Rozdział *38*✔

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Leila

Adam mi się oświadczył. Nadal nie mogę w to uwierzyć. Miesiąc i dwa tygodnie temu odbyła się jego niespodzianka. Żałuję, że ten czas biegnie tak szybko, jednak nie żałuję tego, że się zgodziłam wyjść za Adama. 

- Auć. - syknęłam, gdy poczułam igłę we włosach. Moja przyjaciółka a mate Marka robiła mi fryzurę na ślub, gdy ona była już gotowa. Mój mate chciał ślub jak najszybciej, więc musiał uwinąć się z wszystkim przez miesiąc. Ja wybierałam jedynie zaproszenia, jedzenie i suknię ślubną. Mark załatwił mu garnitur. A przy okazji dowiedziałam się, że jego mate ma na imię Maya.

- To już dzisiaj! Cieszysz się? - spojrzałam w lustro. Do pokoju wbiegła mama, ubrana w piękną fioletową sukienkę do kostek. Włosy spięła w koka. Ja miałam piękną białą suknię do ziemi, górę miała z koronki tak samo jak rękawy. Dekolt miała w kształcie serca. Włosy miałam mieć spięte w wodospad, jednak Maya zmieniła zdanie i zaczęła mi nimi targać na wszystkie strony. Co chwila zmieniała zdanie odnośnie fryzury. Robiło się to już męczące.

- No. Już skończyłam. - stwierdziła. Podziękowałam jej przytulasem, po czym wyszła z pokoju, zostawiając mnie samą. Postanowiono wreszcie, że będę miała zrobione dwa warkocze po bokach głowy, z reszty włosów powstanie koczek a te warkocze będą go oplatać. Kilka pasemek z przodu spokojnie okalały moją twarz. Jakieś pasemko muszę mieć, inaczej nie wytrzymam. Kiedy miałam zakładać już welon, do pokoju wszedł ojciec Adama. Spojrzałam na niego zaskoczona.

- Piękna. Mój syn ma szczęście, że cię ma. - powiedział. Uśmiechnęłam się delikatnie.

- To ja mam szczęście, że... - przerwał mi krzyk Adama dochodzący zza drzwi.

- Muszę ją zobaczyć do cholery! Nie widziałem jej cały dzień!

- Albo stąd pójdziesz albo Leila nie będzie zaspokojona dzisiaj w nocy. - odpowiedział mu damski głos. Maya.

- Mam jeszcze sprawne palce i język. - moje oczy wyglądały pewnie w tym momencie jak pięciozłotówki. Tata zaśmiał się i pokręcił głową.

- Lepiej tam pójdę, nim coś jeszcze powie. A i masz niespodziankę. - pocałował mnie w czoło i śmiejąc się pod nosem wyszedł z pokoju. Były tam jeszcze krzyki Adama, byłego Alfy i Mayi, lecz po chwili nastała cisza. Podeszłam do lustra i spojrzałam na swoje odbicie. Zamknęłam oczy wyobrażając sobie, że obok mnie stoi mój brat, który uśmiecha się szczęśliwy. Zacisnęłam zęby, aby się nie rozpłakać, jednak nie można powstrzymać łez, gdy czegoś nam na prawdę brakuje. Głęboki wdech i wydech. Wdech i wydech. Kiedy otworzyłam oczy lśniły od łez, jednak makijaż był cały. Na szczęście. W drzwiach stał ojciec mojego mate. 

- Już czas. - spojrzałam na ojca Adama, który uśmiechał się delikatnie w moją stronę. Podszedł do mnie spokojnym krokiem i kazał odwrócić do siebie tyłem. Zrobiłam to.

- W naszej rodzinnej tradycji jest inaczej. Jako, że jesteś mate mojego syna a sam już uważam cię za córkę, to właśnie ja chcę zapiąć ci spinkę, która jest u nas od pokoleń. Ojciec pana młodego wpina ją w jego wybrankę. - zabrał ode mnie welon, który także wpiął mi we włosy. Obserwowałam to wszystko w lustrze z łzami w oczach. 

- Witaj w rodzinie, córeczko. - odwróciłam się do niego przodem i przytuliłam się mocno.

- Dziękuję tato. - tak dawno nie używałam tego słowa. Mężczyzna odsunął mnie od siebie, wystawił lewe ramię. Złapałam je i powoli wyszliśmy z sypialni. Uroczystość odbywała się w ogrodzie. Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się w stronę mojego przeznaczonego. Przede mną, na trawie dróżka była zrobiona z białych płatków róż.

- Nie masz się czym denerwować, słońce. Adam szaleje bo myśli, że go zostawisz. Rozmyślisz się i uciekniesz sprzed ołtarza. Przygotował sobie nawet kajdanki. - spojrzałam rozbawiona na teścia. Przyszłego teścia. Zaśmiałam się cicho i z niedowierzaniem pokręciłam głową. Czasami Adam jest czystym kretynem.

~ Słodkim i naszym kretynem. ~ wtrąciła szczęśliwa Az. Musiałam przyznać jej rację. Kiedy byliśmy już na wprost mojego narzeczonego, zaczęłam rozglądać się szybko. Białe krzesła ustawione w dwóch rzędach po bokach z miejscem na przejście pary młodej. Na samym końcu a może początku, stał Adam. Mój Adam. Księdza nie było, ponieważ ślubu udziela Alfa bądź, tak jak w naszym przypadku, były Alfa. Matka Adama a była Luna stała na podeście i z uśmiechem obserwowała każdy mój krok. Odpowiadałam gościom uśmiechem. Dzieci machały do mnie, niektóre nawet chciały podbiec, jednak w ostatniej chwili zostały złapane przez rodzica. Zaśmiałam się cicho, gdy zobaczyłam Adama. Stał z szeroko otwartymi ustami i wręcz pożerał mnie wzrokiem. Kiedy byłam już dostatecznie blisko mężczyzny, ten wyszedł mi na przeciw, złapał za talię i zbliżył swoje usta do moich. Jednak Isaac mu w tym przeszkodził.

- Tato, dasz mamie buzi później. - zaśmialiśmy się. Ojciec Adama pocałował mnie w czoło, uderzył delikatnie Adama w tył głowy i podszedł do żony. Brunet złapał mnie za dłoń i pociągnął za sobą.

- Zebraliśmy się dziś wszyscy, aby uczynić tę oto kobietę i tego mężczyznę małżeństwem. Należy pamiętać, iż w małżeństwie liczy się nie tyle odnalezienie odpowiedniej osoby, co stanie się odpowiednią osobą. - na te słowa Adam przysunął się do mnie bliżej, przez co usłyszałam ciche śmiechy z tyłu. - Jak to mówił mój ojciec... "Jeżeli chcesz mieć królową musisz być królem. Jeżeli chcesz mieć dobrą partnerkę, musisz być dobrym partnerem".

- Panowie muszą wiedzieć, że małżeństwo to diament szlifowany przez całe życie a nie tylko przez pełnię. - powiedziała mama, patrząc na swojego męża, który uśmiechnął się szeroko. Próbowałam się nie zaśmiać. Mój mate odchrząknął, zniecierpliwiony tym, że musi czekać.

~ Kurcze, jaki on niecierpliwy. ~ odezwała się Az.

~ Co nie? Pewnie śpieszy mu się do wódki i łóżka. ~ odpowiedziałam ze śmiechem.

~ Mi tam się nie śpieszy. Z wilkołakiem ślub bierze się tylko raz.\ ~ przyznałam jej rację i skupiłam się na słowach naszego byłego dowódcy.

- Przejdźmy może do konkretów. - powiedział Adam. Spojrzałam na niego z uniesioną brwią.

- No dobrze... Leilo i Adamie, czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński? 

- Chcemy. - odpowiedzieliśmy chórem.

- Czy chcecie wytrwać w tym związku, w zdrowiu i chorobie, w dobrej i złej doli aż do końca życia?

- Chcemy.

- Czy chcecie z miłością przyjąć i z miłością wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy? - spojrzałam na Adama.

 - Chcemy. - zobaczyłam łzy w oczach mamy. Uśmiechnęłam się szczęśliwa. Za niedługo będę jego żoną w świecie ludzi.

- No dobrze. Złączcie swoje prawe dłonie. Adamie powtarzaj za mną. - powiedziała była Luna. Mówiła a Adam powtarzał za nią.

- Ja Adam, biorę sobie Ciebie Leilo za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Świadkiem mi nasza bogini i wszyscy święci.

- Teraz ty Leilo. - pokiwałam głową z łzami w oczach. Tylko nie wolno mi płakać. Nie wolno.

- Ja Leila, biorę sobie Ciebie Adamie za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Świadkiem mi nasza bogini i wszyscy święci.* - spojrzenie moje i Adama spotkało się, a ja całkowicie zatonęłam w jego spojrzeniu. Ocknęłam się dopiero wtedy, gdy pojawił się przy nas Isaac w obrączkami.

- Żono przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. - Adam założył mi obrączkę. Teraz moja kolej.

- Mężu przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. - powiedziałam drżącym głosem.

- Jesteśmy świadkiem połączenia dwójki ludzi. Teraz Adamie i Leilo mogę ogłosić was mężem i żoną. Nim pocałujesz swoją żonę i mate Adamie, musisz wiedzieć, żeby odnowić połączenie dusz. A teraz... - Adam wręcz rzucił się na mnie, nie dając dokończyć zdania. Zaśmiałam się cicho, jednak oddałam pocałunek ze zdwojoną mocą. Gdy odsunęliśmy się od siebie, wilkołaki zaczęli wyć. Mój mąż wziął mnie na ręce i pobiegł w kierunku domu. Goście śmiali się z jego poczynań.

- Kochanie, zapomniałeś o zabawie. - powiedziałam rozbawiona. Brunet spojrzał na mnie wygłodniałym wzrokiem. Chcę zatańczyć chociaż jeden taniec.

- Dobrze. Zatańczymy, zjemy i znikamy. Już za długo nie trzymałem cię w ramionach. - zaśmiałam się szczęśliwa i pocałowałam mężczyznę w policzek.

- Zresztą... Mam dla ciebie niespodziankę. - powiedział, zwalniając bieg do zwykłego chodu. Zmienił też kierunek i nie szliśmy w stronę domu, tylko pola na którym trwa zabawa. Wilkołaki zrobiły krąg, do którego weszliśmy, oczywiście ja cały czas niesiona przez mężczyznę. Kiedy postawił mnie na ziemi, to tylko po to, żeby wziąć mnie w swoje ramiona. Nie wierzę. Czy on rzeczywiście tak długo się za mną stęsknił?  Wycie wilkołaków od razu po ceremonii oznaczał, takie jakby, złożenie życzeń oraz oznaka wielkiej radości.

- Zapraszam do tańca. - spojrzałam zdziwiona na Adama. Przecież nie było muzyki. Po chwili usłyszałam melodię, na co Adam zaczął nami kołysać. Gdy rozbrzmiała druga wolna piosenka, dołączyli do nas jego rodzice, a moi teściowie. Po jakichś dwóch godzinach Adam zabrał mnie do domu twierdząc, że czeka na mnie niespodzianka.

- Jeszcze jedna?

- Tak, kochanie. Jeszcze jedna. - uśmiechnęłam się i zmęczona tańcami, zabawami oraz toastami oparłam głowę o ramię męża. Ten wziął mnie na ręce i z uśmiechem poszedł do domu, żegnając się przy okazji z wilkołakami. 

- Kochanie, zamknij oczy. - poprosił szeptem mój ukochany. Pocałowałam go szybko w usta i zamknęłam powieki. Czułam, jak Adam wchodzi do domu. Słyszałam jak zamyka drzwi. Trzymał mnie mocno i pewnie. Po chwili powiedział:

- Otwórz oczy, skarbie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro