6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


 - Yoonie, a skąd ty to masz? - Jin powstrzymał westchnięcie, kiedy po wejściu do domu spotkał się z chłopcem, który siedząc na ziemi przyklejał kolorowe naklejki na ich srebrną lodówkę. Zdawał się tym zafascynowany, więc mężczyzna starał się powstrzymać niezadowolenie, które powodował jego perfekcjonizm względem porządku.

Chłopiec odwrócił się nieco w jego stronę, w palcach trzymając naklejkę z wizerunkiem śpiącego Ryana z kakaotalk.

Jin wyszedł nad ranem, ponieważ obiecał pomóc w klinice jednej z nowych pracownic, która nie umiała przyjąć zamówienia. Nie zajęło mu to dużo czasu, zaledwie trzy godziny. Yoongi oczywiście obudził się, kiedy tylko wychodził, ale Jin liczył na to, że wróci do snu. Na wszelki wypadek uprzedził Namjoona o tym, że koniecznie musi się nim zająć. Młodszy z mężczyzn nie był jednak widoczny w okolicy.

Prawdopodobnie nawet nie wstał z łóżka, ponieważ Yoongi wciąż był w swojej przydużej, fiołkowej piżamie, a kosmyki jego włosów były rozwiane w różne kierunki, tworząc na głowie całkowity nieład.

- Namjoonie dał. - Odparł Koreańczyk, bez zawahania zdobiąc lodówkę kolejnymi rysunkami.

- Naprawdę?

- Tak.

- A co ci powiedział? - Dopytywał dalej, zastanawiając się jak doszło do tej sytuacji. Yoongi przez moment milczał, po czym odłożył pusty już kawałek foli na ziemię i podniósł się, nieco chwiejnie stając na krótkich nóżkach.

- '' Appa wróci za chwilę, idź spać "

- Tak ci powiedział? - Zapytał nieco zdenerwowany. Nie po to prosił swojego męża o zajęcie się dzieckiem, aby ten został pozostawiony sam sobie. Yoongi przytaknął, a on westchnął i schylił się, aby go podnieść. Koniec końców dobrze, że nie zrobił sobie żadnej krzywdy. Mężczyzna obiecał sobie, że później poważnie porozmawia z Namjoonem.

- I dał naklejki.

- Tylko naklejki?

- I kartki. - Seokjin uśmiechnął się, po czym pokręcił głową. Teraz to już i tak bez znaczenia, ponieważ ich lodówka została bogato ozdobiona.

Z chłopcem na rękach szybko ruszył na piętro. Dziś Yoongi miał spotkać się z Elizabeth, a jego strój oznaczał, że mieli opóźnienie w przygotowaniach.

W łazience znalazł kolejną porcję naklejek, tym razem w rogu lustra. Szczęściem było, że Yoongi ze względu na swój niski wzrost nie mógł dosięgnąć wyżej bez stołka.

- Tu też je nakleiłeś?

- Jest pięknie.

- Może masz rację, Yoongi. - Rzucił nakładając na głowę chłopca materiałową opaskę, która miała za zadanie odsłonić jego twarz z miękkich włosów. - Jest uroczo. - Przyznał. Przygotowania zajęły im kilka dłuższych minut. Jin pomógł Yoongiemu umyć twarz, zęby i ubrać go. Nałożył na jego twarz słaby filtr, bo dziś był wyjątkowo chłodny i pochmurny dzień. - Pójdź obudzić Namjoona, dobrze? - Poprosił, kiedy wyszli z łazienki. Chłopiec przytaknął, po czym pobiegł do ich sypialni.

Wrócił po minucie.

Samotnie.

Seokjin widząc to westchnął i zapewnił Yoongiego, że to w porządku i dziś mogą zjeść śniadanie sami.

Namjoon dzień wcześniej wyszedł spotkać się z przyjaciółmi. Jin nie miał pojęcia kiedy wrócił, z kolei Yoongi nawet nie zdawał sobie sprawę z tego, że gdziekolwiek wyszedł, ponieważ już spał, kiedy opuścił budynek.

Jin zasnął przed jego powrotem.

- Lisa już czeka?

- Jeszcze nie, kochanie. Zdążymy jeszcze zjeść kanapki. - Zapewnił decydując się na posiłek, który w razie potrzeby chłopiec mógłby dokończyć w samochodzie. Na szczęście ( lub nieszczęście) Yoongi po połowie kanapki stwierdził, że już się najadł, po czym złapał za Fluffyego i pobiegł w stronę drzwi. Jin spojrzał na swoją porcję z niewielkim smutkiem, po czym zostawił jedzenie, uznając, że sprzątanie będzie dobrą pokutą dla jego męża. Chwilę później podszedł do podekscytowanego chłopca.

- Cieszysz się, że jedziesz do Elizabeth? - Zapytał pomagając mu ubrać szarą, ciepłą bluzę. Za nic nie chciał, aby Yoongi się przeziębił, a zapowiadało się na to, że cały dzień będzie chłodny. Nie sądził, aby odporność chłopca była wysoka. Był mały i wyjątkowo drobny. Przypominał mu filigranowego, małego księcia. Namjoon czasem nawet tak do niego mówił.

- Tak!

- Ona też bardzo się cieszy. - Zapewnił.

Ich relacja z Elizabeth nieco wykraczała poza zwyczajną relację między byłą opiekunką a rodzicami. Zawsze bardzo interesowała się Yoongim, pytała co u niego, jak się czuje, co robił danego dnia. Widać było, że bardzo jej na nim zależy. Sama nie miała dzieci, jak dowiedział się Jin, być może właśnie dlatego przelała na niego wiele miłości. W żaden sposób im to nie przeszkadzało. Była uroczą i troskliwą osobą. Jin naprawdę dobrze się z nią dogadywał i chciał kontynuować tą znajomość. Była dla Yoongiego trochę jak ciocia.

Ruszyli w drogę zaraz po uzbrojeniu Yoongiego w niewielki parasol w wizerunkiem Kumamona. Czas minął szybko. Chłopiec siedział z tyłu, bawiąc się uszami pluszowego królika i odpowadając na pytania Jin'a dotyczące kolorów mijanych przedmiotów. Drzew, drogi, domów czy zwierząt. Angielski chłopca był na naprawdę niskim poziomie, ale powoli się polepszał. Kim zwalał to na to, że w domu czy wraz z Hoseok'iem rozmawiali po koreańsku, ale w innym przypadku ciężko byłoby im się dogadać. Obawiał się tego jak to będzie wyglądać po pójściu Yoongiego do szkoły. Całe szczęście, że on i Hoseok byli w jednej grupie. Mimo to naprawdę musieli popracować nad językiem. Przecież on nie zrozumie nawet opiekunów, jeśli złożą zbyt ciężkie zdanie.

W końcu dojechali na miejsce. Elizabeth już czekała przed kawiarnią, trzymając w dłoniach zdobioną, papierową torebkę.

- Yoongi! - Krzyknęła łapiąc w swoje ramiona chłopca. Ostatnim razem spotkali się kiedy kobieta przywiozła go do ich domu. Wtedy ich pożegnanie nie było zbyt czułe. Teraz wyglądało na to, że byli ze sobą naprawdę blisko. Jin wcale się nie dziwił. Yoongi jej ufał. Im wciąż nie do końca. - Jin.

- Cześć. - Rzucił delikatnie ją obejmując. Kobieta oddała uścisk i podała mu paczkę.

- To dla Yoongiego, ale nie chcę zabierać tego ze sobą.

- Nie musiałaś.

- Chciałam. - Zapewniła podnosząc chłopca. Jin wiedział, że nie powinni tego robić, bo Yoongi nie był już tak małym dzieckiem, ale było w nim coś co powodowało, że chciało się go rozpieszczać. - Wejdziesz z nami?

- Nie tym razem. Mam dziś dużo zajęć. - Westchnął poprawiając grzywkę Yoongiego, która nieco się zmierzwiła. - Przyjadę po niego o osiemnastej, tak jak się umawialiśmy, w porządku?

- Oczywiście. Wyślę ci później mój adres.

- Dziękuję. - Rzucił, po czym delikatnie ucałował blady policzek chłopca. - Zobaczymy się wieczorem, Yoonie. W porządku? - Zapytał, a mały Koreańczyk przytaknął. Mimo to zdawał się zdezorientowany i niepewny. Jin poczuł się odrobinę źle, ale wiedział, że wielokrotnie będą odseparowani i musieli do tego przywyknąć. Nie mogli spędzić całego życia razem.

Później Seokjin pojechał do miasta wykonać konieczne do pracy badania. Niedawno postanowił zrobić specjalizację w gadach, do kolekcji przy tej dotyczącej kotów, psów i małych gryzoni. Lubił się uczyć, lubił poznawać nowe rzeczy i czuć, że się polepsza. Po wieści o możliwej adopcji postanowił przesunąć szkolenie o kilka miesięczny, a dziś umówił się w szkole, aby złożyć rezygnację. To pochłonęło kolejne dwie godziny jego życia.

W drodze powrotnej kupił trochę owoców i ich ulubione dania w pobliskiej restauracji. Nie miał dziś weny, aby gotować, a Elizabeth zapewniła, że przygotuję coś zdrowego dla jego wychowanka.

Kiedy wszedł do domu było nieco po piętnastej. Panowała cisza, dlatego sądził, że Namjoon musiał gdzieś wyjść. Może też potrzebował coś załatwić, o czym zapomniał mu wspomnieć lub wybrał się na spontaniczne spacer.

Ku jego zaskoczeniu znalazł go w salonie, gdzie malował na błękitno białe dotąd litery.

- Co robisz? - Zapytał podchodząc bliżej. Rzucił jedzenie na kanapę, po czym stojąc za nią wychylił się i objął szyję swojego męża. Oparcie nieco wbijało mu się w brzuch, ale i tak oddał pocałunek, który minutę później został złożony na jego ustach. - Maluję.

- Zdążyłem to zauważyć. Co to jest?

- Litery na drzwi pokoju Yoongiego. - Wyjaśnił. Seokjin przyjrzał się nieco uważniej, aby dostrzec, że faktycznie litery składają się w imię ich wychowanka. - Był zachwycony tymi Jimina i Taehyunga, więc kupiłem podobne. Były tylko białe, więc je maluję, żeby nie stopiły się za bardzo z drzwiami.

- To urocze, Joon.

- Do usług. - Rzucił młodszy, po czym wrócił do farby, która nieco ozdobiła stół okrągłymi plamami.

- Potrzebujesz pomocy?

- Poradzę sobie. Niewiele zostało. - Zapewnił Namjoon. Seokjin przytaknął, po czym wziął swoją sałatkę z grillowanym kurczakiem i usiadł na pobliskim fotelu.

Powoli jadł wpatrując się w swojego partnera, który w głębokim skupieniu kontynuował swoją pracę.

Było dziwnie cicho i spokojnie. Odzwyczaił się od tego. Nie musiał się niczym martwić, szukać rozpaczliwie ciekawych zajęć dla Yoongiego czy sposobu jak namówić go do większej ilości jedzenia. Nie pomagał mu przy sprzątaniu zabawek, nie opowiadał mu niczego, nie oglądał z nim bajek zastanawiając się nad tym, czy to już nie pora na sen ani tym co muszą do jego czasu zrobić. Yoongi nie prosił go o wyjście do ogrodu, nie opowiadał mu o Fluffym, ani żadnej z zabawek z jego pokoju, do których powoli się przekonywał. Yoongi był z nimi od niedawna, ale idealnie wpasował się do ich nudnej dotąd codzienności.

Teraz Jin powinien odpocząć, ale nie mógł wyzbyć się myśli, że coś było nie tak.

- Już za nim tęsknisz? Dopiero wróciłeś. - Rzucił Namjoon wabiąc ponownie jego uwagę. Racja. To było to. Tęsknota.

- Pusto tak jakoś.

- To przez to, że cały dzień skupiasz na nim sto procent swojej uwagi.

- Możliwe.

Dotąd wiedli takie życie cały czas. Lubili ciszę i spokój. Teraz jednak naprawdę brakowało mu tego dzieciaka wokół.

Namjoon w końcu odłożył pędzel i zabrał się za swój posiłek. Oboje milczeli co jakiś czas wymieniając się uśmiechami.

- Mama dzwoniła. - Powiadomił go młodszy Kim jakiś czas później. Słowo mama oznaczało oczywiście rodzicielkę Seokjina. Namjoon nie utrzymywał kontaktu ze swoją rodziną. - Pytała czy przyjdziesz po nią na stację.

- Oczywiście, że tak. Nie ma innej opcji. O której będzie?

- Dziewiętnastej.

- Idealnie. Odbiorę Yoongiego i zabiorę go ze sobą.

- Mogę to zrobić, jeśli chcesz.

- Nie, to w porządku. - Zapewnił. - Możesz pojechać z nami, jeśli masz ochotę.

Prawda była taka, że Seokjin od razu pożałował, że mu odmówił. Cały czas miał wrażenie, że Namjoon traktuje chłopca niczym przybysza z innej planety. Był w stosunku do niego niepewny i ostrożny, jakby mógł go w każdej chwili unicestwić. Brunetowi zdawało się, że chłopiec wręcz szuka kontaktu z Namjoonem. Czasami wieczorami kręcił się w jego pobliżu, ale nie proponował mu zabawy, dopóki Kim nie zrobił tego, niezwykle nieporadnie. Zawsze się cieszył, jak mężczyzna proponował mu wspólne spędzanie czasu. Zwykle ranki spędzał tylko z Jin'em, dlatego ten starał się, żeby wieczory były jego partnera. W końcu nie pisał się na samotne rodzicielstwo. Yoongi był niezwykły, nie rozumiał czego mężczyzna tak bardzo się obawiał.

- Chociaż nie. - Rzucił nagle, zanim Namjoon zdążył odpowiedzieć. - Pojedziesz ze mną, przyjedziesz z Yoongim do domu, a ja z mamą weźmiemy taksówkę. Na pewno będzie padnięty, nie będę tachać go na dworzec.

- Okej. - Odparł jedynie Namjoon.

Mama Seokjina pisała do nich niemal codziennie. Cały czas wypytywała się o wnuka, aż w końcu oznajmiła im, że przyjeżdża na weekend i nic jej nie powstrzyma. Seokjin był pewny, że gdyby mogła to zabrałaby Yoongiego do siebie i nigdy im go nie zwróciła. Kochała dzieci. Nie ważne w jakim wieku czy z jakim charakterem. Każde otrzymywało od niej niesamowite dawki miłości. Można powiedzieć, że to ona pierwsza wspomniała o adopcji. Byli wtedy młodzi i dopiero myśleli o budowie domu, a ona bez przerwy mówiła jak wspaniale byłoby, gdyby ich rodzina się powiększyła o jakieś biedne dziecko, które nie miało swojej własnej. Nie byli do tego przekonani. Czasami Namjoon wciąż zdawał się nieprzekonany co raniło i martwiło Jin'a.

W pewnej chwili Seokjin przyjechał skontrolować budowę i po spojrzeniu na ogromny budynek pomyślał, że jest za duży dla dwóch osób, że będą w nim samotni. Po powrocie do domu usiadł przed telewizorem z wzrokiem wbitym w drzwi, czekając na powrót Namjoona, z którym nieustannie się mijali. Wtedy dotarło do niego, że tak naprawdę od dawna oboje są samotni. Co z tego, że mają siebie? To już przestało wystarczać.

Kilka dni później zobaczył dokument o rodzinach zastępczych i przypomniały mu się słowa jego matki o tych niechcianych dzieciach, o tym jak pragną domu, rodziny, ciepła. Niedługo po tym i w jego głowie zaistniało pragnienie o powiększeniu rodziny.

Było dużo zmartwień, ale wierzył, że mogą być dobrymi rodzicami.

Czas przed wyjściem spędzili głównie rozmawiając. Oboje jakimś cudem zmieścili się na kanapie w dość komfortowych pozycjach, włączyli telewizor i niczym się nie przejmując opowiadali sobie wzajemnie o ostatnich spostrzeżeniach, wydarzeniach, o tym jak Jin spędził czas w pracy. Zbierając się do samochodu przypomnieli sobie o literach, które okazały się całkowicie suche. Nieco nieporadnie powiesili je na drzwiach prowadzących do pokoju Yoongiego, po czym wyszli z domu.

Nie spieszyli się za bardzo. Mieli jeszcze trochę czasu, dlatego skupili się na komentowaniu zachowań czy strojów przechodniów. Nie było ich wiele, ale Elizabeth mieszkała bliżej centrum miasta, dlatego z każdą chwilą pojawiała się większa ich ilość.

Gdy w końcu dojechali Yoongi był już zmęczony. Przysypiał na kanapie w salonie oglądając bajkę. Seokjin nie znał się na nich zbyt dobrze, ale wiedział, że opowiada historię rodziny pingwinów. Były urocze. Zawsze leciała wieczorami, dobrze usypiając dzieci swoją luźną fabułą i cichymi postaciami. Yoongi często zasypiał oglądając to.

-Yoonie? - Rzucił Seokjin wchodząc w głąb mieszkania, za namową Elizabeth, która stojąc w drzwiach z Namjoonem opowiadała mu o tym jak spędzili dzień i jak cieszy się na to, że mogli pobyć nieco razem. Jin zauważył, że naprawdę musiała być bardzo samotna. Nigdzie nie biegł żaden zwierzak czy dziecko, nawet urządzenia domowe działały jakoś cicho. Odwykł od tego, dlatego teraz zdawało mu się to naprawdę smutne.

Dodatkowo Elizabeth nie miała żadnego współlokatora. Żyła całkowicie sama.

- Yoonie. - Powtórzył Seokjin podchodząc do kanapy. Chłopiec skulił się pod kocem, ale spojrzał w jego kierunku. - Czas wracać do domu.

- Przyjechałeś. - Rzucił cicho, podnosząc się powoli. Zaraz zaczął ziewać, nie decydując się na podniesienie z mebla.

- Oczywiście, że tak. - Powiedział brunet, podchodząc bliżej. Yoongi wyciągnął w jego kierunku ręce, a on ostrożnie go podniósł, pozwalając, aby ułożył głowę na jego ramieniu i ponownie zamknął oczy. - Mówiłem, że po ciebie przyjadę.

- Myślałem, że nie.

- Nie zostawiłbym cię. Za bardzo bym tęsknił.

- Naprawdę?

- Naprawdę. - Zapewnił cicho, po czym mocniej objął chłopca i ruszył w stronę drzwi wejściowych. Widząc ich Namjoon zdjął z siebie bluzę i opatulił nią ciało Yoongiego, aby nie musieć namawiać go do tego, aby założył swoją.

- Czyli dobrze spędziliście dzień? - Zapytał, prawdopodobnie po usłyszeniu całej historii Elizabeth.

- Wciąż jest aniołkiem. Mam nadzieję, że niedługo znowu będę mogła go zobaczyć. - Odparła delikatnie poprawiając fryzurę niemal czteroletniego Koreańczyka. - Chyba zasnął.

- Bardzo możliwe. Pójdziemy już, Jin musi odebrać mamę ze stacji.

- Napiszcie jak będziecie mieli chwilę.

Kilka minut później wyszli z budynku. Jin wciąż trzymając dziecko w ramionach, Namjoon dbając o ich bezpieczeństwo. W końcu Seokjin odetchnął i ułożył chłopca w foteliku. Ten na moment się przebudził, mrucząc coś w niezadowoleniu, ale w końcu oparł głowę o pas i ponownie zamknął oczy.

- Zamówię taksówkę. Mama niedługo będzie. Powinniśmy wyrobić się w ciągu godziny. - Uprzedził Jin na moment podchodząc do samochodu od strony kierowcy, aby złożyć nieco zbyt długi pocałunek na ustach męża. W końcu ostatnio nie mieli wiele czasu na czułości, a Yoongi aktualnie i tak spał. - Jedź bezpiecznie. Obudź Yoongiego jak wrócicie. Elizabeth mówiła, że nie zjadł kolacji. Zjemy wszyscy razem jak przyjadę.

- Uważaj na siebie.

Druga nie była najkrótsza, ale Namjoon nie narzekał. Jechał w ciszy, pozwalając Yoongiemu na sen. Zwykle kładli go do łóżka w okolicy dziewiętnastej, dwudziestej. Przeważnie nie spał w ciągu dnia, ale czasami robił sobie krótką drzemkę, jeśli Hoseok wymęczył go jakąś wyczerpującą zabawą. Był bardzo aktywny i sprawny fizycznie. Yoongi był bardziej niezdarny i powolny, zawsze wszystko musiał przemyśleć. Czy na tym drzewie na pewno nie ma mrówek?

Czy Jimin nie powinien bawić się z nimi?

Czy Jin lub Namjoon nie uznaliby zabawy za niebezpieczną?

O ile droga była miła to w domu zaczęło się piekło. Prawdopodobnie była to jedna z najgorszych sytuacji, jakie Namjoon mógł sobie wyobrazić.

Otóż, kiedy ostrożnie obudził Yoongiego i podniósł go, zamknął samochód i ruszył do domu przytulając jego małe ciałko, nagle do jego uszu dotarło z pozoru niewinne słowo.

- Fluffy?

Namjoon natychmiast się zatrzymał i powoli obrócił w stronę samochodu. Przeczucie podpowiadało mu, że coś jest nie tak i chyba domyślał się co.

- Zabierzemy go rano, dobrze? Jest bardzo zimno, chodźmy do domu. - Rzucił, ale chłopiec mocno wcisnął głowę w okolicę jego obojczyka i pokręcił nią.

- Fluffy będzie chory.

- Nie będzie, kochanie. - Zapewnił wznawiając swoją drogę. Zaraz poczuł dość lekkie, ale mimo to bolesne uderzenie prosto w prawe udo.

- Auć, Yoongi! Nie wierzgaj nogami!

- Przepraszam. - Szepnął bardziej rozbudzony. Odsunął się nieco od Namjoona, który powoli opuścił go na ziemię.

Od razu pobiegł w kierunku samochodu, a mężczyzna ruszył za nim niechętnie niczym skazaniec.

Wyjął kluczyki z kieszeni i odblokował drzwi pojazdu, po czym z niewielką nadzieją skupił wzrok na chłopcu, który wdrapał się do środka.

- N-Nie ma.

- Na pewno jest, poszukaj dobrze. - Rzucił Kim wyjmując telefon z kieszeni. Był pewny, że nie zostawił nic na siedzeniach samochodu. Maskotka z nimi nie wracała.

- Nie ma, Joonie!

- Poszukaj dobrze. - Poprosił słysząc panikę w głosie dziecka.

Wybrał numer Elizabeth. Był pewny, że Jin również nie zwrócił uwagi na brak zabawki.

- Coś się stało? Z Yoongim wszystko w porządku? - Zapytała natychmiast, wyraźnie, zmartwiona połączniem. Było już dość późno, a oni dopiero co od niej wyjechali.

- Tak, tak, w porządku. Nie możemy znaleźć jego zabawki, wiesz, tego królika. Nie zostawił jej u ciebie?

- Ojej, racja. Królik. Poczekaj sekundkę, poszukam go. - Odparła.

Wykorzystując chwilę blondyn zawołał do siebie smutnego chłopca i ponownie zablokował dostęp do pojazdu.

- Gdzie Fluffy?

- Za moment się dowiemy. - Zapewnił łapiąc za dłoń chłopca. Nieco się trząsł, co go zmartwiło. Seokjin zabiłby go, jeśli mały Koreańczyk przeziębiłby się z jego winy.

Pociągnął go w stronę budynku i wpuścił do środka.

- Poszukaj go w swoim pokoju, dobrze? - Poprosił, a kiedy chłopiec ruszył na piętro Elizabeth wróciła do telefonu.

- Przepraszam, Namjoon, ale nigdzie go nie ma. Może Yoongi go gdzieś zostawił? Powinnam była bardziej o to zadbać. - Powiedziała zmartwiona.

- Nie, to w porządku. Powinien sam go pilnować.

- Daj znać, jeśli go znajdziecie.

- Pewnie, miłego wieczoru.

- Wam również, do usłyszenia.

Kiedy połączenie zostało rozłączone Namjoon uznał, że pójdzie na piętro sprawdzić jak radzi sobie najmłodszy.

Nie spodziewał się jednak tego co zastał.

Wszędzie były jego zabawki, ziemie przysłaniała warstwa ubrań wyrzuconych z szafy. Wszędzie panował chaos, a pośród niego siedział Yoongi.

Jego widok niemal łamał serce Namjoona. Chłopiec siedział na środku dywanu, z piąstkami przy twarz, drżącymi ramionami i czerwonymi policzkami, po których bez przerwy spływały gorzkie łzy. Kim nigdy nie widział Yoongiego płaczącego. Oczywiście czasem miał gorszy czas, tęsknił za rodziną, nie chciał jeść, chciał dłużej bawić się z Hoseokiem, dłużej oglądać telewizję czy przewracał się prosto na swoje ozdobione plastrami kolana, ale nigdy nie płakał. Zwykle powiedział cicho, że mu się to nie podoba, ale po delikatnym zmarszczeniu drobnego noska zapominał o sytuacji.

Teraz było inaczej. Wyglądał jakby wpadł w panikę, cicho płacząc i trąc policzki.

- Oh, Yoongi. - Rzucił Namjoon podchodząc bliżej. Od razu podniósł go z dywanu i mocno przytulił, pozwalając, aby chłopiec mocno objął jego ramiona. - Wszystko będzie w porządku, Fluffy na pewno na nas czeka.

- G-Gdzie?

- Nie jestem tego pewny. - Mruknął, ale to tylko nasiliło smutek . - Ale hej! Nie możemy płakać, mały! Zaraz go poszukamy, co ty na to? Nie możemy mu kazać zbyt długo czekać. - Zapewnił, co spowodowało, że płacz niemal natychmiast zmalał. Namjoon cieszył się, ale widział, że Seokjin nie będzie zadowolony, gdy dowie się o tej sytuacji.

- Poszu-ukamy?

- Oczywiście, ale najpierw ubierzemy się ciepło. Jest bardzo zimno. - wyjaśnił podnosząc z ziemi błękitną bluzę z brązowym misiem wyszytym w centrum. Pomógł założyć ją pochlipującemu chłopcu, po czym ostrożnie zszedł na niższe piętro wahając się czy nie powinien wziąć dla niego czegoś więcej.

- Byliście z Lisą na lodach, prawda?- Zapytał wycierając mokrą twarz Yoongiego, zanim wyszli na zewnątrz.

Oj Seokjin z pewnością będzie na niego wściekły.

- Tak.

- A gdzie? - Zapytał po zapakowaniu ich do samochodu i odpaleniu silnika. W odpowiedzi otrzymał wzruszenie ramionami i smutny wzrok zbitego szczeniaka. Namjoon westchnął i ruszył w stronę centrum. Yoongi wyglądał na zmęczonego, ale jednocześnie przerażonego. W jednej chwili ziewał, a w drugiej w jego oczach pojawiały się usilnie powstrzymywane łzy.

Namjoon starał się utrzymać z nim rozmowę, ale niebo powoli ciemniało i było zimno. Czekał tylko na wiadomość od zmartwionego Seokjina lub jego rodzicielki. Na pewno zdziwi ich nieobecność Yoongiego.

Kiedy w końcu dojechali do ulicy, o której jak sądził, wspominał Jin, myślał, że Yoongi już śpi. Zaparkował na z trudem znalezionym miejscu i wyłączył silnik. Nie było zbyt jasno, ale kiedy obrócił się w stronę siedzeń pasażera mógł dostrzec lśniące oczy Yoongiego.

- Myślisz, że to gdzieś tu? - Zapytał, ale ponownie otrzymał wzruszenie ramionami. Namjoon wstał i obszedł samochód, aby pomóc Yoongiemu wyjść z pasów, które wciąż stanowiły dla niego zagadkę. Troskliwie poprawił jego bluzę, po czym podał mu dłoń i pomógł wyjść na zewnątrz.

Ruszyli wzdłuż ulicy. Było naprawdę wiele osób. Wokół było dużo osiedl, budynków, a sama ulica była blisko centrum miasta. Znajdowało się przy niej wiele sklepowy. Od tych z zabawkami dla dzieci, po te z zabawkami dla dorosłych.

- Yoonie, pamiętasz, jak wyglądała lodziarnia? - Zapytał Namjoon mocno trzymając dłoń chłopca, który rozglądał się wokół. Niektórzy posłali w ich stronę uśmiechy. Kim zastanawiał się czy wyglądają ciekawie. Wydawało mu się, że mogli wyglądać rodzinnie. On, dorosły mężczyzna, z małym chłopcem mocno trzymającym jego dłoń.

- Była duża.

- Hm, duża? - Mruknął. Niewiele mu to mówiło.

- Miała drzwi.

- Oh, a jakie?

- Um... - Rzucił Yoongi zastanawiając się. - Yellow!

- Żółte? - Zapytał zatrzymując się. Yoongi nie był dobry w angielskim, mógł przestawić znaczenie kolor, ale zapytany w języku koreańskim przytaknął. Namjoon uśmiechnął się i nieco przyspieszył. To stanowczo skracało listę podejrzanych miejsc.

Poza tym ledwo powstrzymywał się przed śmiechem na to jak dziwnie i niepoprawnie brzmiał Yoongi mówiąc po angielsku. Seokjin wspominał, że uczy go kolorów, widać robili JAKIEŚ postępy.

Oczywiście Yoongi potrafił się dogadać po angielsku. Problem stanowiły podstawowe słowa, których nie używał na co dzień. Umiał z kimś porozmawiać chociażby o swoim dniu, ale nie znał cyfr, kolorów, niektórych zwierząt czy określeń pogody po angielsku. Tworzył proste zdania.

W końcu dotarł do kawiarni z wielkimi, ciężkimi drzwiami pomalowanymi na żółto. Było kilka minut po dziewiętnastej, co według godzin otwarcia oznaczało, że była już zamknięta, ale przez szybę Kim mógł dostrzec młodą kobietę w środku.

Powoli pachnął drzwi i wpuścił podskakującego Yoongiego do środka.

- Już zamknięte. - Powiedziała pracownica podnosząc na nich wzrok. Zdawała się niewiele starsza od niego. Miała długie, rude włosy i miły, acz przemęczony wyraz twarzy.

- Przyszliśmy po Fluffyego. - Oznajmił Yoongi dość poważnie, wabiąc wzrok kobiety, która szeroko się do niego uśmiechnęła.

- To jego zabawka. - Namjoon pośpiesznie wyjaśnił. - Biały królik. Nie został tu dziś znaleziony?

- Niestety nie, przykro mi. - Odparła delikatnej głaszcząc głowę Yoongiego, kiedy jego dolna warga niebezpiecznie zadrżała.

- Joonie? - Zapytał obracając się w jego kierunku, z pierwszymi łzami w oczach.

- W porządku, w porządku! - Powiedział natychmiast, schylając się do chłopca. - Nie płacz, znajdziemy go!

- Twój tata na pewno go znajdzie. - Powiedziała kobieta, widząc stan chłopca. Natychmiast odłożyła trzymaną zmiotkę i poszła bliżej.

Namjoon obawiał się reakcji Yoongiego na to jak go określiła, ale ten zdawał się tym nie przejmować zbyt zajęty płaczem.

Sam poczuł dziwne ciepło w klatce piersiowej. Pierwszy raz ktoś zupełnie obcy nazwał go tatą Yoongiego. To było naprawdę miłe uczucie, którego nigdy dotąd nie poznał.

- Słyszałeś, Yoonie? Znajdę Fluffyego. - Zapewnił w końcu podnosząc chłopca. - Dziękuję i przepraszam, że przeszkodziliśmy.

- To nic, przykro mi, że nie mogłam pomóc. Mam nadzieję, że szybko znajdziecie Fluffyego.

Po krótkim pożegnaniu się z kobietą Namjoon wyszedł na zewnątrz i przystanął za żółtymi drzwiami.

- Gdzie jeszcze byliście? - Zapytał przecierając policzki chłopca, który wyciągnął dłoń i wskazał na sklep całodobowy naprzeciw. Kim przytaknął i ostrożnie przeszedł na drugą stronę ulicy.

W środku od razu odszukał kasę i zapytał o pluszowego królika. Niestety odpowiedź była podobna do wcześniejszej. Tym razem Yoongi nie płakał, a jedynie ułożył głowę na jego ramieniu i nieco ucichł, zawiedziony. - Gdzieś jeszcze? - Zapytał cicho Namjoon. Próbował sobie przypomnieć co Elizabeth dokładnie mówiła mu o ich dzisiejszym dniu, ale nie mógł zbyt przejęty płaczem chłopca.

- Plac zabaw.

- Racja. W którą stronę idziemy?

Yoongi poprowadził go między w górę jezdni. Szczęściem było, że nie był ciężki, ponieważ droga była długa i dość stroma. Namjoon starał się iść najszybciej jak potrafił, aby uniknąć zbyt długiego przebywania na zimnym powietrzu.

W końcu dotarli na niewielki plac zabaw, gdzie odstawił Yoongiego na ziemię i zaczął szukać zabawki co jakiś czas uprawniając się, że chłopiec jest obok cały i zdrowy. W końcu nie miał nawet czterech lat, bliżej mu do trzech i pół. Był mały i łatwy do zagubienia niczym Fluffy.

Najpierw przeszukał piaskownice i drewniany domek. Bezskutecznie.

Kilka minut spędził na dokładnym przeszukaniu pobliskich krzaków. Kiedy się obrócił jego wzrok uchwycił coś. Małą sylwetkę pod jedną ze zjeżdżalni. Natychmiast podszedł bliżej i sięgnął po nią. Podniósł ją wyrażeń postać okazała się zabawką. Bez wątpienia był to Fluffy. Ponownie zabrudzony, porzucony Fluffy.

- Yoongi! - Chłopiec od razu obrócił się od huśtawek. Widząc go z ukochaną maskotką w dłoniach rzucił się w jego kierunku. Po drodze potknął się o kępkę trawy, ale w końcu dotarł do Namjoona i z wielkim uśmiechem pochwycił Fluffyego w ramionach, opowiadając mu o tym jak bardzo się bał, dopóki Kim nie podniósł go i nie ruszył w dół ulicy. Yoongi zasnął zanim dotarł do samochodu, mocno trzymając Fluffyego przy swoim wątłym ciele.

Po powrocie do domu okazało się, że Namjoon nie mylił się co do wściekłości Seokjina i jego mamy. Oczywiście usłyszał wiele skarg na to jak nieodpowiedzialny jest, że mógł poczekać do jutra lub zostawić Yoongiego u Taehyunga, ale koniec końców to nic, ponieważ po wybudzeniu chłopca to on był tym, który dostał niezliczoną ilość uścisków i uroczych całusów.

___________________
Pytanie!!
Rozdziały w tym opowiadaniu są przeważnie baaaardzo długie. Wolicie krótsze? Przeszkadza wam to?
Buziaki, kocham muah muah 💕 😘♥ ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro