Pływająca Warszawa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Był koniec lipca 1942 roku, kiedy wraz z Jankiem Bytnarem i puszką czarnej farby udaliśmy się na miasto. Kiedyś zamiast farby były kwiaty bądź gazeta, teraz jednak młodzież mogła iść jedynie z gęstą cieczą. Koiła upadające serca, które potrzebowały wyrzutni do normalnego świata. 

Gwiazdy roztoczyły się nad moją głową i przypominały mi świecę, bez której niegdyś nie potrafiłam usnąć. Dzieci wymyślają swoje włosy potwory, a dorośli żyją w swojej złej baśni. Mawia się, że nikt nie przestaje być małą istotą, jednak to dzieci są bardziej odważne niż starsi. Ich odwaga jest czysta i prosta, nie jest na pokaz bądź do pochwalenia. Nie chciałam nigdy dorosnąć, jednak czas uciekał, a z każdą sekundą moja skóra robiła się dojrzalsza. Pamiętam jak mama się ze mnie śmiała, co to będzie za mnie w przyszłości babcia. A ja jej odpowiadałam, że babcie też są dziećmi. Irytowałam ją, ale nigdy tego nie żałowałam. 

- Widzisz, jak nas tu nie będzie to nad Warszawą będą czuwać one - Bytnar podniósł głowę do góry i zatrzymał się beztrosko spoglądając w świecące punkty na czarnym niebie. 

Zawsze wiedziałam, że Janek jest marzycielem. Jednak jego marzenia zawsze się spełniały, tego zazdrościłam mu już na samym początku. Wszystko co sobie obmyślił spełniało się po kilku miesiącach. Nawet kiedy miał czekać kilka lat, robił to. Na początku była zazdrość, a potem im byłam dojrzalsza tym bardziej go rozumiałam. Janek na wszystko zapracował, każdemu pomagał, należało mu się szczęście. Każdy ma marzenia, ale nie każdy próbuje je złapać. 

Wędrowaliśmy na Filtrową, ponieważ właśnie Jankowi zachciało się trochę pomalować. Osobiście uważam, że nie jestem żadną malarką wręcz przeciwnie. W szkole ciągle krytykowane moje próby rzeźbienia bądź kolorowania farbami. Nawet w drużynie harcerskiej zawsze to inne harcerki robiły proporce i szyły różne wyrafinowane sprawności. Trzeba prawdzie spojrzeć w oczy, ja i pędzel to nie jest trwały związek. 

Jakby pomyśleć, to sytuacja Jasia z rysunkami słabo się przedstawiała. Różnica polega na tym, że on jednak potrafi pięknie rysować. W końcu jak się trzymało w dłoniach linijkę i ekierkę przez tyle lat, to ma się dłoń idealnie wyrobioną. 

- Jasiu, bo ja chyba zapomniałam pędzla - zrobiłam zmartwioną minę. 

Zawsze staram się dokładnie pakować i niczego nie zapominać, ale to nie możliwe. Każdemu zdarza się pomyłka, a moje wpadki wychodzą właśnie w pakowaniu. Każdy zawsze się ze mnie śmiał, że kiedyś zapomnę siebie samej. 

Rudy spojrzał na mnie wielkimi oczami i pokręcił z rezygnacją głową. Zrobił zezłoszczoną minę, ale po chwili jego brwi wróciły na swoje miejsce. 

- Jakbym ciebie nie znał, to nie wziąłbym dwóch - pokazał na dowód i wyszczerzył zęby. 

Doszłam do wniosku, że chociaż jest się czasami złym na przyjaciół, a nawet płacze się w trudnych chwilach to i tak uważam, że ich kocham ponad życie. Są jak ciche anioły, kiedy upadamy oni bez pytania wyciągają pomocną dłoń. 

Podał mi w milczeniu pędzel i spojrzał z błyskiem w oku. Zawsze kiedy robi coś dla Warszawy pojawia się ten słynny błysk. Odetchnęłam z ulgą i spróbowałam opanować szybkie bicie serca. Jak to się robiło w drużynie? Tyle razy upominałam moje podopieczne, żeby brać oddech, żeby na chwilę usiąść. Jednak kogo ja tu oszukuję, będę i tak się denerwować i tak. 

- Kama, weź się w garść! Pamiętaj dla kogo to robisz - puścił mi oczko i utopił włość pędzla w czarnej farbie. 

Dla kogo to robię? Oczywiście, że dla Polski. Pamiętam jaka była piękna i jaka potężna. Łamała opór Rosji i wygrywała wojny. Choć ją usuwano z map i palono, ona jednak żyła. Piękno nie jest teraźniejsze, piękno ocenia się poprzez historię. Kochałam wolną Polskę, kiedy biegałam po Warszawie w mundurze, kiedy zbierałam polne kwiaty i plotłam wianki. Biegałam później po łące i próbowałam złapać kolorowe motyle. Polska zawsze pachniała dobrym ciastem i zapachem czystych koni. Pamiętam jak marzyłam, aby zobaczyć kiedyś Kasztankę Piłsudzkiego, konia legendę. Jednak zawsze byłam nie w tym miejscu co potrzeba. Teraz Ojczyzna pachnie zwiędłymi makami, które zmieniły się w krew. Nigdy mnie nie bito i nie wyzywano, a teraz takie zachowania miałam przyjąć ze zrozumieniem i spuszczoną głową. Musiałam patrzeć na zamykane ulice i ostrzeżenia o łapance, musiałam podawać fałszywe nazwisko. Bałam się, że po wojnie zapomnę swojej prawdziwej tożsamości. Jeśli tyle razy ją zmieniałam, prawdziwa mogła uciec już na zawsze. 

Szybko sięgnęłam po farbę i po chwili podbiegłam do białej ściany kamienicy. Na początku dostojna litera P, która musiała być spora i prosta niczym słup. Poprawiłam ją jeszcze, aby była wyraźna, a później domalowałam brzuszki litery W. 

Myślę, że już niedługo będziemy strzelać i powstawać z własnych ruin. Bo Powstanie Warszawskie będzie wskrzeszeniem umarłej Warszawy. Ile lat człowiek może wytrzymać pomiatanie i szydzenie? Jak długo jest nas stać na upadek psychiki i wszystkich dobrych cech naszego charakteru, który tak długo kształtowaliśmy? 

Żeby się podnieść nie potrzeba dużo. Ja odnalazłam pomoc w palowaniu kotwic. Uwielbiałam, kiedy dzięki mnie Warszawa pływała na wolnych oceanach. Wiedziałam, że tworzę silną stolicę, a za nią pójdzie cała Polska. Ocean Wolności nie pozwoli, aby moje miasto utopiło się i leżało na dnie wód jak Titanic. Swoją drogą uważam, że każdy z nas jest takim statkiem jak Titanic. Toniemy, ale każdy z nas potrafi pływać. Niektórzy pływają z pomocą kotwic, inni piszą wiersze i dzięki temu utrzymują się na wodzie. Jesteśmy piękni, bo potrafimy się podnosić nawet z dna Oceanu. 

Janek patrzył na mnie spod czupryny z zadowolonym wyrazem twarzy. Wydawało mi się, że jest ze mnie zadowolony. Niepostrzeżenie zaczęłam nucić Zwyczaj to stary jak świat , śpiewakiem nigdy nie byłam idealnym, ale lubiłam nucić kiedy nikt nie patrzy. 

- Nie sztuką jest czegoś nie umieć, sztuką jest pokazać światu że próbuję to zrozumieć - odpowiedział mi Jaś słysząc słowa piosenki. 

Nie Janeczku, sztuką jest zbudować swoją osobę na nowo, na nowych fundamentach.















Oto prawdziwa Kopernicka, tylko ta jedyna 

W cieplejsze dni chciała trochę wakacji, więc popływajmy w morzu Kotwiczym wraz z moim słońcem, Kamą <3 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro