Rozdział trzydziesty drugi

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Zdawało się, że czas zatrzymał się dla Calico. Dziewczyna oczekiwała nagłego wybuchu śmiechu Likurga lub chociaż kpiącego uśmiechu, połączonego ze słowami, że to wszystko to tylko okrutny, niezbyt udany, żart.

Jednak demon był zdumiewająco poważny.

- Pozwalam ci odejść - rzucił obojętnie i zaczął czytać list.

Nastolatka wciąż tkwiła w miejscu. Gdy ich spojrzenia skrzyżowały się, przemówiła.

- Kpisz ze mnie? - Nie dała mu czasu na odpowiedź. - Jak mam to zrobić? To ma być zemsta za to, że nie chciałam być jedną z faworyt?

Likurg splótł palce.

- Nie wiem, o czym mówisz. Skąd pomysł, abym miał mścić się na kimś, kto nic nie znaczy? Nie, po prostu nie jesteś mi już potrzebna. Niezbyt mnie obchodzi, jak wykonasz zadanie. Ma być zrobione lub spotkasz się z konsekwencjami. To tyle, zamknij za sobą drzwi.

- Przecież wiesz, że to niewykonalne - odparła, zaciskając dłoń na podarowanym sztylecie.

- Kto wie, wykaż się odrobiną determinacji i pomyślunku. Albo poproś Łowczego, żeby cię rozszarpał już teraz. Na to też udzielam zgody.

Calico przymknęła oczy, czując, że strach ustępuje gniewowi. Wściekłość, wyjątkowo pierwotna, uświadomiła jej, że istnieje tylko jeden cel do zabicia.

Jeden, który zapewni wolność i szczęście.

Jeden, który pozwoli żyć bez strachu.

Opuściła głowę, tak, aby rozmówca nie widział podłego uśmiechu. Gdy znów spojrzała na demona wiedziała, co powinna zrobić. Ruszyła gwałtownie w stronę biurka.

I zawyła z bólu.

W głowę zdawała się wbijać chmara niewidzialnych gwoździ. Przeszywały oczy i uszy, zmierzały w stronę mózgu. Coś z całych sił uderzyło dziewczynę w klatkę piersiową, wybijając z płuc oddech. Zachwiała się, upadła na podłogę, dysząc ciężko i krwawiąc z nozdrzy.

Gdy tortury dobiegły końca, Calico zauważyła, że Likurg pochyla się nad nią.

- Widziałem. Widziałem, co chcesz zrobić. Powinienem cię za to zabić - wysyczał jej do ucha. - Ale patrzenie jak się miotasz, jak skamlesz o litość, jak łudzisz, że zdołasz przebłagać mnie, Mevis lub Łowczego będzie znacznie lepsze. A gdy w końcu uzmysłowisz sobie, że jest za późno i nikt cię nie ocali, Łowczy przybędzie. Wtedy w twoich oczach zgaśnie wszelkie światło. Ja będę się śmiał. Dostaniesz to, na co zasłużyłaś.

Odsunął się od dziewczyny. Od niechcenia machnął dłonią. Drzwi się otworzyły, a Calico została wypchnięta z pomieszczenia. Wypadła na korytarz, obijając plecy. Usłyszała głośny, szyderczy śmiech.

Nieopodal, przy marmurowej fontannie, siedziało dwoje jasnowłosych demonów. Ich twarze były przesycone kpiną i pogardą. Byli młodzi, piękni i przepełnieni wiarą w to, że taki stan będzie utrzymywał się już zawsze.

- Wami też się znudzi i to szybciej niż myślicie - warknęła, podnosząc z podłogi niezwykły sztylet.

Zarechotali w odpowiedzi. Sukkuba, objęta w pasie przez kochanka, dotknęła powierzchni wody w fontannie, nie spuszczając nastolatki z oka. Uniosła palec i wskazała na sufit. Calico zerknęła we tamtą stronę.

Na górze tkwił Łowczy. Zwiesił łeb, wiedząc, że został dostrzeżony i zawarczał. Jeśli nastolatka łudziła się, że zdoła w istocie wzbudzić choć odrobinę współczucia lub sympatii, srogo się zawiodła. Przepełnione nienawiścią ślepia do całego gatunku ludzkiego świdrowały dziewczynę. Karnis's chciał zapolować. Pragnął zabijać. Calico po spojrzeniu w te oczy wiedziała, że nie spotka jej miłosierna, łagodna śmierć z jego ręki.

* * *
- On kazał ci co? - Illian z trzaskiem zamknął książkę.

Zmarszczył brwi, wpatrując się z niepokojem w Calico.

- Kazał mi znaleźć i zabić Panią Światła - powtórzyła. Jakby na dowód, rzuciła na łóżko demona dziwaczny sztylet z płynnego metalu.

Inkub sięgnął po niego i przez chwilę obracał w dłoniach. Następnie zerknął na dziewczynę, spodziewając się wybuchu śmiechu.

- To żart? - dopytywał. - Przecież to... - nie dokończył.

Calico w milczeniu usiadła na łóżku. Zwiesiła głowę i patrzyła w podłogę.

- Słuchaj, musisz ją błagać. W końcu to bogini, tak? Na dodatek patronka ludzi. Znajdziesz ją i poprosisz, aby...

- Aby co? "Daruj mi życie i schowaj w sakiewce"? - rzuciła nastolatka niezwykle piskliwym, kpiącym głosem. - Przecież to absurd. Oboje wiemy, jak to się skończy.

Demon parsknął, rzucił trzymaną książkę w kąt i zwrócił się do dziewczyny.

- Znajdziesz ją i poprosisz, aby cię uwolniła. Od Likurga, od tego domostwa, od życia, jakie masz. A potem, wolna i szczęśliwa, zaczniesz gdzieś na nowo.

Calico pokręciła głową.

- Nie znasz jej. Ona mi nie pomoże, sama jest... nie wiem. Coś jej dolega. I to bardzo mocno. Zawsze opowiadała o takich popieprzonych rzeczach, jak mielenie kurczaków żywcem, norowanie lisów, zabijanie i torturowanie ludzi. Ona widzi w nas wyłącznie to, co najgorsze. Pewnie w dodatku skwituje to czymś w stylu: "Widziałam, jak po tysiąckroć umierałaś w innych światach. Dlaczego więc tym razem ma być inaczej? Przecież to i tak bez znaczenia" - Głos Calico załamywał się. - Taka właśnie jest. Dla niej nic nie ma znaczenia, nawet ona sama. Tkwi w urojeniach i...

- I jest twoją boginią. Zrób coś, żeby ci pomogła. Błagaj, krzycz, płacz, cokolwiek. Niech choć na chwilę zobaczy to, co w ludziach najlepsze. Niech zobaczy to w tobie.

- Czy ty w ogóle mnie słuchasz? Ona...

- A co innego ci pozostało?

Słowa zawisły między nimi. Złowrogie, przepełnione żalem i trwogą. Nastolatka opadła na łóżko z łzami w oczach.

- Łowczy mnie zabije - wyszeptała.

Illian wstał z fotela i podszedł bliżej. Przez chwilę tkwił w bezruchu, wyraźnie niezdecydowany, aż w końcu podjął decyzję. Usiadł obok, wpatrzony w nastolatkę. Powoli wyciągnął dłoń i dotknął jej policzka. Zamarła w bezruchu. Delikatnie musnął szyję Calico, następnie obojczyki, mostek, zmierzając w stronę podbrzusza.

- Illian, co ty...

- Ciii...

Żółte oczy hipnotyzowały. Demon ostrożnie usiadł okrakiem na Calico. Stykali się biodrami, a dziewczyna czuła przyjemny, przepełniony mydłem i żywicą, zapach ciała inkuba. Położył ręce po obu stronach jej głowy, nachylił się i pocałował w szyję. Skubnął zębami skórę, zostawił mokry ślad językiem. Dłonią zaczął masować płatek ucha nastolatki. Zawisł nad ustami. Musnął delikatnie własnymi, pytająco i nieco wstydliwie. Nie czekając na odpowiedź, chciał pogłębić pieszczotę.

- Przestań - szepnęła nastolatka. Zaraz powtórzyła, znacznie głośniej.

Pokręciła głową, odpychając od siebie gonitwę myśli. I odepchnęła samego Illiana. - Zejdź ze mnie - powiedziała, widząc niezrozumienie na jego twarzy.

- Coś nie tak...? - Demon był widocznie skonfundowany. - Myślałem, że tego chcesz... Że chcesz, aby między nami było coś więcej.

- Więc z litości postanowiłeś mi to dać? - Dziewczyna podniosła się. Nerwowo wbiła paznokcie w przedramiona, a w jej oczach lśniły łzy.

- Ja... - Illian nie wiedział, co powiedzieć.

- Słuchaj. - Calico otarła rękawem twarz. - Nie chcę żebyś się nade mną litował. Nie ty. I nie w taki sposób.

Zrobiła dwa kroki w tył, zwiesiła głowę.

- Zresztą... - mówiła, wpatrzona w podłogę. - Sam kiedyś przyznałeś, że jestem dla ciebie za młoda.

- Żyjemy znacznie dłużej niż ludzie - rzucił Illian z myślą o demonach, powoli odzyskując rezon. Wyprostował się, założył nogę na nogę.

- No, właśnie. Więc może kiedyś, w innym świecie. Kiedy naprawdę będziemy chcieli coś więcej. Nie z litości. Nie na pocieszenie. Nie, bo "wypada". Naprawdę.

Zawahała się, wpatrzona w przestrzeń przed sobą.

- Pójdę jej poszukać - mruknęła. - Illian... - dodała wstydliwie. - Chciałabym, żebyś wiedział, że jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało.

Demon parsknął nerwowym śmiechem, wyraźnie onieśmielony.

- Poprzeczka chyba nigdy nie była zawieszona zbyt wysoko, co?

Podszedł do dziewczyny i rozłożył szeroko ramiona.

- Mogę? - zapytał.

W odpowiedzi Calico przytuliła się do niego. Tak po prostu, bez podtekstów.

- A ty jesteś pierwszą osobą, która zapytała, czy chcę - szepnął wprost do jej ucha. - Dobry z ciebie dzieciak - dodał, odsuwając się.

- Oby pewnego dnia nikt już nie zmuszał cię do robienia tego, gdy nie chcesz. I obyś nigdy więcej nie myślał, że tak po prostu trzeba - odparła Calico, równie cicho.

Bo są chwile, w których można wyłącznie szeptać.

Dziewczyna mignęła.

* * *

Calico trafiła do miasta, w którym widziała Damę po raz ostatni. Łudziła się, że to właśnie tam może znaleźć ślad bogini. Nastolatka bez trudu trafiła na plac egzekucyjny, obecnie zdumiewająco pusty. Tylko ślady po palach i poczerniała od stosów ziemia dobitnie świadczyły o przeszłości tego miejsca. Rycerze Pani Światła wraz ze strażnikami miejskimi patrolowali ulice.

- Wyrwy mogą być naszym najmniejszym problemem, jeśli na tronie zasiada uzurpator - rzucił mijający ją rycerz do towarzysza. Tamten w milczeniu wzruszył ramionami.

Nastolatka długo błądziła. Nie była pewna, jak powinna rozpocząć poszukiwania. W myślach wzywała boginię. Próbowała znaleźć choćby najmniejszą pozostałość po jej energii. Wszystko na darmo. Nadszedł wieczór, a Calico usiadła na schodach jednego z budynków miejskich. Otarła pot z czoła. Wszechobecna duchota dręczyła ciało i umysł.

Powiedziałaś mi kiedyś, że słyszysz wszelkie modlitwy, które są do ciebie kierowane.

No, więc jak to jest? Słyszysz i znów nic nie robisz? Odpowiedz mi, proszę. Ten ostatni raz. Porozmawiaj ze mną. Niczego więcej nie oczekuję.

Powtarzała w myślach te i podobne słowa niczym najszczerszą modlitwę.

Przybądź. Zjaw się. Wysłuchaj.

I znacznie bardziej wstydliwe:

Nie daj mi umrzeć w ten sposób.

Gdy w końcu uniosła głowę, zamarła. Mevis, spowita bielą, stała po drugiej stronie ulicy i patrzyła na nią. Na twarzy bogini widoczne było zmęczenie. Nie poruszała się, dopóki Calico tkwiła w bezruchu. Gdy nastolatka gwałtownie poderwała się z miejsca, Dama odwróciła się i zniknęła w jednym z zaułków.

Dziewczyna mignęła w tamtą stronę. Przystanęła, rozglądając się, gdy znów nie mogła dostrzec patronki ludzi. Uliczka była pusta.

- Zaczekaj, proszę! - krzyknęła Calico w próżnię. Sztylet, wetknięty za pasek, stał się zdumiewająco ciężki. - Chcę tylko porozmawiać!

A raczej błagać - dodała w myślach.

Nastolatka szła wzdłuż wąskiej uliczki.

- Damo, proszę!

Znów w oddali zauważyła spowitą białą poświatą postać. Zrobiła krok w jej stronę, a Dama zrobiła swój w przeciwną. Poruszała się wyłącznie wtedy, gdy robiła to dziewczyna. Calico była pewna, że gdy spróbuje mignąć do bogini, ta znów zniknie.

Prowadziła nastolatkę poprzez pustawy rynek, szły przez portową dzielnicę, aż Dama przystanęła przy jednym z budynków. Zerknęła na szyld, następnie na dziewczynę i weszła do środka. Calico pobiegła.

Jadłodajnia dla potrzebujących pod patronatem Pani Światła - przeczytała na tablicy.

Pełna obaw nacisnęła klamkę. Pomieszczenie było jasne i schludne. Drewniane stoły i ławy stały w rzędach. Do nozdrzy Calico dotarł przyjemny zapach gotowanej potrawki, pełnej mięsa i świeżych warzyw. Dama usiadła przy jednym ze stołów i patrzyła na wprost. Nastolatka natychmiast usiadła obok.

- Słuchaj, wiem, że... - zaczęła.

Bogini nawet nie spojrzała na nią. Przyłożyła palec do ust i nie odrywała oczu od podłużnej lady, za którą stało dwoje kuchcików. Calico zerknęła na nich. Młodzi, odziani w szare szaty, wiązane w pasie rzemieniami. Nieznajoma cięła chleb na grube pajdy, z kolei chłopak nakładał jedzenie do podstawionej, przez starszego mężczyzny, miski.

- Podejdź bliżej - zwróciła się dziewczyna do Calico, posyłając jej przyjazny uśmiech.

Nie dostrzegała Damy, która była tuż obok.

- Nie, ja tylko... - mruknęła niepewnie nastolatka - szukam kogoś.

- Nie musisz się niczego wstydzić. Starczy dla każdego.

Widząc, że Calico nie rusza się z miejsca, poszła do innego pomieszczenia, by po chwili wrócić z pieczywem.

- Dlaczego tu jesteśmy? - zapytała cicho nastolatka, zerkając na Mevis.

- Bo za mną przyszłaś - odparła bogini.

Calico parsknęła, a Dama wpatrywała się w jedzącego starca. Jedną ręką trzymał łyżkę, natomiast drugą zasłaniał miskę, jakby w obawie, że ktoś mu ją odbierze.

- Słuchaj... - zaczęła na nowo.

- Daj mi chwilę - odparła bogini, przymykając oczy.

Po kilku zdumiewająco długich minutach spojrzała na rozmówczynię.

- Wiem, po co przychodzisz - powiedziała obojętnie. - Jednak spójrz na to.

Calico zmarszczyła brwi i już miała zapytać na co takiego powinna patrzeć, gdy drzwi wejściowe do jadłodajni otworzyły się z hukiem. Troje rycerzy Pani Światła natychmiast ruszyło w stronę kuchcików.

- Ostrzegaliśmy - rzucił na powitanie dowódca.

Starzec chwycił miskę i pajdę chleba, natychmiast ruszając w stronę wyjścia. Chłopak włożył chochlę do garnka i wymownie splótł ramiona na piersi. Dziewczyna odłożyła nóż do krojenia.

- To miejsce jest potrzebne - rzuciła.

- Nie wy o tym decydujecie. Żywność musi być reglamentowana. O wszelkiej dobroczynności decyduje zakon Pani Światła. MY decydujemy - odparł mężczyzna, zdejmując hełm.

- Skąd bierzecie to jedzenie? - zapytał drugi żołnierz.

- Dostajemy datki. Oprócz tego pracujemy. Wspólnota pomaga sobie nawzajem.

- Wspólnota...? - sarknął rycerz. - Kto wam płaci?

- Jakim prawem wysługujecie się imieniem Pani Światła?! - Trzecia osoba zdjęła hełm.

Jasne włosy wysypały się spod niego, a kobieta niedbałym gestem odrzuciła je z twarzy Wymownie położyła dłoń na mieczu przy pasie.

- Dzięki temu ludzie czują się bezpiecznie - odparł chłopak.

- Ale zmienimy go, jeśli będzie trzeba - dodała dziewczyna.

Rycerka parsknęła kpiąco i odwróciła głowę, rozglądając się dookoła. Calico wstrzymała oddech.

Lozen.

Lozen, jej siostra, stała nieopodal.

Spojrzały na siebie nawzajem. Calico otworzyła usta, jednak nie znalazła żadnych słów. Lozen za to wiedziała, co robić. Wyciągnęła broń i wymierzyła w stronę nastolatki.

- Mamy znacznie większy problem - rzuciła do dowódcy. - Ten przybytek przyciąga zbrodniarzy wszelkiej maści.

Paladyni ruszyli w stronę Calico. Dama obojętnie patrzyła.

- Lozen, to ja! - rzuciła dziewczyna. - Jestem twoją siostrą! - dodała nerwowo i odsunęła od nieznajomych.

Oficer uniósł brew i krytycznie zerknął na podwładną. Lozen wiedząc, że jest obserwowała, fuknęła gniewnie:

- Nie mam innej rodziny niż ta, która znajduje się w Sanktuarium Pani Światła. To ona, starszy bracie w wierze, to ta z piętnem demona na ręce.

Na te słowa rycerz doskoczył do oskarżonej i gwałtownie chwycił za dłonie. Wykręcił je w tył, kopnął Calico w zgięcie kolana, aby upadła. Przycisnął głowę do podłogi. Dowódca spokojnie podszedł, ukucnął obok i z ciekawością patrzył na nadgarstki pojmanej.

- Faktycznie - skwitował.

Calico nie czekała dłużej. Zebrała moc i mignęła, odpychając przy tym trzymającego ją mężczyznę.

- Co za obrzydliwa zdolność - fuknął oficer. Wyciągnął miecz z pochwy. - Wiecie, co robić.

- Lozen... - szepnęła Calico.

Jednak kobieta uniosła dłonie, błyskawicznie tkając zaklęcie. Świetliste promienie zablokowały okna i drzwi, a część z nich gromadziła się wokół nastolatki. Choć Calico wiedziała, że nie są w stanie jej zatrzymać, błagalnie patrzyła na siostrę.

- Pamiętasz, co mi obiecałaś? - zapytała, robiąc krok w jej stronę.

Lozen nerwowo przegryzła wargi.

- Zostaniesz aresztowana. Sprzymierzyłaś się ze złem i tylko święty ogień cię oczyści - odparła.

- Chyba w to nie wierzysz - sarknęła Calico.

Jednak Lozen wierzyła.

- Nie pozwólcie jej uciec - rzucił dowódca. - Ten osobnik jest bardzo niebezpieczny. I spalcie to miejsce.

Dwoje kuchcików uciekło przez zaplecze.

- A oni? - zapytał rycerz.

- Później ich znajdziemy.

Calico przystąpiła z nogi na nogę.

- Cholera, chcecie spalić to miejsce tylko dlatego, że ktoś ośmielił się dawać zupę bez waszej zgody? Co z wami?! - Jej spojrzenie prześlizgiwało się po ich twarzach.

- Nie zrozumiesz - odparła Lozen. - Są zasady. Są priorytety. Nie stawiaj się.

- Co się z tobą stało? Przecież zawsze chciałaś pomagać innym, a nie...

- I pomagam. Nawet jeśli to spotyka się z niezrozumieniem. - Siostra dumnie uniosła podbródek. - Są sprawy ważniejsze ode mnie. Oni też ci pomogą - dodała dobrotliwie.

Dama przechyliła głowę. Wstała i podeszła bliżej. Tylko Calico ją dostrzegała.

- Miałaś rację - rzuciła nastolatka, czując w piersi przytłaczający ciężar. - Cały ten świat jest popierdolony.

Nie odrywała błagalnego spojrzenia, przepełnionego zarazem zawodem i złością, od Lozen.

- Mam tego dosyć - szepnęła bogini.

Uniosła dłonie. Pomieszczenie przeszył ogrom mocy, gdy Mevis zdecydowała się ujawnić. Dowódca paladynów zrobił z przestrachem krok w tył. Lozen zastygła, a drugi z rycerzy doskoczył do Damy, próbując ciąć ją mieczem.

Wystarczyło tylko jedno spojrzenie, aby broń zaczęła topnieć mu w ręce. Odrzucił resztki stali, nim go oparzono.

- Odejdź, demonie - wymamrotał, splatając dłonie do modlitwy. - Pani Światła, wspomóż swego sługę... - zaczął, tkając zaklęcie.

- Nie wiesz kim jestem, prawda? - zapytała obojętnie Mevis. Nie czekała na odpowiedź, podeszła do oficera. - Czemu to robisz?

Mężczyzna znów zrobił krok w tył. Potknął się o jeden ze stołów. Chwycił za pozostawiony na blacie kubek i rzucił w stronę bogini. Spróbował wyciągnąć miecz, ale ten utknął w pochwie.

- Nie zbliżaj się, kreaturo - warknął.

Mevis patrzyła, jak naczynie przelatuje obok jej głowy i z głośnym brzęknięciem spada na podłogę. Bogini nie zatrzymywała się. Dotknęła czoła rycerza i przymknęła oczy.

- Coś ty narobił... - westchnęła. - I w imię czego?

- Tego, co słuszne - odparł i znów spróbował ją zaatakować.

Pięść na wylot przeszła przez ciało bogini. Ta już ruszyła w stronę Lozen.

-Nie, nie podchodź! - krzyczała kobieta.

Mevis zatrzymała się przed nią. Na twarzy Damy widniał smutek. Calico stanęła obok.

- Chodźmy stąd - szepnęła nastolatka.

Bogini wyciągnęła rękę w stronę Lozen. Na jej dłoni igrał biały, świetlisty ognik. Kobieta jednak nie rozumiała. Wycofywała się, krok za krokiem, rozpaczliwie spoglądając na swojego dowódcę, który tkwił w miejscu.

- Mogłaś stać się moją czempionką - szepnęła bogini do Lozen. - Ale zbudowałaś swój świat na zgniłych fundamentach, których nigdy nie przestaniesz bronić. A ty, dziecię chaosu... - zwróciła się do Calico. - Wiem, co cię tu sprowadza. Chodźmy zatem.

W przeciwieństwie do siostry, Calico nie bała się dotknął lśniącego płomyka na dłoni bogini. Przymknęła oczy i pozwoliła, aby ją przeniesiono.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro