Rozdział dwudziesty czwarty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od autorki: No cóż, obiecywałam sobie, że pomimo bólu istnienia ruszę naprzód i pchnę rozdziały szybko i sprawnie. Wyszło inaczej, nikt nie spodziewał się pierdyknięcia laptopa - i to tak na amen, że potraciłam sporo. Ten rozdział jest jedynym (mam nadzieję, że tak pozostanie), który pisałam dwa razy. Oby zła passa opuściła, teraz piszę na urokliwym rupciu, który został przywrócony do łask.
Przyznaję, że nie chce mi się na nowo generować obrazków, gdy cała galeria poszła w pi#zdu. Wobec tego rozdziały nie będą już ich zawierały ;x. Idn, chyba, że chcecie obrazki, to przemyślę to i poproszę boty o wysyp nowych.

***

Illian bardzo teatralnym gestem pogładził opatrunki na ciele. Westchnął wymownie, zerkając na pustą miseczkę, w której niedawno były owoce.

- I co, i co? - dopytywała Calico. - Naprawdę nie wiesz, kto mógłby za tym stać?

Całe domostwo Likurga potępieńcy odnowili w zastraszającym tempie. Nawet sypialni inkuba przywrócono dawny blask. Illian znów westchnął i ponownie spojrzał na naczynie. Calico udawała, że niczego nie zauważyła. Przysunęła krzesło bliżej łóżka demona i nachyliła się, gotowa do konspiracyjnego szeptu.

- Przecież on będzie szukał winnych ataku! - powiedziała zaniepokojona.

- To już jego sprawa.

- A jak to się powtórzy? No i naprawdę nie wiesz, kto mógłby za tym stać?

Wzruszenie ramion w odpowiedzi.

- Winogrona - rzucił nagle demon. Widząc niezrozumienie na twarzy rozmówczyni, dodał. - Przynieś mi winogrona, a poplotkujemy. Nie dawaj nikomu siedzieć o suchym pysku.

- To chcesz jeść, czy pić? - sarknęła dziewczyna, zabierając miskę z łóżka.

Illian szeroko się uśmiechnął i kiwnął głową.

- Zaraz wracam - fuknęła niezadowolona Calico i mignęła do jadalni.

Nowi, usługujący potępieńcy, zachowywali się dokładnie tak samo jak poprzedni. Zawieszeni między jawą a snem, nieustannie wykonywali rozkazy.

- Wrzuć tu nieco winogron, szefie - mruknęła nastolatka i położyła miseczkę na blat. - I daj jeszcze dzban z cydrem na miodzie. Dzięki.

Potępieniec bez słowa spełnił rozkaz. Calico zabrała prowiant i wróciła do demona.

- Teraz możesz mi powiedzieć.

- No więc... - zaczął Illian, oglądając fioletową kulkę owocu z każdej strony. W końcu zdecydował się wrzucić ją do ust. - To zapewne była sprawka innych demonów.

- Żarty sobie robisz? Przecież to oczywiste!

- Nie dla każdego.

Bolesny jęk zawodu wyrwał się z gardła Calico.

- Ale czemu właśnie teraz? Dlaczego to jego domostwo było celem?

Illian przez chwilę szukał odpowiedzi na ścianach.

- Bo on chce zjednoczyć inferno pod własnym sztandarem - rzucił w końcu. - Obalić Płonącego Króla, wyrżnąć jego przybocznych, czyli Wyjący Orszak. To nie wszystkim się podoba. Założę się, że prędzej czy później, sojusznicy zamachowców sami tu przyjdą i się ukorzą przed nim.

- Niby dlaczego mieliby to zrobić?

Demon przewrócił oczami, nieco rozczarowany, że nastolatka nie znała niuansów infernalnej polityki.

- Bo zamach się nie udał, Likurg nie spocznie, póki nie znajdzie winnych. A namiestnicy Płonącego znikają od jakiegoś czasu lub są publicznie upokarzani. Zawsze z korzyścią dla pananaszego. - Ostatnie słowo wymówił jak jedno i splótł dłonie, niczym do modlitwy.

- Kim jest ten Płonący Król?

- Kim on w sumie nie jest... Nie jest królem w waszym rozumieniu, nie rządzi państwem. Żebyś to łatwiej zrozumiała. - Illian wymownie wskazał na miskę, uniósł kiść i oderwał kilka owoców. - Jest wiele polis, każde z własnymi zasadami i każdym włada namiestnik z Wyjącego Orszaku, wierny Płonącemu. On z kolei najpewniej jest symbolem, pod którym zjednoczyli się watażkowie orszaku. Nadążasz? Zapewne Płonący Król w ogóle nie istniał, ale cóż, my demony, mamy o nim wiele legend. O jego bohaterstwie, okrucieństwie, tym, że jest synem twórcy. Różne takie pierdoły.

- Czyli tak naprawdę tylko ci z Wyjącego Orszaku są ważni?

- Nie lekceważ potęgi symboli. - Illian pstryknął dziewczynę w czoło. Ta fuknęła nerwowo, odsuwając się. - Wielu z naszych wierzy, że jest ktoś, kto zasiada na samym szczycie i kogo obchodzi los maluczkich. Wyjący są wyrazem woli tego kogoś. Oczywiście, wola ta niejednokrotnie jest nadzwyczaj sprzeczna i większość polis pogrążona bywa w nieustannych wojnach przeciwko sobie.

- Ale skoro Likurg jest taki silny, dlaczego sam nie został jednym z orszaku?

Illian parsknął nerwowo śmiechem.

- Chyba w ogóle go nie znasz. On? Miałby być jednym z wielu? Nosić wtórny tytuł, bawić się w grabienie sąsiadów i spodziewać się cyklicznych najazdów innych? Nie. To nie w jego stylu. On działa z cienia, pewnie sam napuszcza ich na siebie. Wpycha pionki na najważniejsze stanowiska. Zbiera przysługi, grozi, gdy trzeba. - Demon westchnął. - On chce zgarnąć wszystko i to zanim oficjalnie wejdzie na szachownicę. Zresztą, członkowie Wyjącego Orszaku to jebane snoby, pochodzące ze starożytnych rodów. Dziedziczą tytuł. Likurg jest z zewnątrz. Zawsze byłby, no wiesz, plebejuszem, któremu zachciało się złotego tronu.

Calico w milczeniu kiwała głową, słuchając długiego wywodu.

- Jak na kogoś, kto praktycznie stąd nie wychodzi, sporo wiesz - mruknęła, sięgając po owoce.

Illian parsknął śmiechem.

- To naprawdę podstawowe informacje. Może cię zaskoczę, ale nie spędziłem tu całego życia. Na dodatek wielu moich gości lubi plotkować.

Dziewczyna przekrzywiła głowę, czując przypływ zazdrości. Podrapała bandaże na lewej ręce.

- Dobrze się goi? - zagadnął rozmówca.

- A, to? - Calico przez chwilę milczała, oglądając opatrunki na dłoni . - Tak, jest w porządku. Huerę nie poniosło zbytnio przy wymierzaniu kary.

- Poszły same paznokcie czy coś jeszcze?

Calico westchnęła, próbując wypchnął z głowy okrutne wizje.

- Coś jeszcze. Dalej łupie mnie od tego w krzyżu. Ona uznała, że zabiłam jej kota.

- Baelotha? To znalazł się w końcu?

Nastolatka w milczeniu skinęła głową. Illian krótko powstrzymywał się przed zadaniem tego pytania.

- A zrobiłaś to?

- Nie! - fuknęła błyskawicznie dziewczyna. - Oczywiście, że nie. Ale...

Przez chwilę miała ochotę opowiedzieć o martwym stworzeniu, wepchniętym pod jej łóżko. O ranach na ciele, o mętnych, pustych oczach zwierzęcia i o tym, że ktoś celowo zaniósł zwłoki do jej pokoju. Powstrzymała się jednak. Zwierzenia i tak niczego nie zmieniały, a nie chciała, aby Illian myślał, że wciąż tylko narzeka oraz nie radzi sobie w życiu.

- Po prostu musiała kogoś oskarżyć - dokończyła za to. - Byłam w pobliżu, więc...

- Jak chcesz na kimś użyć kija, to go zawsze znajdziesz - mruknął Illian. Nalał cydru do kubków i jeden podał dziewczynie. Z wdzięcznością przyjęła napitek. Zanurzyła usta, a gdy poczuła charakterystyczną słodycz, westchnęła głośno.

- Muszę już iść - powiedziała, gdy dostrzegła dno naczynia. Wstała, poprawiając długą suknię.

- Powodzenia - rzucił demon, przeciągając się. Zaraz na jego twarzy przemknął grymas bólu. - Będzie lepiej - dodał, ni to do dziewczyny, ni do siebie. - Przecież w końcu musi być, no nie?

Calico parsknęła.

- Chciałabym w to wierzyć. Choć ludzie mówią to zawsze na odczepnego, wiesz?

- Wiem - przytaknął Illian, z idiotycznym uśmiechem na ustach. - Myślenie życzeniowe nigdy niczego nie zmienia.

Nastolatka pokręciła głową i mignęła.

* * *

Likurg przeszywał ją spojrzeniem. Uważnym, czujnym, gotowym do wychwycenia wszelkich błędów. Calico przymknęła oczy. Zrobiła głęboki wdech, uniosła dłonie i na nowo skupiła się. Przypominała sobie moc, buchającą koncentrycznym kręgiem, gdy tego najbardziej potrzebowała. Uczucie błogości i zarazem bezsilności wobec potęgi wszechświata. Chaos. I jeden, jedyny wniosek: "Jeśli jesteś nikim, możesz sobie pozwolić na wszystko".

Wyrwa pomiędzy dłońmi Calico zamigotała. Najpierw była niewielką szczeliną. Przejściem do wszechświata, wielkości dziurki od klucza. Stopniowo stawała się coraz większa i większa. Bez przeszkód mógłby przejść przez nią mały pies.

- Jeszcze - zarządził Likurg. - Postaraj się.

Calico słuchała bezwiednie. Nagłe pojawienie się ogromnego, włochatego pajęczego odnóża zniweczyło jej starania. Moc uciekła, a wyrwa zniknęła. Odcięta kończyna upadła na trawę, drgając spazmatycznie.

- Nie kazałem ci przerywać - warknął Likurg. - Przecież jestem tu po to, by cię chronić.

- Tak, ale...

- Jeszcze raz.

Nastolatka przełknęła nerwowo ślinę. Spróbowała ponownie. Musiała użyć znacznie więcej energii. Wizja kary sprawiła, że moc buchnęła wokół Calico. Wyrwa w końcu się pojawiła.

- Nie musisz używać aż tyle potencjału. Tylko go marnujesz - rzucił cicho demon.

Uniósł dłoń, na której zalśniło kilka fioletowych płomieni. Calico poczuła, że naszyjnik, który kiedyś podarował jej Likurg, zacisnął się. Mocniej i mocniej, odbierając oddech i wyrzynając w skórę. Dziewczyna zakaszlała i spróbowała zedrzeć biżuterię. Nic z tego. Wokół demona zaczęła krążyć jej własna moc, którą bez problemu wchłonął.

- Tak lepiej - powiedział z zadowoleniem. - Nie ma co tracić czasu, zacznij od nowa.

Uczucie duszenia zniknęło. Calico ze strachem wpatrywała się w demona.

- Co...? Dlaczego mi to zrobiłeś? - rzuciła.

Likurg przez chwilę patrzył na nią z zaskoczeniem. Nie minęło kilka sekund, nim na twarzy demona zagościł okrutny uśmiech.

- Ta moc i tak do mnie należy. Zebrałem tylko nadmiar. Nie każ mi wymuszać posłuszeństwa w inny sposób.

Gestem wskazał, aby zaczęła wykonywać ćwiczenie. Calico starała się opanować drżenie rąk. Nowa, niewielka wyrwa, pojawiła się przed twarzą dziewczyny. Nastolatka odruchowo zrobiła krok w tył. Pan domostwa skupił wokół siebie moc - jej moc - i zbliżył dłoń do luki w rzeczywistości.

Potworny, zwierzęcy syk wyrwał się z gardła Likurga. Calico poczuła, jak z chwilą, gdy spróbował dotknąć wyrwy i samodzielnie wpleść w nią moc, ta całkowicie się zdestabilizowała. Zraniony demon przycisnął krwawiącą dłoń do piersi.

- Szlag by to - rzucił ze złością. - Wracamy.

Calico ostrożnie dotknęła mistrza. Zniknęła polana, na której ostatnimi czasy, tak często ćwiczyła. Wylądowali w domostwie. Dziewczyna ze zdziwieniem zauważyła, że rana na ciele Likurga już niemal całkowicie się wygoiła. Na widok nowoprzybyłych jedna z potępionych dusz od razu ruszyła naprzód, znikając w głębi korytarza. Po chwili wybiegła z niego Huera. Zwolniła, subtelnie poprawiła sukienkę i splotła palce przed sobą.

- Mój panie. - Kobieta skłoniła się uprzejmie. - Masz gościa. Czeka na ciebie w...

Gestem nakazał milczenie.

- Kto? - rzucił oschle.

- Jaśnie Mammon. Jest z tą dziewczyną, co miga.

Demon zdawał się nie słuchać. Jego biała koszula nosiła krwiste plamy. Od niechcenia rozprostował skrzydła, przekrzywił głowę na boki. Otrzepał odzież, a wszelkie zabrudzenia zniknęły.

- Przyjacielu!

Okrzyk dobiegł zza rogu. Calico odwróciła się, zerkając na nieznajomego. Obok szła Jolene. Obcy był bardzo wysoki i niezwykle chudy. Twarz została nadzwyczaj mocno naznaczona wiekiem. Wystające kości policzkowe nadawały upiorny wygląd. Choć skrzydła miał złożone, Calico bez trudu dostrzegła okaleczone błony i źle gojące się rany na nich. Mammon kulał, stale podpierając się ozdobną laską z ciemnego drewna. Mimo to, aura wokół demona wciąż pozostawała potężna. Huera uprzejmie skłoniła głowę i posłała Calico tak wymowne spojrzenie, że nastolatka gwałtownie zgięła kolana, niezręcznie dygając.

Likurg w przyjacielskim geście wyciągnął w jego stronę ramiona. Ostrożnie się objęli i zaraz odsunęli na dystans.

- Przykro mi, że musiałeś czekać - rzucił pan domostwa, choć powiedział to nadzwyczaj obojętnym tonem.

- Gdy doszły mnie słuchy o tym okropnym ataku, a także o tym, że już odnowiłeś posiadłość, nie mogłem się powstrzymać. Musiałem przybyć, jak najszybciej i zarazem najdyskretniej.

Mammon subtelnie oglądał przestrzeń dookoła siebie, chcąc ocenić wyrządzone szkody. Na próżno, Likurg bez trudu doprowadził wszystko do porządku oraz zatarł ślady zniszczeń. Dopiero wtedy poinformował potencjalnych sojuszników.

- W takim razie chodźmy do gabinetu, porozmawiamy. - Likurg poprowadził. Mammon ruszył obok niego. Pan domostwa odwrócił głowę w stronę Jolene i zmierzył ją nieprawdopodobnie wrogim spojrzeniem. Po chwili znów zwrócił się w stronę Mammona, pogodnie prowadząc pogawędkę.

- Czekaj na mnie - rzucił Mammon na odchodnym do dziewczyny. Jolene ukłoniła się w odpowiedzi. Gdy tylko demony zniknęły z pola widzenia, młoda kobieta zwróciła się do Calico.

- Ale się porobiło, nie?

Rozmówczyni przytaknęła. Huera parsknęła pogardliwie, ale się nie odezwała ani słowem.

- A co u ciebie, Jol? - zapytała z grzeczności Calico.

Rozmówczyni machnęła ręką od niechcenia.

- Wiesz, jak to jest. Czasami tu, czasami tam, migam wciąż gdzie się da. Cieszę się, że nic wam nie jest i nikt nie ucierpiał.

Calico zerknęła na Huerę, jakby oczekując od niej wspomnienia o Rodionie. Gdy to nie nastąpiło, nastolatka przytaknęła.

- Nie masz żadnych innych zajęć, oprócz sterczenia tutaj? - zapytała kwatermistrzyni, mierząc wzrokiem podopieczną.

- W zasadzie, to... tak, powinnam być gdzie indziej - odparła Calico, odwracając się na pięcie.

- Pójdę z tobą - rzuciła ochoczo Jolene.

- Ty z kolei chyba powinnaś oczekiwać na swojego pana. W jednym miejscu, gotowa na wezwanie - fuknęła Huera.

- Będę wiedziała, że to już. - Jolene figlarnie puściła oczko. Wyciągnęła okrągłą monetę, na której wybito wizerunek czaszki, podrzuciła nią w powietrzu i zręcznie złapała. - Wezwie mnie przez to. Więc dziękuję za troskę.

Dostrzegła jednak krytyczne, nieprzejednane spojrzenie Huery.

- Oczywiście, jak nie, to nie. Podreptam sobie w kółko tutaj - mruknęła.

- Chodź ze mną do ogrodów - powiedziała nagle Calico. Wyciągnęła dłoń w stronę znajomej i zanim kwatermistrzyni zdążyła zareagować, przeniosła dziewczynę.

Jolene z ciekawością patrzyła dookoła.

- To iluzja...? - zapytała, dotykając jednego z wiecznie zielonych, kwitnących na różowo, drzew.

- Nie wiem - odparła Calico. Usiadła na kamiennej ławie i poklepała miejsce obok. Jolene skorzystała z zaproszenia.

- To miejsce jest wspaniałe - westchnęła. - Aż dziwne, że nigdy tu nie byłam.

- Dlaczego Mammon tu przyszedł? - Calico nie ograniczała się do konwenansów w rozmowie.

Jolene zerwała źdźbło trawy, jakby oczekując, że ono za chwilę zniknie. Gdy nic takiego się nie stało, obróciła głowę w stronę Calico.

- Nasi panowie od dawna współpracują. Mammon nie może sobie pozwolić na bycie podejrzanym. No, daj spokój. Przecież wiesz, o co toczy się stawka - odparła zdumiewająco poważnie.

- Nie przejmujesz się, że jesteś po stronie spiskowców? - Nastolatka próbowała zrobić groźną minę, ale Jolene roześmiała się szczerze.

- Mammon miałby spiskować przeciwko Likurgowi? Daj spokój. Dostał listowne zaproszenie od niego i zjawił się na pogawędkę. Nic więcej.

Calico pozostawała sceptyczna. Zwłaszcza wobec faktu, że nikt nie nakazał jej dostarczyć poczty.

- Ktoś nas jednak zaatakował - burknęła oschle.

Jolene wydęła lekko wargi.

- Wiem, co insynuujesz. Wiem też, że cię nie przekonam. Zresztą, to sprawa między nimi. My nigdy nie jesteśmy celami samymi w sobie, co najwyżej, możemy oberwać rykoszetem. Więc nie należy się zbytnio przejmować, co najwyżej trzymać głowę nisko.

Nagle Jolene z dzikim okrzykiem radości zerwała się z miejsca. Mignęła kilka metrów nieopodal i przykucnęła gwałtownie.

- To zadrzechnia, są bardzo rzadkie!- rzuciła wesoło, pokazując coś na pobliskim kwiecie.

Calico niepewnie podeszła bliżej. Dostrzegła pszczołę. Nieco dziwaczną, prawie całkowicie czarną z intensywnie błękitno-fioletowymi skrzydłami, mieniącymi się w Słońcu.

- Jakiś robal - parsknęła.

- Nie "jakiś". To magiczna dupka puchata! - Jolene z dziecięcą radością obserwowała, jak owad wznosi się w powietrze.

- Naprawdę jest magiczna?

Jolene machnęła lekceważąco dłonią.

- Co ty. Ale pochodzą z mojego świata. Kiedyś uznano, że wymarły. One tego nie wiedziały i znów sobie żyją. - Młoda kobieta uśmiechała się do własnych myśli. Nagle przybrała zdumiewająco poważny wyraz twarzy.

- Calico, cokolwiek przyjdzie ci do głowy, wiedz, że nie masz we mnie wroga. My, osoby z darem Chaosu, musimy przecież trzymać się razem.

Nastolatka cicho parsknęła pogardliwie. Jednak wystarczająco głośno i zarazem ostentacyjnie, żeby rozmówczyni to usłyszała.

- Ostatnim razem próbowano mnie zabić, gdy spotkałam kogoś z "darem Chaosu".

Jolene spodziewała się takiej odpowiedzi.

- Czasami dzieje się i tak - odparła. Rozglądała się dookoła w poszukiwaniu kolejnych pszczół. - Dlatego należy mieć jakieś standardy. Wybacz, muszę już iść. Mammon woła.

Zanim Calico zdążyła zareagować, rozmówczyni zniknęła. Nastolatka przeklęła pod nosem i również mignęła. Idealnie w czas, by zobaczyć Likurga, pokazującego Mammonowi nowe obrazy na korytarzu. Większość przedstawiała ulubiony motyw pana domostwa: polujące zwierzęta.

- Imponujące, acz okrutne - skomentował uprzejmie starzec. Likurg uśmiechnął się w odpowiedzi, ukazując przy tym białe kły.

Ewidentnie doszli do porozumienia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro