Rozdział *33*✔
Leila
Adam musiał wyjść rano na jakieś spotkanie z Alfą innej watahy. Ja w tym czasie postanowiłam pobawić się z dziećmi na placu zabaw. Wyszłam ubrana w dżinsy, białe buty firmy Nike i białą koszulkę z napisem "don't give up".
- Dzień dobry Luno. Przyszłaś się z nami pobawić? - zaczepiła mnie urocza blondynka, kiedy byłam już obok ławek. Nagle zakręciło mi się w głowie, przez co usiadłam na jednej z nich. Oparłam się o oparcie i westchnęłam. Poczułam ruch obok siebie.
- Co się Lunie stało? Dobrze się Luna czuje? - wzięłam głęboki wdech i otworzyłam oczy. Uśmiechnęłam się do dziewczynki uspokajająco i próbowałam wstać. Powoli podniosłam się z ławki i kiedy myślałam, że wszystko jest dobrze, zrobiło mi się nie dobrze i znowu zaczęło mi wirować w głowie. Czułam się jak na karuzeli. Opadłam na ławkę głęboko oddychając.
- Luna się źle czuje! - zaczęła krzyczeć blondynka. Nie miałam sił nic jej powiedzieć.
~ Azra? Co się dzieje? ~ zapytałam słabym głosem.
~ Ktoś nas chyba czymś podtruł...
~ Jak to? Kiedy? ~ tygrysica nie odezwała się więcej słowem. Westchnęłam. Bolała mnie głowa, kuło nieznośnie w okolicach serca... Jęknęłam cicho.
- Kochanie? Skarbie co się dzieje?! Leila kurwa co się dzieje?! - usłyszałam jak przez mgłę głos Adama. Mojego Adama. Otworzyłam oczy, które nie wiem kiedy zamknęłam. Spojrzałam na bruneta, jednak czując ogromne zmęczenie ponownie zamknęłam oczy.
- Jasna cholera! Nie zamykaj oczu! Wezwijcie Jonathana do sypialni Alfy i Luny, natychmiast!
~ Jesteśmy w dobrych rękach...
- Kochanie, zaraz będzie dobrze. Obiecuję. - latam? Czemu czuję się tak, jakbym latała? Co się dzieje? Resztkami sił uchyliłam powieki. Byłam niesiona przez Adama.. Na jego twarzy mogłam zobaczyć zdenerwowanie, troskę i chęć zemsty.
- Tak, skarbie. Patrz na mnie. Mów do mnie. Proszę.
- Adam, Az... - zdążyłam wyszeptać, nim pojawił się obok nas blondyn, którego nie znam z blizną na policzku. Paskudną blizną, która ciągnęła się od skroni do ust.
- Co się dzieje Adamie? - zapytał cicho. Mój mężczyzna otworzył drzwi nogą, które wyleciały z zawiasów i wbiegł do środka. Skierował się na schody.
- Ktoś otruł moją mate. - odpowiedział sucho i wbiegł po schodach. Wszedł do naszej sypialni. Ledwo co kontaktowałam.
- Połóż ją na łóżku, Alfo. - poczułam pod sobą miękki materac. Słyszałam jeszcze tylko, jak Jonathan każe Adamowi wyjść z pokoju. Później była tylko ciemność.
Adam
Owładnęła mną żądza krwi i zemsty. Gdy omega przeszkodziła mi w spotkaniu z Alfą Jamesem, byłem zdenerwowany.
- Alfo...
- Kto pozwolił Ci tutaj wejść bez żadnego pukania? Dlaczego przeszkadzasz mi w ważnym spotkaniu? - zapytałem spokojnym głosem, wstając z krzesła.
- L-luna... Ona zemdlała, na ławce na placu zabaw... - powiedziała szybko. Kiedy usłyszałem, że coś się stało mojemu kwiatuszkowi, wstałem i wybiegłem z gabinetu. Popędziłem szybko do swojej ukochanej. Kiedy pojawiłem się obok niej, brunetka jęknęła.
- Kochanie? Skarbie co się dzieje?! Leila kurwa co się dzieje?! - Leila spojrzała na mnie po chwili. W jej oczach był dziwny błysk. Coś dziwnego, czego nie powinno być. Wziąłem ją na ręce, gdy ponownie zamknęła oczy.
- Jasna cholera! Nie zamykaj oczu! Wezwijcie Jonathana do sypialni Alfy i Luny, natychmiast! - szybkim krokiem ruszyłem w stronę domu, krzycząc do wilkołaków. Postanowiłem cały czas mówić do ukochanej.
- Kochanie, zaraz będzie dobrze. Obiecuję. - przyspieszyłem kroku do biegu. Nie mogę kurwa się mozolić! Kątem oka zauważyłem jak moja kobieta unosi swe powieki.
- Tak, skarbie. Patrz na mnie. Mów do mnie. Proszę.
- Adam, Az... - zaczęła cicho, jednak urwała, kiedy pojawił się obok nas James. Spojrzał na nią ze zmarszczonymi brwiami. Czemu ten popieprzony plac zabaw jest tak daleko od naszego domu?! Spojrzałem w oczy ukochanej. Już wiem co się stało.
- Co się dzieje Adamie? - zapytał cicho blondyn. W tym samym czasie wyważyłem drzwi i wbiegłem do środka. Kierując się na schody, odpowiedziałem:
- Ktoś otruł moją mate. - wbiegłem po schodach na górę. Widziałem, że Leila nie wiedziała już, co się dzieje wokół niej. W naszej sypialni był już Jonathan.
- Połóż ją na łóżku, Alfo. - położyłem ukochaną na łóżko i spojrzałem na starca.
- Ktoś ją otruł. Luna ma jakieś różowe plamy wokół źrenic. Nie podoba mi się to. - powiedziałem twardo. Zapewne lekarz zobaczył w moich oczach śmierć dla osoby, która zrobiła coś mojej mate, ponieważ kazał mi wyjść. Zbiegłem zdenerwowany na dół, gdzie czekał na mnie Edwards.
- I co z nią? - zapytał szybko. Westchnąłem.
- Ktoś ją otruł. Miałem rację. - powiedziałem cicho. Zdenerwowany uderzyłem pięścią w ścianę, tworząc nie małe wgniecenie. Alfa podszedł do mnie.
- Ale jak ktoś mógł otruć własną lunę? I skąd pewność, że została otruta?
- Miała różowe plamki wokół źrenic. - odpowiedziałem.
- Czekaj, chwila... Różowe? - zapytał.
- Taki ciemny róż? - spojrzałem zaskoczony na blondyna.
- Nie... Jaskrawy. Dlaczego pytasz?
- W mojej byłej watasze był taki sam przypadek. - wyznał cicho.
- Wiesz co to jest? Da się to wyleczyć? - James przez kilka minut był cicho. Kiedy zacząłem tracić cierpliwość, wilkołak ocknął się.
- Mój beta będzie tu za pięć minut z odtrutką. Jaskrawo różowe plamki może wywołać tylko złoty liść. Jest bardzo rzadki. Jedyna trucizna dla kotołaków. - powiedział. Po chwili do domu wbiegł białowłosy mężczyzna z jakimś woreczkiem w ręce. Podał to Jamesowi, który sprawdził zawartość. Pokiwał do siebie głową i podał mi to.
- Odtrutka jest ze złego pyłku. Michael zawsze bierze woreczek ze sobą, w razie spotkania otrutego kojotołaka. Moja siostra była ostatnia, tak przynajmniej myślałem.
- Jak jej to podać? - spytałem zniecierpliwiony.
- No tak. Trzeba wprowadzić to do krwiobiegu. Najlepiej przejdzie przez oznaczenie.
- Dziękuję. - wyszeptałem i pobiegłem do mojej Luny. Otworzyłem szybko drzwi i podałem woreczek Jonathanowi.
- Złoty pyłek... Skąd? - spojrzał na mnie.
- Nie ma czasu na pytania. Trzeba wprowadzić to do krwiobiegu Luny. Natychmiast. - powiedziałem, łapiąc swoją kobietę za rękę.
- Alfo... Pod moim dotykiem pył czernieje... - odezwał się cicho Jonathan. Wstałem z kolan i podszedłem do niego, zabierając woreczek. Wziąłem pyłek na palec. Pozostał złoty.
- Wygląda na to że to ty Alfo musisz uratować Lunę. - powiedział cicho lekarz. Kazałem mu odejść i gdy zostałem sam w pokoju z Leilą, podszedłem do niej. Usiadłem obok niej na łóżku, uważając na kobietę.
- Znowu ci ktoś groził... Obiecuję, że dowiem się, kto to taki. I zapłaci za to głową. - wyszeptałem, pochylając się nad nią. Pocałowałem jej słodkie usta i spojrzałem na woreczek, który trzymałem w ręce. Jak ja mam to dać, nie używając igły? Spojrzałem na obojczyk ukochanej. Mogę ugryźć ślad oznaczenie i szybko wsypać na to pyłek. A jeśli się nie uda? To co wtedy będzie? Westchnąłem.
~ Musimy ją odzyskać. Rusz dupę i zrób to, co masz zrobić! ~ warknął mój wilk. Zacisnąłem usta w cienką linię i zdenerwowany na Drogo zacząłem robić wszystko inaczej. Wiedziałem, że Drogo przejął moje ciało a ja byłem jedynie obserwatorem. Wilk wysypał trochę proszku na obojczyk ukochanej i wbił zęby w obojczyk, przez co pyłek dostał się do krwi.
~ Coś ty zrobił?! ~ krzyknąłem wkurzony. Kiedy odzyskałem panowanie nad ciałem, objąłem kobietę i złożyłem krótkie pocałunki na szyi i obojczyku aby na końcu pocałować jej usta.
~ Teraz możemy tylko czekać...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro