33."Nie zamierzam tego ciągnąć..."

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


   Sarah

     Obudziłam się w pokoju. Mama siedziała w nogach mojego łóżka, a Luke chodził po pokoju. Obserwowałam każdy jego ruch, to jak mięśnie mu się napinały i klatka szybko unosiła. Jak wplatał palce w swoje gęste włosy i za nie ciągnął, jakby dzięki temu miał znać odpowiedź na swoje myśli.

- Sarah - szepcze mama i ściska mocniej moją dłoń. Luke obraca w naszą stronę głowę, ale gdy nasze spojrzenia się spotykają, szybko odwraca wzrok i szuka nowego punktu zainteresowania. Nie powiem, zabolało. - Dobrze się czujesz, słońce?

- Ja...tak - mówię lekko zachrypniętym głosem. - Nic takiego się przecież nie stało...

- Przyniosę ci wody! - mówi, a po chwili nie ma jej w pokoju. Jest cicho, nikt się nie odzywa. Słychać tylko nasze oddechy. Mimo, że Luke nawet na mnie nie patrzy, to ja nie odrywam od niego wzroku.

- Luke - zaczynam cicho, co zwraca jego uwagę. - Możemy porozmawiać? - pytam, ale on kręci głową.

- Zaraz przyjdzie twoja mama - jego argument jest naprawdę słaby, ale kiwam jedynie głową i skupiam wzrok na palcach.

- Zostaniesz na noc? - pytam nieśmiało, co wywołuje jego westchnienie.

- Nie wiem, raczej nie - dalej na mnie nie patrzy. Przynajmniej nie spogląda mi w oczy.

- Już je...chcecie posiedzieć sami?

- Tak właściwie to już pójdę. Sarah musi odpocząć. Dowidzenia - mówi szybko Luke, a następnie wychodzi z mojego pokoju. Uśmiecham się smutno do rodzicielki. Mama kładzie mi na szafce szklankę wody i tabletkę przeciwbólową.

- Odpoczywaj, słońce - całuje mnie w czoło, po czym zostawia mnie samą. Spoglądam na tabletki, ale...

Wątpię, że pomogą na ból powoli pękającego serca...

   Obracam się plecami do drzwi i zaciskam mocno powieki. Nawet nie starał się być miłym...a teraz uciekł. Trzy słone łzy spływają po moich policzkach, które szybko ścieram i mimo wczesnej pory, staram się zasnąć.


Luke

   Wsiadam do samochodu i ostatni raz patrzę w okno dziewczyny zanim odjeżdżam. Zaczynam myśleć o tej całej popieprzonej sytuacji i nie wiem co zrobić. Mój oddech staje się urwany, a obraz zaczyna mi się rozmazywać. Hemmings, nie bądź baba.

Zatrzymuję się na poboczu i gaszę samochód. Do domu mam jakieś pięć minut, ale nie mogę wejść do środka z taką miną. Mama zacznie podejrzewać...

Sarah może być moją kuzynką. Dziewczyna, którą szczerze pokochałem może być moją rodziną...

Walę pięściami o kierownicę i krzyczę zły. Tak nie powinno być. Sarah nie jest ze mną spokrewniona. Nie ma takiej opcji...

Odpalam silnik i nie patrząc na licznik prędkości jadę do domu.


Sarah

   Nie mogłam spać. Udało mi się zamknąć oczy na jakieś trzy godziny i to tyle. Mój mózg przetwarzał masę informacji w chwilę. Zaczęłam się nad wszystkim zastanawiać, a bez łez się nie obyło. Mama jest już w pracy, a ja po prostu leżę i patrzę w sufit.

Gdy słyszę dzwonek do drzwi szybko schodzę na dół, mając nadzieję, że to Luke. Jednak kiedy otwieram drzwi, żałuję, że to zrobiłam. Przede mną stoi Alan z kwiatami.

- Kochanie - mówi z uśmiechem. Chcę zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, ale zatrzymuje je ręką. - Przyszedłem porozmawiać.

- Nie mamy o czym - odpowiadam drżącym głosem, a on ponownie się uśmiecha.

- Stęskniłem się za tobą - mówi czułym głosem i chce mnie złapać za rękę, ale ją odsuwam. - Nie przytulisz mnie?

- Nie ma mowy...

- Ale ja chcę cię przytulić...cóż, sam sobie to wezmę - zaczął do mnie powoli podchodzić, a w moim gardle stanęła gula. Jak najszybciej zaczęłam biec na górę, a Alan zaraz za mną. Dostałam się do pokoju i w ostatniej chwili przekręciłam klucz. To były ułamki sekund...

- Sarah, skarbie - mówi spokojnym głosem, gdy zaczynam wybierać numer Luke'a. Proszę, niech odbierze.

- Pię...Sarah, co się dzieje? - zabolało. Zaczęłam cicho płakać, a Alan zaczął pukać do drzwi. - Sarah? Powiedz coś.

- Przyjedź...

- Sarah?

- Sarah, skarbie. Wpuść mnie! - teraz już krzyczy i wali zapewne pięściami o drzwi. Zaczynam głośniej płakać, a przez telefon słyszę, że Luke zapina spodnie. Jest w domu, czy był u kogoś?

- Sarah, za chwilę będę. Schowaj się, proszę.

- Nie rozłączaj się, błagam...- jęczę wchodząc pod łóżko.

- Nie rozłączę...

- Sarah! - drze się na całe gardło, a ja zakrywam usta i nie przestaję szlochać. Nagle połączenie zostaje przerwane, a ja zaczynam panikować. Staram się ponownie zadzwonić, gdy drzwi zostają szybko otwarte. Zaciskam powieki mając nadzieję, że moja kryjówka nie zostanie odkryta. Niestety na marne...zostaję pociągnięta za nogi, a z moich ust wydostaje się krzyk.

- Sarah! - krzyczy Luke i otwieram oczy. Chłopak patrzy na mnie z troską, a ja od razu wpadam w jego ramiona. Czuję jak się spina, ale mimo to obejmuje mnie delikatnie.

- Kto tu był? Jak przyszedłem nikogo nie było.

- Alan - odpowiadam krótko w jego szyję. Czuję, że twardnieje jeszcze bardziej niż przed chwilą.

- Musiał uciec...- odsuwa mnie delikatnie. - Pójdę już.

- Luke, możemy porozmawiać? Chociaż chwilę...

- O czym?

- Dobrze wiesz o czym - patrzę na niego z wyrzutem.

- Co mam ci powiedzieć? Że nie mogę na ciebie patrzeć? - kręcę głową czując, że ponownie zacznę płakać. - Co jeśli jesteś moją kuzynką? Pieprzyliśmy s-

- Kochaliśmy — przerywam mu cicho. On jedynie macha ręką, co rani mnie jeszcze bardziej.

- Prawdopodobnie jesteśmy rodziną, Sarah. Nie zamierzam tego ciągnąć...

- Luke, nie — kręcę głową i idę w jego stronę, ale się cofa.

- Im szybciej to zakończymy, tym krócej będzie bolało - głaszcze mnie delikatnie po policzku. - Żegnaj, piękna.

Zaczynam płakać, a gdy chcę go po raz ostatni przytulić, blondyn się odsuwa i patrzy ma mnie z bólem. Następnie wychodzi zostawiając mnie samą. Znowu. Upadłam na kolana i przyłożyłem czoło do podłogi. Nie chciałam nic czuć. Pragnęłam, żeby ktoś zabrał ten ból.

A złamane serce potrafi cię rozpierdolić.

Mieliśmy iść razem na bal zimowy...widocznie pójdę sama. Mój, właściwie to nigdy nie byliśmy razem...Luke zachował się jakby nasza relacja nie miała dla niego znaczenia.

Może to naprawdę był zakład? Może cały ten czas mnie oszukiwał, a chłopcy dali mu wyzwanie?

Kolejny dzwonek do drzwi. Moje ciało mimowolnie lekko zadrżało, ale w końcu wstałam i sprawdziłam przez wizjer. Przed drzwiami stał Ashton ze wzrokiem zatrzymanym na telefonie.

- Hej - mówię cicho po otworzeniu drzwi. Chłopak podniósł wzrok i spojrzał na mnie dziwnie. Czułam jego intensywny wzrok na twarzy, ale udawałam, że tego nie czuję.

Tak naprawdę skóra mnie paliła.

- Coś się stało? - pyta patrząc na mnie niepewnie.

- Wejdź, tata ci kazał przyjść? - nie odpowiadam na jego pytanie, tylko zadaję inne.

- Tak, mówił żebym przyszedł na kolację.

- Nie ma jeszcze szesnastej...

- Nudziłem się w domu - wzrusza ramionami. - Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza.

- Nie, to nie miało tak zabrzmieć! - mówię, po czym wycieram nos.

- Coś się stało? Nie wyglądasz najlepiej...

- Dzięki - parskam cichym śmiechem. - Życie mnie dobija, tyle.

- Zadzwoń po Luke'a, na pewno się za tobą stęsknił - parska śmiechem, a ja się obracam, żeby nie zobaczył moich łez.

Chciałabym, żeby za mną tęsknił.

Luke

Wróciłem do domu i trzasnąłem drzwiami, na co uwagę zwrócili Calum i Michael. Nie wiem gdzie wcięło Asha, ale teraz mam to w dupie.

- Hemmings, co ty taki nie w sosie? Nie zamoczyłeś? - pyta Mike za co mrożę go wzrokiem.

- Daruj sobie - warczę ściągając buty.

- Luke, co jest? - pyta Cal przyglądając mi się sceptycznie.

- Nic, nie wasza sprawa.

- Nie bądź znowu dupkiem - syczy patrząc na mnie z wyrzutem. - Nie nasza wina, że wam się nie układa. Jeśli masz problemy w raju, to nie wyżywaj się na nas, idioto - idzie do salonu, a ja wzdycham i przejeżdżam ręką po twarzy. Przechodzę do kuchni, skąd biorę najróżniejsze alkohole, po czym idę do pokoju. Trzaskam drzwiami, aby dodatkowo wkurzyć Caluma i zamykam się na klucz. Włączam swoją głośną playlistę i ustawiam wieżę na full. Otwieram pierwszą butelkę i zaczynam zabawę.

Uczucia ssą...

***

Do następnego❤️
Wybaczcie, że z opóźnieniem...
Następny będzie normalnie, a przynajmniej się postaram, żeby był
Do zobaczenia we wtorek!

A I ZAPRASZAM DO PRZECZYTANIA PIERWSZEGO ROZDZIAŁU MOJEJ NOWEJ TRYLOGII O HARRYM "Royal Blood"

love you all!
-luvvvharry-

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro