8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Filmik w mediach nie należy do mnie!
+++++++++++++++++++++++++++++++++++

Grace oglądała swoją sylwetkę w lustrze, uśmiechając się sama do siebie. Wyglądała niesamowicie.

A przynajmniej to sugerował wzrok Rivena, który leżał za nią na łóżku, oglądając jej odbicie w lustrze. Co chwilę jego wzrok kierował się jednak na jej tył, a dokładnie na miejsce poniżej pasa.

Miała na sobie niebieskie dzwony z niskim stanem, oraz biały top odsłaniający brzuch i ramiona. Jej makijaż był tym razem zaskakująco naturalny. Włosy miała związane w niechlujnego koka.

Miała dzisiaj spotkać się ze swoim tatą, o ile mogła to nazwać spotkaniem, skoro mieszkali na terenie tej samej szkoły. Odkąd Rosalind została dyrektorką, a Silva miał proces sądowy, to Andreas rządził specjalistami. Był tym na tyle pochłonięty, że rzadko kiedy widywał się z czarnowłosą. Ku jej zaskoczeniu, nawet Beatrix więcej z nim rozmawiała. Dosyć zabawne. W końcu to Grace była jego biologiczną córką, a ruda adoptowaną.

- Idziemy? - Zapytał Riven, który kierował się na trening. To właśnie na nim czarnowłosa miała spotkać się ze swoim ojcem, z nadzieją, że uda jej się to spotkanie przeciągnąć dłużej niż tylko godzinę.

Zamiast odpowiedzieć swojemu (nieoficjalnemu) chłopakowi, ruszyła do drzwi a ten od razu podążył za nią. Dziesięć minut później dotarli na pole treningowe, gdzie Andreas już pilnował "boksów treningowych" jak zwykła nazywać je Grace. Sporo specjalistów też było już gotowych do walki. Zapewne chcieli się w ten sposób podlizać jej tacie. Byli naiwni, jeśli wierzyli, że uda im się to w ten sposób.

- Tato - zaczęła Grace, całując ojca w policzek. Robiła to od małego. Sama nie była pewna dlaczego, ale robiąc to czuła się, jakby okazywała mu szacunek. A szacunek był jedyną rzeczą, którą mogła okazać wdzięczność mężczyźnie za opiekę nad sobą i swoją siostrą. Tak wtedy myślała. Teraz wiedziała, że wobec niej, było to jego zasranym obowiązkiem i nie okazywał jej w ten sposób żadnej litości. Mimo to nawyk pozostał.

- Dobrze, że już jesteś. Możemy zaczynać!

Dziewczyna niemal zaśmiała się z miny zignorowanego Rivena. Co jak co, ale chłopak nienawidził być pomijany.

Przez kolejne dziesięć minut Grace w milczeniu obserwowała jak specjaliści ze sobą walczą. Nie byli najgorsi. Większość była wysportowana, giętka i szybka. Atak szedł im bardzo dobrze, za to obrona dużo gorzej. Grace doczepiła by się także ich techniki. Robili wszystko na automacie, bez większej logiki. Gdyby skupiali się na słabych stronach przeciwnika, czas ich walki skróciłby się o połowę.

- Starczy! - Krzyknął Andreas, a wszyscy się zatrzymali. Po chwili zebrali się wokół swojego trenera, żeby wysłuchać jego uwag. Ten jednak ich nie wypowiedział, a kazał im ustawić się twarzą do boksów i obserwować.

Wtedy też zawołał do siebie Grace i Sky'a, którzy zdziwieni ustawili się po jego bokach. Nim jednak zdążyli o coś zapytać, przywołał do siebie dwóch innych specjalistów, których imion Grace nie dosłyszała. Dopiero kiedy podeszli bliżej zauważyła Deana i Ericka. Ten pierwszy był znany jako jej przyjaciel, więc natychmiast Andreas przydzielił go do Sky'a (chyba przewidział, że Grace nie będzie chciała go zranić) a jej z kolei dał Ericka.

Dwie pary weszły na osobne boksy. Sky myślał o tym, czego ojciec od niego chce, Dean o tym, w jaki sposób pokonać blondyna, Eric o tym, dlaczego został wybrany, a Grace o swoim stroju, który jak zwykle nie był dopasowany do walki. Ta ostatnia westchnęła cicho, dochodząc do wniosku, że najwyżej poświęci ulubione jeansy na rzecz wygranej. Dobrze, że chociaż top nie będzie jej przeszkadzał.

Przed walką rozejrzała się dookoła. Większość specjalistów stała dosyć daleko. Jedynie jej ojciec i Riven stali zaraz obok, uważnie obserwując każdy ich ruch. Po chwili zastanowienia spojrzała na swojego przeciwnika. Eric był szczupłym chłopakiem z drugiego roku. Nie był zbytnio silny, ale za to bardzo gibki i szybki. Grace nigdy nie miała okazji z nim walczyć (nic dziwnego, zdarzyło jej się to w tej szkole tylko dwa razy), ale z obserwacji wnioskowała, że jego słabym punktem są okolice nadgarstków i stóp. Tak jak z nim nie walczyła, tak też i nigdy nie rozmawiała. Wydawało jej się jednak, że chłopak ją pamięta.

I dobrze. Niech wie kim jest dziewczyna, która zaraz skopie mu dupę.

W związku z tym, że nic ją z nim nie łączyło, nawet nie drgnęła na komunikat ojca. "Do krwi!" zabrzmiało dla niej tak samo, jak "Po obiedzie będzie deser!"

Czekała, aż pierwszy zacznie atakować. Ten najwidoczniej czekał na to samo. W istocie, był lepszy w unikach niż ataku, więc pewnie liczył, że to wykorzysta. Tymczasem czarnowłosa nie dała mu wyboru. Musiał pierwszy ruszyć do walki.

Jego pierwszy ruch był dosyć typowy. Z rozbiegu chciał ją kopnąć w bok, ale ta zatrzymała jego wykop jednym ruchem. Następnie zgięła kolano w ten sposób, że uderzyła go prosto w kość piszczelową, na co cicho jęknął. Wiedziała, że taki ból go nie powstrzyma, ale za to rozproszy i odwróci jego uwagę.

Jak ona żałowała w tamtym momencie, że nie może widzieć walki Sky'a i Deana, która rozgrywała się za jej plecami. Ich dźwięki bitewne brzmiały co najmniej tak, jakby walczyli ze sobą o życie.

Jej aktualny wróg zrobił kilka kroków w tył, a po jego mimice wywnioskowała, że osiągnęła swój cel. Chłopak był skupiony na bólu w nodze.
Bez chwili zastanowienia zaatakowała, robiąc coś, czego raczej się nie spodziewał. Szybka gwiazda w przód, oraz wykop prosto w jego klatkę piersiową, który wykonała w "przelocie" bez problemu przewrócił go na ziemię. Mimo to udało mu się podnieść, i zasarżować na jej rękę. Widocznie zauważył, że więcej pracuje nogami. Ta jednak wykonała sprytny unik, z łokcia uderzając go w szyję, a następnie łapiąc jego uniesioną dłoń za nadgarstek, za który pociągnęła w ten sposób, że chłopak poleciał na ziemię. Drugi raz. Żeby trzeciego razu nie było, kopnęła go prosto w pachę, nadal trzymając za nadgarstek, i wygięła jego dłoń, przeskakując na jego drugą stronę, tak, że coś strzeliło w jego ręce. Coś, co brzmiało jak kość - co dało się wywnioskować także po jego okrzyku bólu.

Usatysfakcjonowana puściła go, i oddychając ciężko cofnęła się trzy kroki.

Tymczasem Andreas obserwował dwójkę swoich dzieci, słuchając komentarzy Rivena. Młody brunet komentował każdy ruch Deana i Sky'a, doskonale znając styl walki tej dwójki. Jego trener szybko się jednak znudził tą parą, więc przeniósł wzrok na drugą. Przy tej z kolei Riven nie odezwał się ani słowem, patrząc jak zahipnotyzowany na walczącą czarnowłosą. Mężczyzna, kiedy tylko to spostrzegł, zmarszczył brwi. Czy on o czymś nie wiedział?

Prawdopodobnie tak - odpowiedział sobie sam, przypominając sobie kilka ważnych faktów.

Po pierwsze: ostatni raz kiedy mógł śmiało powiedzieć, że ma dobry kontakt z córką, był pięć lat temu. Wtedy to czarnowłosa dopiero wchodziła w wiek nastoletni, i zdecydowanie była jeszcze niesamodzielna. Ciągle patrzyła nie niego, postrzegając go w jakimś stopniu jako autorytet. Rozmawiała z nim wtedy o wszystkim - o walce, swoich problemach, znajomych, relacji z siostrą, zdrowiu, potrzebach. Do tej pory pamiętał jak niezręcznie się czuł, kiedy musiał wytłumaczyć jej czym jest miesiączka. Na szczęście Beatrix dostała ją po niej, więc to Grace mogła jej wszystko opowiedzieć, a nie on. Rudowłosa zdecydowanie miałby więcej kłopotliwych pytań.

Po drugie: Grace zdecydowanie się zmieniła. Nie pamiętał dokładnie, kiedy to się stało. Po prostu, pewnego razu przestała mówić mu o wszystkich pierdołach. Później nie mówiła także o ważnych rzeczach. A jeszcze później milczała prawie na każdy temat, który to on zaczynał. Domyślał się, że bańka dzieciństwa pękła i poznała świat, który był prawdziwy. W którym były takie rzeczy jak narkotyki, papierosy, alkohol, sex, rozbite rodziny. W którym ona nie była już tylko jego córką. W którym zrozumiała, że mamusia nie jest w lepszym miejscu. W którym weszła w relacje, których rodzic nie chciałby dla swoich dzieci. To było jednak nieuniknione - prędzej czy później, poznała by właśnie takie życie. Miał tylko cichą nadzieję, że nie było to dla niej zbyt prędko.

Po trzecie: to była w dużym stopniu jego wina.
To on od dziecka powtarzał jej, że życie nie jest dobre. Że będzie ranić ją na każdym kroku. Że musi nauczyć się walczyć. Że nie może się poddać. Że płacz jest dla słabych. Że silni nie mówią o swoich problemach, a rozwiązują je po cichu. Robił to dla jej dobra, ale nie spodziewał się, że kiedyś obróci się to przeciwko niemu. Że właśnie przez takie słowa, nie dowie się o jej pierwszej miłości, złamanym sercu, przemyśleniach o mamie. Że nie powie mu, kiedy będzie zraniona. Że nie dowie się, jak bardzo płacze w nocy w poduszkę. A może to i lepiej. Może właśnie dlatego była silna, tak jak on. Nie wiedział. Odkąd jednak zdał sobie sprawę ze swoich błędów, a raczej dosyć boleśnie uświadomiła go o nich Beatrix i Rosalind, nie chciał, żeby relacja z jego córką wyglądała w ten sposób. Ta pierwsza wyznała mu, jak Grace podchodzi do wszystkiego bezuczuciowo, zarzucając mu bezpośrednio, że ma to zdecydowanie po nim. Tak jakby nie miała uczuć - opowiadała o swojej siostrze ruda, a Andresowi przemknęło przez myśl, że jest to całkiem prawdopodobne. Jej matka też ich nigdy nie okazywała wobec obcych. Później jednak zdał sobie sprawę, że to była tylko skorupa. W rzeczywistości, była kochającą kobietą, która dbała o swoich, i pokazywała im całe swoje dobro. A to, że Grace nie podchodziła do nich w ten sposób, pokazywało tylko, że traktuje ich właśnie jako obcych. I nie uważał tego za dobrą rzecz. Szczególnie, że była jego biologiczną córką, nie adoptowaną.

Rosalind z kolei najpierw mocno go wychwaliła za wychowanie czarnowłosej. Za to, że jest ponadprzeciętnie inteligentna. Że nie daje sobą manipulować. Że jest potężna (co akurat odziedziczyła po matce, należy wtrącić). Że jest silna. Dobrze wyszkolona w walce. Że potrafi sobie radzić bez niczyjej pomocy. Po tych jednak pochwałach, kobieta zbliżyła się do niego. Spodziewał się, że powie teraz największy komplement, ale zamiast tego z uśmiechem na ustach mocno go spoliczkowała. Pamiętał szok, jaki wtedy czuł. I jej słowa, które wyryły mu się w umyśle, niczym tatuaż.

"I za to powinnam cię nienawidzić, Andreas. Ona nie miała taka być. Nie pamiętasz już, co obiecaliśmy jej matce? Miała być wszystkim tym, czym nie jest. Gdzie ta miłość, dobroć i pragnienie pomocy światu w które miałeś włożyć tyle zaangażowania? Gdzie są jej emocje? Gdzie do cholery jest jej serce, bo mam wrażenie, że wyrzuciłeś je do ogniska razem z tym, co pozostało po jej matce?! - Krzyczała na niego blondynka, która miała niezwykłą słabość do jego kochanki. Nic romantycznego - chociaż Allysa pod tym względem potrafiła oczarować każdego. Jedynie mocna, długa przyjaźń. Na tyle mocna i długa, że Rosalind spośród wszystkich wiedźm krwi miała uratować tylko ją i jej dzieci, a reszcie pozwolić spłonąć.

Jak on nienawidził siebie za to, że nie zdążył jej wtedy uratować. Kobiety, która skradła jego serce, i nigdy nie oddała. Która sprawiła, że porzucił matkę Sky'a, swojego pierworodnego, na rzecz właśnie jej. Kobiety, która bawiła się uczuciami każdego mężczyzny napotkanego na swojej drodze. Która najpierw zaszła z nim w ciąże, a po porodzie jakby nigdy nic wyrzuciła go przez drzwi. Do tej pory nie mógł zrozumieć dlaczego. Tłumaczyła się tym, że do niej nie pasuje. Że ich relacja była błędem. Krótkim związkiem, który pozostawił po sobie ślad jedynie w postaci Grace. A jeszcze bardziej nie rozumiał, jak kobieta do której czuł prawdziwą miłość, miesiąc po ich rozstaniu wyszła za mąż za wróżkę powietrza, zachodząc w kolejną ciążę. Jaka ironia losu, że niecały rok później miał adoptować jedno dziecko z tej ciąży, i przez kolejne kilkanaście lat wychować jak własne.

Jaka ironia, że miał jedynie dwójkę własnych dzieci, i schrzanił wychowanie ich obu.

Teraz nie było już jednak odwrotu. Nie mógł cofnąć błędów przeszłości, mógł jedynie naprawić je w przyszłości. I właśnie to miał zamiar zrobić. Podświadomie jednak wybrał Grace, jaką tą, na której skupi swoją uwagę. Może to ze względu na to, że jej matkę tak naprawdę kochał. Nie tą Sky'a. Ta była tylko jego pierwszą miłością, do której przyciągała go bardziej jej fizyczność, niż charakter, umysł i dusza. Mimo to, nie miał zamiaru przekreślać blondyna. Był jednak jego synem. Nie miał w swoim życiu w ogóle ojca, więc teraz, kiedy nagle się pojawił, należała mu się chociaż minimalna uwaga.

Dlatego też, stał tam teraz, obserwując swoją córkę i to, jak dorosła przez jego nieobecność. Jej ruchy w walce były doskonałe. Sky miał talent i umiejętności, ale nie mentalność wojownika. Tymczasem ona nie wahała się ani przez moment zranić swojego przeciwnika. A przecież tak jak blondyna nie łączyło nic z czarnoskórym, tak i Grace nie łączyło nic z Erickiem. Mieli równe szanse. A jednak, to ona wygrała ze swoim przeciwnikiem, pokonując po dokładnie pół minuty wcześniej, niż Dean Sky'a. Mężczyzna uśmiechnął się, dochodząc do wniosku, że to musi być jego zasługa. Syna nie trenował, a córkę tak, dlatego to ona była lepsza.

Nagle jednak przypomniał sobie o Rivenie, który teraz uśmiechał się dumny jak paw. Z powrotem zmarszczył brwi, odrywając wzrok od ringów i zaczynając konwersacje. Skoro chciał być dobrym ojcem, powinien nadrobić zaległości w życiu swojego dziecka, a brunet wydawał mu się być jedną z nich.

- Czemu się tak szczerzysz?
- Grace właśnie powaliła prawie dwumetrowego chłopaka. Chyba się zakochałem. - Wypalił, z automatu, zapominając, że rozmawia z ojcem czarnowłosej, a nie z kolegą. Kiedy zdał sobie z tego sprawę, uśmiech natychmiast zszedł z jego twarzy. Spojrzał spięty na blondyna, który skanował go wzorkiem.

Andreas zdecydowanie nie spodziewał się takiej informacji. Mimo, że zabrzmiała jak żart, od razu znalazł w niej ziarnko prawdy. Mógł w tym momencie okrzyczeć chłopaka, zakazać mu kontaktu z jego córką, wyrzucić go ze szkoły (oczywiście za zgodą Rosalind), lub skazać go na trening do upadłego. Zamiast tego po minucie zapytał spokojnie:

- Co cię łączy z moją córką?

W czasie, gdy ta dwójka jakże spokojnie rozmawiała, Grace klęczała przy Sky'u, starając się coś zrobić z jego raną na brzuchu, którą zrobił mu Dean. Po raz kolejny testowała przy tym swój nowy poziom mocy. Przed nim mogła jedynie zabierać komuś ból, karmiąc nim potępione dusze. Teraz mogła także wykorzystywać dobre, do leczenia innych. Wystarczyło, że skupiła się na pozytywnych emocjach, i zachowując spokój myślała o tym, by uleczyć czyjąś ranę. Czuła wtedy, jak dobre dusze ogarniają jej ciało, w chęci pomocy innym. Było to tak przyjemne uczucie, że aż była skłonna robić to częściej. Wiedziała jednak, że nie może przesadzać.

W tym wypadku zatamowała mocą krwawienie chłopaka, zasklepiając jego ranę, która jednak zdecydowanie będzie się jeszcze trochę goić do stanu przed rozcięciem. Mimo to była tym zadowolona. Sky widocznie też, bo uśmiechnął się delikatnie, dziękując jej.

- Przyjaźnimy się - odpowiedział Riven, nadal oglądając tę dwójkę.
- Weź nie pierdol farmazonów. Przed chwilą powiedziałeś, że się w niej zakochałeś. - Odpowiedział zirytowany Andreas, skanując go wzrokiem po raz kolejny. Brunet przełknął głośno ślinę. Co jak co, ale ojca Grace się bał. Nagle zdał sobie sprawę z jeszcze jednej rzeczy - blondyn jest nie tylko ojcem Grace, ale też Sky'a. Było to oczywiste do tego stopnia, że nikt tego głębiej nie przemyślał. A to oznaczało, że ta dwójka jest rodzeństwem.

Co za ironia losu, że przez tyle lat miał ochotę skopać mu dupę przez to, jak Sky się przez niego czuł a teraz stoi przed nim, bojąc się powiedzieć chociaż słowo o jego córce.

- Dobrze, zakochałem się w niej.

Andreas lekko uśmiechnął się na to wyznanie. Była dokładnie taka, jak jej matka. Jednym spojrzeniem może rozkochać w sobie każdego.

- I co masz zamiar z tym zrobić?

Riven po raz kolejny nie wiedział co odpowiedzieć. Co on miał zamiar z tym zrobić? Kompletnie nic. Grace flirtowała z nim cały czas. Raz go nawet pocałowała! To i tak przekraczało jego najśmielsze wyobrażenia. A teraz miałby jeszcze mocniej przekroczyć tę granicę? Poprosić ją, żeby była jego dziewczyną, albo zaprosić ją na randkę?

- Nie popełniaj tego błędu, co ja. - Odezwał się Andreas. - Zabawi się tobą, a później cię porzuci.
- Wolałbym dostać radę, jak ją do siebie przekonać.

Brunet był zaskakująco pewny siebie, jeśli chodziło o tę dziewczynę. Tak jakby była pewnikiem w jego życiu. Pewnikiem, o który jednak walczył, bo zdawał sobie sprawę, że na to zasługuje. Może był w ten sposób głupi i naiwny, ale szczerze mówiąc mało go to obchodziło.

Ojciec Grace milczał. Zastanawiał się, co odpowiedzieć chłopakowi. Nie miał zamiaru mu faktycznie doradzić o tym, jak zdobyć serce córki kobiety, której serce przegrał. To by nie miało żadnego sensu. Zamiast tego dodał po chwili:

- Tylko nie zrób jej dziecka.

Riven słysząc to prawie zakrztusił się powietrzem. Ojciec roku - pomyślał mimowolnie. Tymczasem Andreas odszedł od niego bliżej boksów treningowych, wołając swoje dzieci.

Co ja tu robię, i jak ja się w to wpakowałem? - Zadał sobie jeszcze jedno pytanie, nim ruszył w przeciwną stronę niż trener, postanawiając dać mu i jego dzieciom chwilę prywatności.

+++++++++++++++++++++++++++++++++++

Hej! Jak wam się podoba do tej pory historia? W tym rozdziale chciałam wam dobrze przedstawić, jak i pokazać, jak skomplikowana jest sytuacja rodzinna Andreasa, Sky'a, Beatrix i przede wszystkim Grace. Jak możecie zauważyć, ten pierwszy nie jest najlepszym ojcem. Zwraca uwagę na Grace tylko ze względu na to, co łączyło go z jej matką. Resztę swoich dzieci (włączając w to adoptowaną Beatrix) traktuje tak samo jak swoich uczniów. Mam nadzieję, że trochę rozjaśniłam sprawę, a jednocześnie nie poniosła mnie wyobraźnia przy tworzeniu ich drzewa genealogicznego, bo nie oszukujmy ale - to brzmi jak niezła telenowela. Dajcie znać co myślicie. No i skomentujcie jakoś moje filmiki (z poprzednich rozdziałów) w mediach, na Anioła, bo nie wiem czy je w ogóle oglądacie! ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro