6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Film w mediach nie należy do mnie.

P.S. to ostatni rozdział, związany z pierwszym sezonem "winx:fate". Niestety dopiero tworzę rozdziały do drugiego, więc spodziewajcie się, że mogą się one pojawiać trochę rzadziej ❤️ natomiast możecie zmotywować mnie komentarzami do ich szybszego pisania hah ❤️

+++++++++++++++++++++++++++++++++++

- Mogę się domyślać, ile macie do mnie pytań.
- Trochę ich jest - odpowiedziała ruda, podczas gdy Grace nagle zamilkła jak kamień.
- A ja mam do ciebie tylko jedno, Bloom. Czy zdajesz sobie sprawę, jak bardzo wyjątkowa jesteś?

Wywołana patrzyła tępo na wróżkę, milcząc.

- Nauczyć cię nowej sztuczki?
- Teraz?
- Musisz wiedzieć, skąd pochodzisz. A ja muszę się stąd wydostać. A teraz sięgnij do płomienia, który masz w sobie.

Grace zmarszyla brwi, kiedy nagle zrozumiała o co chodzi.

Cholerny smoczy płomień?

Oczy rudej zapłonęły ogniem, kiedy Rosalind mówiła dalej.

- Instykt podpowiada ci, że ten płomień cię spali. Twój instynkt się myli.

Bloom zbierając wystarczającą ilość magii dotknęła bariery, ale nic się nie stało.

- Jeszcze raz Bloom. Rozpal go mocniej.

Ruda po kolejnych dwóch razach chciała się poddać. Wtedy pierwszy raz odezwała się Grace, podchodząc do niej bliżej.

- Skup się Bloom. Pomyśl o tym, jak potężna jesteś. Bo jesteś, prawda?

Grace obeszła ją dokoła, nachylając się jej do ucha.

- Udowodnij.

Tym razem na ręce Bloom pojawiły się żywe płomienie, dzięki którym bariera zniknęła.

+++++++++++++++++++++++++++++++++++

Grace po godzinie słuchania Rosalind nie wiedziała, czy była bardziej zdziwiona, przerażona (a to się zdarzało rzadko!) czy może po prostu zmęczona. Tyle lat szukania odpowiedzi, której jak się teraz okazuje, sama nie wie czy chciała poznać.

Oprócz prawdy o sobie i swojej bliźniaczce, poznała także tą o Bloom. I ani jedna ani druga nie była zbytnio przyjemna.

A teraz, zamiast wrócić do pokoju i zapomnieć o problemach z Rivenem, oglądała jak Bloom odblokowuje pełnię swoich mocy. Nagle ruda ochłonęła, a cały ogień w magicznym kręgu zniknął, co przyciągnęło uwagę Grace.

- Ma pani na myśli siebie. Przy pani. Mam pani słuchać, zaufać i pozwolić się poprowadzić? Dopiero się poznaliśmy. Ukryła mnie pani przed panią Dowling! Nikomu nie mówiąc, że istnieje! Prawie zabiłam rodzinę, bo zostałam w pierwszym świecie bez pomocy!
- W ramach pomocy potrzebowałaś miłości. Farah nie mogła ci jej dać. Vanessa i Michael mogli.
- Zna pani ich imiona?
- Wiedziałam, że mają stracić córkę. Dałam im drugą szansę. A tobie dałam schronienie przed potworami, które chciały cię zabić. Zawsze będę o ciebie dbała Bloom. A kiedy to się skończy, znajdziemy twoich rodziców.

Grace miała ochotę prychnąć. A co z jej rodzicami? Rosalind ich zabiła. W imię dobra. Ale to dobro miało być dla wszystkich, tylko nie dla niej i jej siostry. Co powinna o tym myśleć? Cała sytuacja była beznadziejna. Nie mogła zrozumieć, dlaczego jej siostra i ona są wróżkami, skoro jej rodzice to wiedźmy krwi. A może ona nie jest wróżką? Jej moce są okropne. Idealne dla wiedźm. Ale co z jej siostrą? Ona włada typowym żywiołem, może służyć dobru jeśli tylko chcę.

Słysząc dźwięk wiadomości natychmiast spojrzała na telefon, licząc, że to od Rivena. Nie myliła się. Pisał, że w szkole są spaleni i żeby pod żadnym pozorem nie wracała, tylko znalazła bezpieczną kryjówkę.

Czarnowłosa prychnęła. On miał walczyć a ona się ukrywać? Nigdy w życiu.

- Spaleni są w szkole. Trzeba pomóc naszym. Już, Bloom.
- Grace - głos Rosalind zatrzymał dziewczyny.
- Z tobą porozmawiam następnym razem.

Dziewczyna skinęła głową, ciągnąc rudą za rękę. Po drodze dogonił ich Sky, którego Bloom dwie godziny temu odurzyła przy kamiennym kręgu, żeby się go pozbyć. Cóż, on napewno nie pozwoliłby jej włamać się w gabinecie Dowling do podziemi, by uwolnić potężną, uśpioną wróżkę. Całkiem zabawne. Grace pamiętała jeszcze czasy, gdzie rudowłosa była cicha, zakompleksiona na punkcie swoich mocy, i słaba. A odkąd zaczęły się przyjaźnić... śmiało można powiedzieć, że czarnowłosa stworzyła potwora. Oczywiście w pozytywnym sensie! A przynajmniej dla niej, bo dla Dowling może niekoniecznie.

- Co mamy dokładnie robić? - Zapytała wyżej wspomniana, przed samym wejściem do szkoły.
- Rozpierdol, czego nie zrozumiałaś? - Odpowiedziała jej sarkastycznie Grace, otwierając bez zawahania drzwi.

Razem z dwójką przyjaciół poszła w kierunku dziedzińca, ale w pewnym momencie dostając wiadomość od Stelli, zmieniła ich kierunek.

- Chłopak Musy jest ranny, a one są zamknięte w pokoju. Musimy im pomóc. - Oznajmiła, po drodze wbiegając do szklarni, skąd wzięła zębak. Para spojrzała na nią zdezorientowana, ale wykonała jej rozkazy. Kiedy udało im się otworzyć drzwi do pokoju dziewczyn, zauważyły chłopaka leżącego na ziemi, i trójkę przyjaciółek otaczających go.

- Musimy go zabrać na dziedziniec. Barykadują go. - Wypalił Sky czytając wiadomość i pomagając się podnieść, jak się dowiedziała Grace, Samowi.

Pięć minut później stali na dziedzińcu, który wyglądał jak baza wojenna. Wszystko było zabarykadowane, w kącie pomieszczenia były jakieś zioła i wróżki kombinujące przy nich, a także ojciec Terry i Sama, którego tam położyli. Na środku pomieszczenia przemawiała Dowling. Starała się zmotywować wszystkich do odwagi i obrony. Bloom jednak nie słuchała, a zamiast tego pobiegła za dyrektorką.

Grace wysłała za nimi swój cień, żeby podsłuchał o czym mówią, a sama starała się znaleźć Rivena. W końcu go dostrzegła. Wyglądał na zdziwionego jej widokiem, ale otworzył szeroko ramiona, w które te po chwili wpadła. Ich mocny uścisk był czymś więcej, niż tylko przytuleniem. Pokazywał ich strach, zestresowanie i zdenerwowanie.

- Gdzie Beatrix? - Wyszeptała mu do ucha, przypominając sobie o siostrze.
- Jest bezpieczna. Chowa się w szklarni z Deanem.
- Bogu dzięki...
- Chodź, pomóżmy reszcie.

Nie minęła godzina, kiedy wszyscy usłyszeli okropny chałas. Ktoś próbował się przebić przez barykady. Dowling chodziła między nimi, mówiąc o zachowaniu spokoju, ale Grace wątpiła, że ktoś jej słuchał. Ona sama nie zrozumiała ani słowa, skupiając się na tym, by zniknąć niezauważona. Kiedy w końcu jej się to udało, dogoniła Bloom. Cień poinformował ją chwilę wcześniej, że dziewczyna próbuje się ulotnić. Reszty czarnowłosa się domyśliła. Jej przyjaciółka chciała powstrzymać cały atak, z wiedzą, że spaleni atakują szkołę by dostać się do niej. Na zewnątrz już stały Aisha, Musa, Terra i Stella, robiąc za obstawę. Grace podziwiała ich lojalność wobec rudej. Teraz jednak skupiła się na misji, oznajmiając:

- Idą za tobą. Skup się, zrób to, co Rosalind mówiła. Aisha, jeśli płomienie wymkną się Bloom spod kontroli, otocz ją wodą.

W tym momencie na horyzoncie zamajaczyły sylwetki spalonych. Grace dałaby radę pokonać je sama. Już czuła, jak wściekłe dusze w niej buzują, żeby się wydostać i zniszczyć dziwne kreatury. Nie chciała jednak tego zrobić. Wiedziała, że skoro przyszły one po rudą, to ta powinna głównie się ich pozbyć. Inaczej jej samoocena spadnie do zera, i ciężka praca nad jej mocą pójdzie na wakacje do Madagaskaru, a Rosalind będzie wkurzona. Mimo to, nie chciała stać bezczynnie.

- Bloom, będę tutaj przy tobie. Pomogę ci, więc nie bój się stracić kontroli.

Spaleni byli coraz bliżej, kiedy Grace złapała ją za dłoń. Po chwili zastanowienia postanowiła rzucić do wszystkich hasłem bojowym, tak na dobrą zachętę. Po za tym stwierdziła, że jej potencjalnie ostatnie słowa powinny zabrzmieć tak, jak jej charakter - morderczo.

- Zróbmy chaos.

Obie dziewczyny otoczyła woda, kiedy skupiły w sobie ogromną ilość magii, po chwili pozwalając by wybuchła. Zamiast jednak zniszczyć wszystko dookoła spowodowała, że obie dziewczyny uniosły się do góry. Bloom otoczył ogień, a Grace czarne i białe dusze. Nie było to jednak straszne - wręcz przeciwnie. Wyglądało pięknie. W pewnym momencie dwa żywioły ułożyły się w skrzydła, które mimo tego, że dziewczyny już stały na ziemi, nadal się utrzymały.

Grace i Bloom otoczyli spaleni, ale nim zdążyli zbliżyć się na odległość metra dziewczyny użyły swoją moc, by ich zniszczyć. Połowę pokonała rudowłosa, połowę czarnowłosa.

Widząc, że pokonały już wszystkich, natychmiast opadły z sił. Ich skrzydła zniknęły, a one same wylądowały by na ziemi, gdyby nie Dowling, Stella i Aisha, które w odpowiednim momencie je złapały.

- Dobra robota, dziewczyny - pochwaliła je dyrektorka, przytrzymując Grace.
- Zabierzcie je do pokoju. Nic im nie będzie, ale są osłabione.

Dziewczyna skinęły głową, pomagając przyjaciółkom.

Kiedy jednak tylko przekroczyły próg szkoły, Riven rzucił się w ich stronę.

- Czy tobie już całkiem całkiem odbiło, Grace?! - Zapytał, a raczej wydarł się na dziewczynę, przejmując ją od Aishy. Trzymał ją na rękach tak samo jak ostatnim razem, kiedy zasłabła. Tym razem jednak oprócz zmartwienia czuł wściekłość. Nie pilnował dziewczyny, a ona wręcz poszła na pewną śmierć.

- Nikt nie jest wiecznie normalny - stwierdziła, uśmiechając się słabo. - Zabierz mnie do Beatrix, proszę.
- Powinnaś odpocząć...
- To ważne, Riven.

Chłopak westchnął, ale się zgodził. Skierował się w stronę szklarni, gdzie była jej siostra i Dean.

- Roslind zaraz tu będzie. - Oznajmiła Grace, kiedy Riven w końcu pozwolił jej stanąć na własne nogi. - Ona i nasz tata mają plan. Możecie się przyłączyć. To nie musi być koniec.
- Chwila - zatrzymał ją czarnoskóry, zdziwiony.
- Przysłał was tutaj wasz tata?
- Technicznie to nie nasz ojciec, ale wie co robić. Zobaczycie. - Wtrąciła się ruda.

Grace spojrzała smutno na siostrę. Później będzie musiała wytłumaczyć jej co się stało w Asterdel. Zawsze wiedziała co robić, ale w tej sytuacji nawet nie potrafiła obmyślić porządnej wypowiedzi. Jak wytłumaczyć, że osoba którą uważały za wzór tak naprawdę wybiła ich rodziców? A co gorsza, jak odpowiedzieć na pytania, na które nie ma odpowiedzi, takie jak: Dlaczego obie mają tak różne od siebie moce? Przy normalnych wróżkach to by jeszcze przeszło, ale wiedźmy krwi... to nie było już normalne. Obie powinny móc kontrolować to, co kontrolują wiedźmy, mieć takie same moce, albo chociaż podobne które są "złe". Które jedyne co wprowadzają, to zniszczenie i chaos. I o ile Grace je miała...

- Grace.
- Rosalind.
- Minęło sporo czasu...
- To przyjaciele.
- Miło jest mieć przyjaciół. Pewnie chcą wiedzieć co teraz.

Czarnowłosa się w uśmiechnęła.

+++++++++++++++++++++++++++++++++++

Tymczasem Dowling nadal stała przy ciałach, które godzinę temu były spalonymi.

- Co się stało? - Zapytał Silva, nagle przybiegając do kobiety. Przez cały czas był w szkole, pilnując zestresowanych uczniów i pomagając rannym.
- Grace i Bloom się przemieniły. Po jednej nocy spędzonej z Rosalind odblokowały starożytną magię, która podobno przepadła. A najgorsze jest to - tutaj przerwała, żeby przełknąć głośno ślinę. Bała się, że jak powie swoją myśl na głos, to może się ona stać faktem. - Że obie stają się do niej coraz bardziej podobne.

+++++++++++++++++++++++++++++++++++
Grace mimo tego co się stało w nocy, o godzinie szóstej rano już była na nogach. Przez okno w swoim pokoju zauważyła Sky'a, i bez dłuższego zastanowienia, postanowiła do niego pójść. Przebrała się w normalne ubrania, i zeszła na dół, wychodząc do ogródka. Chłopak nawet nie drgnął kiedy do niego podeszła. Przez chwilę przyglądała mu się w ciszy, nim usiadła obok niego. Wiedziała, czego dowiedział się wczoraj w nocy. Jej cień wysłany za Bloom podsłuchał więcej, niż miała w planach.

- Boli, prawda?
- Nie wiesz jak bardzo - odpowiedział, nawet nie zastawiając się skąd ona wie, a w jego oczach pojawiły się łzy.
- Czasami negatywne emocje są pożyteczne. Trzymają nas w pionie, kiedy nie ma już nic innego. Pamiętaj o tym, Sky. Jesteś silny. Nie ważne jak cholernie to boli, to cię nie zniszczy. - Grace? - Zapytał, w końcu patrząc w jej oczy. - Dziękuje.

Czarnowłosa uśmiechnęła się słabo, opierając się o jego ramię. Wiedziała, że musi poruszyć jeszcze jeden temat.

- Posłuchaj mnie uważnie. Na dniach wydarzy się dużo dziwnych rzeczy. Nie zbaczaj na nie. Pamiętaj, po czyjej jesteś stronie i nie schodź na żadną inną, pod żadnym pozorem. Rozumiesz?

Chłopak spojrzał na nią z zaciekawieniem w oczach, ale w końcu objął ją ramieniem przytulając jej ciało do swojego. Nie rozumiał tego, ale wiedział, że ta dziewczyna jest stabilizacją. Nie tylko jego, ale też Rivena, Bloom, Aishy, Stelli, Beatrix, Deana...

I nawet jeśli cały świat byłby przeciwko nim, ona była by obok i mówiła im, co powinni robić żeby przetrwać.

To ona była tym, kogo zawsze im brakowało.

Liderem.

+++++++++++++++++++++++++++++++++++

- Silva, z wielką przykrością muszę cię aresztować. - Luna, królowa Solarii stanęła przed mężczyzną, z dziwnie usatysfakcjonowanym uśmiechem. Nie wiadomo kto w tym momencie był bardziej zdziwiony - Silva czy Sky, który stał za nim.

- Za co?!

- Za usiłowanie zabicia Andreasa.
- Usiłowanie?

Szok tylko się pogłębiał, a w momencie kiedy nagle z samochodu wyszedł blond, niby zmarły mężczyzna, Saul omal nie zemdlał.

- Osz ty, w mordę... - przeklął pod nosem, nawet tego nie kontrolując.
- Witaj, stary przyjacielu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro