2. Dron z oczkiem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziłam się dość wcześnie. Spojrzałam na zegarek - była 6 rano. Postanowiłam, że jeszcze poleżę.

Na ósmą mamy się zjawić na śniadaniu, tak jak codziennie z wyjątkiem weekendów z resztą, czyli mam dwie godziny.

Ja, jak to zawsze rano, mam wenę na kolejny obraz pastelami olejnymi, uwielbiam nimi malować. Tym razem przyszedł mi na myśl malunek ptaka, sępa, który zamiast skrzydeł miał same kości, stał przed ciemną przepaścią i patrzył w szare niebo, gdzie było widać białe gołębice lecące daleko nad górami. Oświecało je światło słoneczne, które kryło się za olbrzymimi skałami, ale do ptaka na pierwszym planie nie docierało - nie mógł się wznieść. Obraz był w kolorach szarości, czerni, trochę brązu, brudnej, szarawej zieleni i gołębie z dala były białe.

Chwilę układałam sobie obraz w głowie, po czym wstałam i chwyciłam za szkicownik - najpierw sobie naszkicuję bym w razie zapomnienia mogła sobie go później odtworzyć w głowie, a potem, po śniadaniu pójdę kupić płótno, odpowiednią paletę barw pasteli i terpentynę, która pomaga w szczegółach i zakrywaniu płótna, które jeszcze widać pod pastelą. Jeszcze cienki pędzelek się przyda.

Naszkicowałam obraz, zapisałam nazwy potrzebnych rzeczy, m.in. też rozmiar płótna, i poszłam się ubrać.

Założyłam ciemnozielony T-shirt z krótkim rękawkiem i krótkie spodenki, w których byłam wczoraj. Nałożyłam na czoło trochę podkładu by zakryć niedoskonałości i wyszłam z pokoju 10 minut przed ósmą.

Kilka osób już było na stołówce, widziałam m.in. te osoby, które robiły nam śniadania i inne posiłki. Poszłam do nich i zaczęłam znosić różne rzeczy na stół według ich instrukcji by im trochę pomóc.

Usiadłam w końcu, bo dużo osób już siedziało. Nałożyłam sobie jajecznicę i zaczęłam jeść. Saru był dzisiaj łaskawy i powiedział nam gdzie jedziemy - na jakąś wieś na półtorej tygodnia! Miałam ogromną nadzieję, że pojedziemy gdzieś tylko na weekend, a tu nie - obóz treningowy! Pewnie ma to związek wraz ze zbliżającym się, w bliżej niesprecyzowanej przyszłości, Ragnarokiem. Mam nadzieję że z tytułu, że Laguna nie będzie raczej grać, nie będę musiała aż tyle tam ćwiczyć.

Dowiedzieliśmy się jeszcze, że podzieli nas na 4 domki, pewnie według tych jego wymyślonych drużyn, ciekawe tylko kto będzie zastępował Feia. I teraz najgorsza wiadomość - pokoje jednoosobowe. Większość się oczywiście cieszy, ale ja do większości nie należę, może bym się cieszyła, ale gdyby nie to, że jestem w domku z cesarkiem...

Mówi się, że nieszczęścia idą parami, więc co złego się oprócz tego jeszcze stanie na tym wyjeździe? Boję się.

Teraz muszę iść do tej poczwary i spytać się czy mogę iść kupić te pastele, bo bez zgody nie mogę wyjść, tak jak z resztą i każdy z Feidy. Może mnie puści...

-Przepraszam... - Podeszłam niechętnie do Saryuu. Odwrócił się do mnie z jakimś dziwnym błyskiem w oku.

-Słucham?

-Muszę iść do sklepu i potrzebuję niestety pozwolenia. - Dałam nacisk na słowo "niestety". Na szczęście nie zwrócił mi za to uwagi.

-Gdzie konkretnie idziesz i po co? - Odpowiedział.

-Do papierniczego po płótno i terpentynę. - Mruknęłam zachowując chłodną maskę.

-Do czego ci płótno? - Przesłuchanie czas zacząć.

-Do pasteli olejnych.

-Malujesz? - Uniósł brew. Miałam ochotę mu odpowiedzieć ironicznie, że "nie, kupuję je tylko po to by stało i się kurzyło", ale pożałowałabym tego później.

-No... - Skrzywiłam się.

-Co namalujesz? - Jeszcze bardziej się skrzywiłam.

-Coś się wymyśli.

-Czyli nie masz konkretnego planu. - Saru uniósł brew, na co skrzywiłam się jeszcze bardziej. Mam przeczucie, że właśnie sobie układa w głowie wizję tego co mam namalować.

-Nieważne... Mogę iść do tego sklepu??? - Udawałam zniecierpliwioną. Oby puścił mnie jak najszybciej. Jak tak sobie myślę, to kupię chyba od razu 4 płótna by nie musieć w najbliższym czasie odbywać takich rozmów.

-Możesz. - Powiedział trochę z westchnieniem.

-Dzięki! - Uśmiechnęłam się do niego i odwróciłam się na pięcie. Wyszłam z sali i udałam się najpierw do pokoju po małą torebkę, gdzie włożyłam telefon i pieniądze.

Wyszłam pierwszy raz od dłuższego czasu poza teren tego piekła i poszłam w stronę papierniczego. Postanowiłam przejść się parkiem, gdzie kwitły właśnie wiśnie i wszędzie było różowo. Mimo tego jaką euforię czułam z tego powodu co chwila oglądałam się za siebie z niepokojem czy przypadkiem nikt mnie nie śledzi. Przez tą poczwarę jestem teraz wyczulona.

Stanęłam przed jednym z większych papierniczych w Tokio i weszłam do środka. Oglądałam różne przybory i pakowałam potrzebne rzeczy do koszyka. Skoro mam chwilę wolności, to trzeba korzystać. Poszłabym jeszcze do galerii handlowej po jakieś nowe ciuchy, ale to może się źle skończyć, bo powiedziałam że idę po płótna, a każdy wie jaki jest Saru.

Zapłaciłam za rzeczy i wyszłam ze sklepu. Kupiłam trzy płótna w rozmiarze 27x33, jedno kwadratowe 12x12 cm, dwa pędzelki - jeden cienki, drugi większy, dwa opakowania terpentyny i brakujące pastele.

Kierowałam się tą samą drogą przez park do domu. Szło dość mało ludzi, ponieważ większość pewnie była w pracy - taka pora dnia, gdy nagle zauważyłam jakiś ruch przy gałęziach. Spojrzałam w tamtym kierunku.

Mały dron z oczkiem latał sobie nad głowami ludzi. Nie zatrzymywałam się, ale bacznie obserwowałam kątem oka małe urządzenie.

Niestety przez to odkryłam smutną prawdę - byłam śledzona. To małe gówienko leciało za mną. Czułam nagły spadek sił życiowych, które jeszcze minutę temu były ogromne z powodu tych kilkudziesięciu minut, jakie miałam dla siebie. Mam dość. Po prostu dość. Szłam już nie spuszczając wzroku z chodnika. To już podchodzi pod nękanie psychiczne.

Spojrzałam z nienawiścią na dom Feidy. Nienawidzę tego miejsca za wszystko. Przez Saru stało się ono moim więzieniem.

Gdy byłam już w końcu w moim pokoju zamknęłam za sobą drzwi na klucz i położyłam się zmęczona na łóżku. Nie mam dzisiaj już na nic siły. Zasnęłam.

Obudziłam się jakiś czas później. Jakieś dziwne przeczucie mnie obudziło. Nie mam pojęcia czy tylko ja tak mam, ale zawsze czuję to, kiedy jestem od dłuższego czasu obserwowana. Dłuższy czas, znaczy, dłużej niż 15 sekund i czasami gdy jestem w ogromnych nerwach nawet zwykłe zerknięcie w moją stronę wychwycę mimo że będę stała do tego kogoś tyłem.

Rozejrzałam się sennym wzrokiem po pokoju. Nie było tu nikogo. Przetarłam oczy i usiadłam na łóżku. Gdy mój wzrok powędrował w kierunku okna od razu dostrzegłam za nim tego samego drona, który mnie śledził. Odskoczyłam wystraszona w tył. Tego już za wiele. Już nawet znalazł sposób jak patrzeć co tutaj robię! Moja przestrzeń osobista znowu została w dotkliwy sposób naruszona.

Z łzami w oczach wstałam gwałtownie i zasłoniłam rolety. W pokoju zrobiło się ciemno. Osunęłam się powoli na podłogę i zaczęłam płakać. Nie potrafiłam się uspokoić. Serce ściskało mnie mocno, przez co czułam się jeszcze gorzej. Zwinęłam się w kłębek i leżałam tak przez bliżej nieznany mi czas.

Na korytarzu zaczął dzwonić dzwonek, że już pora na obiad, ale ja nie miałam zamiaru się nawet podnosić. Byłam cała zapuchnięta, moje oczy były na pewno czerwone od płaczu, a na widok tej bestii na pewno nie poczułabym się lepiej.

Kolejne minuty mijały mi w ciszy, jakiekolwiek odgłosy z korytarza ustały bo wszyscy byli teraz na stołówce. Dalej leżałam na podłodze i patrzyłam się pusto w drzwi przede mną.

Kilka minut później wstałam, bo plecy zaczęły mnie boleć, i poszłam do mini łazienki połączonej z moim pokojem. Spojrzałam w lustro. Moje oczy już nie były czerwone, ale dalej widać było, że płakałam, i że jest ze mną źle.

Nałożyłam sobie trochę tapety by wyglądać normalniej i jak widać pomogło. Przeczesałam na szybko szczotką włosy i sprawdziłam która godzina.

14:33

Pewnie większość już zjadła obiad. Wyszłam z pokoju i zakluczowałam drzwi. Schodząc po schodach na parter natknęłam się na to monstrum, które spierniczyło i spierniczy mi życie na każdy możliwy sposób. Miał jakąś ulgę w oczach, gdy mnie zobaczył, ale mnie to jakoś specjalnie nie obchodziło. Nie chcę go już więcej widzieć. Kiedy go minęłam bez słowa, wkurzył się.

-Czemu nie było cię na obiedzie? - Powiedział pretensjonalnym tonem i szarpnął mnie za rękę bym się do niego odwróciła przodem.

-Teraz idę. - Szarpnęłam ręką, za którą mnie trzymał by mnie puścił.

-Czemu dopiero teraz, a nie kiedy jadła reszta grupy?

"Bo nie chciałam patrzeć na twoją krzywą mordę, wiesz?" - pomyślałam, ale na szczęście nie powiedziałam tego na głos.

-Czemu masz do mnie problem, że idę teraz?

-Nie odpowiada się pytaniem na pytanie! - Ryknął wściekły. Jedna część mnie zaczęła się bać, ale byłam zbyt wściekła by to w jakikolwiek sposób okazać.

-Ja pierdziele, daj mi w końcu spokój! - Teraz to ja podniosłam głos i szarpnęłam znowu moją ręką, czego się chyba nie spodziewał, bo udało mi się wyrwać. Gdy byłam już na piętrze niżej dogonił mnie i krzyknął wściekły:

-Nie podnoś na mnie głosu! Co? Może dopiero teraz wróciłaś z tych twoich zakupów i boisz się przyznać?!

Moja wściekłość nie miała teraz granic. Za kogo on mnie ma?!

-Nie rób ze mnie idioty, myślisz że ja nie widziałam tego pieprzonego drona, który mi nad głową latał?!

Spojrzał na mnie w szoku. Chyba go na serio zamurowało. Wykorzystałam ten moment by zejść do stołówki, ale na miejscu stwierdziłam, że ta sytuacja na schodach odebrała mi całkowicie apetyt, więc wróciłam innymi schodami do swojego pokoju, w którym się zamknęłam.

Mam dość tego dnia. Już się chyba nawet na kolację nie pojawię, wezmę sobie coś do jedzenia przed nią.

Chwilę myślałam co mam teraz robić i mój wzrok padł na zakupy, których jeszcze nie wyjęłam z reklamówek.

Wyjęłam jedno płótno i pastele, terpentyna nie będzie mi póki co potrzebna. Zorganizowałam sobie miejsce pracy i usiadłam. Może jeżeli się skupię na czymś jednym to przestanę myśleć i ostatecznie nerwy mi opadną. Naszkicowałam sobie lekko ołówkiem kontury i zaczęłam nakładać najpierw białe pastele i później kolejne.

Niestety, moją pracę przerwało szarpnięcie za drzwi, które nie przyniosło żadnych skutków, bo były zamknięte na klucz. Zastygłam w miejscu. Jeśli to ta poczwara, to lepiej się nie zdradzać, i by nie wiedziała, że tu jestem. Saru (o ile to on) zapukał do drzwi trzy razy.

Przygryzłam wargę. Jeśli to on, to mam przesrane za tamtą akcję. Pukanie się powtórzyło.

-Yuna, wiem że tu jesteś, sprawdzałem na kamerach! - Saryuu krzyknął gniewnie. Wzdrygnęłam się. Gdy zauważył z mojej strony ponowny brak reakcji zapukał ponownie. - Otwórz! Jestem w sprawie tego drona! - Nie wiem co chce mi powiedzieć na ten temat, ale jestem pewna, że nie chcę słuchać. Z resztą, po co przychodzi w takim razie? Będzie się tłumaczył, czy jak?

Podniosłam się niechętnie i powoli otworzyłam drzwi. Oby nie kłamał w sprawie tego czemu przyszedł.

Chłopak spojrzał na mnie po czym zajrzał w głąb pokoju. Spojrzał na moje miejsce pracy wyraźnie zainteresowany, ale nie spytał o to.

-Powiedz dokładnie jak ten dron wyglądał. - To był bardziej rozkaz niż prośba. Spojrzałam na niego jak na idiotę. Jak można nie wiedzieć jak swój własny dron wygląda? Widząc mój wyraz twarzy dodał - Nie śledziłem cię. Musiał to być ktoś inny, prawdopodobnie z zewnątrz. - Jego wyraz twarzy był totalnie poważny, ale to jestem w stanie, w tej sytuacji, zrozumieć. Niepokoi się o to, że ktoś ewidentnie śledzi członków jego organizacji.

-Taki mały - pokazałam mu rękami kształt. - latający z oczkiem, zmienia kolor w zależności od otoczenia.

-Narysuj. - Eh, jakby mnie cokolwiek to obchodziło. To jego sprawa, nie moja, jeżeli to faktycznie był jakiś dron z zewnątrz, to śledził mnie jedynie dlatego, że jestem "wtyką Saru", tak chyba ludzie na nas mówią, a nie dlatego, że interesuje się konkretnie moją osobą, więc jeżeli chodzi o moje bezpieczeństwo, które obchodziłby mnie teraz najbardziej, to jest jakie było.

Niechętnie wzięłam jakąś kartkę, ołówek i dzięki moim artystycznym zdolnościom narysowałam szkic w 5 minut drona. Oczywiście na tyle na ile zapamiętałam jak to latające gówienko wyglądało.

-Będę musiał przetrzepać całe bazy danych by dowiedzieć się skąd to coś jest. - Westchnął niepocieszony i pokręcił ze zrezygnowaniem głową. Zastanawiałam się czy powiedzieć mu że to zaglądało do mojego pokoju, ale uznałam że to przemilczę. Byleby tu dłużej u mnie nie siedział. Moja złość chyba już się ogarnęła, co jednak nie zmieniło faktu, że nie podoba mi się obecność tej poczwary w moim pokoju. - Zaraz zrobię zebranie i ogłoszę, że nie wolno wychodzić poza teren i ustalę patrole. Ty swój zrobisz teraz, chyba że wolisz w nocy.

Westchnęłam i mruknęłam ciche "ok". Cesarek wyszedł z mojego pokoju zostawiając mnie samą. Pewnie mam się przebrać i za jakieś 15 minut będzie zbiórka. A ja nie jadłam obiadu...

Szybko przebrałam się w mundurek i zbiegłam do stołówki po jakąś kanapkę na szybko, lub cokolwiek. Będąc na miejscu Saru ogłosił przez mikrofon, że czeka na nas jeszcze 10 minut w sali nr. 11, więc mam kilka minut. Chwyciłam za suchą bułkę i jedząc usiadłam na jednym ze stołów.

Jak tak sobie myślę, to jedyne co mogę dobrego powiedzieć o Saryuu to fakt, że dba o swoje interesy, a co za tym idzie, o nasze bezpieczeństwo, znaczy, w pewnym stopniu. Chodzi mi tu o niebezpieczeństwa z zewnątrz. To, że sam jest niebezpieczeństwem to już inna sprawa.

Skończyłam drobny posiłek i popędziłam do wskazanej sali.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro