Rozdział 9 - Osoba zdolna uspokoić umysł

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dazai

- Mówię ci, Kunikiduś - powiedział Dazai chyba po raz piąty w ciągu ostatnich dwóch godzin. -  Naprawdę zapomniałem wziąć tę teczkę ze sobą. Jest tak przeraźliwie zimno, że myślałem tylko o tym w jakie ciepłe ciuszki się ubrać, a nie o tym jakie papiery ze sobą wziąć. Nie zrobiłem ci tego na złość.

- Nawet jeśli - odparł bo chwili współpracownik, poprawiając wiecznie spadające mu z nosa okulary. - Nie zmienia to faktu, że nie mamy twojej poprzedniej pracy. Przecież to, co teraz robisz pójdzie na marne, jeżeli potem okaże się, iż nie jest to kompatybilne z poprzednimi szkicami!

Osamu uśmiechnął się smętnie, próbując zachować spokój. Tłumaczył to blondynowi już kolejny raz i wolałby, żeby zmienił temat lub po prostu się zamknął, bo to marudzenie nie pozwalało mu się skupić.

- Wszystko mam o tu, w głowie - uderzył palcem wskazującym w lewą skroń, chcąc udowodnić, że cała nagromadzona przez niego wiedza zostaje zapisana, gdzieś w środku tej łepetyny.

Scena to musiała wyglądać dość osobliwie, ponieważ - jak powszechnie wiadomo - Dazai nie był zwyczajnym pracownikiem. I jak na niezwyczajnego pracownika przystało, nie mógł siedzieć grzecznie przy biurku, robiąc rzeczy. Szatyn, opatulony w mięciutki koc siedział na podłodze, opierając się o ciepły kaloryfer, pośród porozrzucanych kartek papieru (kilka wisiało nawet na ścianach, przyczepionych za pomocą taśmy klejącej!) które podobno były pogrupowane według jakiegoś porządku, jakiego chyba nikt - oprócz niego - nie mógł ogarnąć swoim umysłem. Ponadto, na stosiku książek w twardych oprawach, stał kubek w kwiecistym wzorze, którego zawartość wciąż parowała, rozprowadzając zapach herbaty owocowej po pomieszczeniu. A architekt po prostu siedział pośród tego buszu ze szkicownikiem na kolanach i rysikiem w dłoniach oraz słuchawkami na uszach (z muzyką klasyczną oczywiście), wstając co kilkadziesiąt minut, aby pójść po kolejną dawkę rozgrzewającego napoju do pokoju wspólnego, gdzie znajdowały się takie cuda jak ekspres do kawy i czajnik zmieniający barwy pod wpływem temperatury wody.

Doppo, w ciągu dwóch lat, jakie spędził, pracując z tym osobliwcem w jednym pokoju zdążył się przyzwyczaić do jego nietuzinkowych pozycji; szczerze powiedziawszy to widywał już dziwniejsze. W cieplejsze dni zdarzało się ciemnookiemu leżeć na podłodze z nogami wystającymi za okno, bo podobno posadzka jest zimna i dzięki takiej pozycji upał nie był aż tak dokuczliwy.

- No nie bucz się tak Ku-ni-ki-da - rzekł Osamu, gdzie nazwisko partnera wysylabizował w rytm melodii, której aktualnie słuchał. - Przecież skończę to na czas. Jak zawsze.

Jasnooki westchnął przeciągle. Tego akurat nie mógł mu zarzucić, bo jeszcze nigdy nie zdarzyło się, aby jego partner nie oddał projektu na czas. Nieraz dostawali takie same prace (pod względem ilości materiału) a Dazai kończył je w ciągu trzech czy czterech godzin, kolejne dwie przesypiał i finalnie wychodził wcześniej niż miał zapisane w grafiku, a następnego dnia zanosił przełożonym nienagannie wykonane zadanie, bez chociażby jednego błędu. Zadanie, nad którym on sam spędził osiem godzin w pracy i kolejne kilka w domu, a i tak zawierało parę pomyłek. Okularnik często zastanawiał się jak to możliwe, że z takim umysłem, ranga jego współpracownika była stosunkowo tak niska. Jednakże za każdym razem, gdy pytał się go o to, ten zbywał go i rzucał jakimś żartem. Odpuścił więc sobie próbę dowiedzenia się tego od niego, ale ciekawość nadal go nie opuściła.

- Mam nadzieję, że tak będzie, stuknięta mumio - mruknął, powracając wzrokiem do komputera, na którym sprawdzał prace swoich nielicznych podwładnych. - To nie jest jakiś tam przeciętny projekt, tylko prawdopodobnie najważniejsza robota w twoim życiu.

- Ostatnio też tak mówili - bąknął szatyn pod nosem, odkładając kolejną zapełnioną kartkę na jeden ze stosów.

Blondyn szeroko otworzył oczy. Pracował z nim w jednym biurze od początku jego kariery i nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek wcześniej kierownik zlecił mu projekt na podobną skalę.

- Słucham? - wydukał po chwili zszokowany blondyn. - Kiedy niby miałeś do wykonania coś podobnego?

Ciemnooki westchnął cicho i napił się herbaty, umyślnie przedłużając ciszę. Czasem w ogóle nie mógł zrozumieć swojego współpracownika. Najpierw, w trybie ekspresowym kazał mu przyjeżdżać do biura, a teraz zagadywał go i odciągał od pracy. Gdzie tu logika? Naprawdę, pracoholicy to dziwne stworzenia.

- To nie był mój projekt - powiedział po chwili, trzymając kubek w dłoniach, aby ogrzać dłonie o jego ciepłe ścianki. - Na jednej z pierwszych "nocek" jakie tu przepracowałem, dostałem raporty do przeglądnięcia i archiwizacji. Potrzebowałem pewnych starych szkiców, więc poszedłem do naszej biblioteki i spotkałem tam grupę starszych pracowników, siedzących nad planami i dokumentami. Z grzeczności zapytałem się czy mam im pomóc, a jeden z nich odparł, że taki świeżak jak ja nie poradzi sobie z zadaniem, którego nie może wykonać sztab starszych stażem pracowników.

Trochę się zdenerwowałem tym ich lekceważeniem i z czystej przekory podszedłem do nich, przeczytałem te wytyczne i poprosiłem o coś do pisania. Trochę się zdziwili, no ale dali mi jakiś ołówek, bo pewnie sami byli ciekawi co tam wykombinuje. No to nabazgrałem im kilka wstępnych pomysłów i powiedziałem, że są to zwykłe sugestię świeżaka, więc niech je zmodyfikują, jak na starszych przystało.

Gapili się potem na raz na mnie raz na notatki i szeptali coś między sobą. No to szybko wziąłem to, po co przyszedłem i wróciłem do siebie. Następnego dnia szef zaprosił mnie do siebie i zapytał mnie czy im pomogłem. Gdy potwierdziłem to powiedział mi, że to był jakiś bardzo ważny międzynarodowy projekt, a tamta grupa zmiksowała moje koncepcje, dodała jeszcze coś od siebie i wyszło bardzo dobre coś. Kierownik od razu zaproponował mi awans, a ja odmówiłem, ze względu na zwiększoną ilość godzin i zleceń, jakie wówczas by mi przypadły. Pan Fukuzawa był na początku bardzo zdziwiony, ale potem chyba zrozumiał mój tok rozumowania. Teraz tylko od czasu do czasu dostaje trudniejsze zadania w zamian za zwiększoną ilość dni wolnych, czy jednorazowe wynagrodzenia.

Kunikida wciąż patrzył na niego z wielkim zdziwieniem, a Osamu poczuł jak na jego policzki wpływa delikatny rumieniec. Nie lubił gdy ludzie patrzyli się na niego takim wzrokiem. Wydawało mu się wówczas, że próbują prześwietlić go na wylot, przez co czuł się wyjątkowo niekomfortowo. W takich momentach wydawało mu się, że blizny zaczynają go swędzieć i musiał powstrzymywać odruch gwałtownego drapania się po rękach.

- Gdybyś się zgodził mógłbyś być teraz wysoko postawiony w firmie! - wykrzyknął Doppo tak niespodziewanie, że szatyn mimowolnie spiął się. - Zarabiałbyś mnóstwo pieniędzy w zamian za kilka godzin tygodniowo więcej! Naprawdę, aż tak bardzo nie lubisz pracować?

Dazai przygryzł wargę, aby powstrzymać słowotok, cisnący mu się na usta. Przez ułamek sekundy korciło go, żeby powiedzieć mu prawdę. Wyznać, że nigdy nie będzie harować dłużej niż musi, bo przez nadgodziny i pęd za pieniędzmi jego rodzina się rozpadła. Wiecznie nieobecny ojciec, sprawił, iż jego matka nabawiła się stanów lękowych i depresji, a on - w próbie zwrócenia na siebie uwagi - omal nie zaćpał się na śmierć.

- Lubię architekturę, ale nie przepadam za pracowaniem - odpowiedział wymijająco i aby podkreślić, że uważa rozmowę za skończoną, włożył drugą słuchawkę do ucha i po odstawieniu kubka wrócił do szkiców.

Jasnooki miał ochotę pociągnąć dyskusję, lecz odpuścił. Zdawał sobie sprawę z tego, iż jeśli szatyn na początku konwersacji nic nie powie, to potem za żadne skarby świata tego z niego nie wyciągnie. Miał w sobie tę upartość, która pomagała mu wygrywać kłótnię, ale irytowała oponentów, wiedzących, że nie da się go odwieść od jego zamiarów. A to, co siedziało w głowie współpracownika, było dla Kunikidy istną zagadką. Zagadką, którą zamierzał rozgryźć.

Aby to uczynić, Doppo zawsze bacznie obserwował swego partnera. W pewnym momencie swojego psychologicznego mini-dochodzenia zaczął notować w zeszycie pojedyncze uwagi. Gdy miał chwilę wolnego przeglądał je i analizował. Na przykład dzisiaj, dzięki zapiskom, wiedział, iż - na razie - Dazai wypił dwie kawy (prawdopodobnie z mlekiem) i trzy herbaty (jedną malinową i dwie zwykłe, możliwe, że z dodatkiem cytryny i miodu). Ponadto po czterech godzinach spędzonych w biurze kaszlnął pięciokrotnie i kichnął cztery razy, co przewyższało miesięczną średnią. Dlatego, gdy blondyn usłyszał piąte apsik! zapytał:

- Przeziębiłeś się?

- Na to wygląda - bąknął, przecierając nos rękawem bluzy, przypominając w ten sposób przedszkolaka. - Głupia pogoda, głupie deszcze.

- Jak chcesz to mogę ci dać chusteczki... - zaproponował i urwał nagle, uświadamiając sobie, że rękaw od bluzy szatyna zsunął się odrobinę ukazują kawałek nadgarstka. Nadgarstka pozbawionego bandaża.

Ciemnooki dosłownie sekundę później opuścił rękę i poprawił ubranie. Miał szczęście, bo ubranie obsunęło się raptem o półtora centymetra, ukazując jedno z nielicznych miejsc pozbawionych blizn. Okularnik ujrzał więc tylko fragment bladej skóry, nic poza tym.

- Nie masz dzisiaj bandaży - stwierdził geniusz, a Osamu utwierdził, że w przekonaniu, że blondyni naprawdę czasem nie grzeszą mądrością.

- Dziwisz mi się? Zadzwoniłeś z samego rana, że mam przyjechać, to nie miałem czasu nawet przygotować stylizacji! Powinieneś się wstydzisz, że chorego człowieka do pracy ciągniesz w weekend! - rzekł, obracając to w żart, jak zawsze zresztą, gdy nagle w rozmowie pojawiał się niezręczny temat.

- Skoro jesteś chory to powinieneś wracać do domu - zasugerował, obrzucając spojrzeniem zapisane kartki walające się po podłodze. - Zrobiłeś naprawdę dużo.  A jak wiele ci zostało?

- Pomyślmy... - zastanowił się Dazai. - Jakaś jedna czwarta roboty plus poprawki.

- To stosunkowo niewiele. Lepiej jedź do domu, bo rzeczywiście jesteś jakiś blady.

- Kunikida wygania mnie do domu! Niemożliwe! - zawołał wesoło szatyn, szczerząc zęby w uśmiechu i teatralnie łapiąc się za głowę. - Ludzie nagrywajcie, bo nie uwierzę!

Wyższy westchnął cierpiętniczo i wywrócił oczami, pogodzony z faktem, że jego współpracownik często zachowuje się jak psychicznie chory pięciolatek.

- Jedź już zanim się rozmyślę.

Dazai zmarszczył brwi, zastanawiając się, czy to może Doppo nie jest chory, skoro go wypędza, ale po chwili dał sobie spokój z spekulacjami i wstał. Zdjął koc z ramion, złożył go i włożył do szafki, z której go wcześniej wyciągnął. Klucząc między papierami doczłapał się do wieszaka i ściągnął z niego okrycie.

- Nie będą ci przeszkadzały te kartki, Kunikiduś? - spytał, zapinając płaszcz. - Łatwiej będzie mi to potem ogarnąć, jeżeli zostawię to tak posegregowane.

Jasnooki pokręcił przecząco głową.

- Nie masz samochodu, prawda? - zapytał jasnowłosy, chociaż doskonale wiedział, że Osamu go nie posiada (nie chciał wyjść na stalkera, w końcu był tylko uważnym obserwatorem) - Podwieźć cię? Jest straszna wichura.

- Nie trzeba, mam do przejechania tylko kilka przystanków - odpowiedział szybko szatyn, jakby odpowiedź ta była wyuczona na pamięć. - Poza tym nie będę cię przez taką błahostkę ciągnął w przeciwnym kierunku, niż mieszkasz.

- Jak chcesz. Do zobaczenia, Dazai.

- Papatki, Kunikiduś! - rzucił na pożegnanie i wyszedł.

Doppo policzył w myślach do dziesięciu i gdy po tym czasie współpracownik nie wrócił, zanotował w zeszycie.

Nie lubi jazdy samochodem (może miał kiedyś wypadek?)

Architekt zamknął notatnik i oparł głowę o oparcie krzesła, przymykając oczy. Miesiąc temu, kiedy padało i zaproponował partnerowi podwózkę ten odpowiedział to samo. Dokładnie to. Miał zapisane na marginesie identyczną wypowiedź.

Dazai Osamu naprawdę był ciekawą osobą. Interesującym przypadkiem, który Doppo zamierzał rozgryźć.

***

Dazai niewiele zapamiętał z powrotu do domu. Jedyne co utkwiło mu w pamięci to przenikliwy ból głowy i uciążliwy wiatr, szarpiący poły jego płaszcza. Jego umysł zarejestrował też moment wejścia do mieszkania i rzucenia się na łóżko bez wcześniejszego ściągnięcia butów.

Gdy się obudził, zegar elektroniczny, stający na komodzie wskazywał osiemnaście minut po dwudziestej drugiej, co oznaczało, że przespał kilka dobrych godzin. Przeciągnął się leniwie, a jakaś kość strzyknęła, jakby w proteście do podniesienia się z wygodnego materaca.

Idąc na hol, w celu zdjęcia tego nieszczęsnego obuwia, architekt zastanawiał się jak to możliwe, że zachorował po króciutkim spacerze w deszczu. Od dziecka cechowała go dobra odporność i choroby zazwyczaj trzymały się od niego z daleka, dlatego zdziwił się, że przez taką błahostkę się przeziębił. Kiedy odłożył buty, udał się do kuchni, aby przygotować sobie rozgrzewającą herbatę z miodem, cytryną oraz imbirem i wziąć jakieś lekarstwa, aby móc jakoś przeżyć ten jakże przykry okres chorowania.

Czekając aż woda się zagotuje, wygrzebał z szuflady z lekami witaminę C, tabletki na gardło, ostatni listek paracetamolu i jakiś lek przeciwwirusowy, który zakupił na przecenie w aptece. Stwierdziwszy, że to na razie wystarczy, zamknął szafkę. Wyjął telefon z kieszeni, po czym mimowolnie uśmiechnął się, widząc nieodebraną wiadomość od Nakahary.

Rudzielec w kapelutku

Mam nadzieję, że zrobiłeś coś produktywnego w tej pracy, a nie się obijałeś
I dzięki za nocleg, gnido

ależ nie ma za co Chuu

Z kącikami ust wciąż zwróconymi ku górze, zalał herbatę i z naczyniem w jednej ręce, a medykamentami w drugiej oraz telefonem w kieszeni udał się do salonu. Owinął się szczelnie kocem i włączył telewizor, odstawiając kubek na stolik.

chyba się przeziębiłem
znasz może jakieś dobre sposoby na szybkie wyzdrowienie?

Minęło kilka minut nim architekt doczekał się odpowiedzi.

Idź spać. Sen jest dobry na wszystko

dzięki za radę panie doktorze
na pewno się dostosuję bo spać to akurat lubię
a tak w ogóle to o której jutro kończysz? pytam bo chcę przynieść ci płaszczyk

Nie powinieneś ruszać się z domu, skoro jesteś chory. Lepiej chyba  przeleżeć dzień czy dwa

a co z twoim ubrankiem Chuu?

Nie obrażę się, jeśli oddasz je trochę później

jakiś ty kochany Chuuya

cieszy mnie myśl że tak martwisz się o moje zdrowie

Tym razem na odpowiedź szatyn musiał poczekać dłuższą chwilę, podczas której wziął paracetamol, popijając połową przygotowanego wcześniej napoju.

Tylko nie zasmarkaj mi płaszcza, jak będziesz się kurował, gnido

jasna sprawa
postaram wyleczyć się jak najszybciej aby móc się z tobą spotkać ;)

Osamu pisał z Nakaharą jeszcze przez godzinę o jakiś błahostkach. Po upływie tego czasu, rudzielec napisał, że musi iść spać przez wzgląd na jutrzejszą wczesną porę rozpoczęcia pracy. Ciemnooki pożegnał się z nim krótko, życząc miłych snów.

Odłożył smartfon na bok, wzdychając cicho. Pomimo tego, iż zapewnił niebieskookiego, że będzie spał wątpił by teraz udało mu się zasnąć na dłuższą chwilę. Jego organizm odpoczywał w ciągu ostatniej doby już wystarczającą - jak na niego - ilość czasu i nawet nie łudził się na coś lepszego od jednogodzinnej drzemki. Wiedział więc, że większość czasu spędzi wgapiając się w sufit i oglądając denne paradokumenty, puszczane w tv.

Jego dusza pragnęła odpocząć, chociaż ciało niekoniecznie tego potrzebowało. Był zmęczony psychicznie i chociaż starał się nie dać po sobie tego poznać, czuł że się wypala. Nie patrzył w przyszłość z oczekiwaniem, a przyszłość nie wymagała wiele od niego. Po prostu żył jako szary człowiek, jedna mrówka w zatłoczonym mrowisku. Dazai był tą egzystencją po prostu zmęczony.

Wiedział jednak że nie zazna odpoczynku bez znalezienia osoby, która byłaby w stanie uspokoić jego wciąż powracający do przeszłości umysł.

- Co mam zrobić, Odasaku? - rzekł głośno, opadając na poduszki rozłożone na sofie. - Czasem mam już dość tego wszystkiego. Co ty byś zrobił na moim miejscu?

Oczywiście nie doczekał się odpowiedzi. Jak zwykle zresztą. Jednak wypowiedzenie tych kilku pytań pozwalało mu się trochę rozluźnić. Przez krótki, ulotny moment miał wrażenie, że Oda jest tuż obok niego gotów służyć pomocną radą czy samą swą obecnością, jak wówczas, gdy jeszcze stąpał po tym świecie.

Sakunosuke nie tylko był pedagogiem z powołania, a także kompanem, który samym spojrzeniem potrafił podnieść człowieka na duchu. Brak tego niesamowitego wzroku był szczególnie dlań dotkliwy, kiedy siedział sam w mieszkaniu, które dostał po nim w spadku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro