Elva - dodatkowe sceny, cz. I

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział IV (przed atakiem na targowisko) 

– Idziesz z nami do tawerny? – Gavin uderzył ją lekko w ramię, zwracając na siebie uwagę bety watahy.

Siedziała skulona na fotelu, dopiero co przymknąwszy oczy. Niemal udało jej się przysnąć, mimo ciągłych ryków niosących się po Rezydencji. Niezbyt szczęśliwa uniosła powieki i nabrawszy powietrza w usta, spojrzała na pochylającego się nad nią chłopaka. Stało za nim jeszcze kilka wilków. Tylko Gavin i Lyra przybrali ludzkie postacie, a reszta wesoło kręciła się wkoło, machając puszystymi ogonami.

Większość wilków wolała zwierzęcą powłokę. Do jej porzucenia motywowały je właściwie jedynie przyjęcia – dłonie i usta stawały się przydatne, kiedy chcieli wlać w siebie alkohol, inne substancje albo oddać się towarzyszącym zabawom przyjemnościom. Te, zamieszkujące lasy często w ogóle z niej rezygnowały – nie była im potrzebna. Tak naprawdę tylko najbliżsi Fenrysowi – ci, którzy mieli szczęście zamieszkać w Rezydencji, musieli się jakoś prezentować. Oczywiście nie licząc Starszyzny, która wykupiła sobie swoim lizusostwem drogę do Podniebnego Miasta. Oni musieli zupełnie zapomnieć o wilczej naturze.

Elva zagryzła wargę. Chętnie spędziłaby z nimi trochę czasu, ale nie była w nastroju. I wątpiła, żeby miał on w najbliższym czasie powrócić. Nie miała czasu na uliczne awantury, w które lubiła wdawać się pijana wataha, ani nie mogła sobie pozwolić na żadne dystrakcje.

W powietrzu wisiał kolejny atak i nie śmiała o tym zapomnieć nawet na minutę. Fenrys jak zwykle skąpił jej szczegółów swoich planów – wiedziała tylko tyle, że miał nastąpić dzisiaj.

– Nie. Musimy iść z Reecem na zakupy – odparła.

Gavin wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale uprzedził go Reece, który z wrażenia nawet raczył przybrać ludzką postać:

– Jakie zakupy? – odezwał się wyraźnie niezadowolony młodzieniec, wychylając się z tyłu gotowej do wyjścia grupy. – Elvo!

– Nie marudź, nie będę tego sama nosić. – Zmrużyła oczy, a tym samym, skutecznie go uciszyła. Westchnął tylko głęboko, zrezygnowanie poczłapawszy w stronę dziewczyny. – Poza tym, jesteś za młody na wypady do tawerny – dodała, dolewając oliwy do ognia.

Po pokoju poniosły się rozbawione chichoty i zwierzęce parsknięcia.

– Tu cię ma, młody! – zauważył Gavin z szerokim uśmiechem.

Reece rzucił mu tylko spojrzenie, które mogłoby zabić. Starszy wilk uniósł prowokująco podbródek, jego krótko ścięte włosy zadrżały, kiedy próbował zahamować śmiech. Elva w porę zeskoczyła z fotela i stanęła między nimi, zanim wdali się w typową dla siebie szarpaninę.

– No już, jak macie iść, to lećcie – zarządziła.

***

Beta watahy zaplotła ręce na plecach i westchnąwszy pod nosem, podążyła za Reecem. Młody wilk nigdy nie potrafił zwolnić i właśnie znikał za zakrętem kolejnej uliczki. Natomiast ona traktowała zakupy jako swoistego rodzaju rytuał. Chwilę na oddech.

Z początku dołączyła do wypraw na targ tylko dlatego, że chłopcy mieli skłonność do znoszenia do Rezydencji miliona niepotrzebnych rzeczy, a ona nie zamierzała pozwolić na marnowanie pieniędzy. Utrzymanie watahy i tak musiało drogo kosztować Fenrysa – wątpiła, żeby jego ojciec chętnie łożył na wszystkie zachcianki wilków. Dla starego alfy mogli żyć w lesie, tacy jak oni nie potrzebowali żadnych luksusów. Postanowiła więc sama zająć się wydatkami, aby mieć pewność, że nie będą za bardzo obciążali swego opiekuna. Z czasem, kiedy sytuacja zaczęła się zaogniać, a napięcie rosnąć – wyjścia do miasta pozwalały jej na chwilę zapomnieć o stresie i skupić się na zwyczajnej codzienności.

Dziewczyna się lekko rozpogodziła, kiedy do jej uszu dotarł gwar targowiska, a w nos połaskotały ją aromaty różnorodnych przypraw. Nieoficjalne centrum Bagna zawsze tętniło życiem. Wydawałoby się, że handlarze będą znudzeni i zmęczeni godzinami spędzonymi na wyglądaniu potencjalnych klientów i próbach namówienia ich do przyjrzenia się wystawionym towarom. Ale tak nie było. Łapali hausty rześkiego powietrza i mimo że ocierali pot z czoła, a pod ich oczami ciemniły się efekty dni przepracowanych na polach i w podróży, to na ich twarzach lśniły szerokie uśmiechy. Kilka znanych twarzy pozdrowiło dziewczynę, kiedy zaczęła kręcić się między wąskimi alejkami, zwinnie lawirując między tłumem.

Zatrzymała się przy stanowisku z zachęcającymi oko warzywami i omiotła je wzrokiem. Uwielbiała soczyste dary natury, a wiosną wszystko nabierało koloru i smaku. Chociaż i tak najlepsze smakołyki pojawiały się latem. Spojrzenie wilczycy zatrzymało się na kobiecie o śniadej cerze. Przeglądała wyłożone na ladzie zioła. Unosiła zwarte pęczki liści i uważnie je wąchała, wyraźnie zakleszczona w swoich myślach. Elva nie zwróciłaby na nią uwagi, gdyby nie fakt, że to od niej poczuła.

Była fae.

Włoski zjeżyły się na plecach wilczycy. Słyszała o niej.

– Panienko, co mogę ci podać? Mamy świeże figi, prosto z Ognistego Dworu! – Głos sprzedawczyni odwrócił uwagę wilczycy od fae.

Elva odwróciła się do starszej kobiety, która wyciągała w jej stronę rękę. Trzymała w niej przekrojony, dojrzały owoc, który zachęcał do skosztowania. Wilczyca zanurzyła usta w słodkim miąższu. Uśmiechnęła się, kiedy nektar rozpłynął się na jej języku i oblizała wargi. Figi były drogie, ale czasem mogła odrobinę rozpieścić swoją nieznośną bandę.

– Wezmę dwadzieścia sztuk – powiedziała. – Czy możesz wysłać też do Rezydencji stałe zamówienie? – spytała.

Sprzedawczyni obdarzyła ją szerokim uśmiechem.

– Oczywiście! Myślę, że chłopcy dadzą radę podjechać jeszcze dzisiaj.

Elva chciała podziękować, ale zasłyszany warkot wyrwał ją z rytmu. Szum przeistoczył się w przeszywający kości ryk, a dziewczyna struchlała. Towarzyszyły mu wzbierające na sile przerażone wrzaski. Odwróciła się w ostatniej chwili, by ujrzeć pędzącą w jej stronę bestię. Zamarła i wciągnęła powietrze w płuca, a strach skrępował ciało wilczycy, uniemożliwiając wystarczająco szybką reakcję.

– Elvo! – Własne imię było ostatnim, co usłyszała, zanim coś z ogromną siłą uderzyło ją w bok.


Rozdział VIII (przed przyjęciem Fenrysa po ataku na targowisko, na które przychodzą Tiernan z Gwendolyn)

Wilczyca narzuciła na ramiona cienką pelerynę i po cichu wymknęła się z Rezydencji w objęcia nocy. Nie było to trudne. O tej porze wilki bawiły się w knajpach albo szwendały po lesie. Czasem lubiły udawać się na polowania, oddając pierwotnym instynktom, a czasem kryły się między gęstymi gałęziami, bo natura przynosiła im spokój i koiła nerwy.

Elva tym razem pozostała w ludzkiej postaci, a palce mocno zaciskała wokół trzymanych w rękach drewien. Jak co roku maszerowała między prastare knieje, aby oddać szacunek zmarłym. Jednak nigdy wcześniej nie musiała robić tego samotnie. Zawsze towarzyszył jej Fenrys.

Alfa nie odezwał się do niej słowem, od kiedy nie wytrzymała i wybuchła po ataku na targowisku. Sama nie miała odwagi wyciągnąć do niego ręki ani chęci, by prosić go o uwagę. Uważała, że tamtego dnia przekroczył granicę, i obawiała się, że jeżeli nie zwolni, zrobi coś, czego będzie później żałował.

Konieczne.

Wiedziała, że w istocie tak było. Ale Elva nie potrafiła tak łatwo zdobyć się na niektóre ofiary, by okupiły końcową wygraną. Być może to dlatego teraz Isobel stała u boku alfy zamiast jego bety. Okazało się, że niepozorna czarownica nie ustępowała mu bezwzględnością – była gotowa bez mrugnięcia okiem wyłożyć na stół wszystkie karty, jeżeli istniała szansa na zysk. Wilczyca poczuła uścisk w żołądku. Fenrys nie musiał rozmyślać nad wymyślnymi sposobami, aby ją ukarać za niesubordynację. Dobrze zdawał sobie sprawę, że Elvę najbardziej zaboli, jeżeli się od niej odsunie. Ostatnią szpilą był dzisiejszy dzień, kiedy nawet nie uraczył jej zerknięciem z daleka. Coś między nimi pękło.

Spędzali razem rocznicę śmierci rodziców wilczycy, odkąd Fenrys przygarnął dziewczynę pod swoje skrzydła. Zawsze, gdy się zbliżała, obsypywał Elvę małymi podarkami, usiłował przywołać na jej twarz uśmiech. Z czasem sama obecność alfy w tym czasie zapewniała dziewczynie poczucie stabilności, a dziś nawet tego jej odmówił. Po tylu latach potrafił ją tak po prostu opuścić. Czy nie była warta tego, aby wybaczyć jej te kilka słów za dużo? Czuła się jak wymięty śmieć, który wyrzucił do kosza.

Nikt nie wiedział, jak wyglądały ostatnie chwile rodziców Elvy. Wyszli do lasu i już z niego nie wrócili. Rozpłynęli się w czuwającej nad nim mlecznej mgle. A ona została sama. Dopóki nie odnalazł jej Fenrys i nie uczynił pierwszą członkinią swojej watahy.

Dopóki nie zaprosił jej do udziału w pierwszej misternie plecionej intrydze.

Szukali latami jakichkolwiek śladów, ale bez skutku. Zdawała sobie sprawę dlaczego, chociaż nikt nie ważył się powiedzieć tego na głos. Za każdym razem, gdy o tym myślała, żółć podchodziła jej do gardła, a brzuchem wstrząsały trudne do opanowania torsje. Elva była niemal pewna, że jej rodzice zostali upolowani, a jakiś cholerny fae ogrzewał ich futrem plecy albo – co gorsza – domowy parkiet. Istoty, które zarzekały się, że zostały zrodzone ze Światła, nie posiadały za grosz wstydu. Uważały, że miały czelność decydować o niespisanych zasadach rządzących światem. Mianować się łowcą, a na niewinnym ciele wyryć piętno ofiary. Mogli dla niej zgnić w Podziemiu, Elvy nic to nie obchodziło – jedyne czego się bała, to zatarcie granicy. Momentu, w którym upodobnią się do oprawcy, starając się mu przeciwstawić.

Chłodnawy wiatr świszczał między powykręcanymi konarami gęstego zagajnika i szeptał swoje pieśni do uszu dziewczyny. Beta zdecydowanie wolała poruszać się po lesie w wilczej postaci. Zwinniejszej i szybszej. Wysokie pokrzywy raniły jej dłonie, kiedy przypadkiem o nie haczyła, a gałęzie wplątywały się w czarne loki. Przez grube futro by tego nie czuła. Zacisnęła jednak zęby i parła naprzód, aż dotarła na niewielką polanę.

Uklękła między kłującymi źdźbłami trawy i ułożyła przed sobą drewniany stos. Przez chwilę przyglądała się niebu. Fae wierzyły, że Naznaczeni po śmierci trafiali do Podziemia – powracali do mrocznej masy, z której powstali. Ona wolała myśleć, że zmieniali się w gwiazdy. Tak jak Światło fae czuwało nad dniem, tak oni opiekowali się nocą. Wszystko i tak było tylko cholernym domysłem, więc jak miała ochotę, to mogła mieć własny. Tej nocy niebo ścieliły gęste chmury, które przysłoniły wieczorne światła. Wciągnęła powietrze nosem i zaczęła gmerać w kieszeniach w poszukiwaniu rozpałki. Naraz pobliskie krzaki zaszeleściły, a Elva nadstawiwszy uszu, napięła mięśnie. Chwilę potem rozchyliła lekko usta. Rozpoznała zapach przybysza, mimo że rozcieńczały go napływające ze wszystkich stron leśne aromaty. Znała rytm jego kroków na pamięć – przypominały wiatr ledwie muskający twardą ziemię.

Przyszedł.

Wyprostowała się i przygryzła dolną wargę, powstrzymawszy nieznośny kącik ust przed podjechaniem w górę. To, że w końcu raczył się pojawić, nie zmieniało faktu, że nie umiał jej odpuścić nawet w dzień pamięci rodziców. Elva nadal była wściekła, mimo że z jej klatki piersiowej stoczył się stos kamieni, a po ciele rozeszło ciepło, które rozgrzało zmrożoną zawodem krew.

– Spóźniłeś się – stwierdziła tylko krótko i energicznie potarła patykiem rozpałkę.

Iskry strzeliły na palenisko, sprawiając, że zajęło się ogniem. Ruda sierść Fenrysa zalśniła w jego blasku. Wilk usiadł koło niej. Milczeli, obserwując skrzące płomienie. Patrzyli, jak się wznosiły i kurczyły, falowały smagane lekkim wiatrem, aż w końcu wygasły.

Elva powoli się podniosła, otrzepawszy dłonie o spodnie. Przeczyściła gardło. Nie wiedziała, czy bardziej kłuło ją to, co się im przydarzyło, czy to, że nie pamiętała, za czym tak naprawdę tęskniła. Nie miała pojęcia, jak wyglądali. Jacy byli. Wiedziała tylko, że była przy nich szczęśliwa. Posiadała kogoś, na kim mogła polegać. Kogoś z kim łączyły ją więzy krwi, których nic nie mogło zerwać. Kogoś kto się nią opiekował. I nienawidziła fae za to, że jej to odebrali. Przeczyściła gardło.

– Wracam – mruknęła.

Zdążyła zrobić dwa kroki do przodu, kiedy usłyszała za sobą szelest. Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć, że Fenrys przyjął ludzką postać. Wbiła paznokcie w skórę dłoni, wstrzymawszy powietrze. Nie musiał jej zatrzymywać, aby przystanęła. Ciężka dłoń opadła na ramię wilczycy.

– Elvo... – zaczął, a ona poczuła, jak jej serce obija się boleśnie o żebra, przygniatając płuca. – Musisz coś dla mnie zrobić.

Nie powstrzymała suchego parsknięcia, które wyrwało się z jej ust. Oczywiście. Zaciągnęła się powietrzem i odchyliła głowę w tył. Naprawdę była głupia. Kosmyki czarnych włosów połaskotały łopatki dziewczyny.

– Co jest? – westchnęła.

Nieważne, czego potrzebował, znała swoją odpowiedź. Bo jak mogłaby mu odmówić? 

***

Pierwsza porcja nowych scen Elvy! Ogólnie przy rozbudowie tego wątku chciałam się skupić na pokazaniu trochę bardziej relacji między członkami watahy i też tej między Elvą, a Fenrysem, także to jest początek z części, którą jak na razie udało mi się poprawić

W ogóle ta piosenka, to jest dla taka piosenka relacji Elvy i Fenrysa przy pisaniu, zawsze jej słucham przed napisaniem ich sceny xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro

#shitpost