Rozdział 12 - Klucze

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Dazai, naprawdę nie wyglądasz najlepiej. Powinieneś wracać do domu - oznajmił Chuuya,  słysząc jak szatyn, po raz kolejny, kicha.

- Nic mi nie jest, Chuu - odrzekł architekt, machając ręką przed sobą, jakby samym gestem chciał odgonić taki niedorzeczny pomysł. - To zwykłe przeziębie...

Nie zdołał nawet dokończyć zdania, ponieważ przerwał mu gwałtowny atak kaszlu. Rudowłosy parsknął cicho pod nosem. Chociaż może była to zwykła wirusówka, Osamu nie prezentował się najlepiej. Zaczerwieniony od ciągłego dmuchania nos, szklące się od gorączki oczy i potargane włosy nie pozostawiały wątpliwości, że Dazai był chory. Sporadyczne kichnięcia i ataki kaszlu tylko to potwierdzały.

- Obiecałem, że na ciebie poczekam - powiedział ciemnooki po wypiciu łyka, zimnej już, kawy.

- Obiecanki-cacanki - skwitował to Nakahara. - Dopóki nie wyzdrowiejesz, nie będziesz mógł spłacić długu, jaki u mnie zaciągnąłeś - dodał, specjalnie nawiązując do faktu, że kilka godzin temu przyszedł do jego biura. Chciał zapytać go o rysunki, jakie znalazł w notatniku, ale nie miał pojęcia, jak to odpowiednio ubrać w słowa.

- Czyli już coś zaplanowałeś? - brwi Osamu podjechały do góry, a w kącikach ust zatańczył zawadiacki uśmiech. - Tak szybko? A może planowałeś coś od dawna i teraz wykorzystujesz okazję?

- Może tak, może nie. Nie dowiesz się nawet co to jest, dopóki nie wyzdrowiejesz. A żeby to zrobić musisz wrócić do domu i się kurować.

- Nie ma mowy - szatyn uparcie stał przy swoim, mimo logicznych argumentów rudzielca. - Poczekam, aż skończysz i kropka.

Ledwo co dokończył wypowiedź, a znowu zaczął kaszleć. Niebieskooki już zastanawiał się, czy po prostu go stąd na siłę nie wyrzucić, gdy usłyszał za plecami głos przełożonego.

- Czyżbyś się rozchorował, Dazai? - rzekł Ango, podchodząc do lady, przy której siedział Osamu. - To do ciebie niepodobne, żeby chorować w marcu. Co się stało z twoją super odpornością?

- Obraziła się i uciekła do Europy - odparł złośliwie architekt, pociągając nosem. - Może chciałbyś mi pożyczyć swoją, dopóki moja nie wróci?

- Lepiej idź do domu, a nie mi tu klientów zarażasz - oznajmił, ignorując wypowiedź szatyna.

- Co wyście się tak na to uwzięli? Mówiłem, że nigdzie nie idę, póki Chuuya nie skończy zmiany!

Okularnik spojrzał na swojego pracownika, a ten wzruszył ramionami.

- Sam mu mówiłem, żeby wracał, ale się uparł, więc co mogę zrobić?

Sakaguchi westchnął ciężko i poprawił wiecznie spadające mu z nosa okulary.

- Ile ci jeszcze zostało do końca zmiany? - zapytał.

- Jakieś... półtorej godziny - odpowiedział zaskoczony rudzielec. Czyżby ze względu na tę chorowitą mumię zamierzał go zwolnić szybciej?

- To idź już i weź ze sobą tego idiotę. I tak nie mamy o tej porze zbyt wielu klientów, więc myślę, że z tymi nielicznymi Ozaki sama sobie doskonale poradzi.

Nakahara podziękował cicho i poszedł do szatni, aby przebrać się ze służbowego uniformu w normalne ubrania. Tymczasem szatyn wyjął z portfela odpowiednią ilość pieniędzy i położył koło filiżanki, aby uiścić rachunek.

- Naprawdę go polubiłeś - stwierdził Ango, a ręka Dazaia zatrzymała się na moment podczas wiązania szalika.

- Na to wygląda - odrzekł lakonicznie, domyślając się do czego ta rozmowa zmierza.

- Ostatni raz widziałem cię takiego, gdy Oda...

- Wiem! - przerwał mu gwałtownie, a kilku ciekawskich klientów spojrzało w ich stronę. - Zrozum, Ango, odszedłem już z mafii, dobra? Kiedy w końcu przyjmiesz to do wiadomości? - dodał cichszym i spokojniejszym tonem.

- Może ty opuściłeś mafię, ale ona nigdy nie opuści ciebie - skwitował jego wypowiedź Sakaguchi. - Jeżeli stanie się coś podejrzanego, to oskarżą ciebie. W końcu mało kto odchodzi z niej żywy. Pamiętaj o tym.

- Pamiętam. Doskonale pamiętam - powiedział, a w jego oczach pojawił się dziwny błysk. - Ale czy to źle, że pomimo tego chce wieść normalne życie? Mieć zwyczajną pracę, zakochać się, znaleźć prawdziwych przyjaciół... Czy to, według ciebie, jest czymś złym?

- Źle mnie zrozumiałeś, Dazai - oznajmił poważnym głosem. - Po prostu... nie chcę, abyś był świadkiem kolejnej, bezsensownej śmierci. Już dość się w życiu nacierpiałeś.

- Dzięki za troskę, Ango - szatyn posłał okularnikowi niewielki, nieszczery uśmiech. - Ale już nie jestem dzieckiem. Nie potrzebuję niańki.

- Niańki to ty nigdy nie potrzebowałeś, ale od zawsze brakowało ci bratniej duszy - mężczyzna odetchnął głęboko, jakby ta konwersacja, sprawiałaby mu jakiś ból, do którego nie chciałby się przyznać. - Bądź ostrożny, dobra? Chociaż tyle mi zagwarantuj.

- Masz to jak w banku - obiecał ciemnooki i po krótkim, sztywnym pożegnaniu wyszedł z kawiarni.

Nie zdążył nawet dojść pod drzwi na zapleczu, a te otworzyły się i wyszedł z nich Nakahara w swoim ulubionym, narzuconym na ramiona płaszczu i ukochanym kapeluszu.

- Nie jest ci zimno? - spytał go Osamu, widząc jak wiatr bawi się rozpiętym okryciem rudzielca.

- Ani trochę - odpowiedział, idąc w stronę przystanku. - W przeciwieństwie do ciebie nie jestem takim debilem, żeby rozchorować się na wiosnę.

- Wielkie dzięki za poprawę humoru, Chuu. Teraz czuję się o niebo lepiej.

Przekomarzając się ze sobą na okrągło, szli w stronę postoju komunikacji miejskiej. Ten pozytywny nastrój udzielał się im przez całą podróż tramwajem, mimo faktu, iż wiele wypowiedzi Dazaia przerywał mu gwałtowny atak kaszlu. Gdy dotarli na odpowiedni przystanek, wysiedli i jak najszybszym krokiem skierowali się w stronę mieszkania architekta. Kiedy zatrzymali się przed drzwiami, przystanęli na dłuższą chwilę, ponieważ szatyn nie mógł znaleźć klucza w kieszeni płaszcza.

- Może zostawiłeś je w kawiarni? - spytał po chwili niebieskooki.

- Na pewno nie. Przecież ich tam nie wyjmowałem.

Chuuya już chciał zaproponować, że pójdzie do sąsiadki poprosić, aby im otworzyła, ale zanim zdążył wyrzec choć słowo, jego towarzysz, z triumfalnym uśmiechem na ustach, wyciągnął pęk kluczy. W tej kępie metalu widocznie odcinał się breloczek z czerwoną wstążką, a rudowłosy mężczyzna bez trudu odgadnął jego pochodzenie.

- Co to jest? - zapytał, ciekawy odpowiedzi rozmówcy.

- To? - Dazai długi palcami chwycił jeden z kluczy. - Klucz do mojego mieszkania. Ten... - uniósł inny, nieco mniejszy. - ...do mojej skrzynki na listy. Natomiast ten... - ujął palcami koniec wstęgi. - To klucz do twojego serca!

Ciemnowłosy puścił mu oczko, i zanim zdezorientowany Nakahara zdążył przetrawić usłyszane słowa, otworzył drzwi szeroko, po czym puścił swojego towarzysza przodem. Rozpłaszczyli się, a rudzielec postanowił, że zignoruje tę uwagę szatyna, biorąc ją za jego kolejny, niemądry żart.

- Powinieneś się wykąpać - poradził rudowłosy. - Masz gorączkę, więc się pocisz. Zmień też ubranie, bo to przesiąkło już twoimi bakteriami.

- Brzmisz jak jakiś cholerny lekarz, Chuuya - rzekł Dazai, a chwilę później zmarszczył brwi. - Czy ty właśnie w kulturalny sposób powiedziałeś, że śmierdzę?

- Tak - potwierdził, chociaż początkowo wcale o tym nie pomyślał. Wręcz przeciwnie, uważał zapach skóry Osamu za całkiem przyjemny, ale w życiu by się do tego nie przyznał. - Więc uszanuj mój wysiłek i idź się wykąp.

- Wedle rozkazu, panie doktorze - powiedział architekt, kłaniając się na wzór średniowiecznych rycerzy, co wywołało uśmiech na twarzy jego kolegi. - A zrobiłbyś herbatę, Chuu? Herbata podobno pomaga szybciej wyzdrowieć, a skoro masz te podejrzane, tajemnicze plany to muszę to zrobić jak najszybciej!

- Lepsza taka motywacja niż żadna - orzekł Nakahara. - A teraz znikaj w łazience, bo zatruwasz powietrze w całym bloku.

Po tych słowach skierował się do kuchni i wstawił wodę do zagotowania. Wyciągnął dwa kubki, cytrynę, imbir, goździki i zaczął szukać miodu, aby dodać te wszystkie składniki do napojów. Z zaskoczeniem stwierdził, iż w dazaiowskiej kuchni czuje się dość swobodnie i już mniej-więcej wie, co się gdzie znajduje. Dlatego też bez trudu znalazł miód, a potem także szafkę z lekami. Przejrzał ją na szybko i wyjął wszystkie medykamenty, jakie mogły w pewnym stopniu pomóc architektowi szybciej wrócić do zdrowia.

Po zaparzeniu herbat zerknął do lodówki. Rozczarował się bardzo ubogim stanem jej wyposażenia. Najwyraźniej Dazai nie był ostatnio na zakupach, stwierdził Nakahara. Zaczął zastanawiać się, co można przygotować z tak niewielu składników. Doszedł do wniosku, że jajecznica, omlet i naleśniki to jego jedyne opcje - wybrał tę ostatnią, gdyż śniadaniowa pora już dawno minęła, a on sam nie miał na takie przekąski zbytniej ochoty. Zabrał się za przygotowywanie posiłku.

- Mmm, ale jestem głodny - Chuuya usłyszał za plecami charakterystyczny głos szatyna. - Skąd wiedziałeś, że mam ochotę na naleśniki?

Rudzielec odwrócił się w stronę rozmówcy i pierwszym co rzuciło mu się w oczy był brak bandaży na jego rękach. Owszem, sam poprosił go, aby ich nie nosił, ale nie sądził, że ciemnooki naprawdę się do tej prośby zastosuje, tym bardziej, iż uparcie twierdził, że to była część jego osobliwego image'u. Wcześniej mężczyzna chodził w ubraniu z długim rękawem, więc siłą rzeczy nie miał jak tego sprawdzić.

- Może dlatego, że niewiele więcej da się zrobić ze składników, jakie masz w lodówce - odpowiedział, nakładając ostatni naleśnik na talerz. - A coś zjeść musisz, bo akurat tych lekarstw nie możesz brać na pusty żołądek.

- Och, czyli serio jesteś doktorem? - spytał architekt, a jasnookiego zaskoczył fakt, że powiedział to całkiem poważnym głosem. - Bo skąd możesz wiedzieć, że...

- Nie wiem jak ty, ale posiadam umiejętność czytania ulotek - przerwał mu Chuuya kąśliwie. - Nigdy wcześniej nie chorowałeś, że nie wiesz, iż większość leków bierze się po jedzeniu?

- Brałem leki wtedy, kiedy źle się czułem - Dazai wzruszył ramionami. - Nigdy nie chciało mi się czytać ulotek, bo po co?

- Po to, żeby nie umrzeć, głąbie.

Osamu wywrócił oczami i uśmiechnął się półgębkiem.

- Jak widać, jeszcze nie umarłem. Niestety.

- Jeżeli nadal będziesz taki lekkomyślny, to prędko wylądujesz w grobie - stwierdził Nakahara. - A jeśli mi tu zemrzesz, to nie będziesz mógł spełnić mojego życzenia. Więc przymknij się i żryj to, a potem weź te cholerne leki - dodał, próbując przybrać stanowczy ton głosu, co tylko pogłębiło uśmiech na twarzy architekta.

- Skoro tak mi każe lekarz, to nie mam innego wyjścia - zgodził się Dazai, po czym ukłoniwszy się prześmiewczo zabrał talerz z naleśnikami i uciekł na kanapę w salonie.

Chwilę potem siedzieli przed telewizorem i oglądali serial kryminalny, zajadając się naleśnikami. Po kilku godzinach Nakahara stwierdził, że musi wracać do swojego mieszkania. Zanim opuścił domostwo szatyna, rozpisał mu na kartce godziny i ilość leków, gdyż nie wierzył architektowi, że ten sam jest w stanie wszystko ogarnąć. Jadąc do lokum, jakie dzielił z Tachiharą, zastanawiał ile czasu zajmie ciemnookiemu wyzdrowienie. Nie chciał zbyt odkładać w czasie niespodzianki, którą przygotował.

***

Dwunastoletni chłopiec założył za ucho nieco przydługi kosmyk rudych włosów, który przeszkadzał mu w pisaniu. Szybko dokończył ostatni akapit rozprawki. Nie zdążył nawet nałożyć zakrętki na długopis, gdy zadzwonił dzwonek, oznaczający koniec lekcji w szkole z internatem "Toyakomi". Uczeń, podobnie jak reszta kolegów z szkolnej ławki, zaczął się pakować. Już miał zamiar wyjść z klasy, lecz zatrzymał go donośny głos nauczyciela japońskiego, Kana Yatimury.

- Pomożesz mi zanieść zeszyty ćwiczeń do pokoju, Nakahara? - zapytał, chociaż oboje wiedzieli, że odpowiedź inna niż twierdząca nie wchodzi w grę.

- Oczywiście, panie Yatimura - odrzekł Chuuya, zabierając z nauczycielskiego biurka stos zostawionych przez uczniów ćwiczeń.

Kan przepuścił go w drzwiach i po zamknięciu klasy poszedł za swoim uczniem do północnej wieży, gdzie mieścił się jego gabinet, połączony z sypialnią. "Toyakomi" była elitarną placówką, która gwarantowała nocleg zarówno uczniom, jak i nauczycielom, co miało polepszyć relacje między nimi, a także stworzyć możliwość udzielania kilkugodzinnych korepetycji i innych, dodatkowych zajęć edukacyjnych po zakończonych, obowiązkowych lekcjach. Kwatery pedagogów zostały umieszczone w czterech wieżach starego zamczyska (które dopiero pięćdziesiąt lat temu postanowiono przekształcić w szkołę) natomiast dormitoria uczniów znajdowały się w nowym budynku, wybudowanym nieopodal.

Teraz, zestresowany nieco Nakahara, wspinał się powoli po kamiennych schodach, uważając aby nie upuścić żadnej z książek. Nie przepadał za nauczycielem japońskiego już od początku roku szkolnego i starał się unikać go, kiedy tylko było to możliwe. Domyślił się, że Kan nie wybrał go przypadkowo - ostatnio jego oceny z tego przedmiotu pogorszyły się nieco i zapewne chciał z nim o tym porozmawiać. W końcu ta prywatna szkoła nie mogła sobie pozwolić na to, aby jakikolwiek uczeń - a szczególnie ten przyjęty po znajomości, a nie ze względu na osiągnięcia - zaniżał średnią klasy.

- Ostatnio opuściłeś się w nauce, Nakahara - oznajmił pedagog, a niebieskooki wywrócił oczami. - Chciałbym wiedzieć, dlaczego. Przecież na początku roku tak dobrze ci szło! Czyżbyś nie rozumiał nowych zagadnień? - dodał, zatrzymując się pod drzwiami do własnego pokoju i zaczął przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu klucza.

- Skądże, panie Yatimura, wszystko rozumiem. Po prostu czasem szczegóły wypadają mi z głowy, a pytanie są takie pokrętne i niefortunnie sformułowane, że chociaż przyswoiłem dany temat to ciężko zrobić mi zadania z nim związane.

- Więc to tak... - mruknął cicho i otworzył gabinet, chowając mosiężny klucz do kieszeni. - Połóż ćwiczenia na biurku.

Chuuya, zgodnie z zaleceniem, odłożył książki we wskazane miesjce, jednocześnie omiatając wzrokiem pomieszczenie. Po jego prawej stronie znajdowały się stare regały z książkami, po lewej widniały uchylone, dębowe drzwi, prowadzące do sypialni, natomiast ława została umieszczona dokładnie naprzeciw wejścia.

Rudowłosy drgnął nerwowo, gdy usłyszał dźwięk ponownie poruszającego się w zamku klucza. Odwrócił się gwałtownie i zaskoczony spojrzał na nauczyciela, na którego twarzy ukazała się dziwna mieszanka uczuć, jakich młody uczeń nie mógł rozszyfrować.

- Więc sądzisz, że te niskie stopnie nie odzwierciedlają twoich prawdziwych umiejętności? - zapytał starszy mężczyzna, przeczesując swoją ogromną dłonią nieco przydługie, jasne włosy.

- Co ma pan na myśli? - odpowiedział pytaniem na pytanie, nerwowo przełykając ślinę. Miał bardzo złe przeczucia, dotyczące dzikiego wzroku dotychczas zawsze opanowanego wychowawcy.

Mężczyzna pokonał niewielką odległość jaka ich dzieliła i stanął naprzeciwko niebieskookiego, który powstrzymał się od wykonania kilku kroków w tył.

- Skoro tak doskonale wszystko rozumiesz, to nie widzę sensu w tym, żeby cię przepytywać lub dawać dodatkowe zadania. Jednakże oceny muszą się z czegoś wziąć, prawda? - zapytał cicho położywszy dłoń na krawacie od mundurku nastolatka, który poczuł, jak wszystkie jego mięśnie spinają się, a serce gwałtownie przyspiesza.

- Co ma pan na myśli? - wyszeptał, nie mogąc zmusić się do jakiegokolwiek głośniejszego odgłosu.

- Och, musisz być po prostu posłuszny, dobrze? - oznajmił nienaturalnie przesłodzonym głosem, zdejmując ozdobny pasek materiału z szyi Chuuyi. Po chwili zaczął rozpinać guziki jego mundurka, a po ciele ucznia przeszedł nieprzyjemny dreszcz.

- Niech pan natychmiast przestanie! - wykrzyknął, próbując wyrwać się Yatimurze. Mężczyzna z łatwością przewrócił młodszego od siebie chłopaka, a uczeń jęknął cicho, gdy jego plecy brutalnie zderzyły się z podłogą.

- Nie powinieneś się tak wyrywać, Nakahara - rzekł nauczyciel wprost do jego ucha, jedną ręką przytrzymując wierzgającego się wychowanka, a drugą odpinając pasek od spodni. - Wielu twoich kolegów dałoby się pokroić za taki prosty sposób poprawienia ocen. Żadnego zakuwania, żadnego siedzenia nad książkami. Jedyne, co musisz robić to grzecznie leżeć i stosować się do moich poleceń, dobrze?

- Nie chcę! Nie chcę! Proszę mnie zostawić!

Pedagog spoliczkował go dwukrotnie.

- Nieładnie tak odzywać się do starszych, Nakahara - powiedział ostrym tonem. - Muszę cię nauczyć odpowiedniego zachowania. A teraz wstawaj, bo nie mam zamiaru leżeć na podłodze. Tylko nie próbuj żadnych wykrętów, bo znowu oberwiesz, rozumiesz? A teraz powoli, wstajemy. W sypialni będzie nam o wiele wygodniej.

***

Chuuya prędko usiadł na łóżku, oddychając ciężko. Gdy jego serce uspokoiło się, westchnął ciężko i wstał z łóżka. Masując palcami skronie, skierował się do łazienki. Już od dawna nie śniło mu się żadne wydarzenie z przeszłości i miał nadzieję, że tak pozostanie. Nie mógł też zrozumieć czemu akurat dzisiaj, gdy Dazai wreszcie wyzdrowiał, przyśniło mu się akurat to nielubiane wspomnienie.

- Śpiąca królewna już wstała? - zapytał Tachihara, który oglądał jakiś głupi film akcji na kanapie w salonie.

- Jak widać - mruknął, mimowolnie zerkając na skręconą nogę współlokatora. - Który odcinek już dzisiaj oglądasz?

- Odcinek? - powtórzył jak echo, po czym zaśmiał się krótko. - Ja dzisiaj nie spałem. To jest końcówka trzeciego sezonu.

- Aha. W sumie mnie to nie dziwi, w końcu nie masz wiele innych rzeczy do roboty.

- Ty za to ostatnio zrobiłeś się bardzo towarzyski. Rzadko kiedy jesteś w domu.

- To chyba lepiej, nie? - powiedział, unosząc kąciki ust do góry.

- No a jak! Nareszcie oderwałeś się od tej butelki wina i wychodzisz do ludzi! - Chuuya rzucił mu jednoznaczne spojrzenie, ale jego współlokator po prostu wzruszył ramionami. - Dobra, to już cię nie zatrzymuję. Zanim zapytasz - kluczyki leżą na szafce na buty.

- Ok, dzięki, Tachihara. To ja idę się ogarnąć i zaraz wyjeżdżam.

- Trzymaj się, Chuuya. Uważaj na siebie.

***

Dazai raz po raz zerkał to na zegar w telefonie, to na drogę, oczekując przyjaciela, który spóźniał się już ponad dziesięć minut. Zamierzał zadzwonić do Nakahary, aby zapytać go, kiedy będzie, ale ten akurat wyłonił się zza rogu. Osamu zmrużył oczy i przyjrzał mu się uważniej, gdyż coś nie pasowało mu w jego wyglądzie. Zwrócił uwagę na zaczerwienione policzki, nieco rozczochrane włosy, ale dopiero po dłuższej chwili zauważył, że brakuje mu ulubionego nakrycia głowy - kapelusza.

- Wybacz, że musiałeś czekać, Dazai - oznajmił rudowłosy, uśmiechając się nadzwyczajnie szeroko. - Miałem małe problemy... techniczne.

- Techniczne? - zapytał szatyn, unosząc brew.

- Tak, techniczne. Zaraz sam się przekonasz.

- Czy to miała być groźba? - spytał żartobliwie, ciekaw, co takiego, do licha, wymyślił niebieskooki.

- Ależ skądże - zapewnił Nakahara. - A teraz zamknij oczy, to niespodzianka.

- Czy to jest legalna niespodzianka?

Chuuya parsknął rozbawiony.

- Oczywiście, że tak. A teraz zamknij oczy, proszę. Inaczej zepsujesz cały efekt.

Po chwili wahania szatyn zamknął powieki. Poczuł jak drobna, odziana w rękawiczkę dłoń bierze go za rękę i prowadzi.

- To niedaleko - zapewnił swojego towarzysza rudowłosy. - Naprawdę niedaleko.

- Z każdą sekundą jestem zaintrygowany coraz bardziej - oznajmił zgodnie z prawdą architekt.

- I dobrze, bo właśnie o to chodziło.

Zrobili jeszcze kilkanaście kroków, zanim niebieskooki zatrzymał się. Nakahara pozwolił Dazaiowi otworzyć oczy. Szatyn zamrugał kilkukrotnie i wpatrywał się w niespodziankę, nie mogąc przyswoić sobie do wiadomości tego, czym naprawdę jest. Gdy po dłuższej chwili to do niego dotarło zagryzł nerwowo usta i odruchowo mocniej ścisnął rękę rudowłosego.

- I jak? - zapytał niższy, którego błękitne tęczówki zdawały się wręcz świecić. - Pożyczyłem go od współlokatora. Działa znakomicie, sam wcześniej sprawdzałem.

- Nie... nie spodziewałem się tego - powiedział, czując jak wszystkie jego mięśnie spinają się.

Osamu naprawdę nie sądził, że po tylu latach znów będzie mógł ujrzeć identyczny model motoru, jak ten, którym jeździł z Odą za czasów gimnazjum. Momentalnie powróciły do niego wszystkie wspomnienia z wypadku, tego okropnego huku i bólu, jakiego wtedy doświadczył. Mocno przygryzł wargę, czując jak serce zaczyna gwałtownie przyspieszać. Tylko bez paniki, tylko bez paniki, powtarzał sobie w duchu, ale umysł - jak na złość - nie mógł przestać powracać wspomnieniami do tego feralnego wydarzenia.

- To co, przejedziemy się?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro