Odcinek 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

19.07.2009 | 22.03.2023

Reszta dnia minęła na rozpakowywaniu pozostałych kartonów i pomocy mamie w ogarnięciu tego wszystkiego.

Ojca cały dzień nie było w domu, wrócił po dwudziestej pierwszej. Podobno coś załatwiał.

Itachi wyszedł rano. Nie mówił gdzie idzie, do teraz nie wrócił.

Aktualnie jest godzina dwudziesta trzecia.

Rodzice położyli się spać godzinę temu. W domu zrobiło się cicho i jakoś... nieprzyjemnie?

Właśnie wychodziłem z łazienki. Brałem prysznic, by zmyć z siebie cały ten kurz z tych wszystkich rzeczy.

Szedłem w stronę mojego pokoju położyć się spać, gdy usłyszałem czyjeś kroki na korytarzu. Obróciłem się, ale nikogo nie widziałem.

Sasuke, za dużo kurzu się nawdychałeś.

Przewiesiłem przez ramię ręcznik, którym wycierałem włosy, gdy nagle, jak spod ziemi, pojawił się przede mną Itachi. Wystraszyłem się, nie byłem na to przygotowany.

Prawym przedramieniem przycisnął mój kark do ściany. Zmrużyłem oczy i jęknąłem z bólu, gdy moja głowa uderzyła o ścianę. Złapałem za jego rękę, próbując ją odepchnąć, ale na próżno.

Itachi uśmiechnął się. Dopiero teraz zauważyłem blask niewielkiego noża, który trzymał w tej samej ręce, którą mnie przydusił.

Przełożył go do wolnej ręki i przybliżył do mojej twarzy.

Zacząłem się szarpać, by się uwolnić, ale Itachi, widząc to, wsunął swoje kolano między moje nogi, przylgnął swoim ciałem do mojego i bardziej przycisnął mnie do ściany. Przyłożył nóż do mojego prawego policzka, ale nie raniąc mnie. Zamknąłem oczy i odwróciłem głowę w przeciwną stronę, gdy poczułem jego oddech na mojej szyi.

— Wiesz, że twój strach sprawia mi ogromną radość? — zapytał.

Spiąłem się. Ponownie zacząłem go odpychać. Itachi zaśmiał się, widząc moje próby uwolnienia się. Jeszcze bardziej przybliżył się do mnie. Czułem jego kolano coraz bliżej mojego krocza. Nasze torsy stykały się. Czułem jego włosy na mojej twarzy.

Jak zwykle pachniały migdałowym szamponem...

*

Ale Itachi! Weź to, bo to śmierdzi! krzyczał młodszy chłopiec, odpychając rękę starszego brata, w której trzymał szklaną buteleczkę migdałowego olejku zapachowego.

Śmierdzi?

Tak! Jak... Jak... Śmieci!

Ach, przesadzasz. Gdyby śmieci tak pachniały, to ludzie mieszkaliby w śmietnikach. śmiał się starszy chłopak.

Nie prawda! Śmieeeeeeeeeeeeeee-rdzi! kłócił się mniejszy chłopiec, zatykając nos sobie i swojemu misiowi, którego trzymał pod pachą.

Dlaczego ci się nie podoba? Jest taki delikatny.

Nie jest delikatny! Jest...brutalny! krzyczał.

Brutalny? śmiał się. Zapach nie może być brutalny  wytłumaczył.

Może!

Nie może.

Mo-żeeeeeeeeeeee!! krzyknął.

Hej, ale nie krzycz  śmiał się.

Przestanę krzyczeć jak wyrzucisz tego śmierdziucha  zażądał.

Nie-e.

Ta-ak! przekomarzał się mały Sasuke.

Nie.

Tak! Nas jest dwóch. Raz i dwa! Przegłosowane!

Dwóch?

No ja i Pan Kudłak.

Och... no dobrze. Schowam go i już nigdy go nie poczujesz  odpowiedział ze spokojem starszy Uchiha, chowając buteleczkę do kuferka przy łóżku.

Nie masz chować, masz wyrzucić  oburzył się Sasuke.

Dobrze, wyrzucę. Wybaczysz mi? poprosił Itachi.

Wybaczysz?

Oj, przepraszam. Wybaczycie? poprawił się i ukłonił przed panem Kudłakiem.

Hmm... Musimy się naradzić. Mały obrócił się i zaczął coś szeptać panu Kudłakowi na ucho.

Itachi widząc to zaśmiał się. Wychylił się przez ramię Sasuke, by usłyszeć coś z tej rozmowy.

Nie podsłuchuj! krzyknął. Starszy brat odsunął się.

Więc? zapytał zniecierpliwiony Itachi.

Hmm... Tak! krzyknął uradowany i wskoczył bratu na kolana. Itachi z uśmiechem przytulił pięcioletniego Sasuke.

Chyba ci się ten śmierdziuch wylał  stwierdził.

Nie, nie wylał. Czemu? zdziwił się Itachi.

Bo włosy też ci śmierdzą  odpowiedział malec, bawiąc się kosmykiem długich włosów brata.

*

Uwielbiał migdały. Baaa... Dalej uwielbia. Wszystko musi nimi pachnieć.

A mnie nadal mdli, gdy je poczuje. Tak samo jak przy wanilii czy kokosie. Wolę orzeźwiające zapachy, na przykład pomarańcze. Ale on tego nigdy nie zrozumie.

Itachi schował nóż do kieszeni. Wolną już ręką objął tył mojej głowy.

— Puść mnie — zażądałem. Itachi tylko uśmiechnął się i przybliżył swoją głowę do mojej.

Nagle poczułem jego język na mojej szyi.

Zamarłem.

— Pachniesz pomarańczą, Sasuke — wyszeptał mi do ucha, drażniąc je swoim oddechem.

Nie wiedziałem, co robić. Po prostu stałem i patrzyłem przed siebie.

Ale gdy ponownie poczułem jego język, tym razem na uchu, zacząłem się rzucać, byle tylko mnie puścił.

Itachi wyjął swoją nogę spomiędzy moich i spojrzał mi w oczy.

Pod wpływem jego wzroku przestałem się ruszać.

Po chwili uśmiechnął się, puścił mnie i odszedł w stronę swojego pokoju.

Dopiero teraz zauważyłem, że ma na sobie długi, ciemny płaszcz, co by oznaczało, że przed chwilą wrócił.

Stałem pod ścianą i starałem się uspokoić. Chciałem już coś powiedzieć, ale usłyszałem tylko trzask zamykających się drzwi.

Patrzyłem jeszcze chwilę na miejsce, gdzie przed chwilą stał Itachi i zrezygnowany wszedłem do mojego pokoju.

Nie mając już na nic ochoty podszedłem do łóżka, nie odkrywając kołdry, położyłem się na nim w poprzek. Poczułem tylko jak ręcznik, który cały czas miałem na ramieniu, zsuwa mi się na ziemię.

Nie wiem kiedy zasnąłem.

*

Obudziły mnie promienie słońca. Raziły moje oczy, więc chwyciłem pierwszą lepszą napotkaną rzecz i zakryłem nią twarz. Gdy poczułem, że ta rzecz jest lekko wilgotna, odsunąłem ją i spojrzałem co to. Ręcznik.

Zacząłem się zastanawiać skąd on się tu wziął i przypomniałem sobie całą sytuację ze wczoraj. Ze zrezygnowaniem rzuciłem nim w kąt pokoju. Zakryłem twarz dłońmi i nagle zorientowałem się, że z tego wszystkiego zapomniałem wczoraj ustawić budzik.

Poderwałem się i spojrzałem na zegarek, który stał na szafce przy łóżku - szósta trzydzieści.

Odetchnąłem z ulgą i dopiero teraz zauważyłem, że byłem przykryty kołdrą.

Z tego co sobie przypominam, to nie przykrywałem się nią wczoraj.

Czyżby Itachi...?

Potrząsnąłem głową, by odrzucić od siebie tę myśl i szybki ruchem zrzuciłem ją z siebie. Wstałem z łóżka i udałem się do łazienki.

Odświeżyłem się, przebrałem w mundurek, chwyciłem za plecak i pobiegłem do kuchni jeszcze napić się kawy.

Musiałem się pospieszyć, bo na siódmą umówiłem się z Kibą, że po niego przyjdę.

Gdy wchodziłem do kuchni, Itachi wychylił się przez blat i wystawił w moim kierunku rękę, w której trzymał kubek.

— Kawy? — zapytał z uśmiechem od ucha do ucha.

Spojrzałem na niego, a później na kubek. Zastanawiałem się, czy go wziąć.

A jeśli coś do niej dosypał?

Mimo wszystko po chwili wziąłem od niego kubek.

— Dzięki...

— Proszę — uśmiechnął się. — A! Przechodziłem w nocy obok twojego pokoju i postanowiłem do ciebie zajrzeć. Byłeś odkryty, a okno było otwarte, więc cię przykryłem.

Spojrzałem na niego zaskoczony. Nagle poczułem jego rękę na mojej głowie.

— Uważaj, bo przeziębienie można złapać bardzo szybko — powiedział z uśmiechem i potargał mi ręką włosy.

— Widzisz, jakiego masz wspaniałego brata? Jest już dorosły, ma na głowie wiele własnych spraw, a twoim zdrowiem zawsze się interesuje. — powiedziała mama, wchodząc do kuchni, obdarowując Itachi'ego ciepłym uśmiechem. On również się do niej uśmiechnął.

I to mnie w nim denerwuje najbardziej. Przed innymi, a szczególnie przed rodzicami, zachowuje się jakby nigdy nic... No wiecie. A jak jesteśmy sami to jest zupełnie innym człowiekiem.

Człowiekiem?

Nie, zwierzęciem.

Spojrzałem w bok zniesmaczony całą tą przesłodzoną sytuacją. Wziąłem łyk kawy i odstawiłem kubek. Spojrzałem na zegarek – szósta pięćdziesiąt pięć.

— Cholera... — rzuciłem sam do siebie. Złapałem za plecak i pobiegłem w stronę drzwi.

— Uważaj na siebie, synku! — Usłyszałem za plecami głos mamy, gdy wybiegałem z domu.

*

Biegłem środkiem chodnika, co chwile trącając jakichś ludzi.

Spóźnię się!

Pięknie! Drugi dzień znajomości, a moja reputacja legnie w gruzach. Wspaniale Sasuke, przeklinałem siebie w myślach

Skręcałem właśnie w alejkę Kiby, gdy wbiegłem wprost pod nadjeżdżający samochód.

* * *

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro