Znając życie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozglądając się po głębi lasu serce biło mi jak szalone jakbym właśnie przebiegła maraton. Myślałam że znów zaczęła się pogoń i że któryś z tych Heretyków nas zauważył, ale na nasze szczęście oni byli w miarę daleko, na tyle daleko abyśmy były bezpieczne. W oddali na drugim końcu małej rzeki ujrzałam straszą kobietę trzymająca księgę, podeszła ona do mostu, jedną rękę wyciągnęła przed siebie wypowiadając po cichu jakieś zdania. Drugą dłonią trzymała księgę, prawdopodobnie była to Ewangelia lecz nie byłam pewna. Kobieta spojrzała w naszą stronę na szczęście nas nie widząc.
- Komuś na starość popsuł się wzrok jak widać- Nadia próbowała nie wybuchnąć śmiechem
-Dosłownie, nawet ta książka była do góry nogami- Zauważyłam- Mam nadzieję że nie rzuciła jakieś klątwy by zaraz wyskoczył zmutowany karp z tego jeziora.
- Weź bo wykraczesz zaraz- Zachichotała cicho.
Szłam spanikona w dalszą drogę, pod nogami czułam jakbym właśnie przechodziła przez stare kości zmarłych.
Włosy zmierzyły mi się na głowie, kiedy tylko pomyślałam że mogła to być prawda. Ku naszemu szczęściu były to po prostu stare zaschnięte białe patyki, które po prostu były schowane pod stertą liści. Najbardziej zastanawiam się co by było jakby teraz jakiś Heretyk nas zauważył. Prawdopodobnie zaczęła by się pogoń i trzeba było by biec ile tylko sił w nogach. Usłyszałam szmer w zaroślach i momentalnie schyliłam się mając wystawioną lekko głowę by móc zobaczyć co to było.
- Jak tylko któryś mnie dotknie to mu takiego gonga wydupcze tą latarką że trzy tygodnie będziecie chodzić jak w zegarku- Warknęła Nadia wyciągając latarkę ze swojego plecaka.
Spojrzałam na nią z lekkim uśmiechem.
- Całe szczęście że przynajmniej mam kogoś kto nawet w takich sytuacjach potrafi mnie rozbawić - Uśmiechnęłam się.
- Jak ty kiedyś powiedziałaś śmiej się a zło pójdzie precz. Albo.. wstecz..? Ehh nie ważne jakoś tak to szło- Powiedziała niezręcznie się uśmiechając.
- Serio tak kiedyś mówiłam?- Zdziwiłam się.
- Tak, jakoś w pierwszej klasie podstawówki- Zaśmiała się lekko- Lepiej stąd chodźmy zaraz ci maniacy się tu zbiegną i wyrządza nam krzywdę.
Wyszłam powoli rozglądając się co jakiś czas by upewnić się że Nadia idzie ze mną, dziewczyna oświetlała mi drogę latarką, która wzięła z domu Ethana. Nie wiem czy wzięła czy porostu ukradła, ale będę dobrej myśli by nie zwariować. Za dużo tu się dzieje a taką bzdurą nie powinnam się zajmować. Latarka była nam potrzebna byśmy cokolwiek tu widziały, kiedy byśmy nie mieli chociaż minimalistycznego promienia światła mogłybyśmy się zgubić. Ale co jeśli bateria by nam padła? O tym nie pomyślała na pewno, przecież działamy pod emocjami czyli nie myślimy irracjonalnie.. Zaczęłam panikować a w mojej głowie układały się najgorsze scenariusze, Myśl.. Myśl.. zawsze musi być jakieś wyjście z sytuacji.
- Co się dzieje?- Dziewczyna spojrzała na mnie kładąc swoją dłoń na moim ramieniu.
- Co jeśli skończą się baterie do Latarki? Nie wiadomo ile one trzymają- Westchnęłam.
- Spokojnie, nie przejmuj się tym twoja Nadia ma tu wszystko pod kontrolą- Uśmiechnęła się głaszcząc mnie po włosach.
- Jestem rok starsza od ciebie- Przypomniałam odwzajemniając uśmiech.
- Może i tak, ale obie wiemy że jestem mózgiem całej operacji- Oznajmiła dumnie.
- A kto zorganizował nam tą wyprawę jak leciałyśmy do Kanady?- Zapytałam.
- No ty, a kto kupił sprzęt, torby podróżnicze oraz prowiant?- Skrzyżowała ręce - Ja przyjemnej nie pomyliłam lodówki z windą- Zaśmiała się
- No one tak samo wyglądały, no kto tak nie miał? A ty chciałaś lalke w piekarniku spalić pod moją nieobecność- Zaśmiałam się.
- To lalka demon, miała oczy jakby chciała mnie zaraz udupić- Prychnęła.
- To była zwykła lalka dla dzieci..- Złapałam się za głowę.
- Lalka demon i zdania nie zmienię- Zachichotała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro