Czerwone policzki

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

6 maja 1942r. 

Wydawało się, że Warszawa ucichła od nadmiaru zła niemieckiego terroru. Ludzie jakoś lżej chodzili po chodnikach, a dzieci coraz częściej pozwalały sobie na śmielsze zabawy przy żołnierzach okupanta. Być może słońce, które pojawiało się coraz częściej nad miastem tak dobrze działało na jego atmosferę. Życie biegło tak jak zawsze, ale chyba każdy znajdował w nim światełko nadziei. Nadzieja. Banalne słowo, a tyle potrafi dać. Rozumiemy je, dopiero kiedy znika z naszego życia. Wtedy mamy nadzieję, że jeszcze kiedyś wróci. 

Kama została umówiona przez Tadeusza na spotkanie z Cichociemnym, który miał z Londynu specjalne papiery i Bóg wie co jeszcze dla Armii Krajowej. Nikt nie mógł się przyzwyczaić do nazwy tej organizacji, od jedenastego lutego nie byli już jakimiś dzieciakami, którzy nie wiedzieli co ze sobą zrobić. Stali się armią i to nie byle jaką, tylko Armią Krajową, armią Polską. 

Mieszkanie na Żoliborzu zbliżało się nieubłaganie, a wraz ze znikającymi metrami serce dziewczyny biło co raz szybciej. Może fakt, ze nie wie do kogo idzie i po co, powodował strach i zdenerwowanie. Spocone dłonie trzymała za sobą, jednocześnie wbijając wzrok w swoje buty. Wiedziała, że nie chce kusić losu i nie powodować zbędnych rewizji papierów przez żołnierzami. Czasami trzeba opuścić wzrok, stać się potulnym dla innych. Czasami jest to najlepsze wyjście na jakie nas stać, po prostu milczeć. Proste, a jednak takie trudne. 

Dziewczyna wręcz wbiegała po schodach, nie patrząc za siebie. Czerwona od biegu, przetarła nerwowo czoło swoją zimną dłonią, poprawiła odruchowo sukienkę i głośno odetchnęła. Szybko zapukała cztery razy i zrobiła pięć sekund przerwy po czym wykonała czynność. Ten kto stał po drugiej stronie drzwi, powinien się domyśleć o co chodzi. 

Po skrzypnięciu drzwi w wejściu ukazał się młodzieniec o kasztanowych włosach opadających m na czoło i zielonych niczym wiosna oczach. Uśmiechnął się do dziewczyny promiennie, po czym chwycił jej dłoń i cmoknął w nią z uczuciem. Czerwona i tak dziewczyna odwzajemniła niepewnie uśmiech po czym spojrzała na dłoń. W miejscu gdzie Cichociemny ją ucałował pozostał czerwony ślad. Oderwała od niego wzrok, który skierowała na kasztana.

— Ja w ważnej sprawie. Podobno to pan sprzedaje meble po swojej babci, czy mogę je zobaczyć? — wyjęła dla kamuflażu portfel i zrobiła pewniejszą minę. 

Najbardziej uwielbiała grać. Kochała przybierać różne twarze, różne postacie. Czasami można było się zgubić w wirze osób, które trzeba było zagrać. Jednak ta różnorodność była czymś co dało się pokochać, wyjść z własnej skóry i stać się zupełnie inną dziewczyną. Gra w życiu jest ważna, przecież każdy kogoś gra. Nikt nie jest sobą. 

— Oczywiście, po to było ogłoszenie. — chłopak mrugnął do niej porozumiewawczo i gestem zachęcił do wejścia. 

Zdjęła wyczyszczone pantofelki i odłożyła na wieszak torebkę. W domu pachniało wodą kolońską i pieczonym na kuchni chlebem. Dzięki delikatnemu zapachowi można było się poczuć jak u każdej babci, brakowało jedynie szarlotki i kaka. Usiadła przy okrągłym stole nakrytym ozdobną serwetą i zaczęła skubać polne kwiaty w wazonie. 

— Przepraszam panienkę za moja nieuprzejmość, jestem Leszek. — wyciągnął w jej stronę dłoń, tak jak powinien zachowywać się prawdziwy żołnierz. 

Dygnęła tak jak ją zawsze uczono i poprawiła z przyzwyczajenia potargany przez wiatr warkocz. Chłopak miał delikatne rysy twarzy, którą oświetlał blask jego śnieżnobiałych zębów. Uśmiech odzwierciedlał tego młodego mężczyznę. Uśmiech jest lustrem, każdego człowieka. Potrafi niemu potrafimy odszyfrować z kim mamy do czynienia. 

— Twoja uprzejmość jest na wysokim szczeblu, miło mi cię poznać, jestem Kama. — również się uśmiechnęła pokazując prawdziwą twarz. 

Zniknął strach i panika, a na jej miejscu pokazała się po prostu ludzka chęć poznawania nowych ludzi. Poznawanie nowych znajomych to trudne zadanie, jednak każdy musi je podjąć. Życie ze samym sobą jest za ciężkie, potrzebujemy pomocy innych. Świat nas przytłacza, samotność wyżera wszystkie nasze pozytywy. Zostajemy wtedy ogłuszeni przez ciemność i szarość. 

— Może kawy, herbaty? A może czegoś mocniejszego? — złośliwie podniósł kąciki ust, dając do zrozumienia że żartuje. 

Rozmawiali o ważnych dla nich sprawach nad gorącą herbatą i pierniczkami przywiezionymi ze wsi. Klimat bardziej pasował do Bożych Świąt, jednak smak ciasta był i tak nie do podrobienia. Pierniki to pierniki. A świętem może być każdy dzień, w końcu każda chwila jest unikalna, niepowtarzalna i jedyna w swoim rodzaju. 

— Tutaj masz wszystko co miałem przekazać, jednak pamiętaj że możesz przyjść w każdej chwili. W końcu coś nas łączy, obowiązki nieprawdaż? — podał jej zwinięty list i drobny mikrofilm. 

Była na to przygotowana. Szybko odnalazła odpowiednie miejsce w płaszczu, gdzie bez problemu chowała meldunki. Spojrzała przez okno niepewna, czy założenie płaszcza w maju będzie odpowiednie. Jednak zaczęło padać, a z nieba siekały błyskawice. 

— Jeśli będę czegoś potrzebować przyjdę, masz moje słowo! — skierowała się do wyjścia, żeby założyć buty i iść w powrotną drogę. 

Chłopak patrzył na nią z ledwo widzialnym smutkiem w oczach. Miał puścić ją samą w ulewę? Takim palantem nie mógł się pokazać, zwłaszcza przed tak inteligentną dziewczyną. 

— Może potrzebujesz towarzysza? Co będziesz sama iść. — zaproponował z głową opartą o futrynę drzwi. 

Pokręciła przecząco głową, w tym samym czasie kiedy ktoś zaczął pukać do drzwi. Obydwoje rozpoznali ustalony szyfr, jednak ani Kama ani Leszek nie wiedzieli, kto jeszcze ma tu zawitać? Dziewczyna bez namysły złapała w swoje dłonie lampkę stojącą na komodzie i kiwnęła głową, że jest gotowa na poznanie gościa. Leszek nabrał powietrze w swoje płuca i mocnym ruchem przekręcił zamek w drzwiach. 

— Czy mojej siostrze spodobały się meble pana babci? Pomyliłem godziny, a miałem przecież iść wraz z nią! Mam nadzieję, że mi to wybaczy. — Kama usłyszała dobrze sobie znany głos. 

Wychyliła się zza drzwi i ujrzała Alka, który tłumacząc sytuację jak zawsze ruchliwie machał swoimi rękami. Z jego włosów kapały na podłogę kropelki deszczu, on jednak nawet o tym nie pomyślał. Odetchnął z ulgą, że widzi dziewczynę całą i zdrową, mógł grać dalej. 

— Być może odezwiemy się w przeciągu kilku dni do pana, ale nie jestem tego pewna.  — pokręciła kapryśnie noskiem. — Bardzo dziękujemy za uprzejmość, do widzenia! 

Leszek podbiegł do dziewczyny i cmoknął ją w policzek. Dawidowski spojrzał na niego z rozchylonymi ustami i szokiem w oczach. Szykował ciętą ripostę i już chciał powiedzieć kim jest dla dziewczyny z warkoczem, ale ona delikatnie przytrzymała go za rękaw. Spojrzał na nią i z wypiekami na twarzy odwrócił się do schodów. 

— Do zobaczenia! — krzyczał im Leszek, a po chwili dało się słyszeć trzaśnięcie drzwi. 

Kama w drodze powrotnej milczała, wciśnięta w za duży płaszcz. Patrzyła jedynie kątem oka na chłopaka, śledząc jego twarz. Próbowała wyczytać nad czym myśli, jednak nie potrafiła tego zrobić. 

— Czy on był w stosunku do ciebie nachalny? O mój Boże, a może on chciał cię uwieźć! Jak się przy nim zachowywałaś, mówiłaś prawdę? A wie o mnie? Nie, na pewno nie wie inaczej by tego nie zrobił. Rany boskie, przecież ty wyglądasz na dziewczynę co ma narzeczonego! — obruszył się. 

Dziewczyna uśmiechnęła się z tej dramaturgii. Widać, Alek jak wszyscy chłopcy czuł to samo kiedy inny mężczyzna całował w policzek ich miłość. Mógł różnić się wszystkim, ale to jedno zostaje takie samo. 

— Komuś się tu policzki zaczerwieniły, ktoś tu jest zazdrosny! — palcem pokazała na Kopernickiego.

Zrobił minę jakby nie wiedział o co jej chodzi, po czym odwrócił wzrok i przyspieszył kroku. 

—Wcale, że nie! — teraz starał się wręcz biec żeby zakryć swoje emocje. 

Kama się uśmiechnęła. Mogłaby uwielbiać uśmiech Leszka i jego spokojne ruchy. Wolała jednak fochy dryblasa, który nawet nie przyznawał się że jest zazdrosny. Męskość do niezliczonej potęgi, nie ma co. 







***

Patrząc na zdjęcie Dawidowskiego chyba się za nim stęskniłam. Tak więc na początek lipca łapcie taki słodziutku rozdzialik od jakże słodkiej licealistki! Buziak! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro