12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Filmik w mediach jest mój.

Kiedy Grace obudziła się następnego dnia, nie była już smutna. Nie była zła. Nie była bezradna. Nie była zrozpaczona. Po prostu była, chociaż lepiej zabrzmiałoby określenie "istniała".  Leżała na łóżku, obserwując sufit, bez słowa. Wiedziała, że jest już późno i powinna być na lekcjach, ale mało ją to obchodziło. Chciała tylko świętego spokoju.

Na myśl, że Rosalind teraz cieszy się ze swojego sukcesu, wtuliła się mocniej w kołdrę.

Wygrałaś, suko.

– Grace, ktoś do ciebie – oznajmiła Beatrix, która zrezygnowała z normalnej rozmowy z siostrą już rano, kiedy próbując prowadzić dialog tak naprawdę prowadziła monolog, bo czarnowłosa nie miała ochoty odpowiadać.

Tak było też i tym razem, i nie odezwała się nawet słowem. Tymczasem ruda odeszła, wpuszczając do pokoju Rivena. Chłopak miał opuchnięte oczy, które wskazywały na to, że płakał. Jego włosy były rozczochrane bardziej niż zwykle, a złośliwy uśmiech nie pojawił się na jego twarzy. W rękach trzymał bukiet róż, czując, że powinien jakoś pokazać dziewczynie, że naprawdę mu zależy.

Kiedy jednak stanął przy jej łóżku, milczał. Nie mógł znaleźć żadnego słowa, żeby przekazać jej jak bardzo jest mu przykro przez to, co się stało, i jak bardzo chciałby teraz ukarać się w jakikolwiek sposób. Nie miał też odwagi zacząć mówić, jak bardzo mu zależy na dziewczynie i co by zrobił, żeby jej nie stracić. Czy był w ogóle na to sens? Czuł się, jakby stracił ją wczoraj, i kiedy obudził się dzisiaj rano, był kompletnie zniszczony słysząc od Sky'a o tym, co zrobił.

Miał ogromną ochotę zamordować za to wszystko najpierw Florę, później Rosalind, a na samym końcu siebie. Wiedział jednak, że tego nie zrobi, a to go denerwowało jeszcze bardziej.

Nagle zauważył, że Grace mu się przygląda. Wzdrygnął się, widząc jej obojętny i zimny wzrok. To nie było to spojrzenie, którym go obdarzała poprzednio. To było spojrzenie którym obdarzała najgorszych wrogów. Łzy po raz kolejny pojawiły się w jego oczach, na tą myśl. Czuł się taki słaby, ale wiedział, że na to zasłużył.

W pewnym momencie starcił siłę w nogach, i po prostu upadł na kolana przed łóżkiem dziewczyny. Łzy w końcu uwolniły się z jego oczu, i zaczął płakać, głośno przy tym szlochając. Grace nawet nie drgnęła, ale jej oczy również zaszły wodą. Nie wiedziała, co ma zrobić. Czuła się tak bardzo zraniona. Przez chłopaka, i przez to jak on się czuje. Wiedziała, że to nie jego wina, ale jej psychika usilnie dobijała się do granicy, krzycząc "zranił cię!". Tak mocno jak chciała mu dać drugą szansę, tak mocno chciała go już nigdy nie zobaczyć na oczy. Błagała w myślach, żeby o nim zapomniała, jakby nigdy go nie spotkała. Miłość ją umocniła, ale jednocześnie uczyniła słabą, przez co teraz była tak bardzo zniszczona. Sytuacja z przeszłości dobiła się do jej świadomości wczoraj, ale teraz powoli odpływała do nieświadomości, jakby rozumiejąc, że dziewczyna nie jest w stanie się z nią zmierzyć.

– Wiesz co zrobiłeś? – Zapytała nagle, a jej zimny głos odbił się od ścian. Chłopak zapłakał jeszcze głośniej, kiwając głową, i nagle przepraszając jak nawiedzony. Kiedy po jego trzydziestym "przepraszam" wyglądało na to, że nie ma zamiaru przestać, dziewczyna go powstrzymała swoimi kolejnymi słowami.

– Nie masz pojęcia.
– Zraniłem cię. Przepraszam. Błagam. Wybacz mi. Wiesz, że nie dam rady bez ciebie. To przez ciebie zacząłem żyć, i jesteś jedyną osobą dla której wytrzymuję.
– Ty mnie nie zraniłeś. – Odpowiedziała, kiwając głową i ignorując jego dalsze słowa. – Ktoś inny mnie zranił, a ty mi o tym przypomniałeś. I cię za to nienawidzę. Przysięgam Riven, nienawidzę cię. Chciałabym cię teraz zniszczyć, tak jak ty zniszczyłeś mnie.
– Zrób to – poprosił, bo tak jak mówił – zrobiłby wszystko, żeby siebie ukarać. Ona nienawidziła jego, a on nienawidził siebie jeszcze bardziej.
– Nie mogę. A wiesz dlaczego?

Łzy leciały ciurkiem po jego twarzy, kiedy zaprzeczył.

– Bo cię kocham. I nawet kiedy chcę cię zabić, wiem, że nie dałabym rady. Więc przestań błagać mnie o wybaczenie, bo nigdy go ode mnie nie potrzebowałeś. Mógłbyś mnie teraz dźgnąć nożem, a ja bym nie była na ciebie zła. I za to cię nienawidzę. Nienawidzę cię za to, że cię kocham, i to czyni mnie słabą.

Chłopak nagle wstał, i kładąc kwiaty na kolanach dziewczyny, zbliżył się niebezpieczne, a łzy nadal spływały po jego twarzy. W jego oczach nadal było błaganie.  Oparł się pięściami o jej łóżko, zabierając jej jakąkolwiek przestrzeń prywatną i możliwość ucieczki. Nie przejęła się tym jednak. Patrzyła w jego oczy, ale już nie tym zimnym spojrzeniem. Za bardzo uwolniła swoje emocje, żeby móc je z powrotem zamknąć w sobie.

Wystarczyło, że poczuła jeden ciepły oddech chłopaka na swojej twarzy, a natychmiast rzuciła się na jego usta, przyciągając go za szyję bliżej. Ten pocałunek nie był w niczym delikatny. Przekazywał złość, nienawiść, miłość, namiętność i ich pragnienie. Przekazywał wszystkie ich uczucia, których teraz tak bardzo nie chcieli. Chłopak już dawno wszedł na łóżko, najprawdopodobniej trochę przygniatając kwiatki, ale nikt się tym nie przejął. Grace była przyciśnięta do ściany, kiedy usta chłopaka zeszły na jej szyję. Westchnęła ciężko, kopiąc kołdrę, żeby miał lepszy dostęp do jej ciała. Czuła jego ślady na jej skórze, i czuła jakby coś parzyło ją od środka. Zaraz odwróciła rolę, i to ona była na górze, podwijając bluzkę Rivena, tak, żeby mogła zrobić to samo, co on jej.

Beatrix otworzyła delikatnie drzwi, zaglądając do środka, żeby zobaczyć, czy nadal wszyscy żyją. Natychmiast je jednak zamknęła i zrobiła dwa kroki do tyłu, widząc scenę, która się tam rozgrywała. Wciągnęła powietrze zaskoczona, nim podskoczyła w miejscu, i rzuciła się przed siebie, prosto w stronę pokoju dziewczyn, żeby przekazać im dobre informację.

Grace miała wcześniej rację. Rosalind zdążyła ucieszyć się, że już wygrała, a czarnowłosa upadła. Cóż, Rosalind, powinna wiedzieć, że tak naprawdę czarnowłosa tylko wiązała buty na dalszą drogę.

Mogła ją zniszczyć, mogła ją torturować, mogła na niej eksperymentować, mogła starać się odebrać jej wszystko – ale nigdy jej nie złamie. Bo Grace, przeciwnie do tego, co Rosalind myślała, była niebezpieczna nie przez swoją moc i wiedzę – była niebezpieczna dlatego, że wiedziała co to znaczy upadać i wstawać tysiąc razy. Była niebezpieczna, bo jedyną osobą która ją uratowała, jest ona sama. Była niebezpieczna, bo nie bała się być na dnie. I przede wszystkim była niebezpieczna, dlatego, że nie bała się końca – bo koniec był dla niej tylko nowym początkiem.

Rosalind, bój się. Nowy początek nadchodzi.

+++++++++++++++++++++++++++++++++++

– Opłakujemy Silvę, Dowling, czy może już na przyszłość Andreasa i Rosalind? – Zapytała Grace, wchodząc następnego poranka do pokoju dziewczyn. Wszystkie siedziały na kanapie, milcząc, ze smutnymi minami. Kiedy zobaczyły dziewczynę, nagle wszystkie się poderwały, krzycząc jej imię, niemal z pytaniem w głosie.

– We własnej, chorej osobie… – odpowiedziała, rozkładając ręce na boki, z miną, która wskazywała, że wróciła do siebie. To znowu była ta sama władcza, ironiczna, silna, potężna, przebiegła i nadzwyczaj mądra i spokojna Grace. Dziewczyny rzuciły się, żeby ją przytulić. Kiedy ją niemal udusiły w szóstkę, dziewczyna uniosła brwi do góry, trochę z zaskoczenia, trochę z pogrady, a trochę z radości.

Wtedy też do pokoju wszedł Sky, a w drzwiach jednego pokoju pojawiła się Flora. Oboje posłali sobie zdziwione spojrzenia, z tą różnicą, że w Sky'u była lekka nienawiść do tej dziewczyny. Co z tego, że zrobiła to przez Rosalind? Zraniła jego siostrę, i nie ma zamiaru jej tego łatwo przebaczyć.

Zaraz jego wzrok spoczął na Grace, którą zeskanował od góry do dołu. Miała na sobie czarne i wysokie na jakieś dziesięć centymetrów obcasy, krótką tego samego koloru obcisłą sukienkę z długimi rękawami, włosy związane w idealnego koka i mocny makijaż, kontrastujący z czerwoną szminką. Tak, zdecydowanie jest z nią lepiej – pomyślał, nawet nie chcąc wiedzieć, co zrobił Riven żeby ją przekonać.

– Hej braciszku – przywitała się, podchodząc i dając mu buziaka w policzek, a później mocno przytulając. Myślał, że chciała tylko to, ale ona jak zwykle miała dodatkowy cel. Kiedy ją objął (w końcu była prawie jego wzrostu!) Wyszeptała mu do ucha:

– Dziękuję za pomoc ostatnio. Jesteś najlepszym bratem na świecie.

Sky uśmiechnął się szeroko, odsuwając ją trochę od siebie.

– Cieszę się, że wróciłaś do siebie.

– Dobra, a teraz brygada! – Wypaliła nagle, a wszyscy stanęli na baczność. – Mamy kilka rzeczy do omówienia i załatwienia. Ale najpierw…

Mówiąc to, podeszła do Flory, i zatrzymując się przed nią wyciągnęła dłoń. Dziewczyna się zawahała, zaskoczona. Nie wiedziała co ma myśleć o całej sytuacji, i myślała, że czarnowłosa jest na nią wściekła. Zresztą nie czuła się wspaniale, przez to co zrobiła Rivenowi.

– Nie jesteś zła na to, że rozwaliłam ci związek z Rivenem?

Grace zaśmiała się zimno, powodując, że Flora się wzdrygnęła.

– Skarbie, jeśli myślisz, że tyle wystarczy żeby zniszczyć to co jest pomiędzy nami… to musisz się bardziej postarać.

Dziewczyna zeskanowała ją nieśmiało wzrokiem, nim również podała jej rękę. Właśnie w tym momencie przyszli ostatni spóźnieni – Riven i Sam. Przekraczając próg oboje stanęli jak wryci, widząc scenę która się rozgrywa.

– Okey, to ja może wrócę później – stwierdził Riven, łapiąc za ramię Sam'a, za pewne po to, żeby zrobił to samo.
– Ani mi się ważcie.

Na głos Grace zrezygnowali z pomysłu, i zamiast tego podeszli do przodu.

– Dobra, to teraz tak. Sky, Bloom, nie jesteście mi już tutaj potrzebni… jedźcie do twojego – tutaj wskazała na Sky'a – domu, po wiecie jaki słownik.

Oboje skinęli głową, i wyszli niemal jak żołnierze, a Grace uśmiechnęła się na to. Brakowało jej tego.

– Stella, wiem co się stało, i wiem jak to odkręcić, ale to później. Terra, Sam, Flora, jeśli chcecie się zemścić na Rosalind – tu szczególnie odniosła się do ostatniej dziewczyny – mam dla was misję wymagająca umiejętności zielarskich. Beatrix, wiesz co robić. Nadal ją śledź. Aisha… co ja ci będę dużo mówić. Zbliż się do tego chłopaka co z nim tyle piszesz, bo zwariuję gdy zobaczę jak jeszcze raz klikasz w te literki zamiast się z nim spotkać. Riven, dasz radę trochę wybadać Andreasa? Jakie ma teraz relacje z Rosalind? Musa, pomożesz mu?
– Jasne kochanie.

Grace z uśmiechem klasnęła w ręce.
– To do roboty.

Zaraz po tym stwierdzeniu Aisha wyszła zaskoczona, kierując się radą dziewczyny, czując, jakby to był jej znak, że jednak powinna się spotkać z chłopakiem. Wahała się, ale teraz… ma w dodatku misję, więc może się nią tłumaczyć sama przed sobą. Beatrix wyszła zaraz za nią, idąc do Rosalind. Riven dał buziaka w policzek dziewczyny, nim również wyszedł z Musą, zostawiając ją samą z Stellą, Florą, Samem i Terrą.

Grace najpierw opowiedziała czwórce o tym, co Rosalind robi uczniom, co nie było łatwym zadaniem. Jak tu delikatnie oznajmić, że każdy może nagle stać się eksperymentem doświadczalnym kobiety? Kiedy jednak wyrzuciła to z siebie, poczuła się dużo lepiej. Tamta czwórka widocznie nie, bo aż usiedli na kanapy, zaskoczeni przytłaczającą wiedzą. Nie martwiła się tym jednak, a wytłumaczyła im, że oczekuje od nich jakiejś odtrutki, i podała im przy tym kartkę na której zapisała wszystkie obserwację od tego samego ucznia, którego ukryła kilka dni temu.

– Nie oczekuje cudów, ale pomyślcie o tym. Wierzę w was. Stella, chodź, pogadamy – poprosiła, zapraszając blondynkę do osobnego pomieszczenia.

Westchnęła, wiedząc, że najcięższe już za nią. Nadchodzącą rozmowa nie wydawała jej się jednak łatwiejsza.

– Pokaż mi.
– Co?
– Pokaż mi to, co zrobiła ci mama. – Poprosiła, a dziewczyna zawahała się, nim ściągnęła sweter. Grace bezuczuciowo oglądała nową "błyskotkę" dziewczyny, która pilnowała, żeby nie mogła przekroczyć terenu szkoły, i zostawiała za sobą okropne ślady na jej plecach, zapewne przez próbę wyciągnięcia jej.
– Mogę się tego pozbyć, żebyś mogła wychodzić. Musisz to jednak zostawić gdzieś tutaj, żeby to wyglądało, jakbyś była w twoim pokoju. Kiedy jednak twoja mama przyjedzie, musisz z powrotem go… wczepić, żeby się nie zorientowała.
– możesz to zrobić? – Zapytała, z nadzieją w oczach.
– Tak, ale kiedy jesteś na terenie szkoły noś go w kieszeni. To trochę jak lokalizator, pokazuje gdzieś jesteś. Więc żeby to było wiarygodne, musisz się przemieszczać. Okey?

Blondynka pokiwała głową, a Grace zebrała w sobie pokłady mocy. Z jej pleców wyrosły białe skrzydła, którymi "przykryła" Stellę, a magiczny przedmiot na jej plecach sam spadł na podłogę, kompletnie bezboleśnie. Jedyny skutek uboczny był taki, że blodynka była… duchem. Na szczęście nie na długo, bo Grace to natychmiast odwróciła.

Kiedy się odsunęła oddychała szybciej, bo użycie mocy w ten sposób, chociaż szło jej coraz lepiej i coraz bardziej ją rozumiała, bardzo ją męczyło. Stella w tym czasie sięgnęła bo błyskotkę, którą natychmiast schowała do kieszeni.

– Dziękuję – powiedziała z wdzięcznością, z zaskoczenia przytulając dziewczynę. Grace odwzajemniła uścisk, w duchu ciesząc się, że udało jej się wszystko załatwić tak naprawdę za jednym razem. Była w swoim żywiole, kierując wszystkim. Kiedy teraz już skończyła rozdawać zadania, miała ochotę usiąść i odpocząć. Te poważne rozmowy ją wykończyły. Musiała jeszcze jednak załatwić jedną sprawę, co postanowiła zrobić od razu. Dlatego wyszła z pokoju, i ruszyła prosto do biura Rosalind.

Chciała jej pokazać, że się nie boi. Że jej nie złamała. A przy okazji zdobyć jakieś informacje o jej mocy, bo już miała serdecznie dość szukania ich w bibliotece, i trafiania na nic. Dlatego stojąc w sekretariacie posłała oczko Beatrix, nim zapukała do drzwi dyrektorki, która krzyknęła "wejść!"

– Dzień dobry pani dyrektor – przywitała się, wchodząc do środka. Kobieta zaskoczona uniosła głowę znad papierów, widząc dziewczynę. – Przepraszam, że przeszkadzam. Mam jednak pewne pytanie.
– Tak? – Zapytała, ciągle zaskoczona, starając się jednak tego nie pokazać. Ale Grace była inteligentna, i zauważyła zdziwienie kobiety.
– Czy wie pani coś więcej o mojej mocy? Nie mogę znaleźć żadnych informacji w bibliotece, więc pomyślałam, że może pani coś wie…

Rosalind przez chwilę przyglądała jej się badawczo, nim skinęła głową. Wstała, i podeszła do jednej z szafek, z której wyciągnęła starą, grubą księgę.

– To twojej matki – powiedziała. Grace zmarszczyła brwi, bo to wydało jej się być za łatwe. Kobieta nie dałaby jej tak po prostu tych informacji.
– Ma pani jeszcze jakieś rzeczy mojej mamy?
– Nie zdążyłam zabrać dużo przed jej śmiercią.

Dziewczyna skinęła głową, nim wstała i dziękując opuściła gabinet z uśmiechem. Ciężka książka w jej rękach wręcz pulsowała mocą, a oczy czarnowłosej zabłysły czerwienią.

Chcesz grać Rosalind? A więc zagrajmy. Szach-

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro