Rozdział 16 - Osobliwa bójka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Cholera - rzekł cicho Ango, wchodząc do Płatków śniegu. - Niech to wszystko szlag trafi!

Dazai podniósł wzrok znad czytanej książki i zmarszczył brwi. Pracował dziś na drugą zmianę i postanowił spędzić te kilka godzin przed pracą  w kawiarni,pragnąc zrelaksować się przed uciążliwym nauczaniem Yumeno. Wczoraj, gdy upłynęła połowa okresu próbnego dla Kyuusaku, wysłał dyrektorowi całkiem pokaźnego emaila, objaśniając w nim, dlaczego nie powinni zatrudniać tego wnerwiającego szczyla na dobre. Miał nawet cichą nadzieję, iż nie będzie go musiał dzisiaj widzieć na oczy, lecz w duchu wiedział, że Fukuzawa osobiście sprawdzi młokosa zanim go zwolni lub - o zgrozo! - przyjmie na pełen etat.

- Co się stało, Ango? - zapytał, widząc jak jego stary kumpel zamyka drzwi z kwaśną miną.

-  Aktualnie mam braki kadrowe - wyjaśnił, poprawiając wiecznie spadające z nosa okulary. - Akiko jest na urlopie, a Lucy właśnie dzwoniła ze szpitala - złamała nogę!

- Przecież nadal masz Chuuyę i Kouyou - przypomniał Osamu, nie rozumiejąc czym Sakaguchi tak się martwi.

- Obawiam się, że mogą się nie wyrobić - odparł czarnowłosy, drapiąc się po karku. - Mamy tutaj dzisiaj jakąś imprezkę urodzinową dla nastolatki po południu, a większość wypieków jest niezrobiona!

- Kto normalny organizuje urodziny w kawiarni? - spytał szatyn, unosząc kąciki ust lekko do góry.

- Już od dawna wiemy, że nie wszyscy nasi klienci są normalni, a ty jesteś tego najlepszym dowodem! - stwierdził Chuuya, przechodząc przez próg łączący pomieszczenie z kuchnią.

Dazai obrócił się w jego stronę i wytknął mu język, na co Nakahara odpowiedział identycznie. Kątem oka zauważył, że Ango wywrócił oczami, lecz postanowił to zignorować.

- Mogę wam pomóc - zadeklarował, zamykając czytaną wcześniej książkę, jakby chciał zademonstrować w ten sposób swoją gotowość do działania.

- Czy ty przypadkiem dzisiaj nie pracujesz? - przypomniał mu rudowłosy, unosząc jedną brew do góry.

- Pracuję - odpowiedział i wyciągnął z kieszeni telefon, po czym szybko wybrał z pamięci numer należący do Kunikidy. - Ale zaraz nie będę musiał!

Przyłożył urządzenie do ucha i przeczekał trzy sygnały, świadomy spojrzeń, które zdawały się prześwietlać go na wylot. Powstrzymał prychnięcie cisnące się na jego usta. Przecież dzwonię, aby wziąć urlop a nie umówić spotkanie z prezydentem - pomyślał, jednak nie wypowiedział tego na głos.

- Cześć, Kunikiduś - rzekł, gdy po drugiej stronie słuchawki usłyszał ciche "halo? ". - Słuchaj, muszę wziąć dzisiaj urlop.

- A cóż się stało? - zapytał blondyn nieco zirytowanym tonem.

- Mam zadanie uratować urodziny pewnej marzącej o super przyjęciu nastolatki! - zadeklarował poważnie, a Nakahara parsknął krótkim śmiechem, słysząc te słowa.

- Co, kurwa? - zapytał Doppo, jakby nie wierzył w to, co właśnie architekt wypowiedział.

- Właśnie to, co słyszałeś - odrzekł Osamu, czując dziwne zadowolenie na myśl, że zmusił swojego elokwentnego partnera do przeklinania. - No weź! Przecież pozwolenie na to, aby marzenie jakieś biednej dziewczynki się nie ziściło przeczy twoim ideałom, prawda?

Po przedłużającej się ciszy wywnioskował, że już to wygrał. Pokazał Chuuyi i Sakaguchiemu uniesiony kciuk, a czarnowłosy poklepał go po ramieniu i żwawym krokiem udał się na zaplecze.

- No dobra - zgodził się w końcu blondyn. - Ale jutro masz przyjść, bo długo z tym młokosem sam nie wytrzymam!

- To kierownik nie zwolnił Kyuusaku? - zapytał, widząc jak niebieskooki blednie.

Uniósł brew do góry, niewerbalnie zadając mu pytanie, ale najwidoczniej rudowłosy nie zrozumiał o co mu chodziło i zamiast tego uniósł swoją własną brew. Osamu, uznając to za wezwanie do pojedynku uniósł obie, następnie Nakahara zrobił tak samo i finalnie wyszło na to, że zaczęli powtarzać swoje grymasy na twarzy.

- Nie, ale poprosił mnie, abym napisał co o nim myślę. Czyżbyś maczał w tym palce?

- Myślę, że znasz odpowiedź na to pytanie - odparł tajemniczo Dazai, patrząc, jak Chuuya robi falę z brwi, zabawnie robiąc przy tym z ust dzióbek, z całych sił powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem. - Dobra, muszę kończyć. Powodzenia z szczylem, Kunikiduś!

Po tych słowach prędko rozłączył się i - nie mogąc dłużej tego powstrzymywać - zachichotał.

- Wygrałeś tę rundę, Chuu - oznajmił niechętnie. - Ale strzeż się, bo moja zemsta będzie okrutna!

- Zawsze wygrywam, gnido - zapewnił, a w jego lazurowych oczach pojawił się zadziorny błysk. - Zawsze, bez wyjątków!

- Czemu tak nagle zbladłeś? - zapytał, z prędkością światła zmieniając temat.

- Zobaczyłem pająka na ścianie za tobą - mruknął niższy, unikając kontaktu wzrokowego. - A ja bardzo nie lubię pająków. Bardzo, bardzo. W skali od jeden do dziesięciu, dałbym im jedenaście punktów nielubienia.

- Och, czyżby? - Osamu wyciągnął przed siebie ręce, poruszając przy tym chudymi palcami, mając nadzieję, że choć trochę przypominają pajęcze odnóża. - W takim razie już wiem, jaki kostium kupię sobie na Halloween!

Mówiąc to, szybko przybliżył dłonie do jego twarzy, a niebieskooki podskoczył nerwowo, co spowodowało kolejny wybuch śmiechu u szatyna.

- Głupek - skwitował Chuuya, otrzepując ubranie z niewidzialnego kurzu.

- A ja Dazai, miło mi się poznać, Głupku - rzekł ciemnooki, za co zarobił kuksańca w bok od swojego towarzysza.

- Należało ci się - oznajmił bez krztyny współczucia i poczucia winy w głosie. - A teraz chodź, przebierz się i czas się zabrać do roboty. Masz uniform? - zapytał Chuuya, lawirując między opustoszałymi stolikami w stronę wyjścia na zaplecze, a architekt podążył za nim.

- Tak, w szatni dla pracowników - odpowiedział Osamu, a niebieskooki potaknął. - Chuuya?

- Hmm?

- A tak naprawdę to dlaczego pobladłeś? - ponowił pytanie ciemnooki, a z gardła jego kompana wydobyło się ciche westchnięcie.

- Nie dasz mi spokoju, co? - zapytał zrezygnowanym głosem. - Ech, no dobra, niech Ci będzie. Takie same nazwisko miał jeden chłopak w szkole, z którym się bardzo nie lubiłem. Przywołało to trochę niemiłe wspomnienia. Czy taka odpowiedź cię satysfakcjonuje?

Osamu czuł, że Nakahara nie powiedział mu całej prawdy, ale postanowił dalej nie naciskać. Mruknął więc ciche "tak" i w ciszy pokonali ostatnie kilkanaście kroków, dzielących ich od szatni. Gdy weszli do pomieszczenia, architekt nie mógł powstrzymać cichego westchnięcia przepełnionego melancholią.

- Jak mnie tu długo nie było - rzekł, muskając palcami ścianę i wiszące na niej przepisy. - Naprawdę strasznie długo.

Podszedł do szeregu niewielkich szafek i ukucnął, po czym sięgnął ręką do tej znajdującym się w ostatnim rzędzie najbardziej na prawo. Otworzył ją i wyjął pierwszą wersję ubrań dla pracowników. Od ówczesnych kompletów różnił się tym, że rękawy koszulki kończyły się na wysokości łokcia, a w uniformie Chuuyi sięgały one nadgarstków.

Osamu mlasnął z nie smakiem, gdyż totalnie zapomniał o tym, na pozór, nic nie znaczącym szczególe. Ze względu na Nakaharę nie nosił już bandaży, lecz dotychczas nikt oprócz rudzielca tego nie wiedział, ponieważ w tym roku kwiecień był wyjątkowo chłodny i nosił wyłącznie bluzy, które skutecznie zakrywały przedramiona.

- Co się tak wpatrujesz w te ciuszki jak w obrazek? - spytał niebieskooki, zaglądając mu przez ramię. - Hmm coś krótkie te rękawy.

- Na początku tak wyglądały te uniformy, ale potem Ango postanowił je zmienić - oznajmił architekt rzeczowym tonem. - Oprócz tego, poprzednie spodnie były wykonywane z przypominającego zamsz materiału, a logo miało nieco inne barwy.

- Aha - odparł, a w jego głosie nie było ani krztyny zainteresowania. Szatyn nie dziwił mu się, w końcu nie był to temat zbyt ciekawy. - Dobra, szybko się przebieraj, poczekam na ciebie w kuchni.

- Oki-doki - powiedział, a po tych słowach jasnooki opuścił pokój.

Architekt odetchnął głęboko. Na myśl o tym, że miałby przebierać się w obecności Nakahary czuł się nieco... skrępowany. Ponadto sama świadomość tego, że miał pracować z odsłoniętymi przedramionami sprawiała, iż czuł się onieśmielony. Gdy zmieniał koszulkę zastanawiał się, czy zaproponowanie pomocy było na pewno dobrym pomysłem. Kiedy nałożył firmowe spodnie i przejrzał się w lustrze, doszedł do wniosku, że jednak nie wygląda to aż tak źle jak się spodziewał.

Jednakże, gdy w progu kuchni minął się z Ango, który obrzucił go tylko wyjątkowo zdziwionym spojrzeniem szybko zmienił zdanie. A trzeba było iść do normalnej pracy jak każdy przeciętny obywatel!

Chuuya opierał się o znajdujący się pośrodku pomieszczenia blat, czytając zapiski z jakieś kartki. Szatyn nie musiał nawet podchodzić bliżej, gdyż z daleka rozpoznał pismo Sakaguchiego.

- Więc co właściwie mamy do roboty? - zapytał, podchodząc do przeciwnej strony stołu.

Rudowłosy podniósł wzrok znad papieru i mlasnął cicho, delikatnie marszcząc czoło. Architekt miał wrażenie, że zaraz zapadnie się pod ziemię. Jeżeli nawet Chuu doszedł do wniosku, że będzie lepiej jeżeli więcej nie zdejmie bandaży to naprawdę przyszedł czas na to, aby w końcu  skutecznie się zabić.

- Czy to na pewno dobry rozmiar? - zapytał Nakahara, przekrzywiając głowę, jakby chciał przyjrzeć mu się z innej perspektywy. - Coś trochę małe się to na tobie wydaje.

Osamu postanowił kilku długich sekund, żeby do jego mózgu dotarł sens słów jego towarzysza. Gdy nakładał strój nie zwrócił uwagi na opinającą biodra koszulę czy dość obcisłe spodnie, gdyż jego głowę zaprzątały odkryte przedramiona.

Rzucił okiem na uniform niebieskookiego. Bluzka była nieco luźna i lekko przydługa, dzięki czemu skutecznie skrywała zarys jego sylwetki. Ponadto jego nogawki marszczyły się na wysokości kostek. Materiał oplatający szczupłe kończyny sprawiał że ubranie bardziej przypominało wygodne dresy, a nie część oficjalnego stroju pracownika.

- Och, mam niezmieniony rozmiar od czterech lat - odparł, naciągając materiał palcami, próbując w ten sposób chociaż odrobinę go rozszerzyć. - Najwidoczniej trochę mi się przytyło - stwierdził z zakłopotaniem, drapiąc się po głowie i posyłając Nakaharze niewielki półuśmiech. - Za to twój uniform na tobie wisi. Czyżby nie mieli mniejszych rozmiarów, niziołku?

Rudzielec w mgnieniu oka pochylił się nad stołem i chwycił Osamu za kołnierz koszuli.

- Jeszcze raz nazwij mnie niskim, a obiecuję, że ci przypierdo...

- Mam dziwne uczucie deja vu, ty też? - przerwał mu architekt, słysząc ciche skrzypnięcie drzwi, po czym delikatnie zdjął dłonie Nakahary ze swojego ubrania. - Ale nie wydaje mi się, żeby miało to miejsce w Płatkach śniegu. A ty, Ango, kojarzysz może taką sytuację?

Błękitne oczy Chuuyi zwęziły się nieco i z lekkim niepokojem spojrzały na szefa, stojącego w progu. Wiedział, że większość pracodawców wyrzuciłaby podwładnego za bójkę. Odruchowo zerknął na Dazaia, który delikatnie przekrzywił głowę i zmrużył oczy, próbując mu w ten sposób przekazać, że przecież do żadnych rękoczynów nie zdążyło dojść, więc nie ma się o co martwić.

- Dzwoniłem do Kouyou z prośbą, żeby przyszła wcześniej, ale znajduje się poza miastem i może przyjechać najwcześniej za trzy godziny - oznajmił Sakaguchi po chwili, najwyraźniej postanowiwszy zignorować wcześniejsze zajście. - Do tego momentu ja będę zajmował się gośćmi, a wy przygotujcie wypieki, które zapisałem na liście - dodał, wskazując podbródkiem leżącą na blacie kartkę, po czym szybko opuścił pomieszczenie, jakby naprawdę obawiał się zranienia podczas niedoszłej bójki.

Ciemnooki poczekał aż kroki jego przyjaciela ucichną, po czym obdarował rudowłosego podekscytowanym spojrzeniem. Od dawna nie pomagał w Płatkach śniegu, a wizja upichcenia czegoś z Nakaharą wyglądała w jego głowie naprawdę zabawnie!

- To bierzmy się do roboty, Chuu! - zawołał wesoło, rozciągając palce przed sobą.

- Wyglądasz trochę jak napalona nastolatka przed spotkaniem z idolem - stwierdził niebieskooki, chociaż na jego twarzy również widniał szeroki uśmiech.

- W końcu próbuję postawić się w miejscu naszego klienta! - oznajmił radośnie. - Użyj trochę wyobraźni!

Rudowłosy pokręcił głową na boki i westchnął, mając nadzieję, że będzie wyglądał na zirytowanego nieco dziecinną postawą swojego towarzysza. W głębi duszy cieszył się jednak, gdyż dzisiejszy dzień na pewno nie będzie tak nudny, jak z początku zakładał.

***

- Kurwa, rąk już nie czuję - rzekł po trzech godzinach pracy Chuuya, oparłszy się o szafki za jego plecami. - Zróbmy sobie przerwę, co ty na to?

Dazai uśmiechnął się, lecz nie podniósł wzroku znad wałkowanego kawałka ciasta.  Aktualnie wszystkie ich piekarniki były zapełnione, ale za niecałe dwadzieścia minut jeden miał się zwolnić i należałoby włożyć tam kolejny wypiek. Nakahara również zdawał sobie z tego sprawę, ale był już tak zmęczony, iż myślał, że zaraz tu zaśnie. Dłonie bolały go niemiłosiernie, w gardle trochę mu zaschło, a kosmyki włosów kleiły się do kapkę spoconego czoła.

- Dobry pomysł - odparł po chwili architekt, zakładając za ucho kosmyk włosów brudną od mąki ręką. - Tylko dokończę wałkować ten placek.

Niebieskooki mruknął coś niezrozumiałego pod nosem na znak zgody. Czekając, aż jego towarzysz skończy, mimowolnie co rusz zerkał na jego odkryte przedramiona. Siateczka bladych, nierównomiernie rozłożonych kresek pokrywała całą ich zewnętrzną stronę, natomiast gdy Osamu rozprostowywał ramiona mógł ujrzeć o wiele mniejszą ilość znajdującą się wewnątrz. Odczuwał dziwną pokusę, aby podejść bliżej, dotknąć ich, po czym poprosić, żeby opowiedział mu ze szczegółami jak się ich nabawił.

Ciszę przerywał tylko dźwięk poruszającego się wałka, ale ten bezgłos był wyjątkowo przyjemny dla zmęczonego rudowłosego. Ta spokojna atmosfera zdawała się uspokajać nawet jego choleryczny charakter.

Ciemnooki ponownie poprawił opadające na twarz włosy, sprawiając w ten sposób, że znalazło się na nich jeszcze więcej skrobi.

- Masz białe włosy od mąki - powiedział Nakahara po chwili, a Osamu spojrzał na niego zaskoczony.

- Serio? Gdzie? - zapytał, poklepując się obiema dłońmi po głowie, sprawiając w ten sposób, że były jeszcze jaśniejsze.

- Teraz wszędzie, głupku - odpowiedział, uśmiechając się tak szeroko, że z łatwością można było dostrzec większość jego zębów.

- Czyli mam teraz białe włosy? - spytał, rozglądając się szybko po pomieszczeniu w poszukiwaniu zwierciadła.

- Nie szukaj lustra, bo wyglądasz okropnie - rzekł niebieskooki, widząc to.

- Och, naprawdę? - odparł przesadnie zawiedzionym głosem. - A tak się ostatnio zastanawiałem czy się nie przefarbować...

- Te ci pasują - powiedział szybko Nakahara, czując jak na jego policzki wpływa niewielki rumieniec. - Więc ich nie zmieniaj.

- O, jakie to miłe z twojej strony - rzekł pogodnie Dazai, nachylając się w jego stronę nad blatem, przekrzywiwszy przy tym zabawnie głowę. - Twoje też są bardzo śliczne, ale w sumie to chciałbym zobaczyć jak wyglądasz w białych.

Chuuya tylko kątem oka zobaczył jak ręką architekta przesuwa się po stole. Niestety, zanim jego mózg zdążył połączyć ten fakt z sensem wypowiedzianych wcześniej słów duża ilość mąki wylądowała na jego, jeszcze chwilę wcześniej, rudych włosach.

- Gnido, co ty wyprawiasz? - wykrzyknął, starając się strzepać proszek z czupryny. - Powaliło cię?

- Możliwe! - powiedział Osamu, a w jego oczach pojawiły się figlarne iskierki. - Hm, tobie biały też nie pasuje.

Nakahara wykrzywił usta w gniewnym grymasie i nie namyślając się długo, wziął garść leżącej na stole mąki i rzucił nią prosto w środek twarzy ciemnookiego. Zdezorientowany szatyn zamrugał dwukrotnie, po czym zaśmiał się głośno.

- Chcesz wojny? - zawołał prowokująco, zgarniając całkiem pokaźny stosik proszku. - To ją masz!

Rzucił przygotowaną amunicją w stronę jasnookiego, ale ten zdołał szybko ukucnąć, a pocisk trafił w stojącą z tyłu szafkę. Chuuya sięgnął po trochę mąki i ściskając ją w dłoniach, powoli i po cichu przeszedł na czworakach na drugą stronę, chcąc zajść swojego oponenta od tyłu. Na jego nieszczęście, architekt spodziewał się po nim takiego posunięcia, więc gdy rudowłosy wyłonił się zza rogu, dostał całkiem pokaźną ilością proszku prosto w brzuch.

- Oż ty! - krzyknął zaskoczony Nakahara, po chwili dodając do tego okrzyku wiązankę przekleństw. - Jak ja cię zaraz dorwę!

Zaczęli biegać po całej kuchni, obrzucając się mąką i chowając się za różnymi przedmiotami. Niebieskooki zdawał sobie sprawę, że jeżeli ktokolwiek by tutaj wszedł to bez wątpienia stwierdziłby, że zachowują się gorzej niż dzieci w przedszkolu. Bawił się jednak zbyt dobrze, żeby zaprzątać sobie głowę tą myślą przez dłuższą chwilę.

- Gdzie się schowałeś, Chuuya? - zapytał Osamu, wstając z kolan, co rudowłosy widział zza przeciwległego krańca blatu. - Właśnie sobie uświadomiłem, że chociaż czubek głowy masz cały bialutki, to reszta włosów nadal jest nieskazitelnie ruda! Chodź tu, żebym mógł wyrównać ci kolor!

- Turlaj dropsa, ty fryzjerze od siedmiu boleści! - zawołał niebieskooki, trafiając szatyna idealnie w środek lewego policzka.

Dazai odwrócił się w jego stronę, a facjatę rozjaśnił mu szeroki uśmiech z kapką mąki w kącikach ust. Położył prawą rękę na stole i prędko przeskoczył na drugą stronę, znajdując się w ten sposób zaledwie kilka kroków od Nakahary, który widząc ten szybki manewr, podjął próbę ucieczki.

- Już mi nie umkniesz! - oznajmił ciemnooki, łapiąc go za koszulkę.

Niższy próbował zdjąć rękę szatyna ze swojego ubrania, jednakże chwyt jego oponenta był wyjątkowo mocny. Zrobił kilka kroków do przodu, mając nadzieję, że Osamu odruchowo go puści. Nic z tego. Na domiar złego sam stracił równowagę i upadł na ziemię, ciągnąc za sobą uczepionego jego stroju architekta.

Jęknął, gdy jego plecy zderzyły się z twardą podłogą. Nie zdążył otrząsnąć się z tego nieprzyjemnego uderzenia, ponieważ Dazai upadł na niego całym ciężarem ciała, wywołując kolejną bolesną falę w jego organizmie.

- Rzeczywiście, jesteś ciężki - mruknął cicho.

Ciemnooki uniósł się na łokciach i uśmiechnął się przepraszająco. Chuuya mimowolnie wstrzymał oddech, uświadamiając sobie, jak blisko się znajdują. Dłuższe kosmyki włosów pochylonego nad nim szatyna delikatnie łaskotały go po twarzy.

Ciemnooki łagodnie musnął kciukiem policzek Nakahary, sprawiając w ten sposób, że jego serce gwałtownie przyspieszyło.

- Miałeś mąkę na twarzy - rzekł głosem niewiele głośniejszym od dźwięku trzepotu skrzydeł kolibra.

Rudowłosy uśmiechnął się i spojrzał w hipnotyzujące tęczówki towarzysza, czując jak po jego ciele rozlewa się przyjemne ciepło. Pierwszy raz widział, taki niesamowity blask w jego oczach. Nawet na pamiętnym spektaklu w teatrze nie błyszczały tak, jak teraz. Piękne, różnorakie odcienie brązu tworzyły zapierającą dech w piersiach kompozycję, osobliwą tęczę najpiękniejszych kolorów, jakie dane mu było ujrzeć. Mężczyzna chciałby, aby lśniły tak zawsze, gdy będzie w nie spoglądał.

Delikatnie objął dłońmi twarz szatyna, uświadamiając sobie, że wcześniej czuł na sobie jego oddech, który teraz przestał muskać jego policzki. Hipnotyzujące spojrzenie brązowych ślepi zdawało się prześwietlać go na wylot. Wydawało mu się, iż jego ciało porusza się samo, niezależnie od jego woli, napędzane tylko szybko bijącym sercem.

Przymknął oczy i złączył ich wargi. Krótkie zetknięcie ust, niewiele dłuższe od cmoknięcia, wywołało w jego organizmie gamę pozytywnych emocji. Nozdrza wypełnił mu słodki zapach skóry Osamu zmieszany z wonią jego szamponu i wszechobecnej mąki. Kiedy ich wargi rozdzieliły się Nakahara czuł na nich smak cynamonu, podjadanego przez szatyna przed dodaniem go do jednego z ciast.

- A ty miałeś mąkę na ustach - powiedział, uśmiechając się.

Z niemałą satysfakcją dostrzegł rumieńce na twarzy wiecznie bladego architekta. Ucieszył się, widząc również szczery uśmiech, który pojawiał się na facjacie szatyna coraz częściej.

- Chuuya, ja... - zaczął miękkim głosem Dazai.

- Wszystko w porządku, chłopcy? - usłyszeli głos Kouyou, która nagle weszła do pomieszczenia. Oboje zesztywnieli. - Słyszałam krzyki i... Gdzie wy do cholery jesteście?

Oboje odetchnęli z ulgą, uświadamiając sobie, że leżą za wielkim stołem, który skutecznie blokuje widok osobom stojącym w progu.

- Spadła mi łyżeczka  - rzekł prędko Nakahara pierwsze co przyszło mu na myśl. - Szukamy łyżeczki.

Dazai zmarszczył brwi i poruszył bezgłośnie wargami, jakby pytał, jakie licho strzeliło mu do głowy, że wymyślił coś tak głupiego.

- I potrzebujesz do poszukiwań aż dwóch osób? - zapytała Ozaki, a rudowłosy mógłby przysiąc, że właśnie wywróciła oczami, gdyż zapewne dostrzegła cały bałagan spowodowany wojną na mąkę.

- To... bardzo mała łyżeczka - rzekł niebieskooki, a Osamu uśmiechnął się trochę złośliwie, na co niższy pokazał mu wytknięty język. - Trudno ją zauważyć.

- Chuuya po prostu nie chce się przyznać, że wystraszył się osy i ze strachu rozwalił pudełko z mąką - powiedział prędko architekt, wiedząc że ta konwersacja nie zmierza w dobrą stronę. - Przy okazji zrzucił pojemnik z sztućcami, których teraz szukamy. Zgaduję, że nie masz ochoty czołgać się z nami po podłodze, mam rację?

- Tak - odparła trochę niepewnym głosem.  - To ja lepiej wrócę na salę. Miłej zabawy... to znaczy powodzenia w szukaniu łyżeczki.

Usłyszeli trzask zatrzaskiwanych drzwi oraz późniejsze kroki oddalającej się kobiety. Po kilku sekundach ciemnooki w końcu wstał i zaczął otrzepywać się z mąki, co nie dało zbyt wielkich rezultatów.

- Chuuya?

- Hmm? - odparł, masując sobie bolące plecy.

- Czemu po prostu nie wstaliśmy, jak Ozaki przyszła? - zapytał szatyn, drapiąc się po głowie.

Nakahara zrobił zaskoczoną minę. Wcześniej nawet przez myśl nie przeszła mu taka opcja i sam nie wiedział czemu. Teraz wydawało mu się to najlogiczniejszym działaniem, lecz nie miał pojęcia, dlaczego wcześniej o tym nie pomyślał.

- Bo jesteśmy głupi, Dazai - rzekł, uzmysławiając sobie, że nie wstałby nawet gdyby chciał, ponieważ to Osamu na nim leżał. - Bo jesteśmy kurwa głupi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro