rozdział 20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzisiejszy rozdział dedykuję dwóm osobom. Pierwszą jest LovUTeo za podanie świetnego pomysłu na rozdział, a drugą jest Rebeliantka1maj. Ona już dobrze wie, za co. 😏

Tobias

Odwracam się w stronę głosu i widzę Tris. Ale nie samą. Za nią stoi Eric, trzyma nóż przy jej krtani. Obok niego jest dwójka strażników OPR. Jeden uważnie pilnuje dziewczynę, a drugi celuje do mnie bronią.

-Eric- zaciskam zęby i cedzę tonem pełnym nienawiści. Tris trzyma go za przedramię, żeby zapewnić sobie odrobinę więcej bezpieczeństwa i sprawić mu trudności z poderżnięciem jej gardła. Na samą myśl, że Eric w każdej chwili może to zrobić na moich oczach, robi mi się słabo.

-Proszę, proszę- drwiący uśmiech wykrzywia mu twarz- czyli jednak legendarny Cztery ma uczucia.

-Na pewno mam więcej, niż ty- odpowiadam z udawanym opanowaniem w głosie.

Spoglądam na Tris. Ma rozcięta brew i kącik ust, a połowa jej twarz jest posiniaczona. Ale mimo to zauważam na jej twarzy smutek i cień strachu. Oczy ma zaszklone, lśniące od łez.

Mają przewagę liczebną. Mogą nas zabić w każej sekundzie i nikt się tego nie dowie, póki nas nie odwiedzi.

-Czego chcesz?- odzywam się pierwszy. Ostatnio miałem okazję stanąć z nim twarzą w twarz cztery lata temu, kiedy go zabiłem. Kiedy mnie postrzelił, widziałem go przelotnie, jak szarawy błysk na czarnym tle.

-Wyrównać rachunki- mówi Eric. Tym razem z powagą- Nie opłaca mi się już w ogóle wstawić sztywniaczkę do OPR, dlatego plan zmienił nieco kierunek.

-Nie rozumiem?- unoszę brwi. Staram się przeciągać tę rozmowę, aby mieć czas na wymyślenie jakiegoś wyjścia. Narazie wychodzi na to, że nie ma żadnego wyjścia.

-Skoro sztywniaczka nie jest mi już potrzebna do sprawy mojego kompleksu, to wykorzystam ją w innym celu- Tris próbuje odciągnąć nóż od swojej szyi, ale bezskutecznie- Załatwię sztywniaka.

-Wiesz, że nie zdążysz stąd uciec, bo praktycznie zaczęło się już śniadanie i ktoś cię zauważy?

-Nie obchodzi mnie to- odpowiada mój wróg- łatwiej będzie mi umrzeć z faktem, że mój największy rywal i wróg będzie cierpieć z powodu oglądania śmierci swojej ukochanej, całkowicie bezradny.

-Śmierć ze świadomością, że zabiłeś niewinną osobę jest czymś podłym, wiesz?- przeciągam napiętą konwersację wypełnioną jadem- A osoba, która to mówi, nie może nazwać się człowiekiem, tylko bestią.

-To też średnio mnie interesuje- uśmiecha się kpiąco. Zauważam, że ręka Tris lekko, po omacku szuka kieszeni Erica, w którym po kilku sekundach dostrzegam lekkie wybrzuszenie- drugi nóż. Jeśli go zdobędzie, szanse będą w miarę wyrównane.

-Czyli zupełnie nie zależy ci na życiu, własnym sumieniu i honorze?- robię minimalny krok do przodu- Przecież dla nieustraszonych honor jest ważniejszy, niż wszystko inne.

Z nerwów rana postrzałowa okropnie pulsuje, jakby znajdowało się tam drugie serce. Erica mogę zmylić jedynie na honor, bo pomimo intryg udawał, że go ma. Zabijał niezgodnych, w większości niewinnych ludzi i twierdził, że należy mu się szacunek, bo był przywódcą. Teraz nie miałby tego szacunku wcale.

-Mój honor wzniósł się na inny poziom, dlatego nie jesteś w stanie mnie przekonać.

Nieznacznie spuszczam głowę, ale tylko po to, żeby sprawić wrażenie, że się boję. Tris zatrzymuje dłoń, palcami zwinnie odpina guzik kieszeni. Eric jest zbyt skupiony na rozmowie ze mną, żeby zauważyć to. Muszę tłumić rozbawiony uśmiech.

-Twoja matka, Cztery, powiedziała, że sztywniaczka nie jest dla ciebie dobra- na dźwięk tego słowa pięść mimowolnie zaciska mi się, a przez moje ciało przechodzi fala wściekłości- ja osobiście uważam, że pasujecie do siebie. Oboje jesteście głupimi sztywniakami.

-To nie jest moja matka- odpowiadam z nonszalacją. Po części ten luz jest prawdziwy. Po części- Evelyn, która była moją matką, zmarła kilka lat temu, zanim zmieniłem frakcję. Ta, która żyje obecnie nią nie jest. I nigdy nie będzie.

Nagle z impetem drzwi do mojego mieszkania się otwierają i wbiega tu kilku żołnierzy. Tris to wykorzystuje, wbijając podręczny nóż w bok Erica. Ja natomiast wyciągam swój nóż i rzucam go w stronę jednego ze strażników OPR. Wprawdzie wiem, że ta osoba jest nieświadoma i pewnie nie chciałaby mnie zabić, ale z własnej woli poszła do OPR i sama się na to skazała. Tą myślą się pocieszam.

Eric leży na ziemi zwinięty w kłębek, z nożem wbitym w prawy bok. Tris szybko wyplątuje się z jego ucisku i biegnie w moją stronę. Od razu ją do siebie przyciskam, pomimo okropnego bólu w brzuchu.

-Boże, nawet nie wiesz, jak się przeraziłem- szepczę i głaszczę Tris po włosach. Drży. Słyszę jej cichy szloch. Zalewa mnie ogromna fala ulgi, że jest w moich ramionach ta drobna postać, która jako jedyna jeszcze trzyma mnie na tym świecie. Gdyby jej zabrakło, Christina drugi raz nie dałaby rady mnie przekonać, bym żył dalej. Albo wymazałbym sobie pamięć, albo popełniłbym samobójstwo. Nie dałbym sobie rady bez Tris. Zbyt wiele dla mnie znaczy.

-Ja też się bałam- szepcze dziewczyna w odpowiedzi z wyczuwalnym strachem w głosie. Boi się tam samo jak ja. Każdy ma do tego prawo. Każdy ma prawo do strachu, a nasz strach jest teraz w pełni uzasadniony.

Odsuwam się od niej, ale moja ręka obejmuje ją w pasie. Zauważam Zeka.

-Co ty tu robisz, Stary?- pytam go, nie ukrywając zdziwienia.

-Chciałem przyjść, bo Shauna prosiła mnie o to, ale usłyszałem was i rozpoznałem tego szmaciarza- wyjaśnia z lekkim przejęciem oraz nienawiścią- Pobiegłem po pomoc.

-Uratowałeś nam życie- kręcę głową sam do siebie.

-Nie musisz dziękować- jak szybko jego powaga znika, tak szybko zauważam, że Eric nadal żyje, ale nie może wstać. Dalej zwija się z bólu na podłodze i cicho zawodzi. To trochę sprawia, że na mojej twarzy pojawia się triumfalny uśmiech, mimo że ten nóż nie znalazł się tam z mojego powodu.

-Co z nim robimy?- ruchem głowy wskazuję na mojego wroga. To że zostanie zabity jest oczywiste. Podchodzi do nas Emil, który przyszedł tu praktycznie kilka minut temu.

-Może wiedzieć wiele rzeczy dla nas przydatnych- mówi mężczyzna- jeśli rada się zgodzi, najchętniej podałbym mu serum prawdy.

-Ale jeśli ci ludzie z OPR dowiedzą się, że Eric wciąż żyje, będą chcieli go odbić- mówi cicho Tris- Nie da nam żadnej informacji, która spowoduje, że będziemy mieć przewagę.

Dla mnie najgorsze jest to, że właśnie Tris przeżyła coś traumatycznego, a dalej próbuje zachować opanowanie. Załamanie chwilowo jej przeszło, dlatego w ogóle nie wygląda, jakby płakała. Wygląda na zmęczoną i wyczerpaną porwaniem oraz kacem.

-Być może- mężczyzna pociera kciukiem swój podbródek- Tym razem będziemy musieli jakoś pilnować go, żeby znów się nie okazało, że przeżył.

Kiwam głową i ciaśniej przytulam do siebie Tris. Ma podkówki pod oczami i bladą twarz.

-Cztery, Tris, chodźcie do mnie- mówi Zeke- Shauna się ucieszy, że nie zostałaś uprowadzona poza miasto.

-Właśnie, co z dziewczynami?- blondynka odpowiada pytaniem i patrzy na niego wyczekując odpowiedzi. Jak jej powiedzieć, że dwie jej przyjaciółki nie żyją?

-Yyyyy...- Zeke nie wie co powiedzieć- nie mam dla ciebie dobrych wieści.

-Mów, o co ci chodzi?- ponagla go. Widzę jej zmartwienie, kiedy usłyszała, że Zeke nie ma dobrych wieści.

-W tym ataku zginęły Ali i Amel. Przykro mi- Tris wytrzeszcza oczy w stronę mężczyzny. Po chwili przytula się do mnie mocno i przyciska twarz na mojej szyi. Wyraźnie tłumi szloch, a według mnie zbyt mało  okazała łez, jak na dzisiejsze i wczorajsze zdarzenie.

-Dobra, chodźcie- mówi mój przyjaciel- nikt z nas nie spał i chyba wszyscy jesteśmy zmęczeni.

Ostatni raz spoglądam na Erica w momencie, w którym opuszczam swoje mieszkanie. Odpowiada na moje spojrzenie i nie odwraca wzroku. Nawet na te ostatnie chwile życia nie okazuje słabości. Po kilku sekundach znika mi z oczu.

CDN😘

Życzę miłego dnia 😏

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro