7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Filmik należy do mnie!
+++++++++++++++++++++++++++++++++++

Grace siedziała na podłodze w swoim pokoju, skupiając się w pełni na swojej mocy. Czuła obecność dusz wokół niej. Czuła ich złość, ich radość, ich cierpienie. Czuła wszystko każdym skrawkiem swojego ciała. Miała wrażenie, że jej głowa zaraz wybuchnie. Krew w jej żyłach pulsowała tak mocno, że czarnowłosa wręcz mogła dostrzec je wszystkie na swoim ciele. Zamiast jednak czerwonej krwi widziała czarną, chociaż takiej samej konsystencji, ciecz. Jej oczy przybrały taki sam kolor. Czuła, jak jej włosy unoszą się od napięcia w powietrzu. Jej klatka piersiowa unosiła się szybko i równomiernie, co najmniej tak, jakby jej właścicielka właśnie przebiegła maraton.

Po co to wszystko?

Otóż Grace testowała swoje moce po przemianie. Miała nadzieję, że jest teraz wystarczająco silna, żeby skomunikować się z własnymi rodzicami, skoro są martwi.

Po dziesięciu minutach szukania odpowiedniej duszy, i tym samym wsłuchiwaniu się we wszystkie inne czarnowłosa czuła, że opada z sił. Jej ciało ogarnęła nagle złość. Czemu jej rodzice nie chcą się z nią skomunikować? Przecież inne dusze nie mają z tym problemu.

Zanim zdążyła się uspokoić, na jej plecach pojawiły się czarne skrzydła. Spojrzała w lustro zaciskając pięści. Zauważyła już, że w zależności od emocji która nią kieruję, skrzydła składają się albo z białych, czyli dobrych dusz, albo czarnych - potępionych. Nie podobało jej się to ani trochę. Widzieć, jak złość przejmuje nad nią kontrolę.

Dlatego obiecała sobie, że nauczy się to kontrolować. A do tego potrzebowała informacji. Dużo informacji. A gdzie znajdzie ich więcej, niż w bibliotece?

Myśląc o tym zdążyła się trochę uspokoić, a skrzydła zniknęły bez śladu - tak samo jak czarne oczy i żyły. Grace westchnęła głośno, po czym wstała z podłogi, otrzepała się z niewidzialnego kurzu, i skierowała do wyjścia.

Po drodze zastanawiała się nad tym, gdzie tak właściwie podziewa się Beatrix. Odkąd Rosalind stała się dyrektorką, czarnowłosa dużo rzadziej widywała się z własną siostrą. Domyślała się, że rudowłosa przesiaduje u ich "ojca". Z drugiej strony obawiała się jednak, że siedzi z Rosalind. A ta kobieta, chociaż w pewnym sensie wzór dla nich, była niebezpieczną manipulatorką. Grace mogła tylko liczyć na inteligencję i przebiegłość Beatrix, pozwalając tej dwójce spędzać czas sam na sam.

Po przekroczeniu progu biblioteki uderzył w nią silny zapach starych książek. Jej usta mimowolnie ułożyły się w uśmiech, kiedy zaczęła przechodzić między regałami, w poszukiwaniu tematu który ją interesuje. W końcu, przy dziesiątym regale znalazła dział o starożytnych wróżkach. Z lekcji historii wróżek pamiętała, że to właśnie wtedy były one najpotężniejsze, i najczęściej się przemieniały. Dlatego bez dłuższego zastanowienia wzięła trzy pierwsze książki z brzegu, i usiadła do stolika.

Tytuł pierwszej brzmiał "Wróżki i ich początki" co od razu zaciekawiło Grace. Pomyślała, że może znajdzie w niej informacje o początkach mocy nad istotami ciemności. Skąd one się wzięły? Czy napewno pochodziły od wróżek? Te pytania dręczyły ją odkąd Rosalind wyjawiła jej prawdę o jej przeszłości.

Kłamstwa były jej emocjonalnym stalkerem. Podążały za nią od dziecka. Obserwowały ją, a kiedy tylko nadążyła się okazja, atakowały. Grace miała tego już dość. Chciała w końcu poznać całą prawdę, bez ani ziarnka kłamstwa. Szkoda, że nikt dookoła niej nie chciał jej pomóc.

Przewijając kolejne strony książki, zauważyła rozdział o mocy ognia. Mimowolnie się przy nim zatrzymała, dokładnie go studiując w poszukiwaniu informacji o smoczym płomieniu. Kolejna intrygująca sprawa. Bloom była niczym otwarta księga, a mimo to chowała w sobie zagadki, o których nawet Dowling nie wiedziała. Kiedy w końcu natrafiła na wzmiankę o potężnej mocy, uśmiechnęła się szeroko. Nie na długo niestety, bo tekst dostarczał tylko podstawowej wiedzy, którą już posiadała. W myślach zanotowała jednak, że poszuka czegoś więcej w innych książkach. Tymczasem przewinęła kolejne kilkanaście stron. Ominęła rozdział o mocy ziemi, nadmiernej empatii, nawet powietrza, żeby przekonać się, że nie ma nic o mocy cieni.

Prychnęła pod nosem, uznając, że książka jest kompletnie bezwartościowa. Następnie przeszła do następnej. Nawet się nie obejrzała, kiedy minęły trzy godziny, a ona przejrzała już połowę dostępnych książek z tego działu.

Nie dowiedziała się zbyt dużo, aczkolwiek lepiej trochę niż nic. Według jednej księgi smoczy płomień pochodzi od legendarnego, pradawnego smoka, który stworzył wszechświat.

Grace nigdy nie słyszała większych bzdur.

Aczkolwiek żyła w wymiarze, gdzie bzdurą było w ogóle jej istnienie, więc postanowiła zignorować logikę. Oprócz tego dowiedziała się także, że tak naprawdę, to smoczy płomień nie jest mocą wróżek, tak jak do tej pory myślała. Był czymś całkowicie odrębnym. Wróżki były jedynie jego strażnikami. A to z kolei oznaczało, że mógł on należeć do każdej innej osoby niż Bloom, o ile znalazłoby się sposób, by jej go zabrać.

O swojej mocy natomiast nie dowiedziała się nic. Trochę tak, jakby nie istniała ona w starożytności. A przecież to było praktycznie niemożliwe. Wszystkie moce pochodziły z tamtego okresu. Nie pojawiały się od tego czasu żadne nowe.

Grace nawet nie obchodziło to, jak wygląda, wtapiając się w biurko przed nią z kamienną miną. Analizowała wszystkie możliwe opcje. Zostało jej jeszcze jakieś dwadzieścia książek do przeszukania, ale szanse, że coś w nich znajdzie skoro w tych nie było nawet wzmianki, były naprawdę małe.

W swoim zamyśleniu, nie zauważyła jak Riven wszedł do biblioteki. Zeskanował on wzrokiem całe pomieszczenie, a kiedy dostrzegł dziewczynę, niemal westchnął z ulgą.

- Wiesz, że to jest jedyne miejsce w którym cię jeszcze nie szukałem, nie licząc cmentarza i ogrodów? Zacząłem się martwić. - Oznajmił, siadając obok niej. Dziewczyna popatrzyła na niego bezuczuciowym wzrokiem, tak jak to miała w zwyczaju. Wystarczyło jednak, żeby uśmiechnął się zadziornie, a w jej oczach pojawiły się iskierki.

Rozważała, co powinna w tej sytuacji zrobić. Nie miała ochoty dalej przeglądać grubych ksiąg. Za dużo informacji naraz przepłynęło jej przez głowę w ciągu ostatnich paru godzin. Chłopak obok ewidentnie chciał spędzić z nią czas, skoro jej tyle szukał. I ona, choćby się oszukiwała, że jest inaczej, też chciała z nim spędzić czas. W pewnym sensie był jej bezpieczną ostoją. Jeśli ona była rozbita, wystarczyło, żeby poszła do niego, a on pozwalał jej zapomnieć o wszystkich problemach.

- Chodźmy stąd. - Poprosiła, nim odłożyła książkę którą aktualnie studiowała. Następnie złapała go za dłoń, i pociągnęła do wyjścia. Bez słowa przemierzali korytarze szkoły, dopóki nie znaleźli się w pokoju dziewczyny.

Riven zastanawiał się, co czarnowłosa chce zrobić. Mogła poprosić go, żeby czegoś poszukał, porozmawiać z nim, wyjaśnić co robiła w bibliotece, zapytać o Sky'a i Bloom... ale kompletnie nie spodziewał się tego, co w rzeczywistości zrobiła.

Kiedy tylko weszli do pokoju, naparła na niego ciałem, atakując jego usta. Powiedzieć, że był zaskoczony, to tak jakby nie powiedzieć nic. Niemal automatycznie zaczął oddawać pocałunki, ale kilka razy intensywniej. Nie spodobał mu się fakt, że to on był przyciśnięty do ściany, więc po chwili zamienił role. Ich relacja od pierwszego pocałunku przez tygodnie nie ruszyła ani trochę do przodu, a teraz z prędkością stada gepardów weszła na nowy poziom. Oboje zdawali sobie sprawę, że jeden pocałunek to kłopoty, ale dwa to już tarapaty. Dlaczego? Bo oznaczało to, że musi między nimi istnieć coś więcej, niż tylko przyjaźń. A oboje nie byli nauczeni mówić o takich rzeczach otwarcie, więc najprawdopodobniej ich relacja będzie wyglądać dziwnie przez następne miesiące. Teraz jednak, jak na ironię, Rivena mało to obchodziło. Liczyła się tylko czarnowłosa dziewczyna.

Byli tak skupieni na sobie, że nawet nie zauważyli jak do pokoju weszła Beatrix. Rudowłosa zaskoczona uniosła brwi, widząc scenę odgrywającą się w pokoju.

- Nie chcę wam przeszkadzać... - zaczęła, a para jak poparzona się od siebie oderwała. - Ale to także mój pokój. Znajdźcie sobie jakąś łazienkę czy coś. Po za tym, Rosalind cię wzywa, Grace.

Czarnowłosa starała się uspokoić oddech, udając całkowicie obojętną. Kiedy jednak spojrzała na Rivena, i zobaczyła na jego ustach czerwone ślady po jej szmince, nie potrafiła powstrzymać złośliwego uśmiechu.

+++++++++++++++++++++++++++++++++++

- Witaj, Grace.

Rosalind siedziała przy biurku dyrektora, jak zwykle prezentując się nienagannie. Na szczęście, czarnowłosa spodziewała się takiego stanu rzeczy, więc przebrała się przed przyjściem tu, żeby nie odstawać zbyt mocno od krajobrazu. Teraz patrzyła na dyrektorkę swoim obojętnym wzrokiem, stając przed nią z pewną siebie postawą.

- Wzywała mnie pani. - Bardziej stwierdziła, niż zapytała.
- Widzisz, Grace. Od miesiąca oceniam uczniów tej szkoły. Zwracam uwagę na ich moce, to jak radzą sobie z emocjami, na to jak się prezentują a nawet na ich charakter.

Kobieta uśmiechnęła się miło, z tym swoim świdrującym spojrzeniem, w którym jednak było widać sympatię. Czarnowłosa jednak nawet nie drgnęła. Nie chciała okazywać swojej ciekawości.

- Jestem ciekawa, jak się oceniasz. - Dodała Rosalind, zmuszając w ten sposób dziewczynę do jakiejś reakcji. Nie była ona jednak gwałtowna. Grace nie miała w zwyczaju wyrzucać słów na wiatr, i czekać aż ktoś je wykorzysta przeciwko niej. Po dłuższej chwili odpowiedziała szczerze.

- Moje moce ciężko ocenić, bo nie są one porównywalne do tych, które ma reszta uczniów. Przeszłam jednak przemianę, a to o czymś świadczy. - Zamilkła na moment, mocno się nad czymś zastanawiając. - Właściwie... to mam do pani pytanie.

Kobieta spojrzała na nią z ciekawością w oczach.

- Czy wie pani, skąd się wzięła moja moc? Starałam się znaleźć o tym informacje, ale w starożytności nie ma nawet o tym wzmianki. A przecież nie mogła wziąć się znikąd. Zastanawia mnie to, bo moja siostra ma całkiem inne moce. Bardziej... wróżkowe.

Kobieta wstała ze swojego miejsca, rozumiejąc, że ta rozmowa zbacza na poważniejszy tor.

- Masz rację, Grace. Twoje moce bardzo różnią się od tych, które mają inne wróżki, w tym twoja siostra. Domyślasz się może dlaczego?
- Może jednak Beatrix nie jest moją siostrą... - stwierdziła cicho, przyglądając się reakcji swojej mentorki. - Może jedynie ja byłam dzieckiem wiedź krwi, a ona, tak jak Bloom została porwana?
- Lubię twój tok rozumowania. Taki dojrzały. Nie odtrącający niczego przez emocje i własny pryzmat, a podążający za logiką. Dowling miała rację, kiedy mówiła, że jesteś do mnie podobna.

Grace gwałtownie podniosła głowę na ostatnie zdanie. No właśnie. Dowling.

- Jak rozumiem, aktualnie jest ona... niedysponowana?
- Myślisz, że ją zabiłam? - Zadała zaskakujące pytanie, ciągle badając Grace. Tak jakby chciała przetestować jej inteligencję.
- Nie. Ale nie wierzę, że wzięła sobie urlop, rzuciła wszystko w cholerę i pojechała na Madagaskar. - Wyznała nastolatka, nie hamując się w słowach. Blondynka uśmiechnęła się na to.
- Tak jak mówiłam, lubię twój tok rozumowania. Wracając do głównego tematu, powinnaś wiedzieć, że Beatrix jest twoją siostrą. Wasza matka była wiedźmą krwi. Dlatego byłyście wtedy w Asterdel.

Grace zmarszczyła brwi, rozumiejąc do czego dąży kobieta.

- Ale nie byłaś w całkowitym błędzie. Macie innych ojców. Dlatego wasze moce różnią się od siebie. Z jakiegoś powodu jednak, Beatrix objęła wszystko po swoim tacie. Moce, włosy, oczy... ty natomiast, jesteś żywą kopią swojej matki. Całkowicie identyczna.
- A moje moce? Także odziedziczyłam po niej?
- Owszem. Jesteś bardziej potężna, niż Ci się wydaje, Grace.

Dziewczyna spojrzała na dyrektorkę przeszywającym spojrzeniem. Tak jakby chciała prześwietlić jej duszę. Kobieta wyjaśniła jej wiele spraw, aczkolwiek nadal miała kilka niewiadomych. Nie chciała już jednak więcej pytać. Wiedziała, że właśnie przekroczyła granicę, po której Rosalind mogłaby ją kłamać. Dlatego też postanowiła taktycznie zmienić temat, a więcej informacji dowiedzieć się sama.

- A tak właściwie, to po co tutaj mnie pani ściągnęła?

Kobieta natychmiast zmieniła postawę, z powrotem siadając na fotel.
- Chodzi o Bloom. Jej moc jest potężna, ale w moich testach jest jedynie przeciętna. Dlaczego? Ostatnio już było lepiej. Przeszła przemianę. Uwolniła mnie.
- Dlaczego uważa pani, że znam na to odpowiedź?
- Bo obie te rzeczy przydarzyły się przy tobie. Byłaś obok. Rozmawiałaś z nią. Przez ferie nie byłyście razem, i od tego czasu coś się zepsuło.

Czarnowłosa po raz kolejny zamilkła na chwilę. Dyrektorka miała rację.

Cholera, coraz sprytniejszy ten gatunek wróżek. - Pomyślała mimowolnie, w końcu poczuwając się, żeby oficjalnie myśleć o sobie jako wiedźmie.

- Wie pani... tutaj nie chodzi o to, kto ile ma. Tutaj chodzi o to, kto ile wykorzysta.
- Sugerujesz, że Bloom nie ma powodu by wykorzystać cały swój potencjał?
- Nie, w żadnym razie - zaprzeczyła szybko, zastanawiając się ile kobieta była by w stanie odebrać rudej, byleby uaktywnić w niej moc.
- Sugeruję, że Bloom przez cały czas za bardzo skupia się na ilości, a za mało na jakości. Chce pobudzić ogromną magię, nie umiejąc bez powodu wyczarować nawet małego płomienia. Jej magia jest niestabilna, tak jak ona. To jest źródło, w którym jest problem.

Kobieta skinęła głową, widocznie zadowolna z odpowiedzi. Mimowolnie musiała przyznać nastolatce rację. Kiedy czarnowłosa już chciała się pożegnać i wyjść, postanowiła nagrodzić jej pomoc jeszcze kilkoma informacjami.

- Powinnaś wiedzieć jeszcze coś, Grace.
- Tak?
- Twój ojciec żyje. To Andreas.

Grace z zaskoczenia otworzyła usta. Takiej informacji się nie spodziewała. Nawet nie podejrzewała jej "przyszywanego" ojca o bycie biologicznym. To brzmiało jak jakaś chora telenowela z pierwszego wymiaru.

- A co z Beatrix?
- Oh. Jej tata był mężem twojej mamy. Umarł wtedy razem z nią.
- Czy ona wie?
- Mówiłam jej to samo co tobie, tej nocy gdzie mnie uwolniliście. Wie tylko, że jej rodzice zginęli w Asterdel, oraz, że byli wiedźmami krwi.
- A więc kłamstwo?
- Raczej niepełna prawda. Nie musi wiedzieć, że jej ojciec był wróżką.

Grace skinęła głową, przełykając głośno ślinę. Dostała zbyt dużo wiadomości jak na jeden dzień. Zostały jej tylko pytania o jej moc, ale wychodziło na to, że odpowiedzi są ściśle powiązane z jej matką. A skoro tak, to była w stanie dostać się do nich sama. Nie chciała dać się omotać w sieć kłamstw Rosalind. Pozostała jej więc tylko nadzieja, że to co dzisiaj powiedziała jej kobieta, było prawdą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro