Rozdział 31. W Pandorze.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Zimna kropla wilgoci opadła Norze na nos, przywracając jej częściową świadomość. Otworzyła powieki, ale niemal natychmiast zmrużyła je ponownie. Dostrzegła nad sobą rozłożyste korony drzew, spomiędzy których sączyły się nieznaczne przebłyski słońca. To właśnie jeden z nich ją chwilowo oślepił. Za to do uszu dotarł znajomy odgłos, gdzieś z oddali. Podniosła się gwałtownie, rozpoznając skrzeki zmory. Jednak niemal od razu przytłoczyły ją nagłe zawroty głowy.

       – Spokojnie, dochodzą z daleka. Możliwe, że nawet z drugiego końca Pandory, tu dźwięk może się inaczej rozchodzić – uspokoiła ją Kalida. Siedziała kawałek dalej ze stoickim spokojem, a na plecach miała zarzuconą torbę.

       – Gdzie my jesteśmy? – zapytała Nora zachrypniętym głosem. Nie czuła się najlepiej, czego dowodem były nowo nabyte siniaki, które czuła tu i ówdzie. Dodatkowym utrapieniem był też lekki, ale drażniący ból głowy.

       Niepewnie rozejrzała się wokoło, próbując rozpoznać miejsce, w którym się znalazły. Nic nie wyglądało znajomo. Były w lesie, tyle że wyglądał o wiele bardziej dziko niż te, do których przywykła. Było tu zdecydowanie ciemniej, drzewa wyglądały na znacznie większe, a wszędzie panowała straszna wilgoć.

       – Jesteśmy w Pandorze.

       – Ale skąd?! – poczuła, jak ogarnia ją fala paniki.

       – Spokojnie, powoli. Weź głęboki oddech – poleciła cierpliwie jej towarzyszka niedoli.

       Zrobiła to i powoli, kawałek po kawałku wspomnienia zeszłej nocy zaczęły do niej wracać. Z przerażeniem znowu spojrzała w górę, chcąc wypatrzeć wieżę, z której spadła. Niestety korony drzew były zbyt gęste, by mogła cokolwiek dostrzec.

       – Jakim cudem ja jeszcze żyję?! A ty? Ciebie też wyrzuciła? – dopytywała Nora, przytłoczona tym wszystkim.

       Złapała się za ramiona, próbując powstrzymać ich drżenie. Była przemarznięta, brudna i poobijana. Mimo to siedziała dalej na ziemi i wpatrywała się w Kalide, oczekując odpowiedzi na swoje pytania.

       – Złapałam, co miałam pod ręką i skoczyłam za tobą. Miałyśmy o tyle szczęścia, że wylądowałyśmy w miarę bezboleśnie na drzewie. Zdjęcie cię z niego, nie było łatwe, ale jak widzisz, dałam radę – wyjaśniła, posyłając jej łagodny uśmiech, po czym sięgnęła po bagaż, który miała ze sobą. Wyciągnęła ze środka niewielki przedmiot.

       – Mój sztylet! Skąd go wzięłaś?! – Przyjęła go z wdzięcznością. Czując jego dotyk w dłoń, poczuła się o niebo lepiej.

       – To już teraz nieważne. Musimy znaleźć jakąś pomoc. Rozejrzałam się po okolicy, gdy byłaś nieprzytomna. Zwiało nas dość daleko od bazy, lepiej się ruszmy – odparła, ucinając dalszą rozmowę. Następnie wstała i ruszyła przed siebie.

       Na samą myśl, zostania w siedlisku zmor całkiem samą, Nora pośpieszyła za nią. Ostrożnie przedzierały się przez gąszcz, unikając utartych przez zmory szlaków. Co chwila, gdzieś z oddali dolatywały do nich ich odgłosy. Kierowały się więc w przeciwnym kierunku. Tym dalej od bestii, tym bliżej ludzi. Na to przynajmniej liczyły. Nora szła za Kalidą, nerwowo rozglądając się za siebie, ze sztyletem w zaciśniętej pięści. Czuła się, jakby obserwowało ją tysiące morderczych ślepi. Drgała za każdym razem, gdy kropla wilgoci spadła jej na głowę. Jednak pomimo strachu, twardo brnęła dalej, uporczywie trzymając się pleców Kalidy.

       – Coś się zbliża – szepnęła jej towarzyszka, ledwo otwierając usta. Nora również to usłyszała.

       Podejrzany szelest, ledwo słyszalny, ale jednak. Ktoś lub coś również się skradło. Niebezpiecznie blisko. Przykucnęły w zaroślach, nasłuchując czy to coś się zbliża, ale uporczywe zagłuszały im to ich własne, bijące serca.

       Nora drżącą ręką trzymała przed sobą broń niczym tarczę. Zacisnęła mocniej szczękę. Czuła, że jest gotowa, by walczyć o życie. Mentalnie szykowała się już do ataku, lecz właśnie wtedy, Kalida pokrzyżowała jej plany. Spokojnie wstała z ich kryjówki, przystępując krok naprzód.

       – W końcu was znalazłyśmy – powiedziała uradowana, wybudzając Norę z szoku. Ta nieco bardziej nieufnie, wychyliła się, a wtedy ich dostrzegła.

       Oksana i Alan stali raptem parę metrów od nich. Cali i zdrowi oraz... z towarzystwem. Zza ich pleców wychylał się niepewnie Sawin. Cała trójka była umorusana i rozczochrana, a na ich twarzach widać było wyraźne ślady zmęczenia. Teraz zagościła na nich również ulga i radość. Widząc je dwie, przyjaciele popędzili w ich kierunku. Al jako pierwszy je dopadł i zamknął w szczelnym uścisku.

       – Co wy tu robicie? – spytała Nora, próbując złapać oddech, ale silne ramiona chłopaka, uparcie jej w tym przeszkadzały.

       – To raczej my powinniśmy o to zapytać – odparła Oksana. Jej do tej pory puszyste i gęste włosy, pod wpływem panującej tu wilgoci, całkiem oklapły, przylepiając się do twarzy dziewczyny.

       – Zanim przejdziemy do jakichkolwiek wyjaśnień, znajdźmy kryjówkę. Tu dalej jest niebezpiecznie – wtrąciła Kalida, wyswobadzając się z uścisku.

       – Tylko gdzie? Tu wszędzie roi się od zmor! – Chłopak w końcu puścił też Norę i odstawił z powrotem na ziemię.

       – Tak i... Hej, a gdzie się podziała ta tchórzofretka? – sapnęła czarnowłosa.

       Ledwie wypowiedziała te słowa, gdy usłyszeli stłumiony pisk. Przyjaciele rozejrzeli się w panice za jego źródłem. W miejscu, gdzie jeszcze chwile temu stał Sawin, pozostała po nim tylko dziura w ziemi.

       – A dałabym sobie rękę uciąć, że to Nora pierwsza wpadnie do jakiejś dziury. – Oksana bez wahania, wskoczyła za nieszczęśnikiem. Zostawiła resztę w tyle.

       – Myślicie, że to bezpieczne? – Dalej ściskała sztylet, niepewnie przyglądając się dziurze.

       – Gorzej już chyba nie będzie, a to kryjówka dobra jak każda – odparł chłopak i po kolei zeszli w dół.

       Choć z początku dziura wyglądała na niewielką, to bez większego trudu każdemu udało się przez nią przecisnąć. Gdy znaleźli się na dole, przez wszędzie panujący mrok, ciężko było stwierdzić, gdzie dokładnie wylądowali. Jedyne światło, jakie mieli, to te, które wpadało przez otwór, którym tu weszli. By temu zaradzić, Kalida wyciągnęła ze swojego tobołka niewielką świecę oraz zapałki. Pomimo wilgoci, po kilku próbach zdołała ją jakimś cudem podpalić. Gdy zapłonął radosny płomyk, mogli w końcu lepiej przyjrzeć się temu miejscu.

       – To jakaś grota? – spytał Al.

       Sufit nie był nawet na wysokości dwóch metrów, przez co był zmuszony ciągle się pochylać.

       – Jest bardzo stara – stwierdziła Kalida. Skierowała świecę w głąb groty. Tunel ciągnął się dalej w głąb.

       – Zawsze marzyłam, by zamieszkać w takiej przytulnej jamie – mruknęła z ironią Oksana, wysuwając się niecierpliwie na prowadzenie. Poszli za nią w nieznane, pośród mroku i cieni.

       – Więc, skąd się tu wzięliście? – spytała Nora, przerywając dołującą ciszę. Teraz gdy byli już wszyscy razem, poczuła się o wiele bezpieczniej.

       – Nasze szwendanie się po nocy, zaprowadziło nas do gabinetu generała – zaczął Alan.

       – Nakryto was?

       – Nie, było raczej na odwrót – odparł, drapiąc się po szyi.

       – Jak to? – zdziwiła się, nie rozumiejąc.

       – Nakryliśmy Rufina, jak próbował się do niego włamać – dokończyła Oksana, bez owijania bawełnę.

       – Jak to, próbował się włamać?! – Nora aż zachłysnęła się z niedowierzania.

       – Czy my mówimy w jakimś obcym języku?! Normalnie, włamał się, a my go przyłapaliśmy! – Podniosła głos, który echem odbił się po ścianach groty. Zamilkła szybko, zdając sobie sprawę, że mimo wszystko nie powinni zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi. Nawet jeśli grota nie wyglądała na zamieszkaną przez zmory.

       – Co się stało potem? – spytała Nora, zerkając z ciekawością na przyjaciół.

       – Złapał nas i wyrzucił za poręcz – przyznała, niezbyt chętnie Oksana.

       – Rufin?!

       – Tak, Rufin! Był zaskakująco sprawny jak na starego dziada! – odburknęła.

       Ewidentnie dziewczyna nie czuła z tego powodu dumy, a cała sytuacja wyraźnie ją wzburzyła, do tego stopnia, że ledwo była w stanie pohamować złość. Choć Nora przeczuwała, że zapewne powodem tego mogło być zmęczenie, a nawet strach, co jej nie dziwiło, patrząc na to, gdzie się znajdowali. Sama Nora, choć obecność drużyny nieco podniosła ją na duchu, to dalej towarzyszyły jej nieprzyjemne dreszcze niepokoju.

       – Obezwładnił Oksanę i przystawił do gardła, jej własny miecz. Nie wiedziałem, co zrobić więc się poddałem – wyznał przyjaciel, opuszczając głowę jeszcze niżej, przez co teraz wyglądał, jakby się kłaniał.

       – To nie twoja wina – zapewniła go Kalida, klepiąc przyjaciela po ramieniu.

       – A co z nim? – Nora rzuciła okiem na Sawina.

       Chłopak nie odezwał się ani jednym słowem do tej pory. Szedł za nimi skulony i przyglądał się wszystkiemu jak spłoszone zwierzę.

       – Napatoczył się nam pod nogi, kiedy uciekaliśmy przed zmorą, a skoro już mowa o ucieczce. Nogi mi zaraz z siedzenia odpadną! – poskarżyła się Oksana.

       – Więc zróbmy tu sobie przerwę i odpocznijmy – zaproponował ugodowo Al.

       Usiadł więc na ziemi i poklepał miejsce obok siebie, by zachęcić pozostałych. W przeciwieństwie do warunków na powierzchni tutaj było znacznie bardziej sucho i duszno. W czasie tej chwili spokoju, gdy nie musieli się obawiać napaści zmor, teraz Nora opowiedziała, co im się przytrafiło. Po połączeniu wszystkich faktów wszyscy zgodzili się jednogłośnie, że muszą jak najszybciej ostrzec gwardię o zdrajcach. O ile nie było już za późno.

       – Hej trzęsiportku, teraz twoja kolej na spowiedź. – Oksana szturchnęła Sawina stopą. On dalej kulił się w kącie, kiedy oni siedzieli razem wokół dogasającej świeczki.

       – Spokojnie, tutaj nic nam nie grozi – powiedziała Kalida, by go jakoś uspokoić. Przysunęła się bliżej niego, ale on od razu odskoczył jeszcze dalej.

       – Nic nam nie grozi?! Czy wy jesteście poważni! To nie jest wycieczka krajoznawcza, jesteśmy w piekle! Zginiemy tu! – wybuchł, wstając na równe nogi.

       – Oj, zamknij się! Doskonale zdajemy sobie sprawę, w jakim bagnie utknęliśmy. Ale uleganie panice, nic nam nie pomoże. No, chyba że zależy ci na zostaniu przekąską, w takim razie krzycz dalej. – Sawin na te słowa zamilkł, głośno przełykając ślinę. Wbił wzrok w Oksanę, po czym pokornie przysiadł się do nich.

       – Trafiłem tu w podobny sposób, co wy. Rufin chciał się mnie pozbyć. Jednak to nie tak miało wyglądać! Obiecał mi... – zaciął się, unikając ich wzroku. Jakby nie był pewny, czy chce im to wyznać. Jednak po sekundzie namysłu zmienił zdanie i kontynuował. – Złożył mi propozycję. Obiecał, że załatwi mi bezpieczny przydział. Nie musiałbym się przejmować zmorami i w ogóle niczym. Miałem tylko wykonywać dla niego różne drobiazgi, robić zamieszanie...

       – I od tak się na to zgodziłeś?! – oburzyła się czarnowłosa. Chłopak skulił się i zacisnął mocno usta, bojąc się powiedzieć, choćby słowo więcej.

       – To on dał ci tę młodą zmorę? – dopytywała Nora. Przysunęła się bliżej niego, odgradzając go od zdenerwowanej dziewczyny. Skinął głową.

       – Miałem ją tam ukryć i pilnować, póki ją ode mnie nie odbierze, ale zmora zniknęła, a Rufin zaczął mnie unikać – wyjaśnił. O dziwo nie spytał się nawet, skąd wiedzieli o młodej zmorze. Najwyraźniej nie miało to dla niego już żadnego znaczenia.

       – A gdy był tamten atak podczas wizyty generała? – wtrącił Al. Sawin wyraźnie speszył się na to pytanie.

       – Schowałem się. Uciekłem do głównego budynku, jak tylko usłyszałem o potworze. Spotkałem go tam, gdy wykradał jakieś dokumenty. Wtedy nie wiedziałem, co to było. Zagroził mi, że jeśli pisnę, choć słowo to rzuci mnie zmorą na pożarcie. Gdybyście go widzieli, jest przerażający! Bałem się go! – próbował nieudolnie się usprawiedliwić, a Nora nie była pewna czy mu współczuć, czy jednak potępiać.

       – Jak można być takim idiotą? – mruknęła z niesmakiem Oksana.

       – Ten człowiek jest nieprzewidywalny! Nie chciałem zginąć, niby co miałem zrobić?! Myślicie, że ktokolwiek by mi uwierzył?! Ostatniej nocy, chciał się spotkać. Myślałem, że to moja szansa i uda mi się go jakoś przekonać, byłem w błędzie.

       – Nie byłeś mu już potrzebny, więc nasłał na ciebie Tacjanę – podsumowała Kalida. Sawin przytaknął. Drużyna wymieniła się posępnymi spojrzeniami. To wszystko stawało się coraz bardziej niepokojące.

       – Po co on to wszystko robi i co ma do tego Tacjana? – zastanawiała się Nora, gładząc delikatnie swoją broń.

       – Chyba jest jego wnuczką, ale nie mam pewności. Należą do jakiejś dziwnej sekty. Gdybyście tylko ich słyszeli. To jacyś szaleńcy, są święcie przekonani, że zmory da się kontrolować – zdradził blondyn, mówił to niemal szeptem. Zapadła grobowa cisza.

       Nagle rozległ się dziwny odgłos, przypominający warczenie. Wszyscy w panice wstali, gorączkowo wypatrując zagrożenia. Nora ze sztyletem w dłoni, a Oksana dobyła miecza, gotowe się bronić.

       – Fałszywy alarm! To mój brzuch – oznajmił Alan, podnosząc ręce na znak kapitulacji. Nora nie mogąc nadziwić się tej komicznej sytuacji, zaczęła się śmiać. Nie była pewna czy to był wynik rozbawienia, czy może stresu, albo jedno i drugie.

--------------------------------------------------------------

Coraz bliżej końca! Jeszcze tylko dwa rozdziały!

Co sądzisz o tym, co się tu dzieje?

Część tajemnic nieco się uchyliła przed bohaterami. Co teraz zrobią? Czy wydostaną się z Pandory z powrotem na jej szczyt? Co jeszcze ich tam będzie czekać? Ile tajemnic zostanie nierozwiązanych?

Postaram się dać ostatnie rozdziały jak najszybciej. Miłego dnia więc życzę i do przeczytania! ;D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro