5. "Widać, że geny Hemmingsa."

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miłego czytania!

Sarah


Wchodzę do klasy i od razu siadam na swoim miejscu. Po chwili do klasy wbiega Luke i siada obok mnie.

- Hej mamuśka - odzywa się, mając na ustach cyniczny uśmiech.

- Nie mów tak do mnie.

- Nie denerwuj się tak, Sandy.

- Panie Hemmings, czy ja panu przeszkadzam?

Na słowa nauczyciela, chłopak od razu milknie. Nauczyciel mruczy coś jeszcze pod nosem, a następnie charakterystycznie klaszcze.

- Dobra to będę teraz wyczytywał nazwiska i matki będą podchodziły - mówi z dziwnym uśmiechem.- Albo...osoby, które będą matkami.- dodaje patrząc na dwójkę chłopaków - Nie traćmy czasu i zacznijmy!

Nie mając nic do roboty otwieram zeszyt i zaczynam rysować z tyłu różne głupoty. Czuje na sobie wzrok blondyna, ale staram się zachowywać normalnie.

- Johnson i Hemmings.

Zamykam szybko zeszyt i wstaje. Podchodzę do nauczyciela i odbieram moje dziecko. O kurde! Serio wygląda jak bobas!

Wracam na miejsce cały czas przytulając do siebie lalkę.

- Dałabyś mi może nasze dziecko?- pyta wyciągając w moją stronę ręce. W jego oczach widać rozbawienie i kpinę.

- Masz...ale spróbuj jej coś zrobić.

- Nie śmiałbym.

     Mamy lalkę dopiero od dwóch godzin i zdążyła nam już spaść. Dlaczego? Bo Luke chciał sprawdzić czy Smith żartował z tym wyciem i postanowił zrzucić ją ze schodów.

Wyje koszmarnie...

Teraz cały czas wole ją mieć przy sobie, bo już się boje co mu wpadnie to tego pustego łba.

- Nasi rodzice! - krzyczy Calum z drugiego końca korytarza.- Pokaż tego dzieciaka. 

Niechętnie mu ją podaje, bacznie obserwując jego ruchy.

- Ashton! Zobacz tego bobasa!

- Lecę! - krzyczy tak samo jak wcześniej Hood i biegnie w naszą stronę.- Ou...Widać, że geny Hemmingsa.

- Wjebać ci?

Nie wytrzymuje i zaczynam się cicho śmiać. Chłopaki patrzą na mnie jak na wariatkę, bo pewnie jestem cała czerwona na twarzy.

Nie przestając się śmiać, zabieram Calumowi lalkę i odchodzę od nich.

- Już mi zabierasz dziecko?! - krzyczy Luke kiedy jestem na końcu korytarza.- Chłopaki! Ona chce mi odebrać dziecko!

Zamknij się idioto.

Nie zwracając na nich uwagi, idę na stołówkę gdzie napewno będzie Lydia. Słyszę jeszcze tylko jak chyba Calum krzyczy na blondyna żeby się ogarnął i nie robił wstydu.

Wchodzę na stołówkę i od razu kieruje się w stronę Lydii i Tony'ego. Widząc jak ta dwójka trzyma się pod stołem za rękę, na moje usta samoistnie ciśnie się szeroki uśmiech.

- Cześć zakochani!

Siadam naprzeciwko nich od razu biorąc lalkę, aby znowu ją uspokoić. Nie mam jej pół dnia, a mam ochotę ją oddać.

- Widzisz! I dlatego nie jestem na rozszerzonej biologii - mówi Lydia, uśmiechając się przy tym zwycięsko.

- Lepiej nic nie mów, moja droga.

- Ale...

- Dziewczyny kochane wybaczcie, że wam przerywam te jakże ekscytującą rozmowę, ale...dlaczego w naszą stronę idzie Hemmings?

Że co?

Czego on jeszcze ode mnie chce?

Dopiero co od ciebie odeszłam, chciałam odpocząć!

Szybko się obracam i mam wrażenie, że oczy mi zaraz wypadną.

Cholera, a jeśli coś zrobiłam? Coś źle powiedziałam? Albo jest zły, że się śmiałam? Co jak on mnie tutaj zabije?!- moje myśli tylko podsyciły przerażenie, przez co zaczęły mi drzeć dłonie.

Sarah, kurwa uspokój się!

- Ode mnie się tak po prostu nie odchodzi - szepcze mi do ucha. Słysząc jego zachrypnięty głos, moje ciało momentalnie drży.- A mieliśmy coś ustalić, zapomniałaś?

- C-Co?

- Kiedy się widzimy po szkole? Mamy się spotykać dwa razy w tygodniu. Nie licząc weekendu.

- A...no tak - mruczę do siebie.- Wtorek i czwartek ci pasuje?

- W czwartki mam treningi.

On coś trenuje?

- Umm...to wtorki i piątki?

- Teraz już lepiej - mówi, a ja mam wrażenie, że w jego oczach przelatuje szybki błysk.- To do piątku, mamuśka.

- Ale...

Rezygnuje wiedząc, że już mnie nie usłyszy.

- Co mu chciałaś powiedzieć?- pyta Lydia.

- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, słońce - cmokam wstając. W końcu nic nie zjadłam, ughh...ale nie jestem głodna.

Po lekcjach czekam za szkołą na Alana, cały czas przytulając do siebie lalkę.

- Co ty tu jeszcze robisz mamuśko? - słysząc czyiś głos za sobą piszczę cicho i podskakuje.

- Nie strasz mnie tak! Pogrzało cię?!

Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę co tak naprawdę powiedziałam...

Nie mija chwila, a jestem przyparta do muru. Widząc jego wzrok, moje ciało momentalnie zaczyna drżeć. Jego oczy są pełne furii.

Wręcz płoną...

- To że robimy razem projekt nie daje ci prawa, żeby się tak do mnie odzywać, rozumiesz?! - nie odpowiadam.- Spytałem czy rozumiesz!

Krzyczy waląc pięścią o mur tuż przy mojej głowie. Nie...

Wszystko wraca...wspomnienia uderzają we mnie ze zdwojoną siłą. Tylko dlaczego dopiero teraz? Dlaczego w ogóle wróciły?!

- O-Odsuń się ode mnie...- szepcze coraz gorzej oddychając.- Proszę cię, nie dotykaj mnie.

- Nagle nasza mała Sarah nie jest taka odważna? Hm...zobacz jaka jesteś wystraszona...mała, żałosna idiotka.

Chyba pierwszy raz od dawna zwrócił się do mnie po imieniu stojąc ze mną twarzą w twarz.

W takich momentach zawsze nazywa mnie "Sandy".

Mówi patrząc na mnie z kpiną, a następnie dotyka mojego ramienia. Szybko zrzucam jego dłoń i odsuwam się na bezpieczną odległość. Gdzie ten Alan?!

- Nie odsuwaj się, jeśli ci na to nie pozwoliłem - łapie mnie za ramie.

- Co tutaj się dzieje? - Alan...

Wreszcie.

- A co ma się dziać? - pyta blondyn z wyraźnym zainteresowaniem.

- Idziemy?

Tym razem pytanie kieruje do mnie, na co kiwam głową. Już mam odchodzić, gdy przypomina mi się o czym miałam powiedzieć niebieskookiemu.

- A i...dziecko bierzesz ze sobą dzisiaj czy jutro?

- Słucham?

- Chyba nie myślałeś, że tylko ja je będę brała do domu...

- Wezmę je jutro.

Mruczy, po czym odbija się od muru i odchodzi zostawiając mnie sam na sam z Alanem.

- Idziemy? - pytanie Alana odwraca moją uwagę od odchodzącego chłopaka.

- Tak...jasne.

Poprawiam lalkę, a następnie razem z brunetem idę w stronę naszej ulubionej lodziarni.

Nigdzie nie ma lepszych lodów.

     Dochodzimy na miejsce i od razu wchodzimy do środka. Na szczęście nie ma kolejki. Jeśli mam być szczera, to od samego patrzenia już mi ślinka pociekła.

- Jakie tym razem chcesz smaki? - pyta obracając się w moją stronę.

- Te co zawsze.

Nie mam pojęcia po co zawsze pyta, skoro i tak biorę te same. Za każdym razem biorę waniliowe i słony karmel. Nie na odwrót. Wanilia ma być na dole, bo najlepsze zostawiam na później.

Za to Alan za każdym razem bierze inne smaki. Czasami są to mieszanki, których nie da się przełknąć.

- Proszę bardzo, nudziaro - mówi podając mi lody i siada obok mnie.

- Jakie masz dzisiaj?

- Sorbet mango i kawowe.

- I jak?- pytam ciekawa.

No i oczywiście liczę na to, że mi da spróbować.

- Masz, wiem że chcesz.

Uśmiecham się do niego słodko i próbuje kawowego loda. Jest...niezły, ale moje smaki są lepsze.

Zapamiętajcie, ja nie jem byle czego. To, że reszta jest tasteless to już nie moja wina.


     Po godzinie jesteśmy pod moim domem. Po zjedzeniu lodów poszliśmy do parku i rzucaliśmy się śniegiem.

Lalka była wtedy w bezpiecznym miejscu. Dbam o nią, żeby nie było.

Może uznacie to za dziecinne, ale kocham się bawić w śniegu.

Trochę się spociłam, więc jak tylko zdejmę to wszystko z siebie, pójdę pod prysznic.

Kocham zimę, ale nienawidzę tego, że trzeba się tak grubo ubierać.

- Wróciłam! - krzyczę wchodząc do domu.

Powoli ściągam z siebie wszystko, nie mając siły. Serio się zmęczyłam...

- W końcu jesteś, w pokoju czeka na ciebie niespodzianka...

- Co? Jaka?

Uwielbiam niespodzianki!

- Najpierw idź się ogarnąć. W łazience masz już wszystko przygotowane.

- Okej, lecę!- mówię z szerokim uśmiechem i pędzę w podskokach do łazienki.

Ściągam dzisiejsze ubrania i wkładam je do kosza na pranie, po czym wchodzę pod prysznic. Mamy i prysznic i wannę, ale przez te niespodziankę zżera mnie ciekawość.

Odkręcam wodę, a wtedy ciepła woda zderza się ze skórą mojego ciała, powodując przyjemne uczucie. Ciepło rozlewa się po całym moim ciele, a ja wręcz je wchłaniam. Uwielbiam gorące kąpiele, jak i ciepłe prysznice...

Ogólnie uwielbiam gorącą wodę...

Po umyciu ciała i włosów zakręcam wodę. Wycieram się ręcznikiem po czym owijam nim ciało i wychodzę spod prysznica. Gdy moje stopy spotykają się z zimnymi kafelkami, przez moje ciało przechodzi dreszcz.

Myje zęby, spinam włosy w niechlujnego koka i ubieram się w przygotowany przez mamę szary dres i tego samego koloru bluzę.

Gotowa zbiegam do kuchni, cały czas się uśmiechając.

- Sarah...

- Słucham mamusiu?

- Tak mnie słuchasz! Usłyszałaś o niespodziance i jak zwykle się wyłączyłaś - mówi patrząc na mnie karcąco.- Czeka na ciebie w pokoju - dodaje z niemałym uśmiechem.

Okej, nie mam pojęcia co to jest, ale jestem coraz bardziej podekscytowana.

Nic nie mówiąc pędzę na górę i wręcz wbiegam do swojego pokoju. Rozglądam się wokoło, ale nie widzę żadnej niespodzianki...

Nagle jednak mój wzrok ląduje na łóżku i mam ochotę krzyknąć, przez to co, a raczej kogo na nim widzę.

- Co ty tutaj robisz?

- To już nie cieszysz się z niespodzianki?- pyta złośliwie, mając na ustach złośliwy uśmieszek.

- Liczyłam na prawdziwą niespodziankę.

Wzdycham i siadam na krześle. Nie siądę obok niego...

Nie ma szans.

- A więc? Po co przyszedłeś? - pytam, bo w końcu nie przyszedłby tutaj bez powodu.

- A czy musi być jakiś powód?

- Hemmings...

- No już, Johnson. Bo ci zaraz żyłka pęknie - mówi rozbawiony.- Gumka nam już pękła, teraz jeszcze żyłka?- dodaje, a ja wywracam oczami.

- Mów po co tutaj jesteś?

- Sandy, jakaś ty gościnna - odpowiada, jak zwykle sarkastycznie.

- Hemmings!

- No dobra, mam sprawę.

- Zamieniam się w słuch.

Chłopak przez chwilę nic nie mówi aż W KOŃCU się odzywa.

- Musisz iść ze mną w piątek na imprezę.

Co?! Że co?!

Do następnego❤️

hejka!

Jak wam się podobał rozdział?

#TeamLuke czy #TeamAlan?

O co chodziło ze wspomnieniem Sarah'y?

Pójdzie na te imprezę?

Z góry przepraszam za błędy!

Miłego wieczorku i do zobaczenia w <3

love you all!
-luvvvharry-

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro