Rozdział 11 - Szerszy uśmiech

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dazai nie był w stanie powiedzieć, ile czasu spędził już, siedząc przy oknie z książką na kolanach. Chłód szyby, o którą oparł głowę, przyjemnie orzeźwił jego umysł. Wsłuchany w nieustający odgłos deszczu, głośno uderzający o jego parapet, spoglądał raz na miasto, raz na lekturę. Zawsze, kiedy jego myśli nieustannie wracały do przeszłości, zaczytywał się w kryminałach, gdyż dzięki nim był w stanie oderwać się od rzeczywistości i skupić się na zdemaskowaniu przestępcy, ukrywającego się na kartach powieści.

Skończywszy czytać, zamknął książkę, a z jego ust wydobyło się ciche westchnięcie. Był rozczarowany końcówką: mordercą okazała się osoba, którą podejrzewał od samego początku i zabiła ona ofiarę dokładnie w sposób jaki wydedukował. Spodziewał się jakiegoś nagłego zwrotu akcji i nieprzewidzianego obrotu spraw, a dostał coś zgoła innego. Zawiódł się tym bardziej, że autorkę, która to napisała, zachwalała mu Naomi. Stwierdził, że wypomni jej to przy najbliższej możliwej okazji i z nieco ponurym nastrojem, udał się do kuchni, aby przygotować polepszającą humor herbatę.

Spojrzał na ekran telefonu i zdziwił się, widząc na wyświetlaczu godzinę trzecią trzydzieści. Sądził, że jest ledwo po dwudziestej pierwszej. Przecież jeszcze niedawno zapalał światło w pomieszczeniu, aby móc lepiej widzieć czytany tekst! Niesamowite, jak szybko mija czas, gdy się go nie pilnuje.

Czekając, aż woda w czajniku się zagotuje, wszedł na stronę internetową miasta w nadziei, że znajdzie tam wiadomość o naprawieniu linii tramwajowych. Zbliżał się deadline jego hiper-super-ważnego projektu, a nadal pozostało mu kilka rzeczy do zrobienia. Niestety, żadnej informacji nie znalazł. Mimowolnie zaczął zastanawiać się nad innymi rodzajami komunikacji i ze zgrozą zorientował się, że została mu tylko możliwość pójścia piechotą. Zajęłoby mu to ponad półtorej godziny co przy jego obecnym stanie zdrowia i warunkach pogodowych najpewniej skończyłoby się zapaleniem płuc. A tego Osamu wolał uniknąć.

Po dodaniu do napoju miodu i cytryny skierował się do salonu, po czym usiadł na kanapie przed telewizorem. Włączył pierwszy lepszy kanał, na którym puszczano jakiś denny horror, wiedząc, że o normalnych godzinach nikt o zdrowych zmysłach by go nie obejrzał. Dazai rozsiadł się wygodnie i przykrył kocem. Patrząc, jak w filmie kolejna osoba pada trupem, postanowił poczekać do południa. Jeśli do tego czasu nie naprawią linii to będzie zmuszony udać się do biura pieszo.

***

Finalnie Dazai pojechał do biura dopiero po godzinie dwudziestej; dosłownie kilka minut po tym jak na stornie internetowej miasta pojawiła się informacja o zakończonej naprawie. Szatyn przekroczył próg gabinetu, wzdychając z ulgą. Sprawnie manewrując między rozrzucanymi na podłodze kartkami papieru dostał się do biurka i usiadł na krześle, kładąc teczkę, obwiązaną wstążką Chuuyi, na parapecie, znajdującym się za jego plecami.

Okręcił się kilkukrotnie na obrotowym krześle, mimowolnie ciesząc się z faktu przebywania w biurze bez wkurzającego Kunikidy marudzącym mu nad głową. Prędko włączył laptopa i puścił specjalną playlistę z hitami współczesnej muzyki klasycznej i zabrał się do pracy.

***

Gdy szatyn udał się do pomieszczenia gospodarczego po kolejną porcję napoju bogów - zwanego potocznie kawą - spotkał Tanizakiego, który powitał go ciepłym uśmiechem.

- Nie wiedziałem, że dziś też pracujesz do późna, Dazai - rzekł, dodając łyżeczkę cukru do kubka z herbatą, który trzymał w dłoniach.

- Prawdę powiedziawszy to dopiero co przyjechałem - odparł szatyn, na co rudzielec zareagował zmarszczeniem brwi.

- Przecież jest druga. Nikt normalny nie przychodzi do pracy o tej godzinie, Dazai. Musiałeś stracić poczucie czasu.

Osamu rzucił okiem na zegar ścienny, wiszący w rogu pomieszczenia; rzeczywiście wskazywał on kilka minut po drugiej.

- Na to wygląda - mruknął, wystawiając wodę do zagotowania.

- Wracam do siebie. Zostało mi jeszcze trochę rzeczy do zrobienia - oznajmił Tanizaki. - Powodzenia w robocie. Nie przepracuj się tylko.

- Nie zamierzam - odpowiedział Osamu, zmuszając kąciki ust do delikatnego uniesienia się. - Tobie też życzę rychłego końca tej mordęgi.

Po tych słowach rudzielec wyszedł z pokoju, a szatyn po zrobieniu kawy uczynił to samo. Położył napój na biurku do ostygnięcia i wziął z parapetu teczkę. Gdy wyjął z niej wszystkie papiery uświadomił sobie, że zapomniał zabrać z domu notatnika z rysunkami, ilustrującymi opisane przez niego pomysły. Zerknął na godzinę, wyświetlaną na ekranie laptopa, i uznał, że wybierze się do domu po te notatki, gdy tylko skończy porównywać te dokumenty z poprzednimi. W końcu do dziewiątej - jego ostatecznego deadline'u - miał jeszcze kilka godzin, więc powinien na spokojnie ze wszystkim się wyrobić. Tak zapewne by było, gdyby po sześćdziesięciu minutach wykonywania działań opartych na tych samych schematach nie przysnął nad projektem.

Obudził się, nawet nie wiedząc, że zasnął. Podniósł się wówczas z krzesła jak poparzony i spadł na twardą podłogę. Przeklinając pod nosem wstał, zerknął na ekran telefonu i ze zgrozą uświadomił sobie, iż jest już po szóstej.

- Nie wyrobię się - mruknął, podnosząc kilka kartek papieru, które przypadkowo zrzucił swoją nagłą pobudką.

Prawdę powiedziawszy Osamu był w stanie dokończyć robotę, jaką mu została, ale za Chiny Ludowe nie starczyłoby mu czasu na pojechanie do domu po brakujące rysunki. Bez nich projekt będzie niekompletny, a architekt wiedział, że bez tego trudniej będzie zrozumieć jego tok rozumowania, którym posłużył się do stworzenia tego projektu.

Mimowolnie zerknął na puste miejsce obok, jakie zazwyczaj zajmował Kunikida. Zdawał sobie sprawę, iż jeśli zadzwoniłby teraz do partnera i poprosił o przywiezienie notatek, ten bez wątpienia by się zgodził. Jednak niezbyt podobała mu się to opcja; już jakiś czas temu zauważył, że blondyn prowadzi zapiski na jego temat, co było dość niepokojące. Gdyby wpuścił go do swojego mieszkania, bez wątpienia przeszukałby on każdy jego zakamarek.

Rozmyślania architekta przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości. Prędko odblokował telefon i uśmiechnął się, widząc wiadomość od Nakahary.

Chciałem cię już wcześniej o to zapytać, ale zawsze wypadało mi to z głowy. Mumie są z gatunku rannymi ptaszkami czy nocnymi markami?

Właśnie, Chuuya! Czy gdyby poprosił go o przywiezienie notatnika, to by się zgodził? W końcu, jego miejsce pracy miał po drodze do kawiarni; dzielił je od siebie tylko jeden przystanek tramwajowy. Poza tym ufał rudzielcowi bardziej niż Doppo. Nakahara nie zakończył znajomości z nim, pomimo tego, że zobaczył jego blizny. Natomiast nie raz słyszał jak Kunikida niepochlebnie wyraża się o jokohamskich turystach o innym kolorze skóry, co zawsze przyprawiało go o ciarki. Nie potrafił zrozumieć jak można nie lubić, tym bardziej nienawidzić, osoby o innym wyglądzie. Nawet nie chciał sobie wyobrażać, co blondyn powiedziałby o nim, gdy zobaczył jego blizny.

Po kilku sekundach namysłu postanowił zadzwonić do niebieskookiego. Po dwóch dłużących się w nieskończoność sygnałach rudzielec odebrał.

- Nie sądziłem, że zadzwonisz tak szybko - rzekł, zamiast klasycznego przywitania Nakahara, wesołym głosem.

- Mam do ciebie ogromną prośbę, Chuuya - powiedział architekt zupełnie ignorując wcześniejszą wypowiedź rozmówcy.

- O co chodzi? - odparł poważniejszym tonem, zapewne spowodowanym usłyszeniem pełnego imienia zamiast skrótu. W końcu, gdy Osamu go używał to zazwyczaj chodziło o coś poważnego.

- Zapomniałem zabrać z domu ważnych notatek do projektu. Zostawiłem je w salonie. Mój deadline to dziewiąta i nie zdążę obrócić w te i z powrotem przed czasem. Mógłbyś mi je przywieść, proszę? - odpowiedział na jednym wydechu ciemnooki. Rzadko kiedy prosił kogokolwiek o cokolwiek i nie miał pojecia czy zrobił to w odpowiedni sposób.

- Masz na myśli ten super-ważny projekt...?

Dazai przytaknął, lecz uświadomił sobie, że jego rozmówca tego nie widzi, więc na głos przyznał mu rację.

- Powiedz mi, czy bycie takim debilem jest już zaliczane jako choroba, czy nie?

- Chuuya, proszę cię...

- Niech ci będzie, ty stara, parszywa gnido - przerwał mu. - Ale w zamian masz zrobić jedną rzecz, o jaką potem cię poproszę.

- Zrobię co tylko zechcesz, Chuu! - oznajmił spontanicznie Osamu. - Jak dobrze, że na tym świecie są jeszcze ludzie tacy jak ty.

- Zapomniałeś tylko o jednym szczególe, Dazai. Nie mam kluczy do twojego mieszkania.

- Och, to nie problem! Sąsiadka z dwójki ma klucz do mnie, tak na wszelki wypadek, gdyby coś się stało z moim. Wystarczy, że do niej zapukasz. Pewnie będzie chciała pójść za tobą, żeby upewnić się, że nie jesteś złodziejem, ale nie przejmuj się tym, starsze panie już tak mają. Ale ogólnie to bardzo miła kobieta.

- Aha - odrzekł rudzielec. - Dokończę śniadanie i za niecałą godzinę powinien być u ciebie... Zaraz gdzie ty w ogóle pracujesz?

- Niedaleko Płatków śniegu. Musisz tylko wysiąść jeden przystanek później. Wyślę Ci adres SMS-em. Jakbyś nie mógł znaleźć biura to dzwoń.

- Okey.

- Jeszcze raz dziękuję, że się zgodziłeś, Chuuya.

- Pamiętaj, że w zamian obiecałeś zrobić jedną rzecz, o którą cię poproszę. Do zobaczenia za godzinę.

- Do zobaczenia.

Po tych słowach rozłączyli się. Osamu szybko skopiował z internetu adres firmy (wstyd było mu się przyznać, że nie zapamiętał takiej oczywistości) i wysłał Nakaharze. Odłożył komórkę na bok i spojrzał na górki papierów rozłożonych na podłodze. Czekało go jeszcze sporo pracy.

***

Chuuya stał pod drzwiami do mieszkania numer dwa i zastanawiał się jaki czort podkusił go do przystania na tę prośbę. Po kilku głębokich wdechach i wielu cichych przekleństwach na głupotę Osamu zdecydował się zapukać. Uderzył dwukrotnie knykciami w sklejkę, z jakiej wykonanej były drzwi, i po ciagnacych się w nieskończoność kilkunastu sekundach otworzyła mu niska staruszka. Na poszarzałą nocną koszulę narzuciła ciągnący się do podłogi granatowy sweter.

- Eee dzień dobry - rzekł po chwili. - Dazai, ten idio... to znaczy sąsiad spod czternastki, poprosił mnie, żebym przywiózł mu do pracy notatki. Byłbym wdzięczny, gdyby użyczyła mi pani klucza do jego mieszkania.

Staruszka przyglądała mu się uważnie, wielkimi orzechowymi oczami po czym westchnęła ciężko.

- Co ten łobuz znowu wymyślił... - mruknęła cicho do siebie, lecz sprawne ucho Nakahary bez trudu to wychwyciło. - Jasne, że pożyczę. Poczekaj chwilunię, kochaneczku - dodała głośniej i poszła w głąb mieszkania, prawdopodobnie po odpowiedni przedmiot.

Rudzielec nie musiał długo na nią czekać. Nie minęły nawet dwie minuty, a kobieta wróciła z dwoma różnymi kluczami. Jednym zamknęła własny dom, a drugim machnęła na niebieskookiego, aby poszedł za nią. Wspinali się powoli po schodach, a gdy byli mniej więcej w połowie drogi na odpowiednie piętro zagadnęła go:

- Nie jesteś jednym z jego uczniaków, prawda? - Chuuya poczuł jak jego brwi machinalnie się unoszą. Kobieta, widząc to poruszyła lekceważąco ręką. - Ach, tak myślałam. Wyglądasz na nieco starszego.

- Co ma pani na myśli przez tego "uczniaka"? - odparł zaciekawiony Nakahara.

- To jak się poznaliście? - zapytała, kompletnie ignorując wypowiedź rozmówcy. Rudzielec, prędko stwierdził, że staruszka nie odpowie na jego pytania, sama nie dowie się wszystkiego, co chce wiedzieć.

- Pracuję w Płatkach śniegu, tej kawiarni, w której zawsze przesiaduje.

- To skąd cię zrekrutował?

Mężczyzna uśmiechnął się.

- Jako jedyny mogę poszczycić się tym, że Dazai mnie nie zrekrutował. Znajoma mojej matki, pani Ozaki, tam pracuje i powiedziała mi, że potrzebują pracownika, a ja akurat szukałem jakieś roboty, więc się zgłosiłem.

- Hmm, a więc tak to się zaczęło - mruknęła tajemniczo, a zanim niebieskooki zdążył zapytać co takiego się rozpoczęło, stali już przed mieszkaniem architekta. Kobieta przekręciła klucz w zamku i wpuściła go do środka, sama pozostając w progu.

- Pospiesz się, młodzieńcze, bo zaraz zaczyna się mój ulubiony serial. Nie mogę spóźnić się na telewizyjną premierę nowego odcinka!

Kąciki ust mężczyzny uniosły się do góry, słysząc to. Szybkim krokiem przemierzył korytarz i skierował się do salonu. Rzeczywiście, na samym środeczku stolika leżał gruby zeszyt z przywiązanym do niego długopisem. Nakahara wziął notatnik do rąk i zaczął przyglądać się czerwonej wstążce, która został przywiązany pisak. Wydawała mu się dziwnie znajoma...

Zaraz przypomniało mu się, że kilka dni temu sam ją kupował, aby przerobić ten okropny kapelusz od Tachihary. Ale dlaczego Dazai jej używał? Podejrzewał, że musiała wypaść mu z kieszeni, gdy szatyn czyścił jego płaszcz, lecz czemu architekt jej się po prostu nie pozbył?

- Cholerna gnida - burknął pod nosem.

Postanowił zapytać go o to, gdy będzie mu oddawał notatnik. Właśnie, czy na pewno wziął dobry? Dazai mówił, że powinien leżeć w salonie, ale mogło mu się coś pomylić. Głupio by wyszło, gdyby okazało się, że zabrał nie ten zeszyt, co trzeba.

Chuuya otworzył go, chcąc sprawdzić, czy znajdują się tam związane z architekturą zapiski. Jeżeli, by ich tam nie było, to co innego mogło by się tam znajdować? Przekartkował go prędko. Na samym początku znajdowało się mnóstwo rysunków z różnymi dopiskami, zapisanymi drobnym, pochyłym pismem Dazaia. Natomiast kilka stron dalej...

- Cholera jasna!

Nakahara oniemiały patrzył na strony i nie wierzył w to, co widzi. Znajdowało się tam mnóstwo rysunków z jego podobizną. Mnóstwo! Gdy opierał się o ladę, kiedy stał wyprostowany, ale większość przedstawiała jego twarz, przeważnie uśmiechniętą. Szeroko, nieznacznie, półgębkiem... rudzielec chłonął to wszystko oniemiały. Sam nawet nie wiedział, że potrafi uśmiechać się na tyle różnych sposób!

Niebieskooki nie był w stanie określić tego, co odczuwał, patrząc na te podobizny. Gdyby znalazł je chociażby u Tachihary uznał by to za dziwne i niepokojące, lecz widząc je w zeszycie Osamu, poczuł się... pozytywnie zaskoczony. Rysunki, nakreślone pewną, delikatną ręką architekta były po prostu prześliczne. Jego postać wyglądała tam niesamowicie i dostojnie - zupełnie jakby pochodziła z innego świata.

- Szybciutko, kochaneczku, szybciutko! - jego rozmyślania przerwał ponaglający głos sąsiadki.

Rudzielec zamknął zeszyt, chwycił go w dłonie i skierował się do wyjścia. Gdy przekroczył próg, staruszka zamknęła za nim drzwi na klucz, po czym wspólnie zaczęli schodzić po schodach.

- To miło z twojej strony, że zgodziłeś się przywieść Osamu jego notatki - stwierdziła kobieta.

- To nic wielkiego. W końcu pracujemy blisko siebie, więc przejść się do niego i zanieść mu zeszyt to nic wielkiego.

Kobieta uśmiechnęła się tajemniczo, ale nic nie odpowiedziała. Odezwała się znowu dopiero, wówczas, gdy zatrzymali się pod drzwiami jej mieszkania.

- Osamu ma naprawdę dobre serce, chociaż nie chce się do tego przyznać. Przymknij proszę czasem oko na jego humorki, on już po prostu taki jest. Dbajcie o siebie nawzajem, chłopcy.

Nakahara patrzył się na nią, oniemiały. O co jej chodzi? Kobieta, widząc jego zdziwione spojrzenie, uśmiechnęła się ciepło.

- Nie wpuszcza do mieszkania nikogo oprócz swojego rodzeństwa i okazjonalnie uczniów, ale to bardzo rzadko się zdarza. Uwierz mi, doskonale wiem, kto go odwiedza, Chuuya - odparła staruszka i puściła mu oko. - Do zobaczenia! - dodała, zamykając drzwi, nawet nie czekając na odpowiedź rozmówcy.

Niebieskooki poszedł na przystanek, cały czas zastanawiając się nad słowami kobiety. Dopiero, kiedy wsiadł do tramwaju, uświadomił sobie, że się nie przedstawił, a ona znała jego imię!

***

Nakahara bez trudu znalazł budynek, w którym pracował Dazai. Ciężko byłoby mu przeoczyć ogromny na kilkadziesiąt pięter, oszklony wieżowiec z wielkim logiem firmy nad wejściem. Budowla budziła podziw u rudzielca, chociaż ten znał się na architekturze jak baca na gwiazdach.

Dopiero teraz Chuuya zaczął się zastanawiać nad tym, jaką ważna funkcję pełni Osamu. W końcu architekci byli odpowiedzialni za konstrukcje, wybudowane na podstawie ich projektów, i jeżeli będą one nieodpowiednio wykonane, mogą zginąć ludzie. Chociaż szatyn zachowywał się jak typowy śmieszek nie mógł przecież pracować z takim samym, luzackim podejściem, prawda? Zapewne z poważną miną siedział za biurkiem i skupiając się najmocniej jak tylko potrafił  zapełniał tony kartek dokładnymi wytycznymi, które miały pomóc budującym.

Mężczyzna poprawił kapelusz na głowie i pewnym krokiem wszedł do budynku, chcąc jak najszybciej mieć to z głowy.

Jak przystało na siedzibę firmy, zatrudniającej architektów, obiekt od środka prezentował się znakomicie. Nakahara wszedł do holu, pomalowanego na biało, gdzie jedynymi meblami było biurko sekretarki i krzesło, na którym siedziała. Miała ona długie, ciemne włosy i bystre, srebrzyste oczy, którymi uważnie mu się przyjrzała.

- Dzień dobry - przywitała się jak na dobrą pracownicę przystało. - W czym mogę służyć?

- Przyszedłem do Dazaia Osamu - oznajmił Nakahara, podchodząc bliżej rozmówczyni. - Czy mógłbym się dowiedzieć, gdzie jest jego biuro?

Zanim dokończył pytanie, usłyszał jak drzwi za jego plecami ponownie się otwierają. Chuuya postanowił zignorować to - był pierwszy, więc następny klient musi poczekać.

- Do Dazaia? - powtórzyła ciemnowłosa, po czym spojrzała gdzieś ponad jego ramieniem.

Niebieskooki mimowolnie obrócił się i spojrzał na przybysza. Był nim wysoki okularnik o jasnych włosach i czujnym spojrzeniu, które z jakiegoś powodu niepokoiło go.

- Przyszedłeś do Dazaia? - powtórzył jak echo, a Chuuya musiał powstrzymać się od wywrócenia oczami. Czyżby były to roboty, które powtarzały wszystko, co usłyszały?

- Tak - odparł najmniej zirytowanym tonem na jaki mógł się zdobyć. - Przyniosłem mu notatki - dodał, unosząc rękę z zeszytem i machając nim kilkukrotnie, aby upewnić się, że roboty to zakodowały. - To mogę się dowiedzieć, gdzie jest jego biuro? Podobne te zapiski są dosyć ważne.

- Zaprowadzę cię - odpowiedział blondyn, poprawiając okulary na nosie. - Pracuję z nim w jednym pomieszczeniu.

Po tych słowach skierował się w stronę wind, znajdujących się na prawo od biurka sekretarki. Rudzielec poszedł za nim, a jego buty na podwyższeniu stukały cicho w zetknięciu z podłogą. Okularnik wcisnął guzik, przywołujący windę, a ta prędko przyjechała.

- Jak się nazywasz? - zapytał go architekt, gdy weszli do środka.

- Nakahara Chuuya - odparł, nawet nie patrząc na rozmówcę, chociaż podświadomie czuł, że tamten uważnie mu się przygląda. - A ty?

- Kunikida Doppo. Jak długo się znacie?

Niebieskooki wreszcie uraczył rozmówcę spojrzeniem, lecz było to spojrzenie nieprzyjazne i wprawiające w zakłopotanie.

- A co to, jakieś cholerne przesłuchanie w windzie?

Kunikida zaczął szybko wymachiwać przed sobą rękami, jakby tym gestem chciał odpędzić taki niedorzeczny pomysł.

- Nie chciałem, żebyś się zdenerwował. Przepraszam. Pytałem z ciekawości... - oznajmił, nie spuszczając z rudzielca wzroku. - Tak zauważyłem, że od dłuższego czasu chodzi bardziej uśmiechnięty. Tak szerzej i wydaje mi się, że szczerzej również. Dlatego pytam. Proszę zapomnij o tym.

Chuuya poczuł, jak na jego policzki wpływa delikatny rumieniec. Udawał, że wcale tego nie poczuł i nadal wpatrywał się w blodnyna, chociaż teraz ten wzrok jakby zmiękł.

- Aha... - mruknął w odpowiedzi, lecz ten dzwiek został zagłuszony przez otwierające się drzwi windy.

Mężczyźni wyszli, a Doppo prowadził pracownika Płatków śniegu przez śnieżnobiałe korytarze. Zatrzymali się na samym końcu odnogi holu, przy drzwiach w pobliżu, których wisiało ogromne lustro. Architekt nacisnął klamkę i wszedł do środka, a rudzielec za nim. Zanim przekroczył próg zdążył jeszcze pomyśleć o swojej wizji z poważnym Dazaiem, siedzącym przy poważnym biurku, robiącym poważne rzeczy.

Cóż, to co ujrzał znacznie się od tego różniło.

Osamu siedział na podłodze, opatulony w granatowy kocyk. Za jednym uchem założony miał ołówek, a za drugim pomarańczowy zakreślacz. Pisał coś na kartce, wokół rysunku czegoś co przypominało kopnięty sześcian. Mnóstwo papierów waloło się koło niego na podłodze, podzielonych na mniejszcze i większe stosiki. Kilka wisiało, przyczepione przez tęczową taśmę do ścian i regału z książkami. Na zamkniętym oknie naklejona była mapa Jokohamy z zaznaczonymi jakiś punktami. Dwa biurka i krzesła były przesunięte w sam róg pomieszczenia, aby ustąpić miejsca papierom, które w tamtyn rejonie były wyjątkowo ułożone w równe stosiki.

Cóż, wyobrażenie o poważnym Dazaiu, robiącym poważne rzeczy właśnie legło w gruzach. Chuuya nie był w stanie powstrzymać uśmiechu, który zdradziecko, pojawił się w kącikach jego ust.

- Pozwoliłem zrobić sobie małe przemeblowanie - powiedział szatyn, nawet nie przerywając pisania i nie podnosząc głowy znad kartki. - Nie martw się, później wszystko poprzestawiam z powrotem.

- Musiałeś robić aż taki wielki bałagan? - zapytał Kunikida, chwytając się jedną ręką za głowę.

- Nie musiałem. Ale tak się lepiej pracuje.

Okularnik westchnął ciężko.

- W sumie już mnie to tak nie dziwi. Nawet nie spytam czy dzisiaj w ogóle spałeś - rzekł Doppo. - I nie wiem czy zauważyłeś, ale masz gościa.

- Gościa? - powtórzył jak echo Osamu, poczym podniósł głowę znad podłogi. - Chuuya! Przyjechałeś! - dodał, krzyżując spojrzenia z rudzielcem, przy czym uśmiechnął się.

Od dłuższego czasu chodzi bardziej uśmiechnięty. Tak szerzej i wydaje mi się, że szczerzej również. Gdy ten kompletnie nieznajomy blondyn mu o tym powiedział niezbyt w to uwierzył. Jednak teraz, gdy porównywał ten uśmiech z tymi, jakimi Dazai obdarowywał go na początku znajomości, wydawał się rzeczywiście jakby... pełniejszy.

Nakahara rzucił okiem na rozłożone na podłodze rzeczy i zaczął zastanawiać się, gdzie może stanąć aby niczego nie podeptać. Zanim zdążył zdecydować się, gdzie postawić pierwszy krok, ciemnooki wstał i zręcznie lawirował między stosikami.

- Bardzo Ci dziękuję, Chuuya - powiedział Osamu, gdy stanął naprzeciwko rudzielca. - Ratujesz mi tyłek!

- Mam nadzieję, że to był pierwszy i ostatni raz, głupolu - odpowiedział niebieskooki, podając zeszyt architektowi. - Naprawdę nie wiem, jak można być tak głupim, żeby zapomnieć notatek.

Nakaharze wydawało się, że Osamu zarumienił się nieznacznie, ale to pewnie było złudzenie - jeszcze nigdy nie widział, aby policzki szatyna miały jakikolwiek inny odcień.

- To wszystko dlatego, że jestem przeziębiony - odpowiedział na usprawiedliwienie ciemnooki. - Mam kocyk, widzisz? A tam leżą tabletki - dodał, wskazując głową biurka pod ścianą.

- Z takimi argumentami nie sposób się kłócić - rzekł rudzielec, przewracając oczami. Zauważył, że ten blodnynek pilnie ich obserwuje przez co poczuł się dość nieswojo. Ten człowiek miał coś takiego w sobie, co odtrącało go od niego. - To ja się zbieram, zaraz zaczynam zmianę. A ty, lepiej dokończ ten projekt, bo ci nie daruję, gnido.

- Jasne jak słońce. Przyjdę po ciebie potem - obiecał architekt.

- Spoko. Do zobaczenia, Dazai - odrzekł, po czym obrócił się w stronę blondyna i kiwnął głową, a ten zrobił to samo.

- Do zobaczonka, Chuuya! - zawołał Osamu.

Po tych słowach pracownik Płatków śniegu wyszedł z pomieszczenia i szybkim krokiem skierował się do wind.

Dziękuję wszystkim, którzy dotarli do tego momentu. Przepraszam, że rozdział wyszedł tak późno, ale nie potrafiłam się za niego zabrać. Od teraz daję pozwolenie na zasypywanie mnie pytaniami o kolejny rozdział, jeżeli będę zwlekać za długo XD Postaram się pisać w miarę regularnie, ale nie wiem co z tego wyjdzie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro