ROZDZIAŁ 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 - Schlierenzauer otwórz te drzwi do cholery, przecież słyszysz że ktoś się dobija!!! – krzyknęłam głośno stojąc pod prysznicem z szamponem na włosach.

 - A mogę potem dołączyć do ciebie?!

 - Spadaj, dalej mnie miednica boli po nocy! – spojrzałam na swoje biodra, gdzie zaczęły wykwitać siniaki, kto by pomyślał że Gregor może mieć aż tak wystające kości.

Zdążyłam szybko się wykąpać do końca i wyjść z łazienki prosto do sypialni. Szybko się wytarłam ręcznikiem, nałożyłam szybko jakieś ubrania, lekko się pomalowałam i przeczesując wilgotne włosy palcami zbiegałam po schodach na dół.

Okazało się, że gościem była Luzie. Perfekcyjna jak zawsze, zacząwszy od ubrania, przechodząc na włosy i na jej aurze kończąc. Podniosła na mnie wzrok znad swojego telefonu.

 - Następnym razem nie krzycz na całą ulicę o krzywdzie jaką ci wyrządził ten tutaj – powiedziała od razu wskazując na blondyna, który był w trakcie robienia nam wszystkim kawy.

Usiadłam przy wyspie na stołku barowym.

 - Najpierw jedziemy do Jakoba, a potem na zakupy. Mnie samej przydałaby się jakaś nowa sukienka na ten wieczór.

 - Ooo, zagospodarowałaś w swoim napiętym grafiku trochę czasu dla przyjaciółki? – zażartowałam.

Chwyciła filiżankę, którą postawił przed nią skoczek i upiła łyk kawy.

 - Dzisiaj wszystkie zadania zwaliłam na moich pracowników, ja też muszę mieć czasem chwilę wolnego.

Całkowicie wolny dzień od pracy to była nowość jeśli chodzi o Schmitt, to największa pracoholiczka jaką znam. Gawędziliśmy we trójkę o jutrzejszym wieczorze i po chwili wsiadaliśmy do czerwonego terenowego BMW mojej przyjaciółki. Po drodze słuchaliśmy Maroon 5, śpiewałyśmy z czego Gregor się śmiał. Wysadziłyśmy go jak najbliżej mieszkania Michaela, bo tam wczoraj zostawił samochód po czym udałyśmy się do restauracji naszego kumpla.

Pogoda dopisywała, a śniegu w mieście nie było widać przez co się cieszyłam bo mogłam założyć swoje białe conversy, które przezornie spakowałam do walizki. Na parkingu przed „Foellerei” zaparkowałyśmy auto i weszłyśmy do środka. Przeważało ciemne drewno w wystroju, ale było bardzo stylowo i nowocześnie.

Jakoba znalazłyśmy przy barze przeglądającego jakieś dokumenty. Od kiedy go znam, czyli od jakiegoś siódmego roku życia zastanawiałam się na kogo wyrośnie, wiele myśli o przyszłości wtedy snuliśmy, ja chciałam być aktorką, archeologiem lub dziennikarką, a on lekarzem albo naukowcem. A gdzie wylądowaliśmy? Właściciel renomowanej restauracji z muzyką na żywo oraz agentka do spraw marketingu i imprez sportowych. A jak to było z Luzie? Marzeń miała wiele: artystka, dekorator wnętrz, projektantka. A skończyła jako trener personalny, ze swoimi artystycznymi zapędami jako hobby.

 - Trafiłam między pracoholików – powiedziałam podchodząc z brunetką do kolegi. Spojrzał na nas i uśmiechnął się szeroko, po czym przytulił każdą z nas.

 - Nie gadaj tak, bo ty też bierzesz na siebie za dużo roboty, zwłaszcza teraz podczas Pucharu Świata – powiedział Jakob.

Luzie spojrzała na niego wzdychając.

 - Kiedy ty ostatni raz byłeś u fryzjera? – skarciła go marszcząc brwi.

 - A ty znowu zaczynasz, jakbym słyszał swoją matkę – jęknął.

Wywróciłam oczami słysząc tą wymianę zdań, od zawsze to samo. Luzie zawsze się czegoś czepia, Jakob narzeka, a ja zadaję sobie pytania „gdzie popełniłam błąd trafiając w to towarzystwo?”.

 - Dobra, Jakob, jest sprawa. Masz może jakiś wolny ośmioosobowy stolik na zamianę za nasz? Skoczkowie bardzo chcą zobaczyć mnie w akcji – powiedziałam ironicznie przerywając ich twórczą dyskusję.

*

 - Wybrałaś już repertuar na jutro? – pyta się mnie Luzie przeglądając ubrania w jednym ze sklepów. Byłyśmy już po spotkaniu z Jakobem, a teraz szukamy czegoś na imprezę.

 - Skoro mówił, że towarzystwo będzie raczej przemieszane to postawię na eklektyczną mieszankę, wiesz trochę klasycznych, znanych piosenek, a trochę tych współczesnych. Z zespołem to już ustaliłam, mają listę więc będzie okej.

W końcu wyszło tak, że każda z nas do przymierzalni wniosła po jakieś 10 rzeczy. Mi bardziej zależało na znalezieniu jakieś bluzki do spodni niż sukienki, nie przepadałam za nimi. Po przejrzeniu mnóstwa koszul, bluzek, a nawet topów zdecydowałam się na granatową bluzkę kopertową do spodni ze stanem, dekolt jest na tyle dyskretnie wycięty, że widać mi więcej niż w zwykłej bluzce, ale nie rzuca się w oczy. Luzie wybrała bordową sukienkę z rozkloszowanym dołem bez ramiączek.

Lunch zjadłyśmy u Jakoba w restauracji przez co po zakupach mogłyśmy się kierować prosto do mojego domu. Smsowałam z Gregorem, któremu bardzo się spodobały moje zdjęcia z przymierzalni jakie mu wysłałam.

 - Dzięki za podwiezienie, do jutra – wysiadłam z samochodu, zamknęłam drzwi, a Luzie ruszyła w stronę swojego mieszkania.

No to teraz czeka mnie praca nad piosenkami, nie chcę przecież dać plamy przed tymi wszystkimi ludźmi. Pewnie zejdzie mi do nocy.

 - Ale nie jestem pracoholiczką – powiedziałam do siebie zaprzeczając prawdzie.

Zdradzę wam, że już w przyszłym rozdziale będzie się działo :) Jak myślicie, co to takiego? 

Poza tym od razu informuję, że to fanfiction nie będzie długie, liczę jakieś 20 rozdziałów maksymalnie ze względu na inne pomysły rodzące się w mojej głowie. 

Co powiecie na fanfiction o Hazzie? Jest sporo myśli, ale muszę to złożyć w całość. Jak mi się uda to od razu dodam jakiś prolog i fabułę :)

Pozdrawiam, A x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro