – Jakoś nie myślałeś o niczyim bezpieczeństwie, gdy uwolniłeś ich matkę, czego skutki teraz panoszą się po całym ośrodku – wytknął mu jego rozmówca.

      Gwałtowne uderzenie zadrżało stołem. Zmora aż podskoczyła i pisnęła cicho. Jednak obaj mężczyźni był zbyt zajęci rozmową, by to usłyszeć. Ostrożnie wyszła więc spod swojej kryjówki i zaczęła skradać się z powrotem do wyjścia.

      – Zrobiłem to dla dobra ośrodka! Przypominam ci, że od samego początku byłem przeciwny trzymaniu tutaj zmory niczym wystawowego zwierzątka na wybiegu. Gdy góra dowie się o tych wybrykach, do których dyrektor doprowadził, to w końcu nastanie kres tej samowolce! A ty zdecyduj się w końcu, po której jesteś stronie – zagroził pierwszy mężczyzna.

      – Dobrze wiesz, że stoję za tobą murem. Chociaż twoje metody nie do końca mnie przekonują – odparł drugi, wytrzymując jego lodowate spojrzenie.

      – Już ci mówiłem, że to tylko kwestia... – W tym momencie ją dostrzegł.

      Ciemne oczy profesora spotkały się ze ślepiami małej zmory. Ta w te pędy wybiegła przez drzwi, a potem przez kolejne, zniknąć w ciemnościach. Zostawiła swój pościg w tyle, zmierzać już do innej kryjówki. Do miejsca, które Nora do razu rozpoznała pomimo ciemności.


***


Słońce nie zdążyło jeszcze wstać, gdy Nora już prowadziła swoją drużynę w stronę łaźni. Towarzysze człapali za nią, ziewając i przecierając klejące się powieki. Większości humor wyraźnie nie dopisywał.

      – Co ty sobie znowu ubzdurałaś? – spytała Oksana, zbyt zaspanym głosem, by zabrzmiało to groźnie.

      – Mam dobre przeczucie. Tym szybciej przeszukamy nasze stanowisko, tym lepiej! – odparła dumnie, krocząc na samym czele.

      Odkąd tylko się obudziła, wahała się, czy nie powiedzieć im o swoich snach, lecz postanowiła tym razem zachować to dla siebie. Podejrzewała, że ponownie uznaliby to za przejaw zmęczenia, lub traumy. Najpierw chciałaby zrozumieć, dlaczego w ogóle jej podświadomość w nieznanym jej celu i sposobie, w trakcie snu łączy się ze zmorami. Było to wielce niepokojące, ale z drugiej zaś strony, niezwykle przydatne na przyszłego gwardzisty. O ile łatwiej się tropi zmory, gdy wie się, gdzie one są. Tak więc na razie zachowa tę informację w sekrecie.

      – Nora ma rację. Do tej pory młode zmory poruszały się w nocy albo wczesnym rankiem. Nikt ich nie dostrzegł w ciągu dnia – wtrąciła Kalida, posyłając Norze pełen wiary uśmiech.

      Choć Oksana dalej nie wyglądała na przekonaną, nic już nie dodała. Al za to był zbyt zaspany, by samemu wyrazić swoją opinię w tej kwestii. Dalej mrużąc oczy, szedł nieco chwiejnym krokiem, opierając się ramieniem o ramie Oksany, by ta pilnowała, żeby niechcący nie usnął w trakcie tego marszu, czego zapewne był bliski.

       I tak w różnych nastrojach zabrali się za przeszukiwanie w pierw męskiej przebieralni i łaźni. Nie natknęli się tam na nawet najmniejszy ślad po potworze. Nora właśnie przeglądała regał z czystymi ręcznikami, kiedy nagle rozległ się czyjś krzyk. Z zaskoczenia uderzyła głową o wystającą półkę, tak mocno, że aż zamgliło jej na chwilę wzrok.

      – Co to było? – spytała, podchodząc do reszty, masując nabitego guza. Nim ktokolwiek zdążył jej odpowiedzieć, rozległ się kolejny piskliwy krzyk. Dochodził z bardzo bliska, szybko się więc domyślili skąd dokładnie.

      – To z żeńskiej! – oznajmiła Oksana i jako pierwsza, w te pędy wparowała do środka.

      Samotna dziewczyna najpewniej z zamiarem wzięcia prysznica jako pierwsza, bez konieczności czekania w kolejce, zastała tam małą niespodziankę. Rekrutka okryta jedynie w ręcznik została zagoniona w kozi róg. Malec był smukły i dalej jeszcze nieopierzony oraz nieco jaśniejszy niż dorosły Wszyriep. Mimo to pazury i kły już miał pokaźne.

      – Al zamknij drzwi! Pilnuj, by nikt nie wchodził! – krzyknęła do niego Oksana, a ten bez sprzeciwu przywarł do drzwi. Był wyraźnie speszony faktem bycia jedynym facetem w żeńskiej łaźni.

      Kalida złapała kostkę mydła gotowa rzucić nią w zmorę, a w drugiej ręce trzymała otwartą klatkę. Nora, idąc za jej przykładem, chwyciła napotkane na drodze puste wiadro. Oksana jako jedyna nie uzbrojona, powolnym krokiem zaczęła podchodzić w stronę stwora. Zmora najwyraźniej przeczuła, że coś się święci. Szybko odwróciła wzrok od nagiej dziewczyny i ruszyła do biegu. Z zaskakującą zwinnością, jakiej się po niej nie spodziewali, wyminęła ich slalomem i wcisnęła się za najbliższy regał, umykając swoim napastnikom.

      – Dobra, teraz ostrożnie. – Oksana złapała za krawędź mebla, gotowa go przesunąć. Pozostałe dziewczyny przygotowały klatkę i odgrodziły wszelkie drogi ucieczki. Gdy już były gotowe, czarnowłosa napięła wyćwiczone przez codzienny trening mięśnie, po czym szybkim ruchem odsunęła przeszkodę od ściany. Kiedy mebel zniknął im z drogi, aż załamały ręce z niedowierzania. Zmora przepadła, zostawiając po sobie tylko wygryziony otwór w ścianie.


***


Próbując strawić swoją pierwszą jako drużyna porażkę, zasiedli do śniadania. Z posępnymi minami zajęli swój stały stolik na obrzeżach stołówki. W trakcie posiłku panował jak zwykle wesoły harmider głosów, drużyny z ekscytacją obmyślali plany schwytania nieuchwytnych zmor. Niespodziewanie drzwi stołówki otworzyły się tak mocno, że aż uderzyły o ścianę. Do pomieszczenia wszedł profesor Cyryl. Przygarbiony z rękami w kieszeni płaszcza, podszedł bliżej wyczekujących rekrutów. To była jego pierwsza taka wizyta, więc nie byli pewni czy mają stanąć na baczność, czy jednak jeść dalej. Profesor nie czekając na ich decyzje, zabrał głos.

      – Nastąpiła drobna zmiana. Drużyny mają czas do końca dnia na schwytanie zmor. Jeśli wam się to nie uda, nazajutrz zjawią się gwardziści, by rozwiązać ten problem raz na zawsze. Tylko nie myślcie, że upiecze was się dzisiejszy trening. Będziecie nadrabiać ten dzień po godzinach. – Nie dodając już nic, odwrócił się napięcie i zostawił ich. Za to cisza po jego słowach pozostała jeszcze przez dłuższą chwilę. Teraz nikomu już nie było zbyt wesoło. 


-------------------------------------------------------

Mam nadzieje że ten rozdział nie wyszedł zbyt chaotyczny. Sporo się w nim dzieje, ale to znowu za sprawą tego, że połączyłam ze sobą kilka mniejszych rozdziałów. 

Do tej pory łączyłam je na bieżąco przy poprawianiu, ale tym razem z ciekawości zerknęłam też do kolejnych. No i jak się okazało, większość rozdziałów już do końca wyszły mi strasznie krótkie, czego nie pamiętałam. Tak więc mniej więcej je też już nieco połączyłam jeszcze przed dokładnym poprawianiem. A jeszcze nie tak dawno pisałam, że jesteśmy już na połowie, bo rozdziałów było 42, za to teraz po tych łączeniach, aktualnie ich numeracja zmalała do 32. Czyli jednak już jesteśmy dawno za połową, a do końca książki zostało z 12 rozdziałów. XD Oczywiście dalej nie przywiązuję się do tej liczby, bo licho wie czy coś jeszcze nie pozmieniam w numeracji w trakcie dalszego poprawiania. 

Tak czy siak, jak zwykle niepotrzebnie się rozpisuje o głupotach. Jak zwykle mam nadzieje, że rozdział się podobał, życzę miłego dnia i do przeczytania!

3-maj się drogi czytelniku! :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro