Odcinek 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

21.08.2009 | 28.03.2023

— Dlaczego tak potraktowałeś Naru?

Spojrzałem na niego.

— To znaczy? — rzuciłem obojętnie, poprawiając koszulę.

— Nie udawaj idioty! — wrzasnął. — Przed chwilą go poznałeś, on potraktował cię jak swojego dobrego przyjaciela, a ty-

— Nie musiał.

— Co?

— Nie musiał.

— Czego?

— Traktować mnie jak przyjaciela. Nie potrzebuje tego. Nie zależy mi na tym.

Kiba spojrzał na mnie zaskoczony.

Nie zwróciłem uwagi na jego reakcje. Spojrzałem w lustro i z kamienną twarzą zacząłem poprawiać włosy, kiedy on nagle uderzył pięścią w umywalkę.

— Co ty pieprzysz?! "Nie potrzebuje", "nie zależy"?! Chcesz być sam przez całe życie?! Zdychać w samotności?! Tego kurwa chcesz!?

— Głośniej.

— Co?

— Wrzeszcz głośniej — powiedziałem opanowanym głosem i kopnąłem drzwi łazienki. Zanim się zamknęły Kiba zobaczył grupkę ludzi patrzących w naszą stronę, wyraźnie zaniepokojonych tą wymianą zdań.

— Przepraszam, poniosło mnie... — wyszeptał i oparł się o ścianę, głęboko oddychając.

— Nie ma za co — rzuciłem, nie patrząc na niego. Spojrzałem ostatni raz w lustro i złapałem plecak.

— Idziesz? — zapytałem go, wychodząc z łazienki. Kiba tylko kiwnął głową i wyszedł za mną.

Idąc przez korytarz, rzuciłem wściekłe spojrzenie grupce podsłuchiwaczy, na co oni szybko odwrócili głowy. Z satysfakcją spojrzałem na Kibe, na co on lekko się uśmiechnął, ale wciąż było po nim widać, że głupio się czuje przez tę sytuację sprzed chwili.

Gdy byliśmy bliżej Naruto zauważyliśmy, że nie jest sam.

— Ki, Sasu! Mówiłam, że macie na mnie poczekać — krzyknęła niezadowolona Ino i skrzyżowała ręce na piersiach.

— Wybacz — mruknął Kiba, uśmiechając się.

Gdy podeszliśmy do niej, spojrzałem w oczy Naruto najzimniej jak tylko potrafiłem. Starałem się jak cholera, żeby moje spojrzenie wręcz krzyczało, że nie jest tu mile widziany.

Naruto, pod wpływem mojego wzroku, lekko zadrżał i zaraz spuścił głowę.

Zadowolony spojrzałem na Ino i trójkę osób obok niej, które widziałem pierwszy raz - dwie dziewczyny i jednego chłopaka.

— A więc tak: Sasuke to jest Neji, Temari i Tayuya. — Wskazywała po kolei Ino.

— Miło poznać — uśmiechnął się Neji i podał mi rękę.

Był trochę niższy ode mnie, miał niesamowicie długie, brązowe włosy i wręcz białe oczy jak... Hinata.

— Mnie również. Sorry, że pytam, ale jesteś bratem Hinaty? — zapytałem, na co Neji się zaśmiał.

— Nie, nie szkodzi, dużo osób o to pyta. Nie jestem jej bratem, tylko kuzynem — odpowiedział.

Kiwnąłem tylko głową.

— Temari, miło poznać — rzuciła nagle jedna z dwóch dziewczyn.

Niższa ode mnie, ale mimo to, czułem, że lepiej z nią nie zadzierać i że nie da sobie w kasze dmuchać. Miała ciemno-niebieskie oczy i blond włosy spięte w cztery kucyki.

— Mnie również — rzuciłem i spojrzałem na drugą dziewczyną, pierwsze co mi się nasunęło na myśl to brązowooka zdzira z długimi, ciemno-różowymi włosami.

Tak, wiem, jestem męską świnią, że mogłem tak pomyśleć o kobiecie.

Czemu tak, a nie inaczej?

Rozpięta do połowy koszula mundurka, na dodatek podwinięta nad pępek. Spódniczka była poprzerabiana przez jej właścicielkę, lekko wystrzępiona, z mnóstwem przypinek.

— Jak już wiesz, mam na imię Tayuya. Więcej ci na razie nie trzeba — rzuciła oschle i oparła się ręką o ramię Temari.

No to pięknie. Dwie władcze kobiety w mojej klasie, na dodatek w zmowie.

— Coś taki przestraszony? — zaśmiała się Temari.

— Ja niczego się nie boję, nie wiem jak ty — rzuciłem w jej stronę z kpiącym uśmiechem, na co obie odpowiedziały mi tym samym.

Ino widząc te sytuacje wkroczyła do akcji w obawie, że zaraz się pogryziemy.

— Ok, więc teraz się znacie i jest fajnie — zaśmiała się, ale widać było, że obawia się o swoje życie, przez to, że przerwała naszą rozmowę. — Więc teraz umówimy się kiedy i gdzie się spotkamy — powiedziała już optymistycznie, gdy zobaczyła, że mi i dziewczynom przeszło.

— Zaraz, a gdzie jest Hinata i Lee? — zapytał Sai.

— A, Lee powiedział, że z chęcią by przyszedł, ale niestety po szkole ma trening. A Hinata się do nas dostosuje.

Przybliżyłem się do Kiby.

— Lee? Kto to? — zapytałem go po cichu.

— Dowiesz się w swoim czasie — odpowiedział z uśmiechem.

Zdziwiony jego odpowiedzią wyprostowałem się i spojrzałem na niego pytającą.

— No dobra. Naru, o której ci pasuje? — zapytał Kiba, olewając mnie.

— Wybaczcie, ale nie pójdę z wami. Umówiłem się już z Shikamaru i chłopakami, sorka — rzucił zakłopotany, drapiąc się w tył głowy z uśmiechem na twarzy.

— Tym lepiej — mruknąłem, na co wszyscy się zdziwili, a Naruto znowu posmutniał. Kiba tylko spojrzał na mnie zły. — Więc, w sobotę mamy lekcje do...? — kontynuowałem.

— My do trzynastej, ale dziewczyny mają jeszcze jedną lekcję — podpowiedział mi Chouji.

— Ok, więc może o piętnastej? Każdy zdąży wrócić do domu i się przebrać, nie? — zaproponowałem.

Wszyscy wymienili spojrzenia, by po chwili spojrzeć na mnie z uśmiechem.

— Mi pasuje — rzucił Sai.

— Nam też — powiedziała Temari.

— Ok, to w sobotę o piętnastej — uśmiechnęła się Ino. — To może... przy pomniku Hachiko[1]?

Wszyscy kiwnęli głową na zgodę.

Nagle rozległ się dzwonek, sygnalizujący, że zaczynają się lekcje.

— Ok, to sobota, piętnasta, Shibuya[2], przy pomniku Hachiko — podsumował Neji.

— Zgadza się — uśmiechnął się Kiba. — Ok, chodźcie pod klasę, bo jak się spóźnimy to Delfinek[3] dostanie palpitacji. — powiedział, a wszyscy zaczęli się śmiać.

Ustawiliśmy się pod klasą czekając na nauczyciela i nagle usłyszałem głos Hinaty.

— Wybaczcie! Spotkanie się przedłużyło. Spóźniłam się? — powiedziała zaspana, uspokajając oddech, opierając się na ramieniu Choujiego.

— Nie, nie. Ustaliliśmy, że spotykamy się o piętnastej przy Hachiko — rzuciła z uśmiechem Ino.

— Ok, zapisze sobie — rzuciła Hinata i wyciągnęła z torby ogromny notes zapchany różnymi kartkami i zapewne niezbędnymi dla niej informacjami.

— Sporo tego masz jak na pierwszy dzień szkoły — zaśmiał się Kiba.

— Nie, nie, to nie jest mój główny kalendarz, to tylko ten podręczny — rzuciła, zapisując nasze spotkanie, na co wszystkim oczy powiększyły się do rozmiarów talerzy.

Chouji już chciał coś powiedzieć, gdy nagle drzwi klasy otworzyły się z hukiem.

— A wy co tu tak stoicie, co? Gadać to byście tylko potrafili, ale uczyć to nie! Tylko lekcje tracę! — wrzeszczał wysoki, ciemnooki mężczyzna uczesany w wysoki kucyk. Gdy dokładniej mu się przyjrzałem zauważyłem bliznę na jego twarzy. – No co się patrzycie?! Do klasy! — rozkazał.

— Tak, tak, nie gorączkuj się... — zaśmiał się Kiba, mijając mężczyznę.

— Inuzuka! Pierwszy dzień szkoły, a ty już mi podpadasz!

— Poważnie? Kurde blaszka, jaki ja niedobry jestem... — powiedział Kiba, udając zmartwienie, kładąc ręce na policzkach i komicznie kręcąc głową, na co reszta wybuchnęła śmiechem.

Mężczyzna spojrzał na niego zły i po chwili przeniósł wzrok na mnie.

— Ooo, a ty zapewne jesteś Sasuke, tak? — zapytał nagle, uspokajając się i z uśmiechem podając mi rękę. — Umino Iruka, nauczyciel matematyki — przedstawił się.

— Uchiha Sasuke — również się przedstawiłem, podając mu rękę.

— Uchiha? Jesteś bratem Itachi'ego? Podobno miał najlepsze wyniki w Kioto. — zapytał nagle.

Ja tylko się skrzywiłem, nie odpowiadając.

— Na pewno jesteście braćmi, jesteście dość podobni. No to może odziedziczyłeś to po bracie i będziesz świetnym uczniem, na którego tak długo czekałem. Nie to, co to stado baranów... — mówiąc to, spojrzał w stronę klasy, która już zdążyła wdać się w bójkę na papierowe kulki. — Hej! Takagawa! Zostaw to krzesło, nie jesteś u siebie! — krzyczał w stronę jakiegoś ucznia i odszedł w stronę biurka, prosząc mnie o zajęcie miejsca.

Z kamienną twarzą odszedłem od niego.

Tego się obawiałem.

Wszędzie będę porównywany do Itachi'ego.

Pieprzony ideał.

Podszedłem do miejsca obok Kiby i rzuciłem plecakiem na ławkę, a huk, jaki wywołałem uciszył klasę i wszyscy przerażeni spojrzeli na mnie, zastygając w miejscu.

— Yo, Sasu? Co jest? — zapytał Kiba, trochę wystraszony moim spojrzeniem à la morderca.

— Nic. — rzuciłem oschle, a on już nic nie mówił, tylko usiadł obok mnie.

Iruka zadowolony z faktu, że klasa uciszyła się, zaczął prowadzić lekcje.

*

Przez cały dzień nie potrafiłem się skupić.

Na matematyce rozmyślałem nad słowami Iruki. Kiba od czasu do czasu przywracał mnie na ziemię, ale i tak to wiele nie dawało.

Biologia z szarowłosym Kabuto polegała głównie na wysłuchiwaniu Kiby, dlaczego to ja jestem taki zły i tak źle traktuje pewnego blondynka, który próbuje się do mnie zbliżyć, ale za każdym razem odsyłałem go z kwitkiem. Chemia z ciemnowłosą Kurenai również.

Fizyka z naszym wychowawcą Kakashim opierała się na sztucznych uśmiechach i bezsensownym pierdoleniu, że w szkole bardzo mi się podoba.

Angielski z karłowatym nauczycielem - Manabu - spędziłem na wypełnianiu jakichś dokumentów, które Kakashi zapomniał dać mi pierwszego dnia.

Na plastyce ze skacowanym nauczycielem - Hayate - prawie zasnąłem, ale starałem się zachować twarz, mimo tego, że Kiba spał... Z resztą jak reszta klasy.

Jedynie japoński z Morino Ibikim postawił nas na nogi. Ten mężczyzna jest przerażający...

Przerwy między lekcjami spędzałem głównie z Kibą, Shino i Chouji'm. Dwa razy podeszła do nas Ino z Neji'm, i muszę przyznać, że dosyć przyjemnie nam się rozmawiało.

Nadszedł w końcu upragniony koniec...

— Matkooo... Pierwszy dzień, a ja już mam dosyć... — mówił Kiba, gdy wychodziliśmy z budynku szkoły, rozciągając ręce.

Aequam memento rebus in arduis servare mentem — wymruczał Shino.

Spojrzeliśmy z Kibą na niego jak na idiotę.

— Hę?

I w nieszczęściu zachowuj spokój umysłu — przetłumaczył Chouji.

— A ty skąd to wiesz? — zapytał ze zdziwieniem Kiba, kładąc ręce z tyłu głowy.

— Już to słyszałem — odpowiedział z uśmiechem.

Kiba pokręcił tylko głową.

— Widzisz? Pierwszy dzień szkoły, a wam już wali.

— Boli cię fakt, że nie jesteśmy mądrzejsi od ciebie? — rzuciłem z kpiącym uśmiechem, na co Kiba spoważniał.

— Lepiej się zamknij, bo ciebie coś zaraz zaboli... — wymamrotał pod nosem, na co ja uśmiechnąłem się z satysfakcją, a Chouji zaśmiał.

— Moi mili, nie kłóćcie się, doceńcie piękno tego dnia. — rzucił Shino.

— Jakie piękno? Niebo jest zachmurzone, powietrze wilgotne, ciśnienie spada, a mi rozładował się telefon. — marudził Kiba.

— Dostrzegasz tylko negatywne rzeczy na tym pięknym świecie? Bądź iskierką światła dla świata, który jest twoim otoczeniem! – nakręcił się Shino.

— Ja wale, Shino, daruj sobie — wymamrotał Kiba.

Nagle usłyszeliśmy głos Hinaty.

— Chłopaki! Poczekajcie! — zawołała, machając nam, trzymając za rękę Ino i biegnąc w naszą stronę.

Stanęliśmy i czekaliśmy

— Wybaczcie, że dopiero teraz, ale zapomniałam w szkole — powiedział Hinata.

— A co się stało? — zapytał Chouji.

— Szkoła organizuje czterodniową wycieczkę w góry. Jeszcze dokładnie nic nie wiemy, ale z tego co słyszałam, to Kakashi chce, żeby nasza klasa też jechała — powiedziała Ino, a Hinata jej przytaknęła.

Wymieniliśmy z chłopakami spojrzenia.

— Ja na to jak na lato! — powiedział optymistycznie Kiba. Chouji i Shino również byli chętni.

— A ty, Sasuke-kun? — zapytała Hinata.

— No ej, jak ja jadę, to on też — powiedział Kiba i gwałtownie przyciągnął mnie ramieniem do siebie.

— A to, z jakiego założenia wywnioskowałeś, że to, co ty robisz, to ja też muszę? — zapytałem, próbując uwolnić się z jego uścisku, na co wszyscy się zaśmiali.

— Bo Kiba tak mówi — powiedział z dumą.

Już chciałem coś powiedzieć, kiedy ktoś mi przerwał.

— Ino! Wracasz ze mną do domu czy nie? — wrzasnęła obrażona, różowowłosa dziewczyna.

— Oj, przepraszam, Sakura-chan. Zapomniałam, że czekasz — odpowiedziała ze skruchą Ino.

Dziewczyna podeszła do nas. Zielonooka dziewczyna przeciętnego wzrostu, ze średniej długości różowymi włosami, spojrzała na mnie.

— Haruno Sakura. — Podała mi rękę z uśmiechem.

Wszyscy zaskoczeni nagłą zmianą nastroju dziewczyny, spojrzeli na nią. Kiba puścił mnie.

— Uchiha Sasuke — odpowiedziałem i uścisnąłem jej dłoń.

— Uchiha, tak? Hmm... Coś mówi mi to nazwisko. Itachi-kun?

— Mój brat — odparłem.

— Aaaaa, rozumiem. Nawet jesteście podobni. Jednakowo przystojni — zaśmiała się.

— Aj, zapomniałabym, Sakura. Sasuke jest w naszej klasie. Wybaczcie, Sakura była ze mną na spotkaniu, ale została trochę dłużej i nie mieliście okazji się poznać — wyjaśniła Hinata.

— Nie szkodzi, nadrobimy to teraz — rzuciła z uśmiechem. — Więc, Sasuke-kun, jesteś wolny? — zapytała nagle.

— Sakura! — przywróciła ją do porządku Ino.

— Co? Mam prawo to wiedzieć, tak? — warknęła, na co Ino zamilkła.

— Tak, jestem wolny. — rzuciłem, na co dziewczyna rozpromieniła się i już chciała coś powiedzieć, kiedy jej przerwałem. — I niech tak zostanie. — powiedziałem.

Uśmiechnąłem się do Ino i Hinaty na pożegnanie, odwróciłem się na pięcie i razem z chłopakami odszedłem, a do moich uszu dotarło jeszcze jedno słowo różowo włosej.

— Dziwak...

*

Po jakimś kawałku Kiba skręcił w boczną alejkę. Shino i Chouji poszli w jego ślady.

— Hej, gdzie idziecie? Z tego co pamiętam to w tamtą stronę idzie się na stacje metro. — zapytałem.

— Chodź, zobaczysz. — powiedział Chouji.

Posłuchałem go i podążyłem za nimi.

Uliczka była dosyć wąska, a z każdej strony znajdowało się mnóstwo neonowych reklam, malutkich, dwu-trzyosobowych barów szybkiej obsługi z japońską kuchnią i automaty z herbatami lub innymi zimnymi napojami, kosze na śmieci i plakaty reklamujące, zapewne bardzo atrakcyjne, nowe produkty, które właśnie wyszły na rynek.

Na końcu uliczki rozciągał się plac otoczony starym budownictwem.

Skręciliśmy w prawo, a moim oczom ukazał się niewielki sklepik.

Kiba kazał poczekać nam przed nim, a sam wszedł do środka. Oparliśmy się o stojak na rowery i czekaliśmy. Z tego miejsca nie było już czuć, że jest się w Tokio. Cisza i spokój.

Od czasu do czasu przejechał tędy tylko jakiś staruszek na rowerze.

— Dowiem się, co tu robimy? — zapytałem.

— Kiba ci nic nie mówił? — zapytał Chouji. Ja pokręciłem przecząco głową.

— Od podstawówki przychodzimy tu po szkole na-

— MLEKO TRUSKAWKOWE! — krzyknął Kiba, wychodząc ze sklepu z czterema kartonikami owego produktu. Podał nam po jednym.

Spojrzałem na nie, a potem na Kibe.

— Dziecinne, co? — zaśmiał się Kiba.

— Nie tyle co dziecinne, a dziwne.

— Od podstawówki przychodzimy tu po szkole, żeby wszystko odreagować i na luzie pogadać. — powiedział Kiba.

— Taki nasz rytuał. — zaśmiał się Chouji i pociągnął mleko przez słomkę.

— Taa... Rytuał. Dobrze powiedziane, Cho. — rzucił Kiba i również przyssał się do kartonika.

Spojrzałem na kartonik, który trzymałem w ręce i uśmiechnąłem się sam do siebie.

— A czemu akurat tu? — zapytałem, rozluźniając się i delektując mlekiem.

— Kiedyś zwialiśmy z lekcji. Nudziło nam się, to pałętaliśmy się po uliczkach Tokio. I trafiliśmy tutaj... Tak już zostało. A w ogóle mleko stąd wyjątkowo mi smakuje. — śmiał się Kiba.

Ja tylko się uśmiechnąłem.

— Ok, to ja dziś zaczynam! — rzucił wesoło Kiba i stanął przed nami. — Mam pytanie do Sasuke. — Wskazał na mnie palcem. — Jakie wrażenia po pierwszym dniu szkoły? — zapytał.

— Kurenai-sensei jest niezła. — rzuciłem, śmiejąc się.

— Aaaaaaaa! Wiedziałem! — śmiał się Chouji.

— To dlatego mnie przez całą chemię nie słuchałeś! — oburzył się Kiba.

— No co? — śmiałem się. — Jak na nauczycielkę to niezła jest.

— A kiedy cię pocałuję, trzy dni w gębie cukier czuję. — mruknął Shino, po czym się zaśmiał.

Spojrzeliśmy na niego zaskoczeni.

— Oooooo! Chwila! Shino! A ty skąd to wiesz?! — zapytał zszokowany i podekscytowany Kiba, na co Shino nic nie odpowiedział, tylko się uśmiechnął.

— O matko, to w szkole są jakieś romanse i ja nic o tym nie wiem? — śmiałem się.

Chouji zadławił się mlekiem.

— Shino! Spowiadaj się! — zażądał.

— Miłość to żmija, kocha i zabija. — odpowiedział z uśmiechem Shino, ponownie pijąc mleko.

— O nieeeeeeeeee, tak łatwo ci nie odpuścimy. Gadaj. — rzucił Kiba i przybliżył się do Shino, by lepiej słyszeć. Zrobiliśmy z Choujim to samo...

*

Wspólnie z chłopakami i mlekiem truskawkowych w wesołej atmosferze zleciały nam około trzy godziny. Nie przejmowałem się tym, bo nigdy, w całym swoim życiu, nie miałem tak wesołych trzech godzin.

Ale w końcu musieliśmy się zbierać.

Po jakichś dziesięciu minutach w metrze wysiedliśmy na naszym przystanku. Razem z Kibą odprowadziłem Shino i Choujiego do domu.

— Fajnie było. — powiedział Kiba w drodze do domu. Powoli już się ściemniało.

— Tak... Dosyć śmiechowo. — rzuciłem, a po chwili parsknęliśmy śmiechem, przypominając sobie minę Chouji'ego, gdy spytaliśmy go, która dziewczyna z naszej klasy wpadła mu w oko.

— Taaa... — westchnął Kiba.

— Ej, powiedz mi, ta cała Haruno. Co to za jedna? — zapytałem.

— Sakura? Pochodzi z bogatej rodziny, siedzi w elicie szkolnej, maskotka Shikamaru. Zdzira i lizus w jednym. Co ja mogę więcej powiedzieć. — rzucił Kiba. — A, wpadłeś jej w oko, lepiej uważaj.

— A to niby czemu? Poszczuje mnie bogaty ojcem? — zakpiłem.

— Możliwe. Nie wiesz, do czego ona jest zdolna. Nie toleruje odrzucenia i faktu, że nie może mieć tego, czego chce.

— Nie jestem rzeczą.

— Dla niej jesteś.

Pokręciłem tylko głową.

— A kto jeszcze siedzi w tej elicie?

— Wiesz, nasza klasa, tak jakby, rządzi całą szkołą. To od nas zaczęło się dzielenie na elity i tych mniej ważnych. W elicie siedzi oczywiście Sakura i Shikamaru, Akinori, Goro, Morimasa, Hitoshi, nasze klasowe lalki barbie i, na nieszczęście, Naruto i Ino, chodź oni są tam wbrew sobie.

— To znaczy?

— Ino i Sakura przyjaźnią się od dziecka. Wszystko było ok, dopóki Sakura nie weszła w elitę, teraz traktuje Ino jak psa. A Naru jest wiecznie zakochany w Sakurze i zrobi wszystko byle przy niej być.

Gdy to usłyszałem, poczułem... Smutek? Rozczarowanie? Na pewno coś, czego nie powinienem poczuć...

— Pojebana polityka. — rzuciłem po chwili.

— Popieram. Najciekawsze jest to, że Sakura zawsze była taka grzeczna i cicha. Chciała, żebyśmy wszyscy byli przyjaciółmi, żeby wszyscy w szkole się kochali i w ogóle. Ale jak w liceum zjawił się pan Shikamaru to wszystko się zmieniło.

— A... Jak Naruto to przyjął? — wymsknęło mi się.

To tylko ciekawość, to tylko ciekawość...

— Załamał się. Ale jak dowiedział się, że Sakura nie chodzi z Shikamaru, tylko "dotrzymuje mu towarzystwa" był cholernie szczęśliwy i znowu zaczął chodzić za nią jak wierny Hachiko. A co do Naru, to jego dom. — rzucił Kiba i wskazał ręką na dom, który stał po mojej prawej stronie.

Pierwsze co mi wpadło do głowy to to, że muszę uciec.

Uciec, jak najdalej, byle go teraz nie spotkać.

Już chciałem iść dalej, ale zauważyłem, że między domem Naruto, a następnym domem jest dosyć duży plac z ławeczkami, huśtawkami i piaskownicą.

— Co to za plac? — zapytałem.

— Ten między domem Naru, a domem państwa Takagawa? Generalnie stał tu kiedyś dom, ale spłonął, a pozostałości po nim wyburzono. Teren był do kupienia, ale nie było zainteresowanych. Ludzie z okolicy zebrali się i wykupili te ziemie. Wybudowali tu ten mini plac zabaw, bo w okolicy żadnego miejsca, gdzie mogłyby się bawić dzieci, nie było. Siedzimy tu czasem wieczorami ze znajomymi, jest spokojnie, więc nikomu to nie przeszkadza. To jest takie nasze podmiejskie miejsce spotkań. Niedaleko jest też mały sklepik całodobowy, więc zawsze można po coś wyskoczyć.

— A park? — zapytałem.

— Zawsze w nim się zbieraliśmy, ale straż miejska krzywo na to patrzyła. — rzucił.

— Często tu siedzicie?

— Codziennie ktoś tu siedzi. Wbijemy kiedyś, nie? — zapytał.

— Nie wiem, zobaczę.

—Co "nie wiem"? Mieszkasz tylko sześć domów stąd, leniu. A w ogóle, może dogadałbyś się z Naru?

— Jeśli miałbym tu przyjść to wtedy, kiedy jego tu NIE będzie. — rzuciłem oschle.

— Bez urazy, ale on tu jest zawsze. Wystarczy, że wyjrzy przez okno. — śmiał się. — O, nawet ktoś tam teraz siedzi. Poczekaj, ja skoczę po dwie cole i podejdziemy tam na dziesięć minut. — rzucił Kiba i pobiegł w stronę tego małego sklepiku, o którym mówił.

Ja oparłem się plecami o drzewo, włożyłem ręce do kieszeni i czekałem na niego.

Stałem pod tym samym drzewem, przy którym stanąłem, kiedy po odejściu Hinaty trzeciego dnia mojego pobytu w Tokio, rana na udzie zaczęła ponownie mi dokuczać, wtedy kiedy podszedł do mnie...

NIE!

Potrząsnąłem głową. Nie mogę cały czas o nim myśleć.

Zacząłem męczyć nogą kamienie, które leżały na ziemi pod drzewem, kopiąc je i turlając na zmianę.

Tak pochłonęła mnie ta zabawa, że nie zauważyłem, że ktoś do mnie podszedł...

— Sasuke... — usłyszałem ten ściszony, delikatny głos...

* * *

[1]Hachiko — (ハチ公, ur. 10 listopada 1923 w Odate, zm. 8 marca 1935) – pies rasy akita, który według relacji ludzi czekał w tym samym miejscu nieprzerwanie przez 10 lat na przybycie swego pana przy stacji metra w Shibuya. Doceniając wierność i oddanie owego psa mieszkańcy Tokio w geście szacunku wybudowali na tymże dworcu pomnik upamiętniający lojalnego psa. W Japonii znany jako chūken Hachikō (忠犬 ハチ公, czyli wierny pies Hachikō).

[2]Shibuya — jeden z 23 specjalnych okręgów Tokio. Modna dzielnica Tokio.

[3]Delfinek — Iruka w tłumaczeniu na polski oznacza Delfin.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro