Nie wierzę

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Błąkającą się po tym miasteczku, a bardziej już lesie dostrzegłam coś czego nie chciałam nigdy zobaczyć. Ujrzałam dziewczynę, która wisiała na drzewie jakby się powiesiła.. znów zaszkliły mi oczy po czym szybko je przetarłam, kiedy je otworzyłam kobieta zniknęła.. Co w tym momencie się wydarzyło? Czy to znowu te zwidy? Przecież ją widziałam! Widziałam tą kobietę dosłownie kilka sekund temu.. Ale o co chodziło z tym chwilowym złudzeniem? Nie wiem czy chcę się dowiedzieć.
Udałam się do kolejnego opuszczonego domu, od razu z przyzwyczajenia zamknęłam drzwii na zamek i poszłam do pokoju znajdującego się na górze. Na stoliku zauważyłam kolejną kartkę, bardziej list pisany czerwonym tuszem. Kartka nie była pokryta krwią, z ulgą odetchnęłam i zaczęłam czytać po cichu, na tyle by Nadia też mogła posłuchać.

Kolejny martwe dzieci. Knoth mówi że takie dzieciobójstwo to nie grzech, ponieważ wszyscy jesteśmy w Bożej armii. Męczennicy polegali na polu walki przeciw arcydiabłu. Wszystkie te dzieci z poderżniętymi gardłami i spalonymi ciałkami będą czekać w nienaruszonym stanie w raju. Konth mówi że nasze grzechy odnajdą nas w naszych snach, ale ja nie śnię tylko mordowanie swoich dzieci ale i budzę się ze śmiechem na ustach pobudzony często mokry od pożądania.

- Co do chuja to ma znaczyć?- Dziewczyna spojrzała na list.
- Zabijają bezbronne dzieci myśląc że to diabły.. To potworne..- Uniosłam głowę dostrzegając w oknie kilku Heretyków.
Szrapnęłam dziewczynę za ramię biegnąc w stronę drzwi wyjściowych, te pojeby próbowały wejść przez okno, nie musiałam długo czekać by im się to udało. Gość zaczął biec w naszą stronę z ostrym jak diabli narzędziem a my rozproszyłyśmy się po pomieszczeniach by mieli choć minimalnie utrudnione zadanie. Biegłam w stronę drzwi wyjściowych otwierając je szybko.
-Nadia! Na dół! Krzyknęłam wybiegając stamtąd.
Kiedy obie wybiegłyśmy z chatki jeden z mężczyzn stał centralnie kilka kroków od nas, chwyciłam dziewczynę za nadgarstkek i pociągnąłam ją w stronę drugiego domu zamykając za sobą drzwi na zamek znajdujący się na górze.
- To było bardzo głupie z twojej strony- Parskneła
- No co ty nie powiesz- Poprawiłam włosy by nie leciały mi na oczy.
Spiełam moje gęste blond włosy w koński ogon zaplatając je tak mocno by fryzura się trzymała, jeśli włosy ciągle dostawały mi się do oczy ograniczało by mi to pole widzenia, przez co miałabym spore utrudnienia.
- Jak długo zamierzamy tu siedzieć? Zaraz nas znajdą do kurwy- Spytała zdenerwowana.
- Chwila - Powiedziałam rozglądając się po mieszkaniu.
Zeszłam schodami na dół w głąb ciemnej piwnicy, wyciągnęłam latarkę by oświetlić sobię drogę. Piwnica wydawała się być miejscem które mogło dać nam tymczasowo schronienie. Krzyknęłam cicho do Nadii by zeszła na dół byśmy mogły w spokoju obmyślić plan ucieczki z tego miejsca. Wiem że mamy rozwiązać zagadkę zaginionej kobiety, ale najwidoczniej znamy już przyczynę zaginięcia a kobieta prawdopodobnie już nie żyje. Usiadłam na pustej beczce a dziewczyna przykucnęła na worku z sianem, wyciągnęłam telefon z torby by zobaczyć czy jest tu jaki kolwiek zasięg, chciałam zadzwonić do Menadżera by wezwał kogoś kto mógłby po nas przyjechać. Ale no czego się spodziewać kiedy jesteśmy w lesie? No oczywiście że nie ma tego jebanego zasięgu a jeszcze śmieszniejsze jest to że mam telefon na skraju rozładowania. Westchnęłam chowając smartfon z powrotem do torby, szukałam w torbie czegoś do jedzenia bo zrobiłam się lekko głodna, jedyne co nadawało się do spożycia był to mały baton, podzieliłam go na pół, łamiąc go. Jeden kawałek dałam Nadii a drugi zachowałam dla siebie. Zaczełam jeść prowiant a dziewczyna przez chwilę wyglądała jakby się zamyśliła.
- Wszystko okej? - Zapytałam dojadając batona.
- Tak- Powiedziała biorąc gryza
Kiedy obie skończyłyśmy posiłek zaczęłam obmyślać plan, Nadia słuchała uważnie mojej propozycji. Lecz w pewnym momencie przerwała mi.
- Chwila, my nawet nie mamy pojęcia jak wrócić do domu, helikopter rozwalił się na drobny mak- Zauważyła
- No racja.. Zapomniałam- Odparłam
- Najlepiej jakbyśmy po prostu opuściły miasto, później już będzie z górki - Wzruszyła ramionami.
- Tylko że nawet nie potrafimy opuścić tego miejsca, w tym jest problem rozumiesz?- Rzuciłam jej srogie spojrzenie.
- Gdybyś nie zaciągnęła nas tu pokierowała bym nas do bramy miasta - Skrzyżowała ręce na piersi.
- Przez cały czas robię co mogę, zrobiłam to by nic ci się nie stało rozumiesz?- Oparłam się o ścianę.
-Może masz rację, ale wciąż jestem wściekła za to że nas tu przyprowadziłaś- Przewróciła oczami.
- Gdybym wiedziała że tu roi się od tych wariatów sama bym tu przyjechała- Odparłam smutno.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro