𝟓𝟒.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

❉⊱•═•⊰❉⊱•═•⊰❉⊱•═•⊰❉

Pochodzenie: Inazuma Eleven

Postać: Jude Sharp

Zamówienie: konto usunięte

❉⊱•═•⊰❉⊱•═•⊰❉⊱•═•⊰❉


Tupot małych stóp rozbrzmiewał po całym domu. Jak również towarzyszące im odgłosy dziecięcych śmiechów, które zdawały się nie mieć końca. Uśmiech sam zawitał na twojej twarz na to wspomnienie. Dłoń ocierała się o stare drewno na ścianie. Powolnym krokiem podążałaś nawprost. Wzrok miałaś skierowany przed siebie, a mimo to dokładnie wiedziałaś co się znajduje wokół ciebie.

Pamiętałaś każdy szczegół tego domu. Tego, w którym całymi dniami, a nawet nocami potrafiłaś bawić się z dwójką rodzeństwa. Aż zapragnęłaś powrotu do tamtych chwil. Dziecięce wspomnienia, takie beztroskie, przyjemne. Delikatnie dłonią powędrowałaś na stare drzwi i lekko szturchnęłaś. Ujrzałaś widok znajomego pomieszczenia, twojego pokoju za dzieciństwa.

Na środku wciąż stał namiot, a przynajmniej go przypominało. Zwyczajna pościel przyczepiona jednym końcem za pomocą linki do sufitu. Wkoło materiału powieszone lampki świąteczne. W środku zakurzone już poduszki, na który przesiadywała wasza trójka. Te, na który poraz pierwszy mogłaś poczuć smak ust osoby, którą pokochałaś nad wszystko.

Twój umysł sam utworzył postać waszej dwójki za czasów gimnazjum. Panował mrok za oknem, lecz w pomieszczeniu biło żółte światło. Spowodowane było przez zawieszone lampki wokół materiały, który jakby odgradzał was od całego świata. W tamtej chwili jedyne co istniało i miało jakies znaczenie, to ty i Jude. Nic więcej nie było potrzebne zwłaszcza, gdy wasze wargi zetknięły się ze sobą w dość nieumiejętny sposób.

Niestety z tym miejscem miałaś i te nieprzyjemne wspomnienia. To również tutaj widziałaś go po raz ostatni. Odszedł od ciebie. To nie jego wina, wiesz o tym doskonale. Mimo to wciąż to tak bardzo bolało. Minęło już tyle lat, a miałaś wrażenie, że nadal kochasz go całym sercem. Grał mecz z drużyną z twojej szkoły, jednak nie miałaś siły. Nie potrafiłaś pójść i go zobaczyć. Ale dlaczego? Przecież właśnie tego chciałaś.

Uśmiech nieco się zmniejszył na wspomnienia z tamtego okresu, niekoniecznie przyjemne. Zapewne inaczej by to się potoczyło, gdybyś nie dała się ogarnąć strachowi. Miałaś tyle okazja, a i tak za każdym razem zwlekałaś, próbowałaś uciec. Może po prostu nie chciałaś znowu cierpieć z powodu jego odejścia. To by było najgorsze ujrzeć go, by zaraz na zawsze odejść.

Ramiona owinęły się wokół twoich ramion, jak tamtego dnia. Wtedy gdy spotkałaś szatyna, stanęliście twarzą w twarz. Widziałaś jak urósł, wyprzystojniał, a jednak znowu chciałaś to zrobić. Miałaś zamiar uciec od niego, od tego bólu. Ale jego dłonie zatrzymały cię.

Twarz skrył w zagłębieniu twojej szyi, ciepły oddech wywołał przyjemny dreszcz. Powieki opadły, nozdrza wdychały twój zapach. Jego głos niby taki sam, ale bardziej dojrzały. Rozbrzmiał przy twym uchu wypowiadając piękne słowa, by na koniec wyznać od dawna skrywane uczucia. Wtedy twoje nogi odmówiły wszelkiego posłuszeństwa. Już przestałaś się bać, nie chciałaś więcej uciekać.

- Kocham cię. - Usłyszałaś, na co uśmiech powrócił na twojej twarzy. Zwróciłaś wzrok na partnera, wtedy również na ciebie spojrzał.

- A ja ciebie. - Odpowiedziałaś, by zbliżyć się i obdarować go czułym pocalunkiem. Był długi, powolny, zawierający jednocześnie wiele uczuć, które przekazywaliście sobie nawzajem.





01.06.2019r.
Godz. 17:00

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro