Rozdział 5. Nowy, stary konflikt.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Gdy główna brama zatrzasnęła się za plecami Nory, jej oczom ukazał się parterowy budynek o sporych gabarytach. Ośrodek szkoleniowy na tle gasnącego nieba prezentował się dość surowo, ale w zasadzie nie spodziewała się innego widoku. Kawałek dalej nieco z lewej strony, stała znacznie wyższa budowla w kształcie kopuły. Dziewczyna nie była w stanie rozszyfrować, jaką mogła pełnić funkcję, miała jednak nadzieję, że szybko się tego dowie, bo wyglądała imponująco. Cały teren ośrodka był solidnie zadbany i bardzo przestronny. Równo ścięta trawa dawała sporo przestrzeni do ćwiczeń, dostrzegła tam nawet jakieś przeszkody, zapewne do tory przeszkód. To wszystko otaczał wysoki sześcio metry, ceglany mur. Patrząc na niego, zastanawiała się, czy został wybudowany, by zabezpieczyć ich przed zmorami, czy raczej, żeby rekruci nie myśleli o przedwczesnej rezygnacji. Przeszło jej też przez myśl, że może po prostu ma robić wrażenie, bo zdecydowanie je robił.

      W tym czasie gdy ona rozglądała się wokoło, Lidia dyskutowała z dyrektorem tego przybytku. Mężczyzna był wysoki i nie nazbyt umięśniony jak na gwardzistę. Siwe włosy sięgały mu do okolic podbródka, świadcząc o jego sędziwym wieku. Mundur, który nosił był nieco ciemniejszy od tych, jakie do tej pory widziała, a jego pas był brązowy. Przez cały czas sprawiał wrażenie pochłoniętego rozmową, ale mimo to spoglądał na Norę sporadycznie znad okrągłych szkieł swoich okularów.

      – No dobrze, w takim bądź razie wszystko już mamy ustalone – powiedział na tyle głośno by i ona mogła usłyszeć. Uznając to za sygnał, podeszła do nich próbując nie dać po sobie poznać, jak bardzo się denerwuje. Chociaż krople potu spływające jej po karku oraz drżenie rąk mogły wzbudzać co do tego wątpliwości.

      – Pan Fidelis wyraził aprobatę na twoją rekrutację. Zaczynasz od zaraz – oznajmiła gwardzistka, delikatnie kładąc dłoń na jej ramieniu. Z rozwagą wybrała to najmniej oparzone. – Tylko obiecaj mi, że będziesz o siebie dbać młoda. Twoje oparzenia powinny zagoić się lada dzień, ale nie oznacza to, że od razu masz porywać się z motyką na słońce – dodała z powagą.

      – Obiecuję, będę ostrożna. Nie pożałujesz, że we mnie uwierzyłaś. – Wyprostowała się na baczność, choć nie była pewna czy robi to prawidłowo. Następnie odwróciła się do dyrektora. – Dziękuje panu za danie mi tej szansy!

      – Nie masz za co dziękować, jak mógłbym odrzucić młodą krew obdarzoną takim zapałem. – odparł dość przyjaźnie. Wyglądał na człowieka poważnego, ale w jego kącikach ust gościł łagodny uśmiech. Bił od niego spokój, jaki u nikogo innego jeszcze nie widziała, jak gdyby nic nie mogło wyprowadzić go z równowagi. Przypominał w tym trochę jej ojca, choć nie do końca. Jej tata potrafił wzbudzić respekt wśród ludzi, lecz przy tym był niezwykle przyjacielski, a zarazem wielkoduszny. Dyrektor za to, choć na pewno miał w sobie sporo sympatii, zachowywał też dość spodziewaną powściągliwość oraz powagę. Choć to akurat jej nie dziwiło, zważywszy na jego zawód.

      Znowu chciała zwrócić się do Lidii, ale ta była już po drugiej stronie bramy, machając do niej na pożegnanie. Dopiero widząc, jak odchodzi, dobitnie zdała sobie sprawę, że nie będzie mogła już polegać na nowej przyjaciółce. Od teraz musi radzić sobie sama. Los postanowił zabrać jej wszystko i jedyne, co mogła teraz zrobić to stworzyć coś z tego niczego.

      Szybko wzięła się w garść i wraz z dyrektorem wkroczyła do budynku. Pchnął ciężkie drzwi, wpuszczając ją przodem. Stanęła w progu, a przed nią prezentował się długi korytarz, którego końca ciężko było stąd szukać.

      – Nie spodziewaliśmy się dzisiaj kolejnego rekruta, więc muszę cię poprosić o trochę cierpliwości. Poczekaj tutaj – odezwał się dyrektor, po czym podszedł do stojących niedaleko podwójnych drzwi. Po ich uchyleniu na korytarz przedostały się przyjemne zapachy, na które aż ciekła ślinka.

      To przywiodło do Nory wspomnienia. Wspomnienia radosnej matki krzątającej się po kuchni i szykującej najróżniejsze potrawy, które ze święcą szukać gdziekolwiek indziej. Choć nie odziedziczyła po niej talentu kulinarnego, to mama zawsze zachęcała ją do kolejnych prób. Natychmiast poczuła w gardle natarczywą gulę, a wzrok ponownie zaczął tracić na ostrości. Zamrugała szybko by powstrzymać napływ niechcianych łez. Zrobiła to w samą porę, bo już w następnej chwili znowu usłyszała trzask zamykanych drzwi. Dyrektor był z powrotem, lecz tym razem w towarzystwie znacznie wyższego od niego chłopaka.

      – Noro poznaj Alana, również zaczyna szkolenie w tym roku. Niestety mam do załatwienia jeszcze sporo papierkowej roboty, ale on z chęcią zaprowadzi cię do twojego pokoju i na pewno udzieli odpowiedzi na wszystkie nurtujące cię pytania.

      – Witamy nowego rekruta! – powitał ją wesoło, gdy dyrektor ledwie skończył mówić.

      Pomimo jego ponadprzeciętnego wzrostu nietrudno było zgadnąć, że są w podobnym wieku. Zdradziły go między innymi młodzieńcze pucułowate policzki. Miał na sobie za to luźną koszulę oraz pasujące do niej spodnie w standardowym zielonym kolorze. Nie zważając czy dyrektor miał jeszcze coś do powiedzenia, złapał jej rękę. Nim zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować, chłopak już ciągnął ją przed siebie.

      – Tutaj mamy stołówkę więc jak pewnie się domyślasz, tu napychamy sobie brzuchy trzy razy dziennie. Naprzeciwko jest skręt w lewo. – Wskazał na boczny korytarz, znacznie krótszy od tego głównego. – Dobrze ci radzę, zapamiętaj to miejsce. Będziesz tam przebywać częściej, niż byś chciała. Znajduje się tam gabinet dyrektora i dwa pomieszczenia gdzie będziemy oddawać nasze dusze do piekła. Czyli innymi słowy, to tam odbywają się szkolenia teoretyczne. Pod koniec możesz zauważyć drugie wyjście z budynku. Wróćmy jednak do głównego korytarza, idąc nim jakieś trzy metry dalej, przechodzimy przez dwa rozwidlenia, każdy prowadzi do innej części sypialnej. – Szli prosto, ignorując pierwsze rozwidlenie tak szybko, że nie zdążyła się czemukolwiek przyjrzeć. Od razu zaprowadził ją do drugiego rozwidlenia. Chłopak mówił z zapałem, cały czas szczerząc się od ucha do ucha. Był przy tym trochę zbyt szybki jak na jej krótkie nogi. Mimo to żwawo ciągnął ją za sobą.

      – Kto tam sypia? – spytała, ledwie za nim nadążając, omal nie gubiąc po drodze buta.

      – Drugoroczni, nasze sypialnie są kawałek dalej. W lewym skrzydle są sypialnie żeńskie, a co za tym idzie, w prawym oczywiście męskie. Idąc dalej prosto, natrafiamy w końcu na koniec korytarza głównego, a tam znajdziesz łaźnie, oczywiście też z podziałem na płeć.

     Skończył oprowadzanie, gdy znaleźli się przy drzwiach sypialni w części żeńskiej. Jedyne co zdążyła do tej pory zauważyć, to że wszystkie korytarze są dość ubogie i opustoszałe. Nie minęli po drodze żadnego innego rekruta, jednak późna pora była temu dobrym usprawiedliwieniem. Podłoga oraz ściany były wykonane z ciemnego drewna i prócz równie ciemnych drzwi, nie znajdowało się tu zupełnie nic. Nie licząc wszędzie obecnego zapachu środków czystości, najprawdopodobniej pozostałego po sprzątaniu.

      – Czy jest coś jeszcze, o czym powinnam wiedzieć? – Ledwo łapała oddech po tym szybkim marszu, jaki narzucił nowy kolega. Alan za to nie wyglądał na zmęczonego, powiedziałaby nawet, że dalej tryska pozytywną energią.

      – Tak, za godzinę odźwierny będzie chodził po korytarzach. Rozpoznasz go po odgłosie dzwonka. Oznacza to ciszę nocną. Śniadanie mamy o piątej, a szkolenie o szóstej.

– Rano?! – wypaliła, bez namysłu nim zdążyła się powstrzymać. Kolega jednak tylko się zaśmiał z wyrozumiałością.

      – Tak wiem, mi też ciężko było to przeżyć na początku, ale można się przyzwyczaić – zapewnił, poprawiając jednocześnie swoją rozczochraną czuprynę, która zdążyła się zmierzwić w trakcie tej przechadzki.

      – Jak długo tu już jesteś? – dopytywała. Zastanawiało ją, jak długo nowi rekruci tacy jak ona już tu przebywają, oraz ile w tym czasie zdążyła już stracić. Odpowiedź zyskała od razu bez zadawania kolejnych pytań.

      – Około tygodnia tak jak większość. Masz spore szczęście, bo zdążyłaś praktycznie na ostatnią chwilę. Szkolenie zaczyna się już jutro! Przez te ostatnie siedem dni jedynie mogliśmy rozejrzeć się po ośrodku, ale nic poza tym. To chyba miał być trening cierpliwości czy coś. Tak bardzo chcę już się czegoś nauczyć o zmorach, ty pewnie też co nie? – Poklepał ją przyjacielsko po ramieniu, po czym wskazał na drzwi przed nimi. Wisiała na nich tabliczka z numer siedem. – Nieźle, trafił ci się szczęśliwy numerek. Twoja współlokatorka ponoć przybyła tu dzień wcześniej, ale jeszcze nie miałem okazji jej poznać, trochę zabiegany byłem. Rozumiesz, chciałem jak najlepiej poznać to miejsce skoro mam tu spędzić te dwa lata. Mam nadzieje, że przedstawisz mi ją jutro. Jak to mawia moja mama, tym więcej przyjaciół tym lepiej!

      – Okej, dobrze wiedzieć, a tak swoją drogą, to ile jest w ośrodku rekrutów? – spytała, korzystając z krótkiej przerwy w tym jego ciągłym monologu, rozglądała się przy okazji po opustoszałym korytarzu.

      – Pierwszorocznych teraz razem z tobą będzie trzydzieści jeden. Drugorocznych chyba trochę mniej, nie liczyłem zbyt dokładnie. Wybacz, jeśli mówię dość chaotycznie, no ale chyba sama rozumiesz. Mam wrażenie, że zaraz mnie coś rozniesie! Nie mogę się już doczekać pierwszego dnia szkolenia! – Mówiąc to, zaczął machać rękami na wszystkie strony. Rzeczywiście widać po nim było, że gdyby miał czekać jeszcze dzień dłużej, to najpewniej nie jedna rzecz by ucierpiała z tej jego ekscytacji.

      – Tak, dzięki za pomoc – odparła niepewnie, chłopak w odpowiedzi tylko machnął ręką i ruszył w swoją stronę, lecz zanim zniknął jej z pola widzenia, zawołał jeszcze za sobą.

      – To do zobaczenia jutro na śniadaniu! Liczę na owocną współpracę!

      Nora czuła się trochę oszołomiona, a przy tym nie mniej zagubiona tym jak szybko to przebiegło. Trochę przerażał ją też ten potok nowych informacji, ale nie zamierzała narzekać. Poprawiła plecak, w którym miała swój cały niewielki dobytek, w większości sprezentowany od Lidii i chwyciła za klamkę. Nim jednak ją nacisnęła, wzięła głęboki oddech, by uspokoić rozhuśtane nerwy. To była jej szansa, żeby udowodnić, przede wszystkim przed samą sobą, że potrafi być kimś więcej, a nie tylko chodzącą kulą u nogi. Nie zamierzała tego zmarnować.

      Nie wiedząc czego się tam spodziewać, ale mimo to z optymizmem weszła do środka. Jednak jak tylko przekroczyła próg, stanęła jak wryta, a uśmiech wywrócił się na do góry nogami. Osoba siedząca na jednym z łóżek była jej, aż za dobrze znana.

      Oksana patrzyła na nią z równie wielkim szokiem, który jednak szybko zmienił się w znacznie bardziej pasujący do niej grymas. Skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała na nią jak na jakiś odrażający wybryk natury.

      – No po prostu lepiej być nie mogło. Błagam, powiedz, że jesteś tylko zjawą, która przyszła mnie nękać po nocach? – zapytała z wyczuwalną ironią.

– Mogłabym powiedzieć to samo o tobie – odparła Nora, kiedy szok już znikł, a na jego miejscu zostało niedowierzanie wymieszane z goryczą. Takiego obrotu spraw nie spodziewała się nawet w najgorszym koszmarze. Czy ten ciąg tragicznego pecha, może się w końcu skończyć?

      – Powinnam była przywiązać cię wtedy do drzewa, a nie wpychać do dziury. Miałabym przynajmniej teraz pewność, że już mi się nie napatoczysz pod nogi – prychnęła, kręcąc głową z dezaprobaty.

      – Poczekaj chwilę... To ty wrzuciłaś mnie do tej studni? Chciałaś mnie zabić! – stwierdziła, a teraz tamta sytuacja nabrała większego sensu, aż nie mogła uwierzyć, że wcześniej o tym nie pomyślała. No bo kto jak nie ona mógł jej wykręcić taki paskudny numer? Powinna była od razu się domyślić, choć w sumie miała ważniejsze rzeczy na głowie, ale i tak.

      – Oj daj spokój, od razu zabić. Nie było tam aż tak głęboko. W najgorszym wypadku tylko coś byś złamała, a i tak miałam zamiar cię nazajutrz stamtąd wydostać – powiedziała to tak, jakby była to najzwyklejsza rzecz na świecie, a nie zamach na życie. Nora aż za dobrze ją znała, by wiedzieć, że nie należy oczekiwać od niej żadnej skruchy, bo i tak dziewczyna nie przyzna się do błędu.

      – Więc, czemu tego nie zrobiłaś?! – podniosła głos, załamując ręce. Oksana spojrzała na nią jak na kompletną idiotkę, za którą zresztą i tak ją najpewniej uważała. Tak przynajmniej to Nora odbierała.

      – Myślałam, że został z ciebie tylko popiół tak jak z reszty wioski.

      – Jak widać, pozory mylą! – Nie mając już siły na dalszą kłótnię, usiadła na drugim z łóżek, po raz setny przeklinając los, że jak zwykle musiał sobie z niej zakpić.

      – Trzeba było zabrać ze sobą arszenik – mruknęła czarnowłosa, kładąc się i odwracając w stronę ściany, byleby tylko nie patrzeć na swoją nową współlokatorkę.

      Nora nie miała zielonego pojęcia, jak dziewczyna przeżyła pożar, ani skąd się tu wzięła, ale mało ją to w tej chwili obchodziło. Jedyne czego teraz najbardziej chciała, to pierwszego od wielu dni, spokojnego snu we własnym łóżku. I tak zrobiła. Padła jak długa na pościel kompletnie wycieńczona. Zamykając zmęczone powieki, myśląc jedynie o tym, by stara znajoma okazała się tylko sennym koszmarem. 

-------------------------------------------------------------------------------------

Oksana wróciła! Co o tym sądzisz? I na dodatek dzielą jeden pokój, oj Nora nie będzie miała z nią łatwo. Kto wie co z tego może wyniknąć? Aż się nie mogę doczekać opublikowania kolejnych rozdziałów. xD 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro