Rozdział *31*✔

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Leila

Tak jak Adam powiedział tak zrobił. Obudziliśmy się o dziewiątej, jednak mężczyzna chciał wykorzystać ostatnie godziny naszego pobytu tutaj, przez co z łóżka wstaliśmy dopiero o jedenastej. Istny seks maszyna. Ubrałam na siebie moje ubrania i poszłam do kuchni, gdy Adam brał długi prysznic. Po długim namyśle postanowiłam zrobić jajecznicę na szybko. Po chyba dziesięciu minutach, albo i dłużej - nie wiem, nie liczyłam czasu - jajecznica była podzielona na dwie równe części na talerzach.

- Hm... Co tak świetnie pachnie? - zaśmiałam się pod nosem, gdy Adam wszedł do kuchni z głową delikatnie uniesioną do góry. Wąchał powietrze.

- Jajecznica. Siadaj i wsuwaj. Smacznego. - powiedziałam, siadając na krześle i zajmując się swoim talerzem. Mężczyzna kręcił się jeszcze przy blacie kilka minut. Po chwili położył kromki chleba posmarowane masłem. Uśmiechnęłam się do ukochanego słodko, wzięłam jedną kromkę, nałożyłam na nią trochę jajecznicy i ugryzłam kęs. Musimy robić częściej takie śniadania.

- To jest przepyszne, kochanie. - powiedział Adam. Zabrałam puste już talerze i włożyłam je do zlewu. Szybko je umyłam, brunet wytarł je ściereczką i odłożył do szafki. Podszedł do mnie, złapał za biodra i przyciągnął do siebie i wtulił twarz w moje włosy, zaciągając się moim zapachem. Zachichotałam.

- Co chcesz robić przez te kilka godzin? - zapytała mężczyzna, nie odrywając się od moich włosów. Zmarszczyłam brwi i zrobiłam dzióbek ustami.

- Możemy zagrać w prawdę czy wyzwanie. - zaproponowałam. Adam spojrzał na mnie z podniesioną brwią. 

- Kotku... W dwie osoby? Przecież tak się nie da... - powiedział. Przewróciłam oczami na jego komentarz, na co oczywiście Adam warknął, no ale cóż zrobić...

- Oj no weź... Da się w to grać tak samo we dwóch jak i w pięciu... Zagrajmy w to, proszę. - powiedziałam. Mężczyzna westchnął, jednak zgodził się.

- Ale...

- Dlaczego do jasnej cholery zawsze jest jakieś to ale? - przerwałam mu, przygryzając później wargę. Adam warknął cicho, zapewne na moje przekleństwa, jednak po chwili wpił się w moje usta.

- Nie... wolno... ci... przeklinać... - mamrotał między pocałunkami. Wplątałam palce w jego włosy i zaczęłam ciągnąć. Jednak nie chciałam sprawiać mu tym przyjemności. Moim zamiarem było odciągnięcie go od moich ust. Udało mi się to po chwili. Oddychaliśmy szybko i nierównomiernie.

- Idziemy grać. - zarządziłam, łapiąc go za rękę i ciągnąc do salonu. Adam zaśmiał się. Usiadł na kanapie a mnie przyciągnął na swoje kolana. No tak. Wilkołak, szczególnie samiec Alfa, zawsze musi pokazać kto do kogo należy - w tym przypadku, ja należę do niego.

- No to gramy. Pytania i zadania będziemy wymyślać sami. Będzie ciekawiej. - powiedział. Zgodziłam się ciekawa naszej gry.

- Ja zaczynam. Prawda czy wyzwanie, kotku? - spojrzałam na mężczyznę. 

- Wyzwanie. - odpowiedziałam, patrząc mu w oczy. Adam zmrużył oczy, po chwili uśmiechnął się szeroko.

- Pocałuj mnie. - powiedział pewny siebie. Zaśmiałam się cicho i zbliżyłam swoje usta do jego. Złączyłam nasze wargi, na początku muskając je niepewnie, jednak po chwili Adam nie wytrzymał i z cichym długim warknięciem, złapał mnie za tył głowy i pocałował mnie namiętnie i długo. Po kilku minutach, oderwałam się od ust. Kiedy wyrównaliśmy oddechy, zadałam to samo pytanie.

- Prawda czy wyzwanie?

- Boję się trochę twoich pomysłów... Prawda. - zaśmiałam się. Zastanowiłam się i po kilku minutach zadałam pytanie.

- Czy  przebiegłeś się kiedyś na golasa w miejscu publicznym? - zapytałam, czekając na odpowiedź. Adam zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu. Otworzyłam szeroko usta śmieją się.

- Mark mnie upił i jakoś tak wyszło... Goniła mnie babcia uderzając torebką, zbierała też kamienie i celowała w mój tyłek. Po pijanemu nie da się tak szybko biegać... - powiedział lekko czerwony na twarzy. Zaczęłam się śmiać. 

- Prawda czy wyzwanie?

- Wyzwanie. - już moje drugie.

- Zatańcz coś. - ale wymyślił... No cóż, jak mus to mus. Zeszłam z jego kolan i stanęłam przed mężczyzną. Uśmiechnęłam się i zaczęłam tańczyć taniec hula. Po kilku minutach usiadłam z powrotem na jego kolanach.

- No to co skarbie. Prawda czy wyzwanie? - zapytałam. Gdy wybierze wyzwanie już mam w głowie zadanie dla niego.

- Cholera... Wyzwanie. - powiedział mężczyzna. Uśmiechnęłam się, gdy posadził mnie na swoich kolanach.

- Dobra. Napisz SMS'a do Marka z tekstem "od dzisiaj jestem wyznawcą różowego niewidzialnego misia, przyłączysz się?" - mężczyzna spojrzał na mnie zdziwiony. Przełknął głośno ślinę, po czym chwycił telefon i zaczął stukać w ekran. Kiedy pokazał mi treść, wcisnęłam wyślij i zaśmiałam się, kiedy Adam jęknął głośno. 

- Jesteś niedobra kobieto. Prawda czy wyzwanie? - tym razem wybrałam prawdę.

- Prawda.

- Co sprawia, że jesteś zazdrosna? - zaśmiałam się cicho. Przed oczami stanęło mi kilka kobiet, które były obejmowane przez Adama. Wiem, wiem, wiem... To tylko moja wyobraźnia, ale.. On kiedyś miał dużo kobiet!

- Nienawidzę, kiedy jakaś kobieta podrywa cię na moich oczach... Nie lubię, gdy którąś przytulasz, dotykasz a nawet całujesz w polik! - wzięłam głęboki wdech. Adam masował delikatnie moje plecy.

- Prawda czy wyzwanie? - zapytałam szybko.

- Wybieram prawdę. Kocham tylko ciebie, pamiętaj moja anielico. - uśmiechnęłam się.

- No więc... Byłeś kiedyś w sex shopie? Jeśli tak, to po co?

- Nie, nie byłem tam jeszcze kochanie.

- Jeszcze? - zapytałam ze zmarszczonymi brwiami.

- Tak, jeszcze. I z tego co wiem, to teraz moja kolej. No więc... - przerwał mu głośny huk. Okazało się, że przyleciał nasz helikopter.

- Wybieram prawdę! - krzyknęłam.

- Kiedy chciałabyś mieć ze mną dziecko? O ile chciałabyś mieć następne... - zamurowało mnie. Wtuliłam się w Adama i westchnęłam. Usłyszałam, jak mężczyzna westchnął.

- Myślę, że... Adam, jestem gotowa na dziecko. Chcę mieć z tobą dużo dzieci... - powiedziałam. Brunet wstał szybko z kanapy, przez co pisnęłam. Co on wyprawia?! Mężczyzna pocałował mnie czule w usta i ruszył na dwór. Zabrał nasze rzeczy, których było bardzo nie wiele  i wyszedł z domu, zamykając go na klucz. Podbiegł do helikoptera. Pilot otworzył mu drzwi, przywitali się. Usiadłam na fotelu, zapięłam pas i spojrzałam na mojego mate.

- Szybko. Chcemy być jak najszybciej w domu. - powiedział szybko mężczyzna.

- Co się dzieje, kochanie? - zapytałam, gdy zaczęliśmy szybować (o ile mogę to tak nazwać) w powietrze.

- No jak to co? Chcemy się zabrać szybciutko za dzidziusia. - powiedział podekscytowany. Zaśmiałam się. Złapałam jego dłoń w swoją.

- Oczywiście. - Oparłam głowę o szybę i zamknęłam oczy. Czas się chyba zdrzemnąć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro