Rozdział *39*✔

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Leila

Otworzyłam oczy, tak jak prosił Adam. Spojrzałam na bruneta z uśmiechem. Ten odwzajemnił uśmiech, pocałował mnie w czoło i wyszeptał:

- Mam nadzieję, że nie będziesz na mnie zła, kochanie. - spojrzałam na niego zdziwiona, lecz wtedy usłyszałam pisk kobiety dochodzący z salonu. Spojrzałam w tamtą stronę. Z szerokim uśmiechem obserwowała mnie blond-włosa, wysoka kobieta. Obejmował ją wysoki brunet, który patrzył na mnie z łzami w oczach. Spojrzałam na męża z niemym pytaniem w oczach. Adam uśmiechnął się jedynie.

- Piękna suknia! Jeju Jacob patrz jak oni słodko razem wyglądają! Pasują do siebie jak cholera! - wstrzymałam oddech. Jacob... Jake, mój straszy brat, który wyjechał do Paryża, w którym ułożył sobie życie. Zamrugałam oczami, odganiając łzy, które wzbierały się w nich. Co wtedy czułam? Szczęście? Na pewno nie. Złość? Tak. Niedowierzanie? Jak cholera.

- Oddychaj kochanie. - wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na mojego brata. Brata, który obejmował dziewczynę, żonę, narzeczoną? Nie będę strzelać kim ona dla niego jest. Jeszcze coś palnę i co wtedy? Nie znam jej. Nie wiem, czy znam jeszcze własnego brata.

- Jake... - wyszeptałam. Brunet uśmiechnął się delikatnie i pokiwał głową.

- Cześć siostrzyczko. - odezwał się mój brat. Brat, który wyjechał, kiedy miałam siedemnaście lat. Brat, który prawdopodobnie nie ma zielonego pojęcia o tym, iż leżałam w śpiączce przez  jeden cały, popieprzony rok.

~ Wszystko w porządku skarbie?  ~ spojrzałam na Adama. Uśmiechnęłam się i wzrokiem poprosiłam go, aby postawił mnie na podłogę, co zrównało się z jego głośnym niezadowoleniem i sprzeciwem. Zaśmiałabym się, gdyby sytuacja nie byłaby taka... Napięta. Każdy się pewnie zastanawia co się za chwilę stanie. Jaka będzie moja reakcja. Czy wybuchnę płaczem, śmiechem a może gniewem? Nikt tego nie wie. Nawet ja, bo przecież z tymi humorkami nigdy nic nie wiadomo.

~ Proszę... ~ poprosiłam, jednak mężczyzna był nieugięty. Postanowiłam ponowić próbę, tym razem innym sposobem.

- Wilczku, proszę... - powiedziałam głośno. Adam ze śmiechem pocałował mnie w czoło i delikatnie postawił na swoich nogach, jednak jak to on, objął mnie w talii i przytulił się do moich pleców. Jacob uśmiechnął się widząc z jaką miłością a zarazem zaborczością mój mąż mnie pilnuje. Bo inaczej tego nazwać nie potrafię. Oparłam się o jego klatkę piersiową i zwróciłam uwagę na naszych gości.

- Skąd wiedziałeś, że dzisiaj biorę ślub? - zapytałam ciekawa, przerywając ciszę, która raniła moje uszy. Bo ileż można siedzieć w ciszy? Zastanawiam się jak osoby, które żyją w samotności bez żadnej muzyki potrafią przesiadywać w tej ciszy. Do tego same. Bez niczyjej obecności.

- Twój już mąż do mnie zadzwonił. - spojrzałam zdenerwowana na mojego bruneta. Żadnych tajemnic, co?

- Nie denerwuj się tygrysku...

- O mój malutki aniele... Jak wy teraz tak słodko do siebie mówicie to ciekawa jestem, jak porozumiewacie się w łóżku. - spojrzałam zszokowana na partnerkę mojego brata. Adam parsknął śmiechem, tak samo jak Jake.

- Rosie, ja na przykład tego nie chcę wiedzieć. - powiedział ze śmiechem mój brat. Uśmiechnęłam się rozbawiona, gdy blondynka prychnęła pod nosem. Objęłam brzuch dłońmi i z uśmiechem obserwowałam szczęśliwego brata. Mojego jedynego członka rodziny.

Adam

- Pomimo tego, że miałam żal do Jacoba...  Dziękuję ci Adam. Za to, że do niego zadzwoniłeś. Za to, że jesteś. - spojrzałem na żonę. Leżeliśmy w łóżku po upojnej chwili. Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w czoło.

- Dla ciebie wszystko, kochanie. Dla ciebie wszystko. - odpowiedziałem. Brunetka spojrzała na mnie. W jej oczach oprócz szczęścia i miłości mogłem zobaczyć wielkie i czyste pożądanie. Zbliżyłem się ustami do jej ust i złączyłem je. Przewróciłem Leilę na plecy, co nie obyło się cichym westchnieniem mojej mate. Miód dla moich uszu.

- Wilczku...

- Ci.. Ja się teraz tobą należycie zajmuję.

Leila

- Jacob dużo o tobie mówił. - spojrzałam na Rose. Pakowałam walizki moje i męża, który nalegał na miesiąc miodowy. Ale to nie jest najlepsze. Członkowie watahy jeszcze się cieszą jego pomysłem. Dla nich szczęście Luny i Alfy jest najważniejsze... Cieszyłam się, że Adam tak bardzo się angażuje w nasz związek, jednak według mnie, to trochę przesada. Wyjeżdżamy już drugi raz na taki dłuższy czas.

- Leila?  Leila. - zamrugałam szybko, gdy czymś dłoń pomachała mi tuż przed oczami. Spojrzałam na blondynkę, która wyglądała na... Wystraszoną? Zaniepokojoną? Chyba tak. Ale tylko dlatego, że się zawiesiłam? Uśmiechnęłam się delikatnie w jej stronę i zamknęłam moją walizkę. Bagaż Adama spakowałam z samego rana. Nie pozwolę na to, aby jakaś baba dotykała tego co moje. Idę na logikę: skoro Adam jest mój, to każda jego rzecz, koszulka, żel pod prysznic praktycznie też należy do mnie. Poczułam silne ramiona obejmujące mnie od tyłu. Uśmiechnęłam się szeroko, odwróciłam i wtuliłam w tors brata.

- Tęskniłam... Tak cholernie tęskniłam Jacob. - powiedziałam. Głos mi drżał.  Rose wyszła z sypialni, zostawiając nas samych.

- Wiem Leila. Wiem, ja też. Przepraszam, że wyjechałem, ale ten wypadek... To wszystko mnie przerosło. Chciałem do ciebie przyjechać, zadzwonić... Ale kiedy tylko wybierałem twój numer bałem się. Bałem się twojej reakcji. Przepraszam słoneczko. - spojrzałam na niego. W jego oczach błyszczały łzy. Czułam, że także jestem bliska łez.

- Moja mała siostrzyczka... Moja siostrzyczka dorosła. - wyszeptał Jake z niedowierzaniem i szokiem. Zaśmiałam się cicho pod nosem. Mężczyzna westchnął, pocałował mnie w czoło i odsunął się.

- Jacob, kiedy wrócimy z podróży masz tutaj być i czekać. Wujek musi poznać swoich siostrzeńców. - powiedziałam, obejmując dłońmi mój brzuch. Brunet uśmiechnął się szeroko i pokiwał głową.

- Jednego możesz zresztą pilnować... - powiedziałam. Oczy Jacoba przypominały pięciozłotówki. Chciało mi się śmiać, jednak musiałam się powstrzymać. W dzieciństwie zawsze Jake mnie łaskotał, gdy się z niego śmiałam.

- Leila... Kiedy ty...

- Spokojnie. Isaaca adoptowaliśmy jakiś czas temu.

- Czekaj... To ten mały blond knypek, który wygrywa w Memory? - zaśmiałam się głośno.

- Widać, że też z nim przegrałeś.

- A idź ty mi... - Jacob zaśmiał się głośno. Mężczyzna życzył mi jeszcze bezpiecznej podróży, jak to powiedział "coś mi się stanie, wyrwie Adamowi fiuta. Wtedy brat kupi mi zabawkę, którą się będę mogła sama zadowalać". Pokręciłam głową. Mój brat jest niemożliwy. Jednak mimo to kocham go. Kocham go, pomimo jego wyjazdu. Kocham go, bo jest moim bratem. Po prostu go kocham.

- Odzyskałam brata... - szepnęłam. 

- Gotowa skarbie na cały miesiąc w moim towarzystwie? - uśmiechnęłam się szeroko, czując za sobą zapach mojego męża. Odwróciłam się do niego przodem i wtuliłam w jego tors. Mogłabym zostać tak na zawsze.

~ To stój. Ja chcę na wycieczkę! ~ krzyknęła podekscytowana Az. Zaśmiałam się cicho.

- Jak nigdy, kochanie. - Adam uśmiechnął się szeroko i złączył nasze usta w długim, czułym i pełnym miłości pocałunku. Czułam, że oprócz kłótni o zazdrość przez tego knypka nic nam nie zagraża. Czułam się wreszcie szczęśliwa i wolna.

- Ale pamiętaj. Kiedy urodzę tego tam - wskazałam dłonią na brzuch. - wracam do mojej Hondy.

- Kiedy urodzisz, zabierzemy się za kolejne, skarbie. A teraz nie marudź. Chodźmy! - krzyknął szczęśliwy mężczyzna, wziął mnie w stylu panny młodej i wyszedł z sypialni.

- Adam, a ubrania?! - zapytałam ze śmiechem. Brunet pożegnał się z członkami watahy, którzy krzyczeli szczęśliwy, wsadził mnie do samochodu, po czym odjechał spod domu z piskiem opon. Splótł nasze palce i pocałował moją dłoń. Nadal jednak mi nie odpowiedział.

- Nie będą nam potrzebne... - czyżby? Zaśmiałam się cicho. Włączyłam radio, w którym leciała piosenka, do której tańczyliśmy pierwszy taniec.

- Kocham cię, wilczku.

- Też cię kocham, aniele. Cholernie mocno. - teraz czas na nowe życie. Nie ma już ja i Adam. Jesteśmy my. Razem, związani piękną więzią od której aż się rzygać chce. Ale mimo tej słodkości, którą ona nam daje, są też problemy. Cholerna zazdrość z jego, jak i mojej strony. Spojrzałam na profil mojego ukochanego. Spokój, opanowanie ale też i małe rozbawienie. Wiem, że czeka mnie przy tym mężczyźnie dużo szczęścia, łez, seksu i porodów... Tak, tego ostatnie z pewnością będzie dużo. Ale przetrwam to.

- Przetrwamy skarbie. Bo jesteśmy tu razem. Pamiętaj. - uśmiechnęłam się. Oparłam głowę o szybę. Minęła chwila, gdy poleciałam do krainy Morfeusza.

~***~

- Jesteśmy na miejscu. Nie wiem jak ty to robisz, widocznie masz bardzo twardy sen. - uchyliłam powoli powieki, po czym ziewnęłam. Gdyby nie osobnik, który trzyma mnie w ramionach, spałabym dalej. Spojrzałam na niego.

- Witaj w naszym tymczasowym domu. - powiedział. Rozejrzałam się wokół. Byliśmy na tej samej wyspie. To tutaj się pokłóciliśmy. To tutaj odnaleźliśmy spokój. Tutaj też graliśmy w prawdę czy wyzwanie. Uśmiechnęłam się.

- Kocham cię, Adam. Ale teraz idę dalej spać. - zamknęłam oczy, wtuliłam się w mężczyznę i czekałam na sen. Czułam, jak klatka piersiowa bruneta zaczyna wibrować.

- O nie, nie, nie. Najpierw to ja się zajmę panią należycie, pani Nelson. - zmarszczyłam brwi i nos. Jednak nadal nie otwierałam oczu. Daj mi spać kanalio. Czułam, jak Adam powoli szedł w stronę domu. Tak myślałam. I się nie myliłam. Już prawie zasypiałam, gdy poczułam pod sobą miękki materac. Uśmiechnęłam się szeroko. No, teraz to mi się podoba.

- Otwórz oczy, skarbie. - jakbym była pod wpływem jakiegoś czaru, uniosłam powieki i spojrzałam prosto w oczy ukochanego. Kocham je. Kocham jego całego.

- Jesteś moją królową, tygrysku. - wyszeptał prosto w moje usta.

- A ty moim królem, wilczku. - co się później działo, to każdy może sobie wyobrazić. Albo nie... Lepiej sobie tego nie wyobrażać. Wystarczy, że doświadczam tego na co dzień. Wreszcie czułam się wolna. Ja Leila Nelson jestem zajebiście szczęśliwą kobietą. Oto i cała historia. Jest happy end jak na tą chwilę. A co przyniesie nam los? To tylko ten wie, co tym losem panuje. Sam los...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro