Rozdział 24. Wpaść na właściwy trop.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


– Te wasze kłótnie są bardzo niezdrowe – powiedziała z troską Kalida, poprawiając się w swoim śpiworze.

       We dwie razem z Norą dzieliły jeden z namiotów. Na zewnątrz panował mrok, a większość rozmów ucichła do szeptów. Część osób już spała, o czym świadczyły gdzieniegdzie pogaszone ogniska.

       Nora też najchętniej wcisnęłaby się do swojego śpiwora, ale natłok myśli nie pozwalał jej zasnąć. Wszystko, co dziś usłyszała od starszej rekrutki, napawało ją masą obaw o przyszłość. Oksana miała rację w wielu kwestiach, chwyciła się szkolenia na gwardzistę, bez większego namysłu i w ogóle nie rozważała, co dalej. Pocieszało ją jednak to, że nie będzie musiała decydować o wszystkim sama. Ma przyjaciół, którzy razem z nią będą zmagać się w tych wszystkich wyzwaniach.

       Miała wrażenie, że odkąd jej poprzednie życie spłonęło doszczętnie, to nowe było jedną wielką zmianą, której nie widać było końca. Czy jej życie jeszcze kiedyś znowu stanie się stabilne? Nie wiedziała. No, ale przynajmniej jedna rzecz jak na razie pozostawała w tym wszystkim niezmienna.

       – Kłócimy się od samego początku naszej znajomości, to nic nowego – odparła, uchylając materiał, by wyjrzeć na zewnątrz. Noc trwała w najlepsze, a prócz chmary namiotów nie dostrzegła żywej duszy.

       – Myślałam, że stosunki między wami zaczęły się już ocieplać – zauważyła przyjaciółka, przyglądając się Norze z ciekawością. Nieco przy tym przekrzywiła w bok głowę, przez co skojarzyła się Norze z sową.

       – Źle myślałaś, tej bryły lodu nic nie rozgrzeje – powiedziała to bardziej oschle, niż by chciała, ale nic na to nie mogła poradzić. Nie tak dawna złość, ilekroć miała styczność z tamtą dziewczyną, ponownie się w niej obudziła. Może nigdy tak naprawdę nie zmalała, może po prostu ukryła ją gdzieś głęboko w sobie?

       – Dlaczego tak ją nie znosisz? – dopytywała Kalida. To nie był pierwszy raz w życiu, kiedy słyszała to pytanie, ale chyba po raz pierwszy miała ochotę komuś na nie jakoś sensownie odpowiedzieć.

       – Weszła z buciorami do mojego życia i panoszyła się, jakby to ona miała najważniejsze zdanie. Moja rodzina przyjmowała ją z otwartymi ramionami jak członka rodziny, nie bacząc na moje uczucia. We wszystkim starała się być ode mnie lepsze, drwiąc ze mnie na każdym kroku. Rozumiem, że miała swoje problemy, ale to ją nie usprawiedliwia! – wyżaliła się Nora, przyciągając kolana do piersi. Kalida przysunęła się bliżej i położyła dłoń na jej ramieniu.

       – Może źle to wszystko odebrać? Może chciała ci na swój sposób pomóc?

       – Ona pomóc mnie?! Plucie we mnie jadem sprawia jej czystą przyjemność! – oburzyła się, strącając jej rękę.

       – Przemawia przez ciebie złość. Spokojnie, ochłoń i na świeży umysł przemysł to wszystko. Za jej zachowaniem, może się kryć, coś więcej niż myślisz – mówiła szarooka, cierpliwie starając się ją jakoś udobruchać. Jednak złość i frustracja były zbyt silne.

       – Teraz ty będziesz mi mówić, że jestem nieświadoma?!

       – Nie, ja tylko...

       – Mam już dość ludzi, którzy wiedzą lepiej ode mnie, jaka to ja nie jestem! – wybuchła i już do reszty dając upust swoim emocją.

       Niezgrabnie wygramoliła się z namiotu, na szybko włożyła buty i pomknęła w rześką noc. Zostawiając przyjaciółkę samą w namiocie, daleko w tyle.

       Podburzona, tupiąc i kopiąc wszystko na swojej drodze, przechadzała się wzdłuż obozu, aż nieświadomie zawędrowała w las. Zdała sobie z tego sprawę, dopiero kiedy odepchnięta przez nią gałąź wróciła ze zdwojoną siłą, uderzając ją w twarz. Od razu stanęła, łapiąc się za obolałe miejsce, wtedy zorientowała się, gdzie zawędrowała. Gąszcz drzew wokół niej stał się tak nieznośny, że aż przysłonił nocne niebo, nie przypuszczając nawet jednej gwiazdy.

       To ją otrzeźwiło. Odetchnęła, czując, jak cała złość z niej ulatuje, lecz zastąpiło ją uczucie niepokoju. Rozejrzała się dookoła, lekko spanikowana, że się zgubiła, lecz obóz dostrzegła raptem parę metrów za sobą. Nieznaczne światło obozowiska majaczyło w mroku puszczy. Ten widok uspokoił już ją na dobre.

       Kiedy w jej umysł nie zaburzał już wybuch emocji, słowa przyjaciółki zaczynały mieć dla niej większy sens. Od razu poczuła się strasznie głupio, kiedy dotarło do niej, jak dziecinnie się zachowała, a przecież miała już nie reagować tak nieodpowiedzialnie. Kolejny raz same postanowienia nie wystarczyły.

       – Oksana miała rację – mruknęła pod nosem.

       Domyślała się, że nie ma innego wyjścia jak obie przyjaciółki szczerze przeprosić. Ruszyła więc drogą powrotną, mając nadzieje, że tą nocną eskapadą nie sprowadzi na nich kolejnych kłopotów.

       Nie uszła jednak nawet dziesięciu kroków, gdy jej nagle noga o coś zahaczyła. Zaskoczona zachwiała się i niezdarnie upadła na wilgotną ściółkę. Wtedy usłyszała, jak coś pisnęło skrzekliwie. Słysząc ten znajomy odgłos, odskoczyła tak gwałtownie, że niemal znowu się wywróciła.

       Wytężyła wzrok i dopiero w tym momencie to dostrzegła. Pośród roślin i mchy, ukryta była metalowa klatka, częściowo zakopana w ziemi. W jej środku wierzgała młoda zmora. Nora na ten widok nachyliła się lekko, nie mogąc wyjść z szoku.

       – Jak ty się tu znalazłaś? – szepnęła do zmory, nie oczekując od niej odpowiedzi.

       Mała bestia, jakby robiąc jej na złość, zaczęła okropnie krzyczeć. Równie dobrze mogłaby ją teraz, co najmniej obdzierać ze skóry. Nora odsunęła się od klatki, nie bardzo wiedząc, co zrobić z małym szkodnikiem. W końcu zmory same nie zamykają się w klatkach w środku lasu. To było wręcz dla niej pewne, że ktoś ją tu musiał zostawić specjalnie. Tylko kto i dlaczego?

       Jej rozważania przerwał nagły szelest, dochodzący z oddali. Ktoś się zbliżał od strony obozu. W pośpiechu zaczęła rozglądać się za jakąś kryjówką. Cofnęła się, a wtedy czyjaś zimna dłoń złapała ją i wciągnęła za chaszcze. Ledwo zdążyła powstrzymać się od krzyku, gdy zorientowała się, kto ją złapał. Oksana, kolejny raz ocaliła ją w ostatniej chwili. Już ją to powoli przestawało dziwić.

       Czarnowłosa spojrzała na nią znacząco, przykładając palec do warg. Przekaz był dla Nory jasny i klarowny. Ukryte za bujną roślinnością oczekiwały na kolejnego gościa. Dość szybko zza drzew wyłoniła się jakaś postać. Pomimo ciemności bez problemu rozpoznały sylwetkę ich znienawidzonego rówieśnika.

       Sawin w pośpiechu podszedł do wciąż rozjuszonej zmory i wrzucił coś do klatki. Bestia natychmiast ucichła, a w zamian sądząc po odgłosach, zaczęła się tym czymś żywo zajadać.

       – Czy teraz w końcu się zamkniesz paskudo? – spytał wyraźnie poirytowany. Zmora syknęła na niego w odpowiedzi i wróciła do konsumpcji. Chłopak sapnął, wstając z klęczek.

       Zamiast wrócić do obozu, skierował się w całkiem innym kierunku. Ruszył w głąb lasu, zostawiając za sobą ukryte dziewczyny. One szybko wymieniły spojrzenia i w niemym geście porozumienia postanowiły pójść za nim.

       Ostrożnie zmierzyły w nieznanym kierunku, pozostając w znacznej odległości od podejrzanego. Nie musiały się nawet starać, by go nie zgubić, chłopak pozostawiał po sobie wyraźne ślady. Najwyraźniej nie przejmował się niczym i co jakiś czas, bez skrupułów deptał wszystko, co wpadło mu pod nogi niemal z premedytacją. Nie zaszły jednak zbyt daleko, bo Sawin zatrzymał się przed niespodziewaną przeszkodą.

       – Pierwszoroczni nie mogą opuszczać terenu obozu, bez udzielonej zgody. Zwłaszcza o tak późnej porze – stwierdziła Tacjana, zagradzając mu dalszą drogę. Dziewczyny przykucnęły za drzewem w nadziei, że jeśli się nie będą wychylać, to nie zostaną zauważone i nasłuchiwały.

       – A ty to niby możesz? – odpysknął wyraźnie niezadowolony chłopak.

       – Należę do grona liderów, naszym zadaniem jest was pilnować. Właśnie kończyłam swoją wartę i robiłam ostatni obchód, gdy ty mi się napatoczyłeś. – Ukryte dziewczyny usłyszały jak Sawin, przestępuje z nogi na nogę w nieco chaotyczny sposób.

       – Szedłem za potrzebą, a w obozie nie ma wychodka, prawda? – spytał, a w jego głosie słychać było sztuczną skruchę.

       – Gdybyś słuchał wyznaczonego ci lidera, to byś wiedział, że jest. No, chyba że jesteś tak zżyty z naturą i wolisz to robić w chaszczach – zaśmiała się przelotnie, po czym kontynuowała, nim zdążył jej przerwać. – Mi nic do tego, ale jeśli nie chcesz mieć problemów, radziłabym nie zapuszczać się tak daleko.

       – Mój błąd. To się już więcej nie powtórzy, droga pani lider – odparł pojednawczo, a Nora miała nadzieje, że choć tym razem nie ujdzie mu to na sucho. Niestety następne słowa liderki, rozwiały te pragnienie.

       – Tym razem ci odpuszczę fretko, ale nie chcę cię tu już więcej widzieć. – Tym razem zabrzmiała znacznie poważniej.

       Chłopak nic na to nie odpowiedział. Zawrócił i poszedł z powrotem do obozu, na co wskazywały jego ciężkie, oddalające się kroki. Gdy tylko zniknął, zapadła cisza. Nora była w stanie usłyszeć donośne bicie swojego serca. Czekały, aż starsza rekrutka coś zrobi, ale bezskutecznie. Nie wydała nawet najmniejszego dźwięku, jakby w ogóle jej tam nie było.

       – To teraz wasza kolej się tłumaczyć! – niespodziewanie zakrzyknęła im do ucha.

       Obie dziewczyny odskoczyły od swojej kryjówki, będąc w całkowitym szoku. Nie mogły uwierzyć, że Tacjana stała tuż obok nich, gdy jeszcze chwile temu była znaczny kawałek dalej. Rudowłosa opanowała sztukę skradania do tego stopnia, że bez problemu zaszła je od tyłu, a one nawet się nie zorientowały. Zobaczyły ją, dopiero gdy się ujawniła.

       – To ta fretka się wam naprzykrza? – spytała, gdy one nie wiedziały co powiedzieć.

       – Lepiej trafić nie mogłaś – przyznała Oksana jako pierwsza, otrząsając się z szoku. Tacjana na jej słowa w zamyśleniu parę razy skinęła głową.

       – Miałaś rację, też bym mu podbiła to i owo. Źle mu się z oczu patrzy. Wystarczy jedno krótkie spojrzenie i już wiesz, kto ci przy najbliższej okazji podstawi nogę – stwierdziła starsza rekrutka, zerkając w stronę, w którą oddalił się Sawin. Zmrużyła przy tym oczy z podejrzliwością, wyraźnie podzielała ich nieufność względem niego.

       – Więc witamy w stowarzyszeniu wrogów parszywców, im nas więcej, tym weselej – skwitowała Oksana, posyłając dziewczynie zadowolony z siebie uśmieszek, który tamta odwzajemniła.

       – Dla nas też przymkniesz oko? Nie planowałyśmy niczego złego – wtrąciła się Nora, widząc, jak tamte dwie zdążyły już znaleźć wspólny język.

       – Mów za siebie. Gdyby mi nie przerwała, to w tym lesie spoczęłyby dwa nowe trupy! – prychnęła jej towarzyszka.

       – Dziewczęta, spokojnie. – Tacjana podniosła ręce i podeszła bliżej, by je uspokoić. – Nie doniosę na was, pod jednym warunkiem.

       – No to nie trzymaj nas w niepewności i zdradź jakim – burknęła czarnowłosa, już przeczuwając, że ten warunek niekoniecznie będzie się jej podobać.

       – Nie wiem nic o waszej przeszłości ani jakie konflikty dzielicie. Ale dołączając do gwardii, należy o tym wszystkim zapomnieć. Więc macie się pogodzić tu i teraz albo nasza współpraca na czas obozu, nie będzie miała najmniejszego sensu. – Mówiła im to z całkowitą powagą, oczekując bezwarunkowej zgody z ich strony. Nora i Oksana wymieniły krótkie spojrzenie, niezbyt przekonane do tego pomysłu.

       – Mamy jak dzieci podać sobie rączki na zgodę? – spytała Oksana z ironią.

       – Tak. – Zadowolona z tego pomysłu Tacjana, oparła ręce na biodrach i spojrzała na nie wyczekująco.

       Nora zerknęła w błękitne oczy swojej towarzyszki. Nie wyglądały na zachwycone takim obrotem spraw i się jej nie dziwiła. Mimo to nie zważając na jej niezbyt zachęcający do współpracy grymas, jako pierwsza wyciągnęła do niej rękę. Oksana przyglądała się jej chwilę, jakby rozważała, czy by przy okazji uścisku, nie zgnieść Norze kilku zbędnych palców. Ostatecznie tego nie zrobiła. Złączyły dłonie w geście pojednania, na co Tacjana klasnęła z aprobatą.

       – Doskonale! No to skoro mamy już to za sobą moje panie, zarządzam powrót do namiotów. – Pośpiesznie je odgoniła, a sama została nieco w tyle, ale mając je ciągle na oku. Bez sprzeciwu ruszyły przed siebie, pozwalając się jej odprowadzić.

      – Jest od nas raptem o rok starsza, a traktuje nas jak małe kocięta – odezwała się Oksana, na tyle cicho, by nie mogła ich usłyszeć.

       – Nie myśl teraz o tym. Ty też to widziałaś, prawda? – Nora na powrót wróciła myślami do ukrytej klatki i Sawina.

       – Oczywiście, że widziałam. Nie jestem taka ślepa, by potknąć się o jedyną zmorę w całym lesie! – wytknęła jej niechlubną gafę.

       – Więc co z tym zrobimy?

       – Teraz? Nic, jestem padnięta. Poza tym dostałam nauczkę. Już nigdy nie będę nic z tobą knuć bez świadków. – Mówiąc to, wskazała na swoje bandaże z pamiątką po ostatniej pamiętnej nocy. 


------------------------------------------------------------

Zeszło mi z tym rozdziałem znacznie dłużej niż myślałam, a było to za sprawą tego, że był najcięższym do poprawienia rozdziałem, ze wszystkich jakie do tej pory opublikowałam. Aż sama się zdziwiłam jak słaby mi wyszedł, opisy były strasznie ubogie i nijakie, a bohaterowie jacyś tacy bez emocji. Tak więc sporo musiałam dopisać, przez co nieco mniej się skupiłam na poprawianiu samym w sobie. Tak mnie  przez to zmęczył ten rozdział, że już chciałam go mieć jak najszybciej z głowy, więc przepraszam jeśli wkradło się w nim więcej błędów i literówek niż zwykle. 

Tak jak uprzedzałam pod poprzednimi rozdziałami, już zostało tylko kilka rozdziałów do końca i chciała bym znacznie przyśpieszyć z publikacją kolejnych, tak więc w tym tygodniu postaram się poprawić przynajmniej jeszcze jeden. Proszę trzymać za mnie kciuki, by mi się to udało!

Dziękuję za uwagę. Do przeczytania! :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro