Rozdział trzydziesty pierwszy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Illian z głośnym westchnieniem opadł na krzesło obok Calico.

- A Margo gdzie? - zapytał wesoło.

- Uciekła, gdy tylko zobaczyła, że wracasz - odparła nastolatka.

Demon wzruszył ramionami i zaczął nakładać na talerz porcje różnorodnych ciast. Kypris w milczeniu obserwował pokaz żonglerów z pochodniami. Huera krążyła między gośćmi, a Seki wymknęła się po cichu z sali, gdy tylko wyjścia przestały być blokowane przez kamiennych strażników. Korink niepewnie rozglądał się dookoła, jakby czekając na pozwolenie, aby odejść.

- Można już wychodzić. - Calico patrzyła jak niektóre osoby gną się w ukłonach przed Likurgiem i jednocześnie żegnają.

- Wiecie, że macie orgię w łaźniach? - zagadnęła Jolene, pojawiając się nagle przy stole.

- Zapraszasz czy się skarżysz? - Na twarzy Illiana gościł głupkowaty uśmiech.

- Informuję. - Jolene klapnęła naprzeciwko inkuba. - Och, nie ma już sernika - westchnęła z żalem.

Illian współczująco skinął głową, nadziewając na widelec ostatnie kawałki ciasta.

- Nie wiem, kto nam tak wyżerał - mruknął. - Ale ja też będę się już zbierał. Dobrej nocy, moi mili. - Wstał od stołu i ukłonił się.

- Naprawdę chcesz już iść? - Calico była szczerze zawiedziona.

- Ktoś jutro musi wstać do roboty - odparł demon. - Jestem zbyt piękny, aby być niewyspanym.

Ruszył w stronę wyjścia, a nastolatka nie spuszczała z niego oka.

- No, to na drugą nóżkę! - zarządziła Jolene, unosząc kieliszek.

Kypris, Calico i Korink wznieśli toast. Jolene rozpoczęła monolog na temat wyższości rolady wołowej nad wszelkimi daniami. Nastolatka nie mogła wytrzymać, gdy i Kypris zaangażował się w te wywody. Ze znudzeniem obserwowała pozostałych gości. Dostrzegła Margo. Sukkuba przysiadła się do innego stolika i pozwalała, aby nieznajomi mężczyźni nader entuzjastycznie polewali jej alkohol. Likurg wraz z jasnowłosymi bliźniętami zniknęli.

- Zatańczymy? - zapytał Kypris Jolene, która chętnie ruszyła na parkiet.

- Ja chyba też już pójdę, panienko - pożegnał się Korink.

Calico została sama przy stoliku. Nie minęło kilka chwil nim wstała i zaczęła przechadzać się po pomieszczeniu. Zaszła do łaźni, a widząc, że Jolene nie kłamała, onieśmielona i zawstydzona wróciła do głównej sali.

Margo ledwie stała na nogach. Szła nadzwyczaj chwiejnie, po drodze wpadając na kilka osób. Niektórzy próbowali ją zatrzymać, mniej lub bardziej, namolnie chwytając, ocierając się lub klepiąc, gdy przechodziła. Demonica zawzięcie parła naprzód. Potknęła się, wywołując salwę wesołości, zmieszanej z pogardą. Wstała, upadła znowu. Ktoś pomógł jej się podnieść. W końcu zniknęła za drzwiami, znikając Calico z oczu.

- Żałosny widok, prawda? - zagadnęła nastolatkę nieznajoma istota.

Zdawała się być pół ptakiem-pół człowiekiem i przemówiła wprost do umysłu dziewczyny. Ta skinęła głową w odpowiedzi, szczelnie stawiając dookoła siebie mentalną barierę. Choć była lekko wstawiona, wyszło jej bez żadnych przeszkód.

W oddali złotowłosa sukkuba Likurga pieściła się z niezwykle podobnym do niej demonem. Pana domostwa wciąż nie było nigdzie widać. Muzyka stała się znacznie powolniejsza, niepokojąca i hipnotyzująca zarazem.

Na mnie też już czas - przyznała w myślach Calico, ruszając w stronę wyjścia.

Na korytarzu siedziała Margo. Płaczliwie próbowała odsunąć się mężczyzny i demona.

- Zostawcie mnie, ja nie chcę - bełkotała, odpychając od siebie ich ręce.

Człowiek przyklęknął przy pijanej. Mocno ścisnął za jej pierś, aż pisnęła z bólu.

- Ty weź za nogi, ja za ręce - poinstruował znajomego.

- Nie chcę, zostawcie mnie - mamrotała Margo. - Z-zostawcie.

Calico odwróciła głowę i ruszyła przed siebie. Zrobiła kilka kroków. Zatrzymała, słysząc błagalne zawodzenie.

Chciała ośmieszyć Illiana i jest podłą suką. To nie moja sprawa. Mogła tyle nie pić. Jest dorosła - wmawiała sobie nastolatka. Zerknęła jeszcze na nieznajomych. Demon chciał chwycić Margo za nogi. Kopnęła go. Mężczyzna chwycił ja brutalnie za nadgarstki i zaczął wlec po podłodze. Suknia zadarła się, odsłaniając bieliznę właścicielki.

- Masz, kurwa, napij się jeszcze. - Demon wyciągnął piersiówkę i spróbował ją przystawić do ust Margo. - Masz, będzie weselej.

Sukkuba płakała, a gdy nieznajomy zacisnął dłoń na jej gardle, posłusznie zaczęła pić. Kilka osób, wychodzących z sali, głośno zaśmiało się na ten widok. Calico przymknęła oczy i mignęła.

Pojawiła się tuż przy napastujących.

- Przecież mówi, że nie chce. Za mało wam wrażeń? - warknęła.

- Spierdalaj.

Mężczyzna puścił ręce sukkuby, która padła na posadzkę i leżała bez ruchu.

- Co, chcesz dołączyć? - zagadnął nieznajomy.

Stał na wprost nastolatki, demon z kolei ustawił się tuż za nią. Napięli mięśnie, skrzyżowali ramiona na piersiach. Dziewczyna nie czekała. Przeniosła się do Margo, szybko chwyciła ją za dłoń i teleportowała na koniec korytarza.

- Dasz radę wstać? - zapytała, kucając nad nią.

Delikatnie poklepała po policzkach, wywołując tym samym kolejny napad płaczu.

- Nie dotykaj mnie - sapnęła sukkuba, zwijając się na podłodze.

Przewróciła się na bok i podkurczyła nogi.

- Już w porządku - mruknęła Calico. - Ale nie możesz tu spać, chodź. No, chodź...

Ostrożnie dotknęła jej ramienia i znów mignęła.

- Gdzie masz pokój? - zapytała, gdy pojawiły się w skrzydle dla faworytów.

- Naniehdjduuuuu - odpowiedziała Margo.

- I wszystko jasne... Poradzisz sobie dalej sama?

Calico znała odpowiedź. Choć nie sądziła, aby goście Likurga mieli krążyć po tej części domostwa, tak nie chciała zostawiać samej Margo.

- Słuchaj, gdzie... - zaczęła i zaraz odskoczyła.

Sukkuba zwymiotowała na posadzkę.

- Cholera, nie leż w tym... - Calico znów ją przeniosła, kilka metrów dalej. Pomogła usiąść. Demonica podparła się o ścianę i półprzytomnym spojrzeniem łypała przed siebie.

- Gdzie masz pokój? - dopytywała nastolatka. - Cholera, nie wolno mi tu przebywać. Po prostu pokaż, albo...

Margo opuściła głowę.

- Dobra, to ja zagadnę Kyprisa. Zaczekaj tutaj. - Calico wyprostowała się.

Dopiero wtedy sukkuba zareagowała.

- Nie zostawiaj mnie - powiedziała bełkotliwie, zaciskając rękę na nadgarstku dziewczyny. - Proszę - dodała.

Znów zaczęła płakać. Spróbowała się podnieść, zachwiała i opadła na rozmówczynię.

- Słuchaj, ja... - zaczęła tamta.

- Niebieskie drzwi, korytarz po prawej - mruknęła cicho Margo.

Calico przerzuciła sobie ramię sukkuby przez własne i ruszyła we wskazanym kierunku. Gdy dostrzegła cel podróży, mignęła. Nacisnęła klamkę. Tak, jak się spodziewała, pokój Margo był ogromny i przepełniony luksusami. Własna biblioteczka, sztalugi, harfa pokryta kurzem, stolik szachowy z nadzwyczaj realistycznymi figurami, wykonanymi ze srebra oraz złota. Nastolatka dostrzegła otwarte drzwi do prywatnej łazienki. Oprócz tego pomieszczenie tonęło w bibelotach, figurkach, roślinach i wszystkim, co tylko spodobało się Margo. Półki uginały się od kryształowych koników. Ściany zdobiły różnorodne, abstrakcyjne obrazy. Na pianinie leżał jedwabny szlafrok.

Calico zaprowadziła sukkubę do szerokiego łóżka z baldachimem. Ta zaraz opadła na plecy, podziwiając zdobiony freskami sufit.

- Przyniosę ci jakąś miskę i wodę - rzuciła dziewczyna.

- Otwórz okno - odparła Margo.

Uniosła rękę i przez chwilę patrzyła na palce. Nastolatka spełniła jej życzenie.

- Ale tu duszno - stęknęła sukkuba.

Calico poszła do łazienki i przez chwilę podziwiała ogromną, kamionkową wannę oraz srebrne kraniki. Westchnęła cicho, szukając czegoś, co mogłoby spełniać taktyczną funkcję wiadra wymiotnego. Gdy nic takiego nie znalazła, mignęła do kuchni. Poprosiła potępieńca o dzban z wodą, kubek i miskę. Następnie wróciła do Margo, która wciąż podziwiała sufit.

- Masz, to wspaniały zestaw po-przyjęciowy - mruknęła, układając część rzeczy na nocnym stoliku. Miskę położyła tuż przy sukkubie.

- Często mi się śni, że przychodzę na przyjęcia - powiedziała Margo, podchwytując temat. Po maratonie wymiotowania zdawała się nieco bardziej świadoma.

- To muszą być niezłe sny - odparła obojętnie dziewczyna.

Niepewnie zerknęła na buty rozmówczyni i jej poplamioną suknię.

- Słuchaj, może to ściąg...

- Zawsze się spóźniam i pozostają resztki. Większość gości już wyszła, krzesła są pozakładane na stoły. Widzę mnóstwo brudnych talerzy i próbuję znaleźć jedzenie dla siebie. Ale nie ma tam nic, prócz zgnilizny - kontynuowała Margo, nie zwracając uwagi na słowa nastolatki. - Myślisz, że to coś znaczy?

- To tylko sny - odparła tamta. - Zdejmij chociaż buty.

- Dla mnie już za późno, prawda? - zapytała płaczliwie.

- Daj spokój, upiłaś się i...

- Dla mnie już za późno - stwierdziła sukkuba, pogrążona w rozmyślaniach. Nagle uniosła głowę i poważnie spojrzała na nastolatkę.

- Widziałam jak mu odmawiasz. - Margo chwyciła jej dłoń. - Tak długo bałam się, że mi go odbierzesz. Że uczyni cię swoją zabawką, zamknie w złotej klatce i o mnie zapomni... Tak, jak zapomniał o Illianie i o wielu istotach przede mną. Chciałam wierzyć, że jestem wyjątkowa i ze mną tak nie postąpi, ale...

Sukkuba nagle wtuliła się w nastolatkę. Speszona dziewczyna spróbowała taktownie się odsunąć.

- Słuchaj, muszę już iść - zaczęła.

- Wiem, że mnie nie lubisz. Nikt tu mnie nie lubi - mówiła Margo. - W sumie, słusznie. To ja zabiłam tego kota.

- Co? - Nastolatka gwałtownie wstała.

- To ja zabiłam tego cholernego kota Huery - fuknęła sukkuba. - Nie planowałam tego. Najpierw chciałam go tylko przytrzymać, aby stara się wściekała i obwiniała o to ciebie. Ale potem... nie wiedziałam, co z nim zrobić, on tak miauczał. Ja... - Margo schowała twarz w dłoniach. - Potem podłożyłam, bo... - Sukkuba nie dokończyła.

- Pójdę już - rzuciła szorstko Calico.

Margo chciała ją chwycić. Dziewczyna szybko odsunęła się, a demonica spadła z łóżka. Stęknęła boleśnie, na wskroś żałośnie i płaczliwie. Calico zaklęła w myślach i pomogła jej wstać.

- Przepraszam - szepnęła Margo. - Ja...

- To już nie ma znaczenia - odparła Calico. Zaczęła rozwiązywać rzemyki sandałów tamtej. - Nie bój się, bez butów lepiej się śpi - dodała.

- Nie jesteś taka zła, wiesz? - Sukkuba wyciągnęła rękę.

Calico wzdrygnęła się na myśl, że rozmówczyni zacznie ją głaskać. Dłoń, zmierzająca do policzka, nagle spoczęła na rubinowej kolii dziewczyny.

- Nie możesz jej ściągnąć, prawda? Zapięcie nie działa, łańcuszek mocno przywarł do skóry, a ty musisz nosić to dniami i nocami - szepnęła.

Przysunęła się bliżej. Tak, że nastolatka czuła na twarzy jej ciepły oddech, przepełniony zapachem alkoholu. Zaplotła obie ręce na karku dziewczyny.

- Co ty robisz?!

Margo nie odpowiedziała. Znalazła zapięcie obroży i bez trudu otworzyła. Uśmiechnęła się szelmowsko, ściskając biżuterię.

- Ktoś musi w tym pomóc. Ktoś, kto nie ma na sobie jego piętna. - Pokazała nadgarstek, na którym nie było wypalonego znaku Likurga. - Chociaż tyle mogę dla ciebie zrobić - dodała.

Calico czuła, jakby ktoś ściągnął jej z barków ogromny głaz. Ciężar, o którym istnieniu zapomniała, nagle zniknął. Odetchnęła głęboko, zastanawiając się, jakim cudem mogła wytrzymać z tym czymś na szyi przez wiele długich miesięcy.

- Ukarze cię za to - mruknęła w odpowiedzi.

- Już o to nie dbam. - Margo opadła na gładkie poduchy.

- To chociaż ściągnij tę zarzyganą sukienkę - parsknęła Calico.

Sukkuba z trudem uniosła się na łokciach. Z zaskoczeniem dostrzegła liczne plamy. Gwałtownie pociągnęła za materiał, który trzasnął na plecach.

- Cholera, po prostu rozepnij! - Calico ruszyła na pomoc.

Zaraz mignęła do szlafroka, leżącego na pianinie i rzuciła sukkubie, aby się zakryła. Demonica zachichotała i owinęła kołdrą.

- W sumie, dlaczego tu jesteś, jeśli możesz w każdej chwili odejść? - zapytała nastolatka, siadając na skraju łóżka. - Przecież jesteś wolna.

Margo znów się zaśmiała, tym razem szczekliwie i na wskroś pozbawiona wesołości.

- Chodź bliżej, pokażę ci coś.

Calico zmarszczyła brwi. Nieufnie spoglądała na rozmówczynię, w końcu jednak, po chwili przekomarzanek, dała się przekonać. Sukkuba błyskawicznie ułożyła dłonią dwa znaki runiczne i przycisnęła palce do czoła nachylonej dziewczyny. Ta nie zdążyła zareagować.

Czuła, że umysł odpływa gdzieś w dal, a przed oczami majaczą wizje. Echa przeszłości, wspomnienia Margo, wdarły się do jej głowy. Widziała to, co pijana chciała pokazać.

Bal był wytworny, przepełniony wystudiowanymi gestami, pustą uprzejmością i dekadenckim przesytem. Margo była znudzona. Zakołysała kieliszkiem szampana i patrzyła, jak jej pan taktownie klepie Likurga po plecach.

- Proszę o chwilę ciszy! - krzyknął głośno Marduk, a gdy goście zaczęli patrzeć w jego stronę, kontynuował. - Wznieśmy toast za tego wspaniałego demona. Objęcie przez niego dowództwa w bieżącej kampanii wojennej okazało się doskonałym pomysłem. Dzięki jego niezłomności, genialnemu zmysłowi taktycznemu i pewnym wypadkom, które przydarzyły się przeciwnikom... - Przerwał na chwilę i wymownie puścił chwalonemu oczko. - Helvit jest nasze!

Wybuchnęły gromkie oklaski, a Likurg nieskromnie ukłonił się.

- Co za nuworysz - parsknęła jedna kobieta.

- A jak nie odstępuje Marduka na krok - dodała druga, wpatrzona z niechęcią w podium.

- Słyszałem, że sabotował linię zaopatrzeniową - wtrącił jeden z inkubów.

- Zakładam, że taktyka "spalonej ziemi", to jego pomysł?

- Och, proszę cię. W tych przygranicznych przepychankach niejednokrotnie stosowano gorsze metody. - Nie odpuszczała rozmówczyni, ściskając wachlarz w dłoni. - Jemu się udało... póki co..

- Pamiętacie, co Marduk zrobił z poprzednim generałkiem, którego wprowadził na salony?

Uwaga wywołała falę śmiechu. Margo przez chwilę patrzyła na Likurga, który podążał za Mardukiem. Nie był w stanie ukryć na wpół zaskoczonego, na wpół wściekłego spojrzenia, którym obdarzał plotkujących.

Nowe, nieszczęsne trofeum - pomyślała, odwracając wzrok. Prędzej czy później skończy jak reszta.

Margo wyszła na balkon i przez chwilę delektowała się rześkim, nocnym powietrzem. Gdy się odwróciła, Likurg stał na progu.

- Ucieka pan od towarzystwa - stwierdziła na powitanie.

- Skądże znowu - odparł. Podparł się o poręcz i patrzył w dal.

- Właśnie w takich chwilach zdajemy sobie sprawę, że dookoła są wszyscy, którzy nas uwielbiają, a nie ma nikogo, kto by nas lubił - mruknęła sukkuba.

Likurg przechylił głowę w jej stronę. Zmierzył poważnym spojrzeniem.

- Jak cię zwą...?

- Margo - odparła, sącząc szampana.

Demon podszedł bliżej i przedstawił się. Użył innego imienia, którego Calico nie zapamiętała. Ujął delikatnie dłoń rozmówczyni. Po chwili odszedł, wołany przez Marduka. Margo uśmiechnęła się do własnych myśli. Zerknęła na kieliszek i wzdrygnęła z obrzydzenia. Do środka, nie wiedzieć kiedy, wpadła mucha. Owad topił się w słodkiej cieczy, żałośnie przebierając nogami. Sukkuba odłożyła naczynie i ruszyła w stronę sali głównej.

Nowe wspomnienie.

Calico obserwowała, jak Margo podaje Likurgowi stos zapisanych kartek.

- To ci się przyda - szepnęła konspiracyjnie. - To wszystko, co udało mi się znaleźć na Marduka.

Podziękował, delikatnie wplatając dłoń w długie włosy sukkuby. Pogładził i chciał ją pocałować, jednak demonica szybko wyplątała się z uścisku.

- Nie tutaj, muszę wracać. Uważaj na siebie - dodała na pożegnanie.

On nas zabije, jeśli się dowie - pomyślała, pełna obaw i zamknęła za sobą drzwi.

Znów nowa scena. Margo schodziła po nadzwyczaj wąskich kamiennych schodach. Ledwo panowała nad sobą, drżały jej dłonie, w których ściskała pęk kluczy i pochodnię. Jednak bez trudu znalazła właściwą celę.

Likurg klęczał na środku pomieszczenia, spętany, z rękoma uniesionymi w górę. W ciało miał wbite mrowie krótkich haczyków, nawlekanych na łańcuchy, które rwały skórę. Twarz była poobijana, oczy podpuchnięte, a z warg został krwawy strzęp. Margo szybko dopadła zamka. Trzasnął głośno, gdy przekręciła klucz.

- C-co... - wymamrotał Likurg. - N-nie powinnaś...

- Cii... już dobrze - Margo uklęknęła i zaczęła rozkuwać demona.

Gdy uwolniła mu ręce, ostrożnie zaczęła wyciągać haczyki z tułowia. Kulił się z bólu, zaraz jednak sam próbował pozbyć się przedmiotów.

- Jak... - zapytał szeptem.

- Zabiłam go - odparła Margo równie cicho. - I otrułam strażników. Ale nie mamy wiele czasu.

- M-Marduk...?

- Nie żyje, ale musimy szybko stąd iść - dodała błagalnie.

Uwolniony Likurg całym ciężarem opadł na jej ciało. Stęknęła, ale podtrzymała go.

- Przecież zawiązałaś z nim pakt - powiedział demon a krwawe bąbelki pojawiły się na ustach.

- Znalazłam lukę. Później opowiem ci o wszystkim, ale musimy stąd iść. Ktoś obiecał pomóc nam opuścić fortecę, ale nie będzie długo czekał.

Wizja zniknęła, a Margo znów opadła na miękkie poduchy. Calico była zdumiona. Przez chwilę tkwiła w bezruchu.

- Ocaliłaś go - szepnęła z niedowierzaniem.

Sukkuba milczała.

- Nie wszystko było złe - powiedziała w końcu. - Mam z nim wiele wspomnień. Dobrych wspomnień. Nie tak powinno się to skończyć. Dał mi wiele. Obiecał uwolnić od Marduka.

- Przecież sama się od niego uwolniłaś, a teraz...

- Likurg nim został - dokończyła demonica. - Nie rozumiesz. Gdy jesteś z kimś wiele lat i tyle cię łączy z jedną osobą, to...

Margo przerwała, wpatrzona w przestrzeń.

- Uwierz, jestem w stanie to pojąć. Tkwiłam w cieniu nieudanego małżeństwa własnych rodziców. Można by ich portretować przy definicji "toksycznego uzależnienia". Ale ty przecież możesz odejść. W każdej chwili. Ty i Kypris nie zawarliście paktu. Dlaczego więc...

- Nie rozumiesz - odparła oschle Margo.

Przewróciła na bok, podciągnęła kolana pod brodę. Gdy Calico usłyszała ciche pochlipywanie westchnęła i mignęła do własnego pokoju.

* * *

Nazajutrz, w południe niektórzy goście wciąż błądzili po domostwie. Calico zapisywała nowe znaki runiczne, gdy usłyszała wezwanie Likurga. Zmarszczyła brwi, starając się ignorować uczucie niepokoju, które ogarnęło ją.

Zastukała w masywne drzwi, a słysząc pozwolenie na wejście, nacisnęła klamkę. Dostrzegła złotowłose bliźnięta, wyszczerzyły się na jej widok, skłoniły Likurgowi i zniknęły za progiem. Demon dał znać, aby podeszła bliżej. Przez chwilę w milczeniu przeszywał wzrokiem. Na chwilę jego spojrzenie zatrzymało się na szyi dziewczyny. Wydął pogardliwie wargi.

- Wzywałeś mnie - powiedziała, wykonując szybki ukłon.

Splótł palce. Westchnął głośno, otworzył szufladę biurka i wyciągnął sztylet. Broń była niezwykła. Ostrze było wykonane z płynnego metalu, który nieustannie poruszał się w formie. Rękojeść, wysadzana rubinami i odlana ze szczerego srebra, przyciągała spojrzenia.

Calico zdała sobie sprawę, że podobny oręż Likurg wręczył samozwańczemu królowi w dniu wzniesienia.

- Mam dla ciebie zadanie - zaczął spokojnie demon. - Ostatnio przysporzyłaś mi wiele zawodu. Sama wiesz, co dzieje się z istotami, które nie są już mi potrzebne i stanowią wyłącznie źródło rozczarowania.

Calico przełknęła nerwowo ślinę, a Likurg kontynuował.

- Zdałem sobie sprawę, że twoje zdolności... - Zawiesił głos, delektując się niepokojem dziewczyny. - Nie są niezastąpione. Ale postanowiłem dać ci szansę.

Bawił się sztyletem, nieustannie obracając go w dłoniach.

- Na zrobienie tego, co każę, daję trzy dni. - Wymownie wskazał na palcach. - Po tym czasie wyślę za tobą Łowczego. Aby cię zabił - dodał z uśmiechem. - Pamiętaj, że dzięki łączącemu nas paktowi, znajdę cię wszędzie. Nie ma miejsca, w którym mogłabyś się ukryć. Nie polecałbym więc próbować.

Ciało dziewczyny zdawało się być bryłą lodu.

- Co to za zadanie? - zapytała, starając się zapanować nad głosem.

Likurg położył ostrze na blat i delikatnie przesunął w stronę nastolatki.

- Znajdziesz i zabijesz boskie wcielenie, przechadzające się między ludźmi.

Pokręciła głową, przeniosła ciężar ciała z jednej nogi na drugą.

- Nie rozumiem... - rzuciła w końcu.

- Znajdziesz i zabijesz Mevis, Panią Światła, która woli, aby nazywać ją Damą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro