Rozdział 25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tris

Po wczorajszej imprezie razem z Tobiasem wróciłam do mieszkania po północy. Opił się. Musiałam praktycznie wlec go pół przytomnego przez Jamę. Ledwo mi się to udało. Na szczęście nie zasnął po drodze, tylko mruczał coś pod nosem. W mieszkaniu nie minęły dwie minuty, a spał jak dziecko.

-I było ci się tak opić, skoro chcesz pójść ze mną do serdeczności?- pytam ze śmiechem w głosie.

-Dopiero teraz mi to powiedziałaś- odpowiada popijając zrezygnowany wodę- skąd miałem wiedzieć, że w serdeczności jest ponad sto przymusowych z OPR?

-Masz rację, nie powiedziałam ci- przyznaję- Ale mogłeś zapytać, o czym była wczorajsza rada. No chyba przez tyle godzin nie rozmawialiśmy o powiększeniu liczebności liderów nieustraszoności.

Tobias zbolały przyciska głowę w poduszkę i wzdycha. Ciekawiej to wygląda z powodu, że nie ma na sobie koszulki. Pełny widok na jego ponownie wyrzeźbione i wytatuowane plecy wzbudza we mnie dziwne myśli.

-Jak już się ogarniesz, co zamierzasz robić?- pytam go i jak piórko siadam na nim. Dłońmi zaczynam masować jego plecy.

-Narazie nie mam planu. Pewnie muszę iść do Emila omówić sprawy organizacyjne.

Nie odzywam się, tylko przesuwam ręce w górę i w dół pleców Tobiasa, po każdej wklęsłości i wypukłości. Zakreślam wzory palcem wskazującym. Muskam każdy tatuaż malujący się i opadający wzdłuż jego kręgosłupa.

-Ty przypadkiem nie byłaś umówiona z Christiną?- pyta cicho Tobias z lekką chrypą w głosie.

-Skąd wiesz?

-Słyszałem waszą rozmowę- odpowiada.

-Nic mi nie zrobią, jak się spóźnię- mówię, bawiąc się jego włosami. Po chwili schodzę i zaczynam się ubierać, ale Tobias chwyta mnie w tali i rzuca na łóżko.

-A ty przypadkiem nie masz kaca?- unoszę brew.

-Mam- zamyka mi usta pocałunkiem- I nie ma opcji, że pojedziesz do serdeczności sama.

-Ty musisz zająć się wieloma sprawami związanymi z awansem. Nie zdążysz tego ogarnąć do obiadu.

-Więc nie pójdziesz wcale.

-Muszę.

-Musisz to żyć, a resztę tylko możesz- parskam śmiechem.

-Pójdę z Clarise. Co ty na to?

-A jak będzie zajęta?

-A mało mam znajomych?- przewracam oczami, za co Tobias znów mnie całuje- Ktoś się znajdzie.

W jednej sekundzie odnoszę wrażenie, że znajduję się w transie i mogłabym na każdy argument Tobiasa odpowiedzieć czymś błyskotliwym. Ale jednocześnie mam ochotę nie myśleć o tym i smakować tylko jego usta. Oderwać się. Nie wracać do rzeczywistości przez wiele tygodni.

Po kilku minutach spokojnej przekomarzanki i namiętnych pocałunków wstaję, po czym wychodzę z naszego mieszkania. Do mieszkania Christiny trafiam dość szybko. Wchodzę do niego bez uprzedzenia. Christina z nie zdziwioną miną wita mnie i otwiera wino.

-W ciąży nie wolno pić alkoholu- przypominam.

-Wytrawne na pobudzenie krążenia lekarz mi zalecił- odpowiada bez zastanowienia.

-Wytrawne jest ochydne- odzywa się Shauna, a ja praktycznie odskakuję- Cześć, Tris. Fajne włosy- marszczę brwi.

-Coś nie tak z moimi włosami?- pytam, przeczesując palcami włosy sięgające mi już do ramion.

-Masz je nastroszone, jakbyś uprawiała seks tuż przed wyjściem.

-Nie, nie- Christina wchodzi jej w zdanie- Gdyby był seks, pewnie nie byłoby jej tu. Przecież Cztery jest tak świetny, że Tris nie mogłaby z łóżka wstać.

-Skąd niby to wiesz?- unoszę brew. Na policzkach czuję przenikający gorąc.

-Czasem, jak byłaś podpita, wypytywałam cię i to, co mi powiedziałaś jest naprawdę interesujące- uśmiecha się przebiegle. Uderzam ją żartobliwie w ramię.

-I co ty ode mnie wyciągnęłaś?

-Niech pomyślę- upija łyk wina- Powiedziałaś, że jest seksowny, ale tak bardzo, bardzo. Że chyba nikt by cię tak nie podniecił, jak on. Albo raz, kiedy gadałaś o tym, że uwielbiasz jego tatuaż na plecach.

-Suka- mruczę pod nosem i biorę do ręki lampkę z winem.

-Myślałam, że będę płakać ze śmiechu.

-Szkoda, że nikt mnie wtedy nie zastrzelił...

-Lepiej wróćmy do tematu, dla którego tu przyszłyśmy.-mówi Shauna. Bierze całą butelkę i idzie z nią do salonu.- Kiedy, Christina, dowiedziałaś się, że jesteś w ciąży?

-Kilka dni przed wieczorem panieńskim- wzdycha- jak co miesiąc oddawałam krew do badań. Matka mnie do tego przyzwyczaiła. Podczas ostatniego odbierania badań, pielęgniarka prosiła mnie na rozmowę z lekarzem i ten mi to powiedział.

-Kto jest ojcem?

-Ben, ten, którego poznałam po nowicjacie.

-Wie?

-Nie i się nie dowie. To zaledwie trzeci miesiąc, dlatego jeszcze mogę usunąć ciążę.

-Ty chyba żarty sobie robisz?!- pytam uniesionym głosem- Nie możesz tego zrobić!

-Niby dlaczego nie? Moje ciało, moja sprawa.

-Ale dziecko, to nie przedmiot- Shauna kładzie butelkę na stoliku- a to już nie jest tylko twoje ciało.

-To mam je wyrzucić, zabić po urodzeniu?!- podnosi głos. Jej humor sprzed kilku minut całkowicie się ulotnił. Zastąpił go strach, smutek i gniew- Jestem za młoda na dziecko.

-Dwadzieścia dwa lata to nie tak wcześnie- mówię i klękam naprzeciwko niej- możemy ci pomóc przy wychowywaniu dziecka. Możesz na nas liczyć, prawda, Shauna?

-Oczywiście- kiwa głową- Nie zostawimy cię z tym.

-Dzięki za trud, ale nie przekonacie mnie do zmiany decyzji.

-Za kilka lat będziesz marzyła o dziecku- łapię ją za rękę- a jak teraz je usuniesz, drugie zajście w ciążę będzie prawie niemożliwe. Będziesz tego żałować.

Nie wydaje się przekonana. Włosy całkowicie przysłoniły jej twarz.

-Nie będę- mruczy z oczami lśniącymi od łez- Teraz i tak nie dałabym temu dziecka dobrego życia. Lepiej dla niego będzie, jak umrze.

-Nie mów tak. Skąd możesz to wiedzieć, skoro spisałaś je na straty?- pyta Shauna.-Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym mieć dziecko. Zeke tylko jeszcze nie chce.

-Ale ty to nie ja- głos Christiny się załamuje. Dolna warga jej drży.

-Ale też będziesz miała w przyszłości tą samą chęć posiadania dziecka. Tobie będzie ciężej, bo będziesz miała wtedy na swoim sumieniu to dziecko. Masz tylu przyjaciół. My wszyscy ci pomożemy. Nie zabijaj tej maleńkiej istotki. Ono też ma prawo żyć.

Christina milczy. Głowa zwisa jej bezwładnie. Ma zgarbione plecy, a po nosie płynie jej strużka łez. Jak musi się czuć? Nie wiem. Nigdy nie byłam w ciąży. Ale chyba nie usunęłabym dziecka.

-Nie byłabym dobrą matką- łka Christina po chwili ciszy.

-Skąd to możesz wiedzieć?- siadam na kanapie. Teraz Shauną kuca przed dziewczyną- Kto ci tak powiedział?

-Skoro chcę je usunąć, to muszę nią być.

-To tego nie chciej. Przemyśl to naprawdę pożądnie. Pomyśl o tym, co może być w przyszłości i czy nie będziesz przypadkiem tego żałować. Nie jesteś sama. Zawsze ci pomożemy.

Christina dopija lampkę wina i opiera się o kanapę. Od alkoholu ma zaczerwienione policzki. Myśli mi kotłują się w głowie.

-Zobaczymy- mruczy moja przyjaciółka i opiera rękę na podłokietniku kanapy.

Sprawdzam zegarek i orientuję się, że jest już prawie obiad, a wcale nie odczuwam głodu. Nie jadłam zresztą nawet śniadania. Jedynie wypiłam wino.

Temat o ciąży Christiny wisi w powietrzu, dusi mnie, ale nie zamierzam ponownie go roztrząsać. Powiedziałam już wszystko, co mogłam i decyzja należy do niej, aczkolwiek mimo wszystko jeszcze nie skończyłam jej przekonywać. Po prostu w chwili obecnej nie mam argumentów w zanadrzu.

Shauna rozkłada się na kanapie i dolewa wina do kieliszka. Niewypowiedziane słowa grzęzną między cząsteczkami powietrza. Mam ochotę przerwać tą ciszę, tylko nie wiem czym.

-Zostajemy w mieszkaniu cały dzień i same sobie coś zrobimy czy idziemy na obiad?- pyta Shauna, obracając w dłoni kostkę Rubika. Nie wiem, po co Christina ją trzyma. Nie ma logicznego umysłu. Nie ułoży tego.

-Ja niestety za kilkanaście minut muszę jechać do serdeczności- mówię z niechęcią- i muszę poprosić Clarise, by ze mną poszła.

-Po co?

-Temat obrad, był bunt w OPR i jest w serdeczności ponad sto przymusowych. W wiosnę będzie nowicjat.

-Teraz to mówisz?- Christina marszczy brwi.

-No- odpowiadam krótko i odkładam kieliszek z niedopitym winem na stoliku- Tobias nie chce puścić mnie całkiem samej, dlatego szukam kogoś, kto pójdzie ze mną.

-Ja mogę z tobą iść- zgłasza się Christina.

-Nie ma opcji, że w ciąży będziesz się tak męczyła.- dziewczyna przewraca oczami.

-W sumie, ja zupełnie nic nie mam do roboty- mówi Shauna- mam czas nawet do nocy.

-No to chodź- wstaję, po czym odwracam się do Christiny- jakby coś się działo, to dzwoń. Poradzisz sobie?

-Ciąża to nie choroba- odpowiada obojętnie dziewczyna.

-Ale tu chodzi o bezpieczeństwo dziecka.

-Poradzę sobie- zakładam kurtkę razem z Shauną i wychodzimy z mieszkania Christiny. Kierujemy się na pociąg.

CDN😘

Miłego dzionka 😏

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro