Rozdział *23*✔

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Leila

Westchnęłam, gdy matka Adama usiadła pod drzewem. Spojrzałam w niebo i zaczęłam obserwować korony drzew, które pod wpływem wiatru kołysały się leniwie, swoim własnym rytmem. Uśmiechnęłam się delikatnie, wspominają swoje głupie i niebezpieczne wygłupy. Jazda na motorze, chodzenie po drzewach.  Ale naprawdę brakuje mi tego. Czuję się tak, jakbym przestała być sobą w jakimś stopniu. Kiedy usłyszałam szelest, spojrzałam najpierw na kobietę, która szybko wstała a później obie skierowałyśmy wzrok na miejsce, z którego to dochodziło. Podeszłam do brunetki (wszyscy w rodzinie Adama są chyba brunetami...)  i stanęłam obok niej.

- Leila, jeśli to nasi mężczyźni...

- To sprawię, że Adam więcej dzieci nie będzie mógł w stanie zrobić. - powiedziałam cicho, na co kobieta odpowiedziała śmiechem. Wzięłam głęboki oddech i dotknęłam dłonią brzuch. Czekałyśmy na to, co wywołało ten szelest. Kiedy minęło pięć minut, odetchnęłam. Pewnie był to tylko wiatr, jednak kobieta nie myślała tak samo. Może przez to, że przez ciążę połowę moich nadnaturalnych zdolności zniknęło. Kobieta spięła się nagle.

- Cholera jasna, gdzie oni są... - wyszeptała pod nosem. Chwilę później stałam za jej plecami a ona warczała w pustą przestrzeń. Nie wiedziałam co się dzieje, jednak po minucie zrozumiałam, że Sebastian do nas przyszedł. Chciałam do niego podejść, jednak zobaczyłam, że nie jest on sobą. W ręce trzymał nóż, obserwował mnie jak jakiegoś jelenia, który jest idealnym celem na posiłek. Przełknęłam ślinę. Czuję się dziwnie, kiedy starsza chyba o trzydzieści lat kobieta chowa mnie za plecami i warczy na atakującego.

- Sebastianie, co się dzieje? Miałyśmy do ciebie iść, jednak... - zaczęłam powoli. Zamilkłam, gdy mężczyzna zawarczał groźnie. On nie był sobą.

- Sama się kurwa bałaś przyjść? Musiałaś wezwać pomoc? Powiem ci tylko jedno. Na nic ci się nie zda. Jeszcze dzisiaj rozszarpię ci gardło a twoje ciało powieszę sobie nad łóżkiem w sypialni... - zaczął się śmiać odchylając głowę do tyłu. Zrobiłam krok do tyłu, ciągnąc za sobą moją obrończynię.

~ Adam, gdzie ty do cholery jesteś? Sebastian dostał szału...

~ Jasna cholera, będę za trzy minuty... Nie atakujcie go i nie uciekajcie. ~ przełknęłam głośno ślinę i spojrzałam w oczy wilkołaka.

~ On zwariował. Adam, Sebastian ma nóż w ręce i cały czas do nas podchodzi. Nie mogę pozwolić na to, aby twoja matka mnie broniła, do cholery! ~ w odpowiedzi dostała jedynie warknięcie mojego mężczyzny. Nic nie powiedział, jednak czułam, że przyspieszył. Do nas teraz należy zrobić wszystko, aby Sebastian nie zaatakował nas do ich pojawienia się. Brunetka pewnie też rozmawiała ze swoim mate, gdyż była teraz nieobecna. Jednak ta chwila jej nieuwagi wystarczyła Sebastianowi, aby zaatakować.

Skoczył na nią. Popchnęłam kobietę w bok, przez co mężczyzna wylądował niedaleko nas. Spojrzałam kątem oka na leżącą niedaleko kobietę i ze strachem zobaczyłam, że straciła przytomność.  Skierowałam wzrok z powrotem na oszalałego wilkołaka, który wstał z ziemi i patrzył na mnie przerażającym krokiem. Odsunęłam się od kobiety, aby nie zwracał na nią uwagi. Niepotrzebnie. Śledził każdy mój ruch. Bałam się jak cholera. Adam szybciej, błagam cię.

Wzięłam drżący wdech. Próbowałam nie mrugać, jednak jak wiemy, długo nie mrugając oczy tracą ostrość i świat się zamazuje. Następnych sekund nie zapomnę nigdy. Gdy spojrzałam na matkę, Sebastian rzucił się na mnie. Popchnął mnie z całych sił na drzewo. Poczułam niemiłosierny ból w plecach, jednak jemu to było za mało. Podbiegł do mnie i podniósł za szyję. Przycisnął mnie do kory drzewa i zaczął dusić. Próbowałam chronić dziecko, jednak wiedziałam, że gdy mnie udusi, dziecko będzie miało zero szans na przeżycie. Złapałam za jego ręce na mojej szyi i próbowałam je odciągnąć, aby zaczerpnąć powietrze.

- Leila!! - usłyszałam krzyk Adama. Gdy Sebastian go usłyszał, wbił mi nóż w brzuch. Krzyknęłam głośno. Łzy zaczęły mi lecieć z oczu, gdy brunet odciągnął ode mnie wilkołaka. Wyjęłam nóż z brzucha i błagam w myślach, aby moje dziecko przeżyło.

- Na Kirę... Dziecko kochane, po cholerę mnie odpychałaś... Adam! Zostaw go i chodź tutaj!! - pojawiła się przy mnie zapłakana matka i krzyczała. Po chwili poczułam swojego przeznaczonego.

- O mój Boże, skarbie... - powiedział. Zaczęła boleć mnie głowa, jednak nie chciałam tracić przytomności. Czułam, jak zamykały mi się oczy.

- Adam, przepraszam... Błagam wybacz mi... - mówiłam, jąkając się z bólu. Mój brzuch, moje dziecko!

- Nic nie mów skarbie. Nic nie mów. Za chwilę będziemy w domu... - Mój brunet wziął mnie delikatnie na ręce w stylu panny młodej i zaczął biec. Zrobiło mi się duszno.

- Leila, skarbie nie zamykaj oczu. Spójrz na mnie... - próbowałam spełnić jego prośbę, jednak czułam, jak odlatuję.

- Wybacz mi, proszę... - powiedziałam cicho. Poczułam na czole coś mokrego. Nie miałam sił zgadywać, co to jest, jednak jakaś część mówiła, że to łzy mojego ukochanego. Nie chcę, aby płakał. Chciałam zamknąć na chwilę oczy. Czułam ciepło bijące z ciała mężczyzny.

- Skarbie. Nie zasypiaj, błagam nie zamykaj oczu! - z całych sił próbowałam trzymać otwarte powieki, jednak chęć snu była silniejsza. Zamknęłam oczy.

- Nie waż się zamykać... Leila! Otwórz oczy, skarbie!! - po błagalnym i zrozpaczonym krzyku ukochanego, odpłynęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro