Nieznajomy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W stodole powinnam czuć się bezpieczniej niż w tych drewnianych i krwistych domach z trupami zmarłych Heretyków czy Fanatyków. Nie wiedzieć czemu jednak tak się nie czułam, bałam się jak małe dziecko kiedy w ciemności nie ma w pobliżu nie może znaleźć swojej matki. Trzęsłam się zaczynając oddychać szybciej, a moje serce biło mocniej i intensywniej. Ręce mi drżały, a łzy napływały do oczu. Może po prostu powinnam się przespać i ochłonąć by nie zacząć majaczyć, byłam zmęczoną i zmarznięta. Poczułam ciepły dotyk na moim ramieniu, gwałtownie się odwróciłam.
- Powinnyśmy odpocząć- Powiedziała Nadia kładąc się na workach wypchanych słomą i sianem.
-Masz rację- Wymamrotałam kładąc się obok niej.
Z trudem zasnęłam gdyż bałam się cholernie że już się nigdy więcej nie obudzę. Zimno jakie odczuwałam dało się znieść lecz strach jaki czułam był tak silny że nic nie czułam, skuliłam się w kłębek wyglądając przy tym jak małe bezbronne dziecko. Nadia spała obok mnie mając swoją rękę na mojej dłoni, wiedziała że jestem przerażona,ale była zbyt zmęczona by mnie uspokoić. Nie dziwię się to co przeszłyśmy było okropne i zasługiwałyśmy na odpoczynek. Wczesnym rankiem obudził nas hałas pukania do stodoły, obie szybkim ruchem wstałyśmy. Po cichu pobiegłyśmy za drewniane beczki a w ciemnej stodole pojawiło się światło latarek patrolu Heretyków. Wzięłam głęboki oddech by nie zacząć panikować, dziewczyna ruszyła szybkim krokiem w stronę tylnego wyjścia ciągnąć mnie za rękę. Rozglądałam się za siebie by upewnić się że nikt za nami nie biegł. Na nasze nie szczęście w pobliżu grasował ich patrol. Biegłam szybkim sprintem wskakując do jeziora jednym szybkim cichym ruchem. Nadia zrobiła to samo, obie płynęłyśmy w stronę wysokiej skały zza której jedna z nas zobaczyła światło latarek.
- Nie widzicie nas, nie ma nas tu- Szepnęła Nadia mówiąc sama do siebie.
Zanurzyłam się pod wodę by sprawdzić czy da się przepłynąć pod patrolem, ale niestety nie było to możliwe. Wynurzyłam się łapiąc oddech a dźwięki patroli stawały się coraz głośniejsze. Wymieniliśmy ich kiedy oni chodzili do wody my drugą stroną za głazem z niej wychodziliśmy. Kiedy weszłyśmy na suchy ląd potknęłam się o pułapkę, którą najprawdopodobniej zastawili Heretycy. Upadłam na ziemię podtrzymując się rękami a następnie podniosłam się, podniosłam również wzrok i zobaczyłam przed nami chudego a wręcz wychudzonego mężczyznę mającego ciemno czarne włosy, brązowe oczy. Na twarzy miał Blizne na szyi oraz na oku.
Mężczyzna podszedł do nas a my momentalnie cofnęłyśmy się do tyłu.
- To wy prawda? - Zapytał
Spojrzałam na Nadię zdezorientowany spojrzeniem.
- Chcieli was was zabić prawda..?- Znów zadał pytanie.
- Jak widać- Syknęłam
- Ale zabiją was jak tylko was znajdą, chodźcie - Wyciągnął do nas dłoń pokazując byśmy za nim się udały.
- Kim jesteś?- Spytałam
- Mam na imię Ethan- Powiedział spokojnie.
-Ale..  nie jesteś jednym z nich?- Spojrzałam na Ethana- Po czyjej jesteś stronie?
- Zastanawiasz się dlaczego nie próbowałem was zabić prawda?- Odwrócił głowę w naszą stronę, szliśmy za mężczyzną w jego kierunku.
-Tak- Kiwnęłam głową.
- Byłem.. nienarodzonym. Zbyt dużo widziałem by zachować wiarę- Odparł
- Ale nie jesteś od tych drugich. Tych.. Heretyków?- Zapytała Nadia.
- Nic nie powiedziałem jak moja żona dostała trądu, trzeba było ją wygnać, Knoth powiedział że dziecko które ona ma w brzuchu jest antychrystem i muszę rozciąć jej brzuch by wyjąć dziecko a następnie je zabić- Westchnął
Spojrzałam z przerażeniem na Nadię jak usłyszałam tą historię.
- Pozwoliłem jej uciec, naopowiadałem tym duriom historyjek. Mam dar rozmowy, co już zauważyliście, nie każdy potrafi tu mówić Knoth powiedział że rozmowa jest darem i prawdopodobnie to prawda. Mało osób w tym miejscu potrafi rozmawiać, ci którzy nie mówią używając innego języka. Rozumiewają się dziwnymi krzykami przypominające krzyk demona- Dodał stając przed swoim domem.
- Niezidentyfikowana kobieta- Wymamrotałam.
- Słucham?- Ethan zmarszczył brwii
- Twoja córka. Była w ósmym miesiącu ciąży? Blond włosy, obcięta na chłopaka?- Zapytałam
- Tak.- Mężczyzna uśmiechnął się - Co o niej wiecie? Widziałyście ją?- Zapytał
- Jesteśmy tu by ją odnaleźć- Powiedziała Nadia spokojnie.
- Proszę powiedzcie.. Powiedzcie że jest bezpieczna- Wyjąkał
- Wszystko z nią dobrze- Odparłam
pewnie
- Uff.. Dzięki Bogu.. Dzięki Bogu.. niech Bóg was błogosławii- Uśmiechał się lekko
Nadia spojrzała się na mnie zdziwionym spojrzeniem.
- Powiedzenie mu teraz że nie  wiemy czy jego córka w ogóle żyje skończyło by się dla nas nie ciekawie- Szepnęłam jej do ucha.
- Chodźcie- Ethan otworzył drzwii wchodząc do środka
Weszłam niepewnie z Nadią do jego domu, dom nie bym jakiś straszny był.. Przytulny i skromny. Drewniany dom z starym wystrojem.
- Jesteście głodne?- Zapytał
- Tak, umieram z głodu- Powiedziałam pod nosem.
Kiwnęłam głową i spojrzałam na dziewczynę, która zdawała się być nawet zaufana do Ethana. Muszę przyznać że na razie mam do niego mieszane uczucia i nie wiem czy mogę mu ufać, jestem teraz tak zagubiona więc nie myślę racjonalnie. Patrzyłam na mężczyznę który zaczął smarować chromki chleba masłem, dodał na kanapki pomidory i ciut posilił solą. Położył przed nami drewniane talerze i podał jedzenie.
- Smacznego- Uśmiechnął się sympatycznie.
Niepewnie wzięłam jedzenie do ręki i wziąłam małego gryza. Od kilku godzin nic nie jadłyśmy, brakowało nam sił więc był to miły gest ze strony Mężczyzny. Obie zjadłyśmy kanapki, które chodź trochę zaspokoiły nasz głód. Mimo przespanej nocy obie byłyśmy zmęczone i padnięte, Ethan zauważył że coś jest nie tak.
- Zejdźcie do piwnicy, tam mam łóżko odpoczniecie- Powiedział
Zrobiłam zdziwioną minę patrząc na Nadię.
- Spokojnie nic wam nie zrobię, łóżko znajduję się pod nami ponieważ zanim moja córka zaginęła spała tam, ukrywałem ją przed Heretykami- Uspokoił nas Ethan.
Kiwnęłam głową i udałam się do piwnicy, szłam powoli rozglądając się za siebie. Faktycznie było tam łóżko i lampka nocna, która świeciła ledwo lecz dało się wytrzymać. Położyłam na miękkim materacu wtulając się kołdrę, Nadia przytuliła mnie aby mnie uspokoić,
zasnęliśmy po paru krótkich minutach.
-Nic nie ukrywam- Usłyszałam głos Ethana przez ci się obudziłam.
-Prawość nie jest owocem lędzi lecz serca- Usłyszałam głos Marty
-Znam ten fragment Ewangelii przepisywałem go sto razy
Gdybym wiedział gdzie są obcy powiedziałbym ci- Ethan ukląkł przed kobietą dając ręce tak jakby się modlił.
-Prorok nie potrzebuje twojej pomocy by znaleźć te diabelsko twojej córki. W tej chwili Knoth przesłuchuje wszystkich Heretyków. Bóg wskaże mu drogę- Na twarzy kobiety pojawił się psychiczny uśmiech przyprawiający o gęsią skórkę.
-nie jestem Heretykiem- Syknął
- Zgrzeszyłeś odmawiając aborcji swojej córki, zgrzeszyłeś odmawiając. Wiesz gdzie są obcy, Bóg i prorok chcą ich krwii!- Krzyknęła
- Pozwól mi wyjaśnić tą sprawę z Knotem a wszystko wyjaśnię- Błagał
-Bóg nie rozmawia z martwymi-
Powiedziała Kobieta wbijając Ethanowi krzyż w brzuch a Ethan padł martwy na ziemię. Zamarłam wystraszona, mężczyzna naprawdę nas uchronił przed tą kobietą a sam zginął. Ethan to bohater, myliłam się wobec niego. On miał dobre serce nie jak inni mieszkańcy tego chorego miejsca.
-Sama ich znajdę- Powiedziała szeptem wychodząc z domu trzaskając drzwiami.
Wystraszona pobiegłam w stronę mężczyzny, przykucnęłam obok niego a po policzkach spływały mi łzy. Płakałam cicho patrząc na Staną bezradnie, Próbowałam zatamować krwawienie lecz na próżno były moje działania
Bałam się, tak cholernie się bałam.
-Ethan..- Wyszlochałam wycierając policzki z nadmiaru łez.
Zaczęłam płakać głośniej a łzy słone jak sól kapały na na zakrwawioną podłogę.
Spojrzałam na martwego mężczyznę ze łzami w oczach. Usłyszałam kroki w moją stronę, odwróciłam się i spojrzałam na Nadię, która momentalnie mnie przytuliła. Słyszałam jak sama zaczęła płakać po cichu, wtuliłam się by choć na chwilę oderwać się od rzeczywistości i zapomnieć o tym wszystkim.










Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro